12 lipca 2015

PANEL Kongresu PiS o edukacji, czyli częściowa powtórka z PRL



W Katowicach miała miejsce w dn. 3-5 lipca br. debata politycznego środowiska Prawa i Sprawiedliwości, która dotyczyła także EDUKACJI. Nie uczestniczyłem w obradach, a zatem nie znam ani recepcji przygotowanych do dyskusji panelistów, ani też dyskusji, jeśli takowa w ogóle miała miejsce. Z przesłanego mi wycinka materiałów dowiedziałem się, że panel prowadził 37 letni działacz PiS, absolwent Historii UJ, nauczyciel historii w Liceum Ogólnokształcące im Stanisława Konarskiego w Oświęcimiu Radosław Włoszek. Był "czarnym koniem" w wyborach samorządowych 2014 r. na Prezydenta Oświęcimia, ale nie uzyskał poparcia społeczności lokalnej. Być może będzie kandydował jesienią do Sejmu, gdyż zajmował się w oświatą przy Małopolskim Zarządzie Regionalnym PiS.

Panel miał dość szeroki charakter, bowiem połączono debatę o oświacie z szkolnictwem wyższym, a wiadomo, że każdy z tych obszarów wymagałby zupełnie odrębnych analiz. W sprawie edukacji powszechnej głos zabrała Elżbieta Witek - poseł na Sejm obecnej kadencji, akcentując już w tytule swojego wystąpienia kluczowy dla edukacji następującą kwestię: "Podniesienie rangi zawodu nauczyciela i przywrócenie sprawnego nadzoru pedagogicznego, warunkiem rozwoju polskiej szkoły". Poseł E. Witek jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ukończyła studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym, b. nauczycielką, a w pierwszych latach transformacji pełniła funkcje dyrektora - najpierw w Szkole Podstawowej Nr 2, później w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Jaworze.

W swoim wystąpieniu nawiązała do szczególnej roli, jaką kilkadziesiąt lat temu miał do odegrania w procesie kształcenia nauczyciel. Rzecz jasna odniosła tę ocenę do okresu międzywojennego, bo w okresie PRL - jak wynika z jej wypowiedzi - zawód ten nie miał wysokiej rangi moralnej i społecznej. Dziś pozycja nauczyciela w szkole i w społecznym odbiorze jest coraz niższa. Musimy to zmienić. Musimy wrócić do zasady, że dobra szkoła nauczycielem stoi. Nie może być tak, że uczeń ma więcej praw niż nauczyciel. Nie można tolerować sytuacji, w której zbiurokratyzowany system szkolny odwraca uwagę dyrektora szkoły i nauczycieli od ucznia. Nauczyciel powinien być mistrzem i przewodnikiem młodego człowieka.

Na zajęciach z logiki, które miałem na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UŁ uczono mnie, że jak przesłanka jest fałszywa, to wniosek nie może być prawdziwy. Nie wiem, na jakiej podstawie pani poseł twierdzi, że zawód nauczyciela ma niską rangę moralną i społeczną? Sondaże opinii społecznej wcale tego nie potwierdzają. W różnych okresach naszej transformacji zawód ten zawsze mieścił się w pierwszej dziesiątce najwyżej cenionych i szanowanych w naszym społeczeństwie. Jeśli można mówić o niskiej randze społecznej i moralnej, to raczej ministrów edukacji i niektórych ich współpracowników. Zapewne , jak w każdym zawodzie, także i w tym odnotowujemy patologiczne osobowości, a badania psychologów klinicznych potwierdzają, że co piąty nauczyciel ma najwyższy syndrom wypalenia zawodowego. Jest zatem toksyczną osobowością nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla uczniów.

