23 sierpnia 2015

Import słowackiego plagiatora do polskich szkół wyższych


Słowacki plagiator PhDr Slavomir Laca CSc został pozbawiony tytułu docenta przez Słowacką Komisję Akredytacyjną, a mimo to wykłada w Polsce jako profesor. Ma tu wielu przyjaciół wśród Polaków, którzy wraz z nim uzyskali tytuł docenta z pracy socjalnej. Polska solidarność dla nieuczciwego kolegi okazała się wymierna. Rączka rączkę myje.

Po wcześniejszych doniesieniach prasowych o autoplagiacie dziekana Wydziału Pedagogicznego Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberku pojawiła się pierwsza tego typu uchwała Słowackiej Komisji Akredytacyjnej, której treść dotyczy naukowca z tego kraju. Raport Komisji stwierdza, że jest on plagiatorem rozprawy habilitacyjnej pani dr Lenki Pasternákovej. Diagnoza brzmi dosłownie: Práca habilitanta Slavomíra Lacu vyjadruje všetky znaky plagiátorstva voči habilitačnej práci Lenky Pasternákovej.

Rektor Vysokej škole zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety, n. o. v Bratislave Dr.h.c.prof. MUDr. Vladimír Krčméry, DrSc. na podstawie podejrzenia o plagiat i Protokołu z przeprowadzonej wewnątrzuczelnianej kontroli zażądał w dn. 10. 5. 2013 od Rady Naukowej rade VŠZaSP sv. Alžbety odebrania naukowej godności docenta dr. Slavomirovi Lacy.

Rada Naukowa w głosowaniu poparła to stanowisko. ZA było 32 członków rady naukowej, 1 był PRZECIW (Ciekawe, kto? Czyżby ktoś z Polski?), zaś nikt nie wstrzymał się od głosu. Tym samym pan dr S. Laca utracił prawo do posługiwania się dyplomem o nadaniu mu w 2012 r. vedecko-pedagogického titulu docenta.

Tymczasem dwie wyższe szkoły w naszym kraju - jedna prywatna WSP TWP im. Janusza Korczaka a druga Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Oświęcimiu zatrudniały u siebie na stanowisku profesora słowackiego pedagoga i byłego już docenta pracy socjalnej Slavomira Lacę. Wydawnictwo Instytut Humanum w Warszawie powołało nawet tego pana na członka rady naukowej periodyku naukowego Europejskie Studia Społeczno-Humanistyczne PROSPON. Pismo jest na liście pism punktowanych przez MNiSW.

Pan dr Laca przykleja się jako docent/profesor, gdzie tylko się da. Występował nawet w składzie Institutu mezioborových studií w Brnie, gdzie wspólnie z czołówką profesorów polskiej pedagogiki społecznej miał gwarantować wysoki poziom międzynarodowych debat naukowych w tej dyscyplinie. Ten Instytut został pozbawiony prawa do kształcenia. Czesi pilnują jakości.

Pan S. Laca pracuje zgodnie ze swoim stopniem naukowym doktora na Słowacji w zamiejscowym instytucie swojej macierzystej uczelni (Ústav sociálnych vied a zdravotníctva bl. P. P. Gojdica) w Preszowie.

Słowacy zaczynają wreszcie reagować na własnych plagiatorów. Szkoda, że jeszcze nie zajęli się plagiatorami wśród Polaków, którzy u nich uzyskują habilitację. Może Polska Komisja Akredytacyjna wspólnie z Centralną Komisją doprowadzą do rozmów w tej sprawie, by zacząć pozbawiać słowackich habilitacji tych, którzy swoją nieuczciwość ukryli i wyeksportowali do tamtego kraju? To tylko kwestia czasu.







