14 października 2014

Wszystkim nauczycielom i pracownikom oświaty dedykuję twórczość poetki Danuty Muchy - ocean pięknej myśli






Piękna, słoneczna jesień pozwoliła na ponowne przeczytanie najnowszego tomiku poezji Danuty Muchy, któremu adiunkt/doktor habilitowana Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Wydział w Piotrkowie Trybunalskim nadała tytuł „Ocean myśli” (Bydgoszcz, 2014). Ciekaw jestem, czy jej studenci wiedzą, z jak bogatą osobowością spotykają się w czasie zajęć? Czy korzystają z wyjątkowej szansy do bycia z nauczycielką akademicką- badaczką literatury, ale przede wszystkim poetką, prozaikiem, autorką dramatów dla dzieci i tłumaczką. Twórczość Danuty Muchy już dawno temu przekroczyła granice naszego kraju zyskując uznanie w USA, Niemczech, Czechach czy Francji. Jest Ona laureatką wielu nagród literackich, m.in.: wyróżnienia na Najlepszą Książkę Poetycką na Międzynarodowym Festiwalu "Listopad Poetycki" w Poznaniu, Nagrody Pracy Organicznej im. Marii Konopnickiej, Nagrody Literackiej im. Klemensa Janickiego, Nagrody Ekspresjonistycznej im. Tadeusza Micińskiego.

Do tego tomiku wracam coraz częściej, by odczuć powiew atlantyckiego wiatru doznań, niepokoju małych spraw w przemodlonych słowach ciszy na pagórkach fal. Ten zbiór poezji jest jednym z najbardziej kojących wzburzone emocjami dusze. Z każdym wierszem tej znakomitej poetki odnoszę wrażenie nie tylko zanurzenia się w toni oceanu, ale i uczestniczenia w koncercie myśli, które odbijają się na kolejnych stronach jak zachodzący słońcem człowieczy los.

Danuta Mucha zabiera nas w oceaniczną podróż, która przypomina mityczną, a oblewającą cały świat rzekę:

(...)
na pagórkach fal
ukrytych
znad gorącej ciszy
słowa
śpi nasz los
słońcem okryty
- i śpią słowa.
(s. 12)

Wszechocean myśli poetki pozwala nam na moment zastanowić się nad sobą i otaczającym nas światem, powstrzymać doświadczaną (szeroko pojmowaną) przemoc, by zaognione słońce wydobyło w oceanicznym odbiciu ziemskie DOBRO a poranna mgła przykryła ZŁO, które nie powinno się już więcej wydarzyć. Lepszy jest zapach marzeń, powiew wiatru nadziei na zmianę, mimo świadomości odlatujących ptaków czy pojawiających się czarnych chmur lub koniecznego zmierzchu. Jakże cudownie wsłuchuje się poetka w nadchodzące fale zdarzeń,

(...)
by na skarpie
ogniem zdarzeń
zapłonęły ognie marzeń.
(s. 18)

Nie chodzi tu przecież o ocean politycznych walk i sporów, chociaż i te możemy sobie wyobrazić pod postacią metafory oceanu myśli, ale o umykający nam na co dzień otaczający nas jeszcze świat, którym nie potrafimy się cieszyć, bo i nie skupiamy na jego detalach własnej uwagi, nie wyostrzamy nań swoich zmysłów. Ze słuchawkami w uszach, smartfonem w ręce, w pogoni do miejsc i celów instrumentalizujących nasze życie, nie dostrzegamy tego jak:

Nisko motyl myśli siada
z pajęczyną tchu na wietrze
okno nieba się przeplata
zapachami drga powietrze...
(s. 19)

Piękne jest studium ludzkiej myśli, która porusza nasze emocje i pozwala komunikować się z światem sacrum i profanum, tym w nas i poza nami. Nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko też musi być wyrażone wprost. Warto spróbować wiatrem pisać słowa ciszy nim znak czasu liściem spadnie (s.23), by pokłonić się z wdzięcznością tym, dzięki którym bije nasze serce, doznajemy poczucia szczęścia, możemy się realizować. Swoją twórczością wpisujemy się przecież w przypływy i odpływy, dźwięki fal oceanu, które biją w nasze zmysły jak myśl od myśli zaczerpnięta.