Ostatni ze znanych mi raportów badań sondażowych na temat prestiżu nauczycielskiego zawodu prowadziła Fundacja CBOS w 2012 r. Uzyskane opinie o pracy nauczycieli dość jednoznacznie świadczą o tym, że jest ona ceniona. Zdecydowana większość badanych postrzega ją jako stresującą (86%), bardzo odpowiedzialną (83%) i trudną (74%). Odpowiedzi dotyczące społecznego wizerunku tego zawodu są mniej jednorodne, ale na ogół również dowodzą, że cieszy się on poważaniem.(Wizerunek nauczycieli, red. Michał Feliksiak, Warszawa: Fundacja CBOS 2012)

Nie rozumiem, na jakiej podstawie pani poseł twierdzi, że uczniowie mają więcej praw od nauczycieli? To jest rzeczywiście kuriozalna wypowiedź w świetle ofiar wśród uczniów patologicznych postaw i zachowań niektórych ich nauczycieli. W naukach o wychowaniu, badania dotyczące przemocy w szkołach potwierdzają, że każdy uczeń w szkole obowiązkowej jest potencjalnie ofiarą przemocy różnego rodzaju ze strony dorosłych (chociaż także i rówieśników).

Nigdy uczniowie w polskim systemie szkolnym nie mieli więcej praw niż nauczyciele, ba, nawet te prawa, które zostały im przypisane, nie są respektowane przez część grona pedagogicznego, głównie w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. To przecież marksista Jerzy Wiatr - jako minister edukacji - usunął ze szkół rzeczników praw ucznia, a koalicjant PiS w latach 2006-2007 minister edukacji Roman Giertych ogłosi koniec z prawami ucznia w szkołach. Już tego pani poseł nie pamięta? Czy za tym tęskni?

W swoim wystąpieniu E. Witek obiecała (mój komentarz w nawiasie):

1. Ograniczymy do niezbędnego minimum dokumentację prowadzoną przez dyrektora szkoły i nauczycieli, zlikwidujemy tzw. "godziny karciane".

(Trafny postulat. Jestem ZA).

2. Wzmocnimy pozycję nauczycieli w stosunku do administracji samorządowej oraz uczniów i rodziców. Nauczyciele uzyskają status funkcjonariuszy publicznych i będą korzystać z ochrony przewidzianej dla nich, podczas lub w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych.

(Zdumiewające, że pani poseł nie wie o posiadaniu już tego statusu przez nauczycieli. Ktoś jej nie doinformował?)

3. Nauczyciel uzyska prawne instrumenty egzekwowania dyscypliny na swoich lekcjach i gwarancję trwałości wystawianych przez siebie ocen. Nadamy wyższą rangę ocenie z zachowania. Będzie ona wliczana do średniej ocen szkolnych, a także będzie warunkiem promocji ucznia do wyższej klasy i ukończenia szkoły.

(Kompletny nonsens. Co to za nauczyciel, który musi mieć instrumenty do egzekwowania dyscypliny? Czy szkoła ma być więzieniem, obozem przymusowej pracy dla przestępców? Ocena zachowania jest instrumentem przemocy z okresu PRL. Tego też pani poseł nie wie? Wraca stare? Jak za Stalina. Kto nie z nami, to przeciwko nam?)

4. Zlikwidujemy ocenę mierną, która nie tylko obniża poziom nauczania, ale w pewien sposób stygmatyzuje ucznia, jako miernego, czyli niewydarzonego, złego, marnego i nijakiego.

(Pięknie. Od kiedy to ocena obniża poziom nauczania? Co za frazeologia! Powinno się zatem zlikwidować ocenę "dopuszczająca" w przypadku wystawiania jej dziewczętom. Dlaczego? Nie wyjaśnię, by nie być posądzonym o seksizm. W Internecie uczniowie to sami komentują. Będzie też załatwiona sprawa gender, a MEN dostanie z tego tytułu milion euro.)

5. Zwiększymy znacząco dodatek za wychowawstwo, co powinno być odczytywane w środowisku nauczycielskim jako przywilej. To ma być rekompensata za rzeczywiste, codzienne działania wychowawcze, a także za podejmowanie przez nauczyciela inicjatyw wychowawczych pozalekcyjnych i pozaszkolnych.