22 sierpnia 2015

Beneficjenci słowackich habilitacji

Czytelników interesują twarde dane empiryczne. Podaję zatem (a nie są to pełne dane, gdyż nie prowadzi się takiego rejestru w MNiSW):

O docenturę na Słowacji w ośmiu uczelniach (w tym jednej prywatnej) ubiegała się z Polski następująca liczba osób ze stopniem naukowym doktora w zakresie:

* 62 z pedagogiki;

* 41 z teologii;

* 13 z ekonomii;

* 12 z filozofii;

* 11 z psychologii;

* 8 z kultury fizycznej;

* 6 z matematyki;

* po 5 z socjologii i historii;

* 4 z filologii;

* 4 z nauk o polityce;

* po 3 z nauk medycznych i nauk wojskowych;

* po 2 z geografii, fizyki, prawa;

* po 1 z nauk technicznych, chemii.

Łącznie 195 osób

Nie podaję tu danych o liczbie profesorów tytularnych, którzy uzyskali tytuł na Słowacji. Proszę zauważyć, że to nie pedagodzy stanowią większość w tej grupie, ale przedstawiciele pozostałych nauk.

Z jakich dyscyplin uzyskane zostały słowackie habilitacje?

I - PRACA SOCJALNA (a więc kierunek kształcenia, a nie dyscyplina naukowa) - aż 52 osoby (!) - to ci, którzy udają pedagogów, psychologów lub socjologów;

II - 31 osób - PEDAGOGIKA

III - 30 osób - TEOLOGIA

IV - 14 osób - DYDAKTYKA RELIGII (KATECHETYKA) - ci udają, że są pedagogami, podczas gdy w Polsce można habilitować się z katechetyki w ramach nauk teologicznych; ;

V - 12 osób - FILOZOFIA

VI - 6 osób - EDUKOLOGIA SPORTOWA oraz SPORT HUMANISTYCZNY (to takie kierunki kształcenia, które nie są AWF, ale go udają);

VI - po 5 osób - EKONOMIA (w tym nauki o zarządzaniu) i RUCH TURYSTYCZNY (ten kierunek - to chyba ze względu na BIURO PODRÓŻY DOCENT :) );

VII - po 3 osoby: NAUKI O POLITYCE, MATEMATYKA, DYDKTYKI PRZEDMIOTOWE (też udają pedagogikę, chociaż nią nie są także na Słowacji, gdyż tam pedagogika ma inny kod i wymogi)

VIII - po 2 osoby : PSYCHOLOGIA, PRAWO;

IX - po 1 osobie - LOGOPEDIA (!), HUMANISTYCZNA GEOGRAFIA (w Polsce mamy zdehumanizowaną); MASS MEDIA.



Oto kolejny przykład zdumiewającego nadużywania uzyskanego na Słowacji dyplomu docenta do praktyki zawodowej, która nie jest z nim zgodna. Pani dr Ewa Kucharska uzyskała w 1998 r. na Wydziale Lekarskim UJ stopień doktora nauk medycznych w zakresie medycyny, specjalność: choroby wewnętrzne. Jej rozprawa doktorska nosi tytuł: Wartość trzypunktowego pomiaru densytometrycznego w ocenie osteodystrofii nerkowej u chorych leczonych powtarzanymi dializami. Wspaniale. Może zatem prowadzić praktykę medyczną, a także jako adiunkt mogła być zatrudniona w Uniwersytecie Jagiellońskim w Collegium Medicum na stanowisku adiunkta.



Jednak upłynął określony Statutem UJ okres jej zatrudnienia, w trakcie którego nie uzyskała habilitacji z nauk medycznych. Zapewne to spowodowało rozstanie się z wykładowczynią tej uczelni. Obecnie wskazuje jako swoje nowe miejsce pracy niepubliczną Akademię w Krakowie. Ta jednak nie kształci medyków.

W Internecie znajdziemy ogłoszenia o aktywności medycznej pani doktor. Także w bazie OPI, którą wyprodukowało MNiSW, znajdujemy dane wprowadzające w błąd czytelników, a być może pani doktor nawet nie wie o tym. Rzecz w tym, że w główce jej arkusza widnieje przed nazwiskiem stopień naukowy - dr hab. W rubryce dyscyplina zgodna z "KBN" - mamy informację - "medycyna". Tym samym każdy, kto będzie szukał doktora habilitowanego nauk medycznych, otrzyma informację, że jednym z nich jest w/w pani.

