15 października 2014

Kolejna docentura na Słowacji z pracy socjalnej oraz skandaliczne naruszanie prawa w Rużomberoku






Na Wydziale Pedagogicznym KU w Rużomberoku w Dniu Edukacji Narodowej przystąpiła do wykładu habilitacyjnego pani dr Iwona Dąbrowska - Jabłońska . Wykład nosił tytuł: "Profesionálne vyhorenie sociálnych pracovníkov a možnosti opatrení”. Następnie broniła pracy habilitacyjnej pt. „Štandardy sociálnych služieb v náhradnej rodinnej starostlivosti v Poľsku”.

Recenzentami w tym postępowaniu byli z Polski: prof. dr hab. Krystyna Ferenz z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dr hab. Wojciech Maliszewski (który w formularzu opinii podaje, że jest profesorem tytularnym, a nie jest to zgodne z prawdą. Sam niedawno uzyskał docenturę na Słowacji).


Polska pedagożka będzie docentką pracy socjalnej, czyli z dyscypliny która w III RP nie jest uznawana za dyscyplinę naukową. Nowa docent jest zatrudniona w Uniwersytecie Opolskim, gdzie od szeregu lat zajmuje się problematyką pracy socjalnej i kształci na tym kierunku studiów. Nie opublikowała żadnej książki, monografii, toteż zapewne przedłożyła jako habilitację maszynopis nieznanej w kraju rozprawy. Od maja 2014 r. pani dr I. Dąbrowska-Jabłońska jest - jak sama pisze o sobie - przewodniczącą Uczelnianej Komisji ds. Oceny Jakości Kształcenia oraz członkiem Rady Wydziału Historyczno-Pedagogicznego na Uniwersytecie Opolskim.

Otrzymałem też wiadomość, że nowym, a mianowanym na Słowacji, profesorem został doc. dr Paweł Stanisław Czarnecki - rektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie. Więcej o nim można dowiedzieć się z publikacji dra Marka Wrońskiego w "Forum Akademickim".

Nowo wypromowanym na Słowacji naukowcom składamy gratulacje.


Tymczasem, jak informuje Słowacka Komisja Akredytacyjna - po przeprowadzonej kontroli na Wydziale Pedagogicznym Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberoku postanowiła odebrać uprawnienia temu Wydziałowi do promowania docentów i profesorów z kierunku "praca socjalna". Pisałem już o dochodzeniu prokuratury w tej jednostce.

Komisja Akredytacyjna stwierdziła bardzo poważne naruszenie (nie tylko) prawa przez władze tego Wydziału. W trakcie swojego posiedzenia w dn. 10-11 września 2014 r. w Bratysławie w uzasadnieniu uchwały negatywnej wskazano, że Wydział Pedagogiczny KU w Rużomberoku:

1) systematycznie, samowolnie nie respektował żadnych praw;

2) maskowano nieprawidłowości działaniami władz jednostki, które prezentowały nieprawdziwe oblicze i wprowadzały w błąd także Senat KU;

3) nie respektowano zaleceń rektora i administracji uczelni, co ma znamiona anarchii.


Znacznie więcej zarzutów zostało sformułowanych w odrębnym, a liczącym aż 9 stron piśmie b. Rektora ks. prof. Tadeusza Zasępy do Dziekana Wydziału Pedagogicznego KU w Rużomberoku Tomasza Jablonsky'eho !

Zwrócił on m.in. uwagę na to, że funkcje kierownicze na Wydziale (kierownicy katedr) obsadzono osobami, które nie posiadają kwalifikacji, gdyż uzyskały docenturę z pracy socjalnej, a ośmieliły się kierować jednostkami akademickimi na kierunku "pedagogika". Pisał także o tym, że władze Wydziału dopuściły się habilitowania 18 Polaków w sytuacji, gdy ich dorobek nie spełniał wymogów merytorycznych.