(Świetny pomysł. Ciekawe tylko, jakiej wysokości dodatek ma świadczyć o byciu dobrym wychowawcą? Nie będzie "godzin karcianych", ale będą godziny pozalekcyjne i pozaszkolne w dodatku wychowawczym?)

6. Cofniemy narzucony nauczycielom obowiązek realizacji zadań przynależnych wyspecjalizowanym placówkom psychologiczno-pedagogicznym.

(Słusznie. Powinno to dotyczyć także tego, by języka angielskiego uczył filolog angielski, informatyki - informatyk, geografii - geograf, chemii- chemik, fizyki- fizyk itd.)

7. Przywrócimy nauczycielom placówek socjalizacyjnych, mianowanym i dyplomowanym, ich status sprzed 2013 r.

(Chyba chodzi o placówki resocjalizacyjne?)

w dalszej części wywodu jest jeszcze mowa - już bez wyróżnienia - o potrzebie zmiany awansu zawodowego nauczycieli, do którego zamierza się wprowadzić dodatkowo stopnie specjalizacji zawodowej oraz stopień dyplomowanego specjalisty... Zmianie ma też ulec system kształcenia oraz doradztwa i doskonalenia nauczycieli, no i wreszcie to, czego nie mogłaby ta władza sobie odmówić - wzmocnienie nadzoru pedagogicznego jako tego, który ma być sprawnym instrumentem realizacji polityki oświatowej państwa.

Zapowiada się zatem wzmocnienie pozycji kuratora oświaty i uniezależnienie jego od wojewody. Ba, przewiduje się przywrócenie z okresu PRL inspektoratów szkolnych.
No to życzę nauczycielom dobrych wyborów na jesień. Teraz wygrzewajcie swoje kości, bo czeka was odpowiedzialna i trudna służba. Jeszcze niech odgrzeje PiS b. wiceministra edukacji M. Orzechowskiego (z wyrokiem za bycie pod wpływem...)... .


11 lipca 2015

Strony dla nauczycieli, którzy chcą coś zmienić, ale nie mogą


W Internecie roi się od stron redagowanych przez nauczycieli, którzy chcą coś zmienić w polskim systemie edukacyjnym. Niektórzy nawet sami nadają im taki podtytuł. Problem jednak polega na tym, że kiedy chce się zmienić tylko coś, to de facto niczego się nie zmienia, gdyż istniejące mechanizmy nadzoru i kontroli, przemocy strukturalnej w formie prawnych regulacji oświatowych zostaną natychmiast uruchomione, kiedy pojawi się jakakolwiek inicjatywa oddolnej zmiany, nawet gdyby miała dotyczyć czegokolwiek.

W państwie, w którym system szkolny jest zarządzany centralistycznie a wszelkie zmiany muszą być kontrolowane i dopuszczane przez nadzór nie ma innej szansy na istotną reformę, jak rozpoczęcie od stan "wyzerowania" istniejącej od prawie 70 lat patologii strukturalnej. Tę tworzy Ministerstwo Edukacji Narodowej, które uzurpuje sobie - zgodnie z prawem tworzonym przez poprawnych politycznie posłów - wyłączność rozstrzygania o tym, jak ma wyglądać ustrój szkolny, jak ma przebiegać organizacja roku szkolnego, jakie mają w przedszkolach i szkołach obowiązywać regulacje normatywne (oczywiście wg jedynie słusznego wzoru), jak ma przebiegać proces kształcenia i wychowania, łącznie nawet z rozwiązaniami metodycznymi oraz w zakresie pomocy dydaktycznych.


Zmiany w takim systemie mogą mieć charakter wyłącznie adaptacyjny, przystosowawczy do tego, czego życzy sobie władza partyjna koalicji rządzącej, a jeśli znajdą się nauczyciele uzurpujący sobie prawo do autonomii zawodowej i chcą wprowadzić do swojej placówki innowacje czy eksperymenty pedagogiczne, to muszą uzyskać na to odpowiednią zgodę nadzoru pedagogicznego. Tak kręci się koło przemocy oświatowej. Nauczyciele są oburzeni od czasu do czasu w zależności od tego, w którym ogniwie edukacji następuje "dokręcenie kurka przemocy" lub też władze dokładają kolejne "uszczelki zniewolenia".