Informacja w OPI wskazuje, że pani doktor uzyskała stopień doktor habilitowanej nauk społecznych w zakresie pedagogiki, specjalność praca socjalna w 2014 r. na podstawie pracy habilitacyjnej pt. "Opieka hospicyjna i paliatywna w RP" , którą przedłożyła w Catholic University in Ruzomberok. Kto podał informację: "pedagogika - specjalność praca socjalna", skoro w powyższej uczelni można było uzyskać habilitację w 2014 r. tylko z pracy socjalnej, a nie z pedagogiki? Dlaczego zatem w rubryce reprezentowanej przez nią dyscypliny - obok "medycyny" widnieje także - "praca socjalna"?

Wiadomo natomiast, że wszędzie firmuje swój słowacki awans jako dr hab. nauk medycznych, co już jest niezgodne z prawdą. Nie jest bowiem doktorem habilitowanym - jak sama to zresztą ujawnia - nauk medycznych. Jej docentura jest z pracy socjalnej, a ta nie jest nauką medyczną, podobnie jak nie jest pedagogiką. Recenzentem w tym postępowaniu z Polski był doc. dr Stanisław Lipiński z prywatnej Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi, zaś członkiem Komisji był z Polski prof. dr hab. Sławomir Mazur, który tam reprezentował Uniwersytet Konstantyna w Nitrze (Słowacja).



Mój wpis nie ma żadnego związku z tą, jak i poprzednio opisaną postacią, ale jest udokumentowany materialnie w kwestii, która bulwersuje środowisko akademickie w naszym kraju. Obie panie zapewne są wspaniałymi lekarkami, które niosą pomoc medyczną osobom tego potrzebującym. Nie jest jednak zgodne z prawem wskazywanie na to, że jest się samodzielnym pracownikiem naukowym czy osobą o wskazanym przez siebie statusie, skoro nie posiada się w danej dyscyplinie naukowej stosownego wykształcenia i aktu mianowania.

Jak już pisałem wcześniej, w związku z międzyrządową umową to nie tylko pedagogika ma w tym kraju problem. Ma go socjologia, medycyna, psychologia, ekonomia, teologia, politologia itd. Jeśli tak dalej będzie, to doktorzy habilitowani pedagogiki, którzy zajmują się edukacją zdrowotną, powinni mieć prawo do otwierania prywatnej praktyki medycznej, skoro treść dyplomu nie ma już żadnego znaczenia.

21 sierpnia 2015

Jak powstało Biuro Turystyczne DOCENT, czyli "habilitacyjnego Eldorado" na Słowacji ciąg dalszy



Ponoć polskich nauczycieli akademickich, którzy uzyskali docenturę (tytuł naukowo-pedagogiczny - tzw. słowacka habilitacja) określa się w naszym szkolnictwie mianem "Słowacy". Językoznawcy powinni zatem wprowadzić ten termin do naszego słownika, bowiem ma on odpowiednie nasycenie w codziennej mowie.


Zawdzięczamy to dobrodziejstwo Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które w 2005 r. (po wejściu Polski do Unii Europejskiej) doprowadziło do dziwacznego porozumienia bilateralnego (m.in. między rządem Polski i Słowacji), w świetle którego postanowiono uznawać na szczególnych prawach dyplomy m.in. w zakresie wykształcenia wyższego oraz stopni i tytułów naukowych. Dziwaczność tego porozumienia wynika z faktu, że Słowacja też jest w Unii Europejskiej, a zatem komuś bardzo zależało na tym, aby wygenerować szczególne przywileje ponad prawem unijnym dla określonej grupy osób. Nie ma przecież takiego porozumienia z USA, Wielką Brytanią czy Niemcami, a przecież to w tych państwach uznaje się poziom nauki i uzyskiwanych tam osiągnięć naukowych wraz ze stopniem naukowym doktora za najwyższy na świecie.