Rektor ubolewał, że tak niegodne działania zagrażają dalszej umowie między obu państwami, skoro sprawa nieuczciwości akademickiej była podnoszona nawet w polskim Sejmie, a na Słowację docierają kolejne protesty. Tym samym naukowcy z Rużomberoku naruszyli dobre imię słowackich środowisk akademickich także poza granicami kraju. W liście Rektora jest także mowa o fałszowaniu dokumentację w przewodach doktorskich i habilitacyjnych, skracaniu obowiązującego okresu postępowania na stopnie pedagogiczno-naukowe, a nawet na studiach oraz nierzetelne recenzowanie dysertacji. Miały też na tym Wydziale miejsce poważne malwersacje finansowe np. w przewodzie jednego z Polaków wykazano, że część kosztów za przewód habilitacyjny w niższej kwocie od obowiązującej przekazał on na konto uczelni, a resztę wpłacił "do kieszeni" jednemu z pracowników Wydziału, itd., itd.


Czy Polacy nie mają nic do powiedzenia w tej sprawie? Czy nie uważają, że są współsprawcami skandalu akademickiego na bilateralną, międzynarodową skalę? Czyż nie jest oburzające to, że pod szyldem uczelni katolickiej miały miejsce tak poważne naruszenia prawa, tak głęboka demoralizacja, także z udziałem Polaków?


Mamy nadzieję, że znacznie lepiej jest z promowaniem Polaków na Wydziale Teologicznym powyższego Uniwersytetu. Jak poinformował przewodniczący Rady Naukowej Wydziału Teologicznego KU z siedzibą w Koszycach w dn. 8.10.2014 miały miejsce aż trzy tzw. przewody habilitacyjne dla naszych nauczycieli akademickich:

- o godz. 9.00 przedstawiał wykład i bronił swojej habilitacji o. dr Szczepan Praśkiewicz OCD (konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych) z Papieskiego Wydziału Teologicznego w Krakowie. Wykład nosił tytuł: "Jak się trafia na ołtarze: procedury w diecezji i w Rzymie", natomiast rozprawa habilitacyjna była pt. "Vzali Máriu k sebe. Mariánska duchovnosť karmelitánskych svätých".

- o godz. 11.00 przystąpił do obrony pracy i wykładu ks. dr Henryk Szeloch z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Najpierw oceniano jego wykład pt. "Nulla aetas ad discendum sera", natomiast po nim bronił pracy habilitacyjnej pt. "Duszpasterstwo w dekanacie Jelcz – Laskowice w latach 1988 – 2012".

- o godz. 14.00 dr Mieczysław Kuriański z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu a zarazem nauczyciel religii w jednej z wrocławskich szkół średnich wygłosił wykład na temat: "Polska w dobie stalinowskiego terroru (1946-1956)", by następnie bronić pracy habilitacyjnej pt. "Cywilizacja turańska w ujęciu Feliksa Konecznego (1862-1949) ze szczególnym uwzględnieniem kultury moskiewskiej".

Jak przypuszczam, wszystko przebiegło sprawie i pozytywnie. O habilitacji znanego w naszym kraju autora wielu publikacji z teologii - o. Sz. Praśkiewicza pisała nawet lokalna prasa.





14 października 2014

Wszystkim nauczycielom i pracownikom oświaty dedykuję twórczość poetki Danuty Muchy - ocean pięknej myśli






Piękna, słoneczna jesień pozwoliła na ponowne przeczytanie najnowszego tomiku poezji Danuty Muchy, któremu adiunkt/doktor habilitowana Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Wydział w Piotrkowie Trybunalskim nadała tytuł „Ocean myśli” (Bydgoszcz, 2014). Ciekaw jestem, czy jej studenci wiedzą, z jak bogatą osobowością spotykają się w czasie zajęć? Czy korzystają z wyjątkowej szansy do bycia z nauczycielką akademicką- badaczką literatury, ale przede wszystkim poetką, prozaikiem, autorką dramatów dla dzieci i tłumaczką. Twórczość Danuty Muchy już dawno temu przekroczyła granice naszego kraju zyskując uznanie w USA, Niemczech, Czechach czy Francji. Jest Ona laureatką wielu nagród literackich, m.in.: wyróżnienia na Najlepszą Książkę Poetycką na Międzynarodowym Festiwalu "Listopad Poetycki" w Poznaniu, Nagrody Pracy Organicznej im. Marii Konopnickiej, Nagrody Literackiej im. Klemensa Janickiego, Nagrody Ekspresjonistycznej im. Tadeusza Micińskiego.