Woda, jedno ze źródeł naszego życia, staje się w tomiku D. Muchy poruszającym zmysły wyciszeniem doczesnych trosk. Ten rodzaj autonarracji wprowadza nas w świat jakże bliskiej, niemalże intymnej relacji z autorką, która zarazem zastrzega sobie prawo do wolności:

Nie opowiem
nie pomyślę
nic nie stanie się
mym snom
na przededniu
dnia i przyśnień
falą wody
czerpię zdrój
.(s. 34)

Falujący poezją ocean myśli, w których wiruje moc piękna otaczającej nas przyrody, ale i kołysanie obecności Najwyższego, może ukoić każdą skołataną duszę. Wiersze D. Muchy są niezwykle zmysłowe, pełne zapachów, światła, kolorów, prześwitów, temporalnych wymiarów mgnień osobistych doznań o różnych porach dnia, które tylko pozornie są ulotnymi czy krótkotrwałymi drobinkami duszy. Poetka zatrzymała je dla nas w czasie i przestrzeni nadając im nowy wymiar trwania w oddechu, myśli, snach czy na jawie.

Dziękuję Pani Profesor za dotyk nieba, który
(...)

oceanem
krawędź kruszy
pod omszałym
liści szalem
nuci.
(s. 51)

13 października 2014

Minister edukacji w całej krasie







Muszę przyznać, że MEN ma znakomitego fotografa, bowiem zamieszczane na facebooku zdjęcia pani minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej są bardzo ładne. Teraz takie są czasy, że zamiast kompetentnej strategii zmiany, mamy PR ze środków publicznych, który staje się ważniejszy od uwarunkowań, istoty i skutków procesów edukacyjnych.

Zaczyna przeważać forma, opakowanie, które staje się kluczem do konsumenckiego stylu życia. Możemy zapakować wyrób czekoladopodobny, który po otwarciu dzieci wyrzucą do śmieci albo dadzą jakiemuś błąkającemu się psu, natomiast w żadnej mierze go nawet nie posmakują. Za duża jest w opakowanym produkcie zawartość czynników toksycznych, których spożycie grozi zachorowalnością czy nawet trwałym uszkodzeniem naszych organów. Marnotrawstwo jest zatem skutkiem ubocznym tych procesów.

EDUKACJA jest PRODUKTEM na sprzedaż, toteż trzeba wcisnąć jej klientom, w pięknym opakowaniu najgorszy bubel, byle tylko klienci go kupili, chociaż raz. Naiwnych w kraju nie brakuje. Produkcja komuś się zwróci tym bardziej, gdy nie inwestuje się w nią własnych środków. Nie ma tu żadnego ryzyka, nawet politycznego tak długo, jak dysponuje się przewagą głosów w Sejmie. Edukacja stała się na rynku masowym zarówno towarem, jak i inspiracją dla jej marketingowców.

Coraz mniej zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele osób ulega działaniom marketingowców, także z MEN, którzy wykorzystują elementy popkultury do zmiany wizerunku władzy mimo, że ta się nie zmienia per se. Jak była niekompetentna, tak dalej jest. Polityk ma być jedynie nośnikiem symboli, które piarowiec wykorzysta do wykreowania tożsamości politycznych produktów.

Jeśli nawet dla kogoś instytucja władzy centralnej jest sama w sobie odpychającą, to trzeba wprowadzić na rynek masowy takie formy reklamy, które będą rywalizować z merytoryczną krytyką swoim ukrytym wpływem na świadomość czy podświadomość osób. Właśnie dlatego ministra edukacji jest nawet lepiej "pokazywana" na facebooku niż na stronie internetowej resortu edukacji, bo może pozwolić sobie na eksponowanie postaw wprowadzających w błąd opinię publiczną, ale za to ładnych, kolorowych, uśmiechniętych, dostojnych. Jak widzimy powyżej na zdjęciu w fb pani minister siedzi na krześle jak na tronie, co powinno nam uzmysłowić, że tak, jak pani premier Ewa Kopacz ostrzegała w Sejmie, iż to ona teraz rządzi, tak i ministra edukacji też to podkreśla.

