12 listopada 2013

Kontestacje pedagogiczne w tle politycznych manifestacji







Każda generacja musi mieć swój kontestacyjny wymiar. Śpiewa o tym czeski bard, znakomity kompozytor i wykonawca protest songów - Jarek Nohavica. Wróciłem do kraju w dniu, w którym miały miejsce marsze protestacyjne młodych ludzi, częściowo pełne patriotycznych przesłań, a częściowo nasycone postawami agresji, negatywnego oporu wobec władzy.

Oglądając medialne doniesienia przypomniałem sobie pieśń Nohavicy: DÁL SE HÁŽE KAMENÍM (Nadal rzuca się kamieniami), której refren brzmi w przekładzie mniej więcej tak: (...)

Krzyże się nie zmieniają
Tylko imiona i nazwiska
Kiedy lecą kamienie
A w koło piana z pyska
Później to usprawiedliwimy
Pomniki postawimy
A głowy ozdobimy
(...)



Czy w pedagogice też mają miejsce kontestacje? Czym one są dzisiaj, w wolnym kraju? Jaki jest powód ich pojawiania się, rozwoju i - być może także - zanikania? Można także zapytać, czy kontestowanie polityki oświatowej resortu edukacji ma ambiwalentny charakter postaw nauczycieli, rodziców czy/i dzieci? Czy za dwadzieścia lat urzędujący prezydent będzie wręczał dzisiejszym demonstrantom ordery, a władza będzie im wypłacać rekompensatę za postawy politycznie słusznego oporu?

Kontestacje pedagogiczne – (łac. contestatio, contestari – zaprzeczenie, ścieranie się poglądów) - to ideologia lub nurt przeciwstawiający się istniejącym rozwiązaniom pedagogicznym, a jednocześnie potwierdzenie wartości, w imieniu których coś zostało zakwestionowane.

Istotną cechą kontestacji pedagogicznych jest z jednej strony wolność negatywna, czyli niszczenie, bunt, dewaluacja, odrzucenie, a z drugiej strony jest to wolność pozytywna, wyrażająca się konstrukcją czegoś nowego lub dotychczas nieobecnego w pedagogice. Kontestacje są radykalnym, skrajnym zwrotem w myśleniu czy działalności praktycznej, zrywającym z tradycją.

Kontestacje pedagogiczne często towarzyszą zmianom czy reformom oświatowym. Ich skutkiem jest odmienny sposób postrzegania rzeczywistości pedagogicznej czy jej idei, zwiększenie progu wrażliwości ludzi na sprawy wychowania czy kształcenia, które dotychczas były pomijane lub niedostrzegane, reorganizacja struktur czy instytucji edukacyjnych, wyodrębnianie się grup społecznych, instytucji o charakterze wspólnot, poszerzenie horyzontów i wyobraźni pedagogicznej społeczeństwa oraz zainteresowanie w nim potrzebami reform.

11 listopada 2013

Teoretycy wychowania dyskutowali o socjalizacji i etyce badań pedagogicznych






(fot. Referuje ks. dr hab. Paweł Prǘfer)


Zespoły problemowe Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN działają pod jego patronatem skupiając naukowców z całego kraju niezależnie od rodzaju środowiska akademickiego oraz niekoniecznie są związane z sugerującą nazwę - subdyscypliną pedagogiczną.

W minionym tygodniu odbyło się na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie posiedzenie Zespołu Teorii Wychowania. UKSW jest wyższą uczelnią publiczną, której początki sięgają 1954 roku, kiedy to nosiła miano Akademii Teologii Katolickiej, a od 1999 roku działa jako Uniwersytet. Decyzją Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów wydział uzyskał w 2011 roku uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika.

Data powstania tej Uczelni jest mi szczególnie bliska, bo ma związek z moją biografią.
O jej naukowcach, ich dziełach i awansach naukowych pisałem w blogu wielokrotnie, jak chociażby o znanym wśród pedagogów, a teoretyków wychowania szczególnie śp. ks. prof. Januszu Tarnowskim czy współczesnych nam teoretykach, filozofach i socjologach wychowania - ks. prof. UKSW dr hab. Stanisławie Chrobaku, ks. prof. UKSW dr hab. Dariuszu Stępkowskim, dr hab. Witoldzie Starnawskim. Wspierają rozwój badań nad wychowaniem andragog- prof. zw. dr hab. Jerzy Stochmiałek czy pedagog społeczny - ks. prof. UKSW dr hab. Janusz Surzykiewicz.