Dlaczego zatem postanowiono podpisać umowę ze Słowacją? Z bardzo prostego powodu. Lawinowy rozwój biznesu akademickiego, w dużej mierze czarnego biznesu, bo polegającego na otwieraniu wyższych szkół prywatnych i dla spełnienia ambicji lokalnych działaczy politycznych czy samorządowych - państwowych wyższych szkół zawodowych wymagał zagwarantowania tym instytucjom odpowiedniej liczby kadr doktorskich i profesorskich - co najmniej ze stopniem naukowym doktora habilitowanego.


Polskie uniwersytety, politechniki czy akademie publiczne mogłyby przeprowadzić każdą ilość przewodów habilitacyjnych czy na tytuł naukowy profesora, gdyby tylko było takie zapotrzebowanie. Szczególnie w takich dyscyplinach, jak ekonomia, socjologia, psychologia, teologia, historia, pedagogika, nauki o polityce, nauki o kulturze fizycznej. Większość wydziałów w państwowych uczelniach dysponowało i nadal dysponuje (tu nastąpił nawet wzrost) prawem do przeprowadzania powyższych przewodów.

Kiedy polski rząd podpisywał porozumienie z rządem słowackim, to nie było w naszym kraju sytuacji, w wyniku której każdy, kto tylko posiadał dorobek naukowy, nie mógłby ubiegać się o awans naukowy.

A jednak. Powstała w kraju "firma" o ukrytej strukturze, w podziemiu, bo takie mamy tradycje, a niektórzy nawet zdolności do działania opozycyjnego wobec władzy lub nielegalnego, także przestępczego, której działacze postanowili uruchomić działalność ratunkową dla jednych, nielicznych, a antyakademicką dla wielu innych oferującą uzyskanie dyplomu docenta (tzw. doktora habilitowanego) najpierw na jednym z uniwersytetów na Słowacji - w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberoku.

Kiedy w 2008 r. pojawiły się w polskiej prasie pierwsze doniesienia o zdumiewającej "turystyce habilitacyjnej" na Słowację, to szefostwo owej "firmy" szybko rozpoznało teren w pozostałych uniwersytetach słowackich, w tym także prywatnych, by zaproponować swoim klientom nowe trasy i cele podróży.


Z których uczelni państwowych i niepublicznych wyjeżdżało najwięcej osób na Słowację, by w ośmiu tamtejszych uczelniach ubiegać się o habilitację (docenturę)? Oto twardych danych ciąg dalszy:

Wśród uczelni państwowych (wraz z ich filiami) dominują:

* Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II w Lublinie - 19

* Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach - 13

* Uniwersytet Rzeszowski - 8

* Papieska Akademia Teologiczna i Uniwersytet Śląski - po 6

* Uniwersytet Opolski - 5

* Państwowe wyższe szkoły zawodowe - 5

* Uniwersytet Szczeciński; UKSW w Warszawie; Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie i Politechnika Częstochowska - po 4.

* Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach; Uniwersytet Gdański; AWF Kraków; Uniwersytet Łódzki; Uniwersytet Zielonogórski; Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy; Uniwersytet Jana Pawła II Kraków; Politechnika Radomska; Politechnika Opolska; Politechnika Rzeszowska i Akademia Techniczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej po 3.


O docenturę z wyższych szkół prywatnych (niepublicznych) najwięcej osób ubiegało się z: Wyższej Szkoły Menedżerskiej (Warszawa. Legnica); Akademii Ignatianum w Krakowie; Akademii Polonijnej w Częstochowie; Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie; Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi i Wyższej Szkoły im. Frycza Modrzewskiego w Krakowie.

Liderem w promocji Polaków na Słowacji jest: Katolicki Uniwersytet w Rużomberku - 94 osoby;

Wicemistrzem w zakresie wspierania polskiej nauki jest: Uniwersytet Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy - 35 osób;

Trzecią pozycję zajął Uniwersytet Preszowski - 31 osób;

Dalsze pozycje, ale za to z wzrastającą liczbą promowanych, zajmują następujące uczelnie: Uniwersytet Pavla Jozefa Šafárika w Koszycach; Uniwersytet Konstantyna Filozofa w Nitrze; Uniwersytet Komeńskiego w Bratysławie; Trnawski Uniwersytet i niepubliczna - Vysoká škola zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety w Bratysławie.