Tak pozornym działaniom towarzyszy marketingowa oprawa, czyli znak (symbol) rzekomej zmiany oświatowej (odrębna domena, własna stylistyka), by przywiązać nauczycieli-konsumentów do jej "kupienia". Przydałyby się jeszcze jakieś gadżety, wisiorki, smyczki do telefonów, naklejki dla uczniów, wizytowniki dla nauczycieli, notatniki z nadrukiem "reformy", torby, latarki, pendriv'y itp. - koniecznie z nadrukiem symbolu "zmiany".


Z jednej strony komunikuje się uczniom szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych: Masz prawo do marzeń, własnej wizji swojej kariery, Twoi rodzice mają pewne wyobrażenia dotyczące Twojej przyszłości, zawodu, pokładają w Tobie nadzieje... i mają do tego prawo. A to dlatego, że chcą dla Ciebie dobrze, by temu nadać jednak heteronomiczny wymiar wpływów centrali: Szanowni Państwo, Czas na odbudowę szkolnictwa zawodowego. To cel Roku Szkoły Zawodowców, do udziału w którym wszystkich zachęcam. Jednym z priorytetów jest współpraca z pracodawcami. Dopasujemy kształcenie zawodowe do potrzeb rynku pracy, przygotujemy uczniów do podjęcia zawodu, zorganizujemy praktyki. Będziemy aktywnie pośredniczyć we współpracy pracodawców i szkół. Będziemy też robić wszystko... .

To rzeczywiście jest rok szkoły zawodowców, ale w PR.








12 października 2014

Po co historia? Jak kształcić historycznie młode pokolenia?


Ośrodek Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej oraz Instytut Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach zorganizował konferencję, która odbyła się w dn. 10-11 października 2014 r. w auli UJK z udziałem historyków - naukowców i nauczycieli/edukatorów oraz regionalnych władz oświatowych. Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie do udziału w debacie, której temat koncentrował się wokół poszukiwania odpowiedzi na dwa tytułowe pytania. Ich wspólnym mianownikiem była kwestia: JAKA JEST ROLA NAUCZANIA HISTORII NAJNOWSZEJ W KSZTAŁTOWANIU PATRIOTYZMU I POSTAW OBYWATELSKICH UCZNIÓW?


Sesję otworzył referat Niederlandczyka (Holendra- coraz częściej spotykam się z prośba, by nie nazywać Hokendrów Holendrami, ale Niederlandczykami) Caspar ten Dam na temat: Patriotyzm, lojalność i honor: normatywne i empiryczne refleksje na temat dobrych i złych form patriotyzmu. Po mojej zaś prezentacji pt. "Edukacja wobec demokracji" kolejny referat wygłosił prof. dr hab. Tadeusz Sławek: Czy (każdy) patriotyzm jest cnotą? W drugiej zaś części sesji, której przewodniczyłem mieli swoje wystąpienia: prof. dr hab. Antoni Dudek: Specyfika nauczania historii najnowszej – szanse i zagrożenia; prof. UW dr hab. Jolanta Choińska - Mika: Opowiadać czy rozmawiać o historii najnowszej oraz Robert Szuchta: Nauczanie polskiej historii w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.

Była to pasjonująca debata na temat kształtowania postaw patriotycznych i obywatelskich naszej młodzieży, jak i związanych z tym problemów dydaktycznych. Okazuje się, że w 25 lat po transformacji nadal historycy są niezadowoleni z metod, form oraz jakości kształcenia i wychowywania uczniów w szkolnictwie publicznym. Miałem wrażenie, jakbym cofnął się o 40 lat, kiedy to studiując pedagogikę na UŁ, a przede wszystkim kształcąc kadry instruktorskie dla ZHP doświadczałem dydaktyki, która wówczas była uznawana za innowacyjną, nowatorską (sam wiele publikowałem na temat metod aktywizujących w edukacji jak np. metoda przypadków, sytuacyjna, inscenizacji, gier dydaktycznych, psychodrama, socjodrama, itp.).

Tymczasem dzisiaj nauczyciele historii - jak twierdzili referujący - nadal w swej większości nauczają, a nie kształcą, podają wiedzę, a nie aktywizują uczniów do jej samodzielnego poszukiwania, krytycznego studiowania źródeł i rozwijania myślenia, dociekania prawdy historycznej.