(fot. JM Rektor UKSW ks.dr hab. Stanisław Dziekoński prof. UKSW)





O znaczeniu tego spotkania dla UKSW i KNP PAN najlepiej świadczy fakt, że otwierał je JM Rektor ks. dr hab. Stanisław Dziekoński prof. UKSW. Obecna była z nami Dziekan Wydziału Pedagogicznego pani dr hab. Jadwiga Kuczyńska-Kwapisz. Nie sposób tu wymieniać wszystkich obecnych, także licznie przybyłych naukowców z kraju, ale Ich obecność wśród nas i z nami, tak ta duchowa, bogata w teorie i praktykę wychowania, jak i w toku prezentowanych tez oraz dyskusji pozwoliła skupić się na problematyce socjalizacji i etyki badań procesu wychowania. Pierwsze zagadnienie przedstawiał nam socjolog - ks. dr hab. Paweł Prǘfer z Gorzowa Wlkp., zaś tę drugą problematykę referowała dr hab. Hanna Kędzierska z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.


Analiza socjalizacji z perspektywy socjologii refleksyjnej jest bardzo silnie związana zarówno z psychologią, jak i pedagogiką krytyczną. Dlatego mogliśmy odnieść się po wykładzie ks. P. Prǘfera do kwestii refleksyjności w pracy pedagoga i badacza procesów socjalizacyjnych, jego samowiedzy, uruchamianych przezeń mechanizmów samokontroli oraz o tym, co w tej roli jest najbardziej istotne - jej nadawcy czy może wymiar człowieczeństwa każdego wychowawcy? Mowa też była o micie socjologii i pedagogiki jako dyscyplin wolnych od wartościowania, o pozytywnym aspekcie oddziaływania naszych mistrzów, autorytetów na pamięć i emocje w profesjonalnym działaniu.


(fot. W dyskusji zabrał głos dr hab. W. Starnawski)

W drugim wystąpieniu zostały poruszone tak kluczowe kwestie dla współczesnych badaczy nauk społecznych, jak:

1. Pozyskanie zgody na udział naszych respondentów w badaniach naukowych;

2. Głębokość kontaktu badacz-badany;

3. Rola "niewygodnych" dla badanego informacji;

4. Interpretacja danych jakościowych.

Znakomitą ilustracją dla tych dylematów były badania dzieci ulicy dr KAMILA ZDANOWICZ-KUCHARCZYK z Elbląga.








Posiedzenie Zespołu Teorii Wychowania zakończyły sprawy organizacyjne. W związku z moim przeciążeniem obowiązkami akademickimi, aktywnością przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN i przewodniczeniem Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych CK poprosiłem o to, by funkcję przewodniczącego Zespołu Teorii Wychowania KNP PAN objął na ostatni rok kadencji dr hab. Mirosław Kowalski prof. UZ, co zostało przyjęte przez zebranych z aprobatą.







(fot. O potrzebie badań z teorii wychowania mówi dr Alina Wróbel)


Przed członkami i sympatykami Zespołu Teorii Wychowania jest jeszcze w tej kadencji KNP PAN do zrealizowania wiele zadań. Powinniśmy przygotować syntetyczny raport o stanie rozwoju tej subdyscypliny nauk pedagogicznych w kraju, dokonać oceny czasopism pedagogicznych oraz spróbować zainicjować powstanie międzyuczelnianego zespołu badawczego. O tych kwestiach mówiła też dr Alina Wróbel z Uniwersytetu Łódzkiego.

10 listopada 2013







Po książce Dagny Dejny z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu o Amiszach mamy kolejną, jakże znakomitą rozprawę etnopedagogiczną Marii Marcińczuk z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego, która dotyczy edukacji na odległość dzieci w środowisku afrykańskiej biedy – w wiosce Chikuni na terytorium Zambii. W odróżnieniu od koleżanki z Torunia nie wiedziała, gdzie się znajdzie i w jakich warunkach przyjdzie jej prowadzić badania.