Oczywiście, po to zatrudnia się w MEN specjalistów od public relation, żeby mogli każdy, także spodziewany lub nieprzewidywany opór środowiska nauczycielskiego odpowiednio ośmieszyć, zdeprecjonować napuszczając obywateli na nauczycieli jako: leniwych, bezczelnych, przesadnie roszczeniowych, wygodnych, egoistycznych, pozbawionych misji itp. Jeszcze przed wakacjami ministra edukacji zastrzegała wyraźnie, że nie będzie w planowanym na przyszły rok budżecie państwa podwyżek płac dla nauczycieli. Kiedy ZNP ogłosiło przygotowania do strajku a Platformie obywatelskiej i PSL zaczęły spadać słupki poparcia, pani minister łaskawie ogłosiła, że jest gotowa do rozmów ze związkowcami.

Jak zwykle, tuż przed ciszą wyborczą, a może nawet wcześniej, zostanie ogłoszony triumf negocjacyjny między ZNP a MEN, w wyniku którego nauczyciele otrzymają obietnicę podwyżek płac. W tej grze walczy o swój centralistyczny wpływ każdy związek zawodowy, jak w PRL. Związki są od tego, by nie reprezentując całego środowiska nauczycielskiego i personelu administracyjno-technicznego placówek oświatowych rozstrzygać w gabinetach podtrzymanie przywileju centralistycznego władztwa. Dzięki temu związkowcy-funkcjonariusze (nomenklatura) zapewniają sobie przywileje, które pozwalają na funkcjonowanie w oświacie absurdów, "pustych stanowisk", za które muszą płacić podatnicy, by niektórym żyło się dostatnio.

Rządzący też są z tego zadowoleni, bo mogą utrzymać ster w rękach i pozorować troskę o polską edukację, wyniszczając de facto jej kulturowe i narodowe tradycje, korzenie, rozwiązania programowo-metodyczne, które są po stokroć lepsze od amerykańskich czy brytyjskich. Wydatkuje się środki unijne na tak bzdurne cele i środki, że w Brukseli powinni zainteresować się tym merytorycznie. Inna rzecz, że ich tam też to nie obchodzi, bo mają z tego odpowiednie profity.

Słyszę, że ponoć prawa strona sceny politycznej przygotowuje wariant reform oświatowych, które mają polegać na tym samym, co już było, tylko może z lekką korektą strukturalno-ideową. Platformersi wymuszą zmianę Ustawy Karta Nauczyciela, dając kolejne przywileje usłużnym wobec władzy związkowcom (tak było w czasie reformy <. Handke, kiedy to beneficjentami awansu zawodowego stała się nomenklatura związkowa).





Dalej będą trwonione pieniądze publiczne na buble dydaktyczne typu pseudo podręczniki szkolne (populistycznie określane mianem 'darmowych"), a kierownictwo MEN będzie uczestniczyć w zyskach korporacji międzynarodowych pod szyldem OECD. Oczywiście, dalej będzie ta władza brnąć w toksyczne upchnięcie sześciolatków w szkołach, a wszelkie wyniki badań na ten temat zostaną potraktowane jako złośliwość opozycji, bo w końcu do diagnoz wg norm politycznej poprawności są podległe MEN placówki.

Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat ontologii pozoru, to gorąco polecam książkę Jadwigi Staniszkis pt. "Ontologia socjalizmu"(Wydawnictwo In Plus Warszawa1989), w której odsłania zjawisko określane mianem polskich paradoksów. Jak pisze we wstępie: Książka ta jest również próbą podzielenia się niepokojem, który dotyczy zasadności przenoszenia analizy socjalizmu kategorii pojęciowych ukutych dla cywilizacyjnej i ustrojowej realności Zachodu. Kategorie te zawierają przecież ukryte założenia odnoszące się do sposobu istnienia socjalizmu jako formacji. (s.1). Nie da się ukryć, że większość analiz nie straciła swojej aktualności. O pozorach w edukacji pisał zespół naukowców pod kierunkiem prof. Marii Dudzikowej.
(źródło memów politycznych - Fb)

10 lipca 2015

Na horyzoncie wyborów do Sejmu - MEN-ska polityka błędów: arogancji, ignorancji, centralizmu i biurokratyzacji


Ukazało się właśnie najnowsze wydanie kwartalnika "Nowe Horyzonty Edukacji. Nowoczesna Edukacja, Nauka, Technologie, Innowacje". Znakomita edycja, świetne teksty, piękna i trafnie dobrana szata graficzna. Z przyjemnością sięgnąłem po ten numer, gdyż jest idealny do czytania nie tylko ze względu na okres wakacyjny, ale także zbliżającą się kampanię wyborczą do Sejmu.

Mamy tu bowiem znakomitą diagnozę polskiej polityki oświatowej i uwikłanej w nią szkoły. Z wywiadu numeru z prof. Marią Dudzikową dowiadujemy się, dlaczego polska szkołą jedzie "na jałowym biegu", czyli o mechanizmach działań pozornych. Poznańska pedagog jako pierwsza i jedyna w kraju przeprowadziła z zespołem współpracowników z Zakładu Pedagogiki Szkolnej Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu oraz z Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego badania wzdłużne wśród pierwszego rocznika ustrojowej reformy szkolnej (M. Handke), a więc wśród beneficjentów i "ofiar" zmiany, która była źle wprowadzona, a jej toksyczne skutki odczuwane będą jeszcze przez długie lata.

Wybieram kilka uwag z tego wywiadu:

- Szkoła z wbudowanymi w nią chorymi mechanizmami nie poddaje się zmianie pod wpływem magicznych zaklęć urzędników ministerialnych i nauczycielskich recytacji, że „kochają uczniów”.

(...)

- Zamiast pogłębionej refleksji na temat wizji szkoły w społeczeństwie demokratycznym i warunków jej realizacji, czego nie znajduję w programach kolejnych MEN-owskich ekip, mogliśmy przez te dwie dekady słyszeć chór głosów dyrygowany przez takich czy innych urzędników ministerialnego bądź też kuratoryjnego szczebla lub/i z poselskich ław określonych partii politycznych: zaostrzyć sankcje, wprowadzić czytelny system kar, nie promować ucznia do następnej klasy z powodu nieodpowiedniego zachowania, „karać” pracą społeczną, wprowadzić mundurki, uruchomić w każdym województwie infolinię informującą MEN/policję/prokuraturę o agresji w szkole, wyposażyć szkoły w monitoring, a nawet wprowadzić uczniowską kartę kar i nagród („teczkę”), która – przekazywana ze szkoły do szkoły – towarzyszyłaby uczniowi od początku do końca jego edukacji.

(...)

- Mechanizmy działań pozornych, które niekiedy trudno zidentyfikować w świecie zinstytucjonalizowanej edukacji podporządkowanej administracji oświatowej różnego szczebla, blokują a nawet niszczą oddolne zaangażowanie (o różnej dynamice, od ciągle jeszcze anemicznego do szybko już i z dużą siłą rozwijającego się ) i rzeczywistą partycypację samorządów, rodziców, nauczycieli a także samych uczniów w inicjowaniu prorozwojowych zmian w środowiskach szkolnych i wciągają te de nomine podmioty w uprzedmiotowującą grę pozorów. Prowadzą do erozji kapitału społecznego i/lub powstawania jego niekorzystnych odmian poprzez wzrost biurokratycznej kontroli (n a d z o r u pedagogicznego) jako wskaźnik braku zaufania i „osłabienia morale obywatelskiego” – jakby powiedział Lutyński – „nie tylko wykonawców działań pozornych i obserwatorów, ale nawet zleceniodawców”. Działania pozorne mają wiele cech, ale zawierają zawsze jakiś element fikcji.