Znakomicie mówił o tym prof. Antoni Dudek, autor ostatnio wydanej rozprawy pt. "Reglamentowana rewolucja. Najlepsza historia upadku PRL-u" (ZNAK, Kraków 2014). Profesor zaczął swój referat od podzielenia się zagrożeniami, jakie wynikają z wiedzy na temat współczesnej historii. Do tej zalicza
wszystkie fakty, wydarzenia i postaci, które są przedmiotem aktualnych debat i sporów historycznych, a żyją jeszcze ich świadkowie czy nawet aktorzy. W edukacji najnowszej historii zagraża (cytuję za A. Dudkiem):

1) uwikłanie się w aktualne spory polityczne;

2) konfrontacja z przekazem rodzinnym, który jest obecny w świadomości uczniów.


Nie lekceważąc najnowszej historii nauczyciele mają szansę pozyskać zamiłowanie młodzieży do tej dyscypliny wiedzy, kiedy - zdaniem prof. A. Dudka - wezmą pod uwagę:

1) tematy, problemy historyczne, o które spierają się dorośli, a więc i rodzice naszych uczniów;

2) możliwą konfrontację postaw uczniów z żyjącymi uczestnikami i świadkami niedawnych wydarzeń historycznych, które są kluczowe dla współczesnej Polski i naszego społeczeństwa;

3) szansę, jaką stwarzają zajęcia z historii w kształtowaniu postaw patriotycznych i obywatelskich uczniów.


Jak to jednak czynić efektywnie, by nie tylko nie zakłamywać najnowszej historii, nie przemilczać niewygodnych politycznie faktów, ale pobudzać zainteresowania uczniów wiedzą o minionej przeszłości? Zdaniem prof. A. Dudka powinniśmy przyjąć następujący cykl pracy z młodzieżą: po pierwsze, należałoby najpierw oddzielić dane faktograficzne od warstwy ich ocen i interpretacji oraz spowodować, by uczniowie sami wyciągnęli z nich wnioski; po drugie, należy pogłębić samodzielne studia nad źródłami wiedzy o danym wydarzeniu, by uzupełniać wiedzę o faktograficzne szczegóły; po trzecie, przeprowadzić z uczniami "starcie racji": kto jest ZA jedną perspektywą interpretacyjną, a kto jest jej przeciwny?

Całość powinna być przedmiotem końcowych wniosków na podstawie zestawienia ze sobą informacji, danych i opinii o nich. Ważne jest jednak, by nauczyciel nie unikał ujawnienia własnej postawy wobec omawianego zdarzenia historycznego. Do tego referatu nawiązała prof. UW dr hab. Jolanta Choińska - Mika, która kieruje w Instytucie Badań Edukacyjnych Pracownią Historii i projektami badawczymi, które dotyczą diagnozy kompetencji historycznych w polskiej szkole, w tym przede wszystkim wprowadzania nowej podstawy programowej z historii. Celem tych badań jest zdefiniowanie, identyfikacja i analiza dobrych praktyk oraz wypracowanie, a ślad za tym upowszechnienie projektów odpowiadających potrzebom nauczycieli.

Zdaniem prof. UW J. Choińskiej - Miki nauczyciele przekazują wiedzę historyczną, ale w znacznie mniejszym stopniu są w roli opowiadających i wyjaśniających omawiane zagadnienia. Raczej koncentrują się na autorytatywnym przekazywaniu treści historycznych wraz z gotowymi wyjaśnieniami. Bardzo często lekcję kończy podyktowanie uczniom gotowej notatki do wykucia na pamięć. To zaskakujące, że nadal nie korzysta się w szkolnictwie publicznym znacznie szerzej z metody kształcenia problemowego, aktywizującego-konstruktywistycznego.


Przytaczane przez w/w ilustracje z wspomnianych badań jakościowych, które realizuje w IBE nie są znaczące dla nauki, ani też dla wiedzy o rzeczywistej jakości kształcenia historycznego w polskich szkołach, gdyż zostały oparte na niewielu przypadkach, w dodatku zostały przeprowadzone metodą wywiadów z nauczycielami, którzy zostali laureatami konkursu. Ani to reprezentatywne, ani poznawczo znaczące.

Czy podobnie kształcimy na studiach pedagogicznych z historii wychowania? Jaka jest nasza (w ramach kształcenia na kierunku pedagogika) edukacja historyczna?