Jak pisze: Wyjeżdżając, nie znałam specyfiki pracy w Chikuni. Wiedziałam, że może to być interesujący badawczo przypadek ze względu na funkcjonowanie radia w buszu i nauczanie drogą radiową. (s. 111) Co jednak znaczy w takiej sytuacji dobre wykształcenie, pasja poznawcza , otwartość umysłowa i zdolność do wyrzeczeń, kiedy chce się odkryć coś, co do tej pory było dla nas wszystkich nawet w najdrobniejszym zakresie niewyobrażalne.

Autorka rozprawy potwierdza, że nie można być naukowcem tylko z racji posiadania dyplomu, gdyż do tej profesji trzeba wkraczać własnym zaangażowaniem, transgresyjnie, dojrzewając do tej roli z czasem, doświadczeniami, przeżyciami, a w przypadku badan międzykulturowych – wyzbywając się stereotypów, uprzedzeń, ucząc się ustawicznie i wchłaniać obcość tak, aby stała się dla nas czymś bliskim.

Jako badacz – Europejka musiała pokonać progi tajemniczości lokalnej, a przecież jakże obcej jej kultury, by odczytywać wpisane w nią znaczenia, wartości i imponderabilia, co (...) z jednej strony zamyka możliwość zrozumienia czy „pełnej empatii” wobec kulturowych znaczeń, z drugiej otwiera przestrzeń zderzenia znaczeń, jaka w sytuacji monokulturowej w ogóle się nie pojawia. (s. 114) Jak słusznie założyła, celem jej badania (...)nie jest „poznanie tego, co jest” , ale raczej stworzenie nowego obrazu, nowej opowieści – jaka powstaje w chwili zderzenia kultur (s. 115).

Rzeczywiście, powstał fascynujący obraz wspólnotowej edukacji szkolnej drogą radiową. Przez jedenaście miesięcy autorka tego zamysłu badawczego stała się pedagogicznym antropologiem, obserwując na co dzień życie rdzennych mieszkańców, w tym przede wszystkim dzieci. Jak to się stało, że gdańska absolwentka pedagogiki wylądowała w Afryce? Kto jej umożliwił wyjazd do Afryki, zainspirował ją do tego badania, rozbudził ciekawość, która okazała się ważniejsza, niż wygodne życie w Gdańsku, bezpieczne prowadzenie mało znaczących dla nauki badań, mających przecież jedynie potwierdzić opanowanie określonych kompetencji naukowych?

Wszystkiemu winien jest LOS, przypadek, któremu jednak Maria Marcińczuk dała szansę, bo udała się pewnego listopadowego dnia na akademickie spotkanie z misjonarzem z Zambii – Tadeuszem Świderskim SJ, do ośrodka jezuitów w Gdyni. Jego opowieść wywołała zaciekawienie i od zasianego ziarna zaczęła kiełkować poznawcza pasja. Tak więc, obecność polskich księży na misjach w różnych zakątkach świata i dzielenie się przez nich swoimi wrażeniami, problemami, pasjonującymi narracjami sprzyja nie tylko pozyskiwaniu wolontariuszy, tych, którzy chcieliby pomagać innym, czynić dobro tam, gdzie nikt by się ich nawet nie spodziewał, jest darem – jak się okazuje – także dla nauki. Jak pisze w ostatnim akapicie swojej książki Maria Marcińczuk:

Wyjeżdżając do Chikuni z bagażem darów, mniej lub bardziej świadomie, chciałam tej społeczności coś od siebie dać, jakoś wspomóc, ubogacić. Wracając do kraju, czułam, że nie znam sposobu, w jaki mogłabym się odwdzięczyć mieszkańcom Chikuni za to, co oni mi dali, czego pozwolili mi u siebie doświadczyć i w swojej społeczności przeżyć.(s. 316)

Nie mogę tylko zgodzić się z ostatnim zdaniem Autorki: Pozostaję ogromnym dłużnikiem wspólnoty Chikuni, moich afrykańskich nauczycieli. Otóż – moim zdaniem - nie jest dłużniczką afrykańskiej wspólnoty, bowiem spłaciła go TAM swoją obecnością i TU naukową narracją - po wielokroć!

Nie zdradzę treści tej książki, bo ufam, że sięgnięcie po nią stanie się dla kogoś spotkaniem z inną kulturą, odmienną metodologią badań jakościowych, a może i zachętą do dania własnemu losowi szansy na sprawdzenie siebie w terenie, wszystko jedno, czy kontynentalnym czy może odległym kulturowo, politycznie, gospodarczo czy najniezwyczajniej w świecie - orientalnym. Miłej lektury.