W 2005 r. Marek Wroński napisał na łamach forum "Gazety Wyborczej" do artykuł Ziemowita Nowaka pt. "Czy kielecki naukowiec popełnił plagiat?" o tym, że dr hab. Andrzej Słomka z Politechniki Radomskiej uzyskał na Uniwersytecie w Nitrze na Słowacji docenturę (...) przedstawiając swoją starą pracę doktorską z Warszawy (Instytut Badań Edukacyjnych).

Jak zajrzymy na stronę OPI do naukowego biogramu tego pana, to nie znajdziemy żadnej informacji o tym, gdzie i na jakiej podstawie uzyskał habilitację. Przed nazwiskiem jednak widnieje: "dr hab." Nie wiem, czy coś wskórał pan Marek Wroński, który w tej sprawie interweniował w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz na Uniwersytecie w Nitrze?


Natomiast w/w redaktor "Forum Akademickiego" poruszył w tym samym miejscu sprawę aż 3 plagiatów pana dra hab. Henryka Budzenia,o którym w OPI przyznaje się do swojej pracy habilitacyjnej w Nitrze (może nawet ten Uniwersytet zadbał o te dane), ale przy własnym doktoracie, w rubryce "Tytuł pracy" stwierdza się "brak tytułu". Jak to jest możliwe, że tak szacowna uczelnia warszawska jak SGGW przyjęła obronę tego pana bez tematu pracy doktorskiej? A może on się jej wstydzi?

Pan Marek Wroński przesłał mi wykaz swoich publikacji na ten temat. Zainteresowani mogą przeczytać w archiwum Forum Akademickiego następujące teksty - wszystkie w cyklu:

Z archiwum nieuczciwości naukowej:

1) Forum Akademickie Maj/2005 - RECENZJA PLAGIATOWEJ HABILITACJI

2) Forum Akademickie wrzesień/2005 - LISTY DO REDAKCJI (recenzent prof. dr hab. Włodzimierz Białczyk i odpowiedź na jego polemikę M. Wrońskiego);

3) FORUM AKADEMICKIE, styczeń 2006 - Przyczyny nieżyczliwości (autor: dr hab. inż. Henryk Budzeń) oraz M. Wroński - Łatwo to udowodnić. W odpowiedzi dr. hab. inż. Henrykowi Budzeniowi;

4) FORUM AKADEMICKIE, styczeń 2007 - UTRATA WIARY W SKUTECZNOŚĆ (m.in. Plagiatowa habilitacji dra Budzenia);

5) FORUM AKADEMICKIE, kwiecień 2007 - CZY PLAGIAT POPŁACA?

6) FORUM AKADEMICKIE październik 2007 - SPRAWY ZAKOŃCZONE, w którym to tekście M. Wroński stwierdza:

"Plagiat jest udowodniony nie tylko opinią recenzenta, prof. dr hab.Włodzimierza Białczyka z Wrocławia, ale także opinią dr Sybilli Stanisławskiej-Kloc z Katedry Prawa Autorskiego UJ w Krakowie. Niestety, poprzez zaniechanie ustawowych kroków kolejno przez ówczesne władze dziekańskie Wydziału Nauczycielskiego Politechniki Radomskiej, ówczesne władze rektorskie tej uczelni oraz niedociągnięcia ówczesnego rektora Akademii Świętokrzyskiej, wszystko się przedawniło, zarówno od strony dyscyplinarnej jak i od strony karnej. Plagiatorowi na uczelni nic nie można zrobić... (...) Dla mnie sprawa niezałatwienia nierzetelnych słowackich habilitacji dra Budzenia i dr Andrzeja Słomki – (obaj pedagodzy z Politechniki Radomskiej) ukazuje dwuznaczość polskiego środowiska akademickiego, które takie postawy milcząco toleruje."



Komu były potrzebne słowackie habilitacje? O tym w kolejnym odcinku.