- (...) jeśli nie zabierzemy się za rozpoznawanie i blokowanie mechanizmów działań pozornych (w niektórych sytuacjach trzeba je nawet antycypować, aby w ogóle do nich nie doszło), to będziemy bezradni w szkole i wobec szkoły jako „machiny na jałowym biegu”. I jeszcze jedno. Jeśli posłużylibyśmy się kopernikańską metaforą, to można uznać że centralnym punktem jest nadal Ministerstwo Edukacji Narodowej, dlatego prawdziwym przewrotem kopernikańskim byłaby... jego likwidacja.

Nie zdradzam treści tej rozmowy. Jej krytyczną narrację znakomicie dopełnia artykuł adiunkta z Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego w Kaliszu (UAM w Poznaniu) - dr. Radosława Nawrockiego pt. "Jak demon biurokracji niszczy szkołę i nauczyciela". Słusznie autor wskazuje na to, że krytyka szkoły podejmowana jest dzisiaj z różnych pozycji, a każdy z jej autorów dostrzega w szkole innego demona.

Metaforyczne spojrzenie na szkołę przez pryzmat właśnie demona jako złej, nieczystej siły, złośliwego ducha o szkodliwym charakterze, pozwala dostrzec w niej przede wszystkim to negotium, do którego doprowadza i utrwala fatalna polityka kolejnych ekip rządzących w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Jak pisze Nawrocki:

"W polskiej szkole demonów nie brakuje, nie sposób je rozpoznać i opisać. W tym kotle sporów o siły nieczyste w edukacji zapomina się jednak o demonie, który dziś w największym stopniu niszczy polską szkołę, formatuje i przygniata nauczycieli. To demon biurokracji i centralizacji. To on przede wszystkim osadcza dziś nauczycieli, doprowadzając ich pracę do granic absurdu."

Świetnie R. Nawrocki ujawnia oba demony egzemplifikując je przenikaniem władzy urzędniczej do różnych obszarów edukacji szkolnej, które niszczą po drodze i w procesie wartość podmiotowości nauczycieli, uczniów i dyrektorów szkół.

Sfrustrowani tymi diagnozami mogą sięgnąć do artykułu dr.hab. Marka Budajczaka profesora Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, który udziela odpowiedzi na najbardziej typowe pytania dotyczące edukacji domowej. Ci bowiem rodzice, którzy chcieliby sami organizować (auto-)edukację swoim dzieciom, by nie były one niszczone przez demony szkolnictwa publicznego czy prywatnego, mogą dowiedzieć się, czym jest homeschooling, na czym polega jego legalny charakter, jak go realizować oraz jakie problemy mogą pojawić się w wyniku ignorancji otoczenia czy nawet nadzoru pedagogicznego.

A jak ktoś chce zmieniać edukację w wymiarze technologicznym, niezależnie od tego, gdzie jest ona prowadzona i przez kogo, to profesor Maciej Sysło z Uniwersytetu Wrocławskiego odsłania uwielbiany już przez dzieci i młodzież świat wirtualnego dostępu do wiedzy i eksperymentowania. Pedagog nie straszy mobilnymi mediami, ale wprost odwrotnie, pokazuje, w jaki sposób urządzenia te stanowią świetną pomoc dydaktyczną w realizacji treści kształcenia i dochodzenia do edukacyjnych sukcesów.

Redaktor naczelny NHE - prof. Zdzisław Ratajek jako już emerytowany profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dodaje wszystkim osobom, które otrzymują emeryturę (nie wiadomo bowiem, co będzie z kolejnym pokoleniem pustej kasy ZUS-u), jak inteligentnie a aktywnie "ześlizgiwać się" w starość. Odsłania wyniki badań brytyjskich naukowców nad mózgiem, który w starym ciele może być ciągle młody.