Do tego tomiku wracam coraz częściej, by odczuć powiew atlantyckiego wiatru doznań, niepokoju małych spraw w przemodlonych słowach ciszy na pagórkach fal. Ten zbiór poezji jest jednym z najbardziej kojących wzburzone emocjami dusze. Z każdym wierszem tej znakomitej poetki odnoszę wrażenie nie tylko zanurzenia się w toni oceanu, ale i uczestniczenia w koncercie myśli, które odbijają się na kolejnych stronach jak zachodzący słońcem człowieczy los.

Danuta Mucha zabiera nas w oceaniczną podróż, która przypomina mityczną, a oblewającą cały świat rzekę:

(...)
na pagórkach fal
ukrytych
znad gorącej ciszy
słowa
śpi nasz los
słońcem okryty
- i śpią słowa.
(s. 12)

Wszechocean myśli poetki pozwala nam na moment zastanowić się nad sobą i otaczającym nas światem, powstrzymać doświadczaną (szeroko pojmowaną) przemoc, by zaognione słońce wydobyło w oceanicznym odbiciu ziemskie DOBRO a poranna mgła przykryła ZŁO, które nie powinno się już więcej wydarzyć. Lepszy jest zapach marzeń, powiew wiatru nadziei na zmianę, mimo świadomości odlatujących ptaków czy pojawiających się czarnych chmur lub koniecznego zmierzchu. Jakże cudownie wsłuchuje się poetka w nadchodzące fale zdarzeń,

(...)
by na skarpie
ogniem zdarzeń
zapłonęły ognie marzeń.
(s. 18)

Nie chodzi tu przecież o ocean politycznych walk i sporów, chociaż i te możemy sobie wyobrazić pod postacią metafory oceanu myśli, ale o umykający nam na co dzień otaczający nas jeszcze świat, którym nie potrafimy się cieszyć, bo i nie skupiamy na jego detalach własnej uwagi, nie wyostrzamy nań swoich zmysłów. Ze słuchawkami w uszach, smartfonem w ręce, w pogoni do miejsc i celów instrumentalizujących nasze życie, nie dostrzegamy tego jak:

Nisko motyl myśli siada
z pajęczyną tchu na wietrze
okno nieba się przeplata
zapachami drga powietrze...
(s. 19)

Piękne jest studium ludzkiej myśli, która porusza nasze emocje i pozwala komunikować się z światem sacrum i profanum, tym w nas i poza nami. Nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko też musi być wyrażone wprost. Warto spróbować wiatrem pisać słowa ciszy nim znak czasu liściem spadnie (s.23), by pokłonić się z wdzięcznością tym, dzięki którym bije nasze serce, doznajemy poczucia szczęścia, możemy się realizować. Swoją twórczością wpisujemy się przecież w przypływy i odpływy, dźwięki fal oceanu, które biją w nasze zmysły jak myśl od myśli zaczerpnięta.

Woda, jedno ze źródeł naszego życia, staje się w tomiku D. Muchy poruszającym zmysły wyciszeniem doczesnych trosk. Ten rodzaj autonarracji wprowadza nas w świat jakże bliskiej, niemalże intymnej relacji z autorką, która zarazem zastrzega sobie prawo do wolności:

Nie opowiem
nie pomyślę
nic nie stanie się
mym snom
na przededniu
dnia i przyśnień
falą wody
czerpię zdrój
.(s. 34)

Falujący poezją ocean myśli, w których wiruje moc piękna otaczającej nas przyrody, ale i kołysanie obecności Najwyższego, może ukoić każdą skołataną duszę. Wiersze D. Muchy są niezwykle zmysłowe, pełne zapachów, światła, kolorów, prześwitów, temporalnych wymiarów mgnień osobistych doznań o różnych porach dnia, które tylko pozornie są ulotnymi czy krótkotrwałymi drobinkami duszy. Poetka zatrzymała je dla nas w czasie i przestrzeni nadając im nowy wymiar trwania w oddechu, myśli, snach czy na jawie.

Dziękuję Pani Profesor za dotyk nieba, który
(...)

oceanem
krawędź kruszy
pod omszałym
liści szalem
nuci.
(s. 51)

13 października 2014

Minister edukacji w całej krasie







Muszę przyznać, że MEN ma znakomitego fotografa, bowiem zamieszczane na facebooku zdjęcia pani minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej są bardzo ładne. Teraz takie są czasy, że zamiast kompetentnej strategii zmiany, mamy PR ze środków publicznych, który staje się ważniejszy od uwarunkowań, istoty i skutków procesów edukacyjnych.

Zaczyna przeważać forma, opakowanie, które staje się kluczem do konsumenckiego stylu życia. Możemy zapakować wyrób czekoladopodobny, który po otwarciu dzieci wyrzucą do śmieci albo dadzą jakiemuś błąkającemu się psu, natomiast w żadnej mierze go nawet nie posmakują. Za duża jest w opakowanym produkcie zawartość czynników toksycznych, których spożycie grozi zachorowalnością czy nawet trwałym uszkodzeniem naszych organów. Marnotrawstwo jest zatem skutkiem ubocznym tych procesów.

EDUKACJA jest PRODUKTEM na sprzedaż, toteż trzeba wcisnąć jej klientom, w pięknym opakowaniu najgorszy bubel, byle tylko klienci go kupili, chociaż raz. Naiwnych w kraju nie brakuje. Produkcja komuś się zwróci tym bardziej, gdy nie inwestuje się w nią własnych środków. Nie ma tu żadnego ryzyka, nawet politycznego tak długo, jak dysponuje się przewagą głosów w Sejmie. Edukacja stała się na rynku masowym zarówno towarem, jak i inspiracją dla jej marketingowców.

Coraz mniej zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele osób ulega działaniom marketingowców, także z MEN, którzy wykorzystują elementy popkultury do zmiany wizerunku władzy mimo, że ta się nie zmienia per se. Jak była niekompetentna, tak dalej jest. Polityk ma być jedynie nośnikiem symboli, które piarowiec wykorzysta do wykreowania tożsamości politycznych produktów.

Jeśli nawet dla kogoś instytucja władzy centralnej jest sama w sobie odpychającą, to trzeba wprowadzić na rynek masowy takie formy reklamy, które będą rywalizować z merytoryczną krytyką swoim ukrytym wpływem na świadomość czy podświadomość osób. Właśnie dlatego ministra edukacji jest nawet lepiej "pokazywana" na facebooku niż na stronie internetowej resortu edukacji, bo może pozwolić sobie na eksponowanie postaw wprowadzających w błąd opinię publiczną, ale za to ładnych, kolorowych, uśmiechniętych, dostojnych. Jak widzimy powyżej na zdjęciu w fb pani minister siedzi na krześle jak na tronie, co powinno nam uzmysłowić, że tak, jak pani premier Ewa Kopacz ostrzegała w Sejmie, iż to ona teraz rządzi, tak i ministra edukacji też to podkreśla.

Tak pozornym działaniom towarzyszy marketingowa oprawa, czyli znak (symbol) rzekomej zmiany oświatowej (odrębna domena, własna stylistyka), by przywiązać nauczycieli-konsumentów do jej "kupienia". Przydałyby się jeszcze jakieś gadżety, wisiorki, smyczki do telefonów, naklejki dla uczniów, wizytowniki dla nauczycieli, notatniki z nadrukiem "reformy", torby, latarki, pendriv'y itp. - koniecznie z nadrukiem symbolu "zmiany".


Z jednej strony komunikuje się uczniom szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych: Masz prawo do marzeń, własnej wizji swojej kariery, Twoi rodzice mają pewne wyobrażenia dotyczące Twojej przyszłości, zawodu, pokładają w Tobie nadzieje... i mają do tego prawo. A to dlatego, że chcą dla Ciebie dobrze, by temu nadać jednak heteronomiczny wymiar wpływów centrali: Szanowni Państwo, Czas na odbudowę szkolnictwa zawodowego. To cel Roku Szkoły Zawodowców, do udziału w którym wszystkich zachęcam. Jednym z priorytetów jest współpraca z pracodawcami. Dopasujemy kształcenie zawodowe do potrzeb rynku pracy, przygotujemy uczniów do podjęcia zawodu, zorganizujemy praktyki. Będziemy aktywnie pośredniczyć we współpracy pracodawców i szkół. Będziemy też robić wszystko... .

To rzeczywiście jest rok szkoły zawodowców, ale w PR.