25 stycznia 2024

O ukraińskich korzeniach Czesława Niemena

  

(źródło foto: Wikipedia) 

Przeżywamy renesans twórczości artystycznej Czesława Niemena. W dn. 17 stycznia br. ukazało się wiele odwołań do jego twórczości w związku z 20 rocznią przedwczesnej śmierci artysty. Jego utwory można wysłuchać, a nawet zobaczyć wykonanie pod wskazanym w hiperłączu adresem "Czesław Niemen - Największe przeboje". Nie interesowałem się biografią znakomitego piosenkarza, multiinstrumentalisty, kompozytora i autora tekstów, ale  postanowiłem opublikować (za zgodą autora) nadesłany do mnie z USA tekst prof. Stefana Łaszyna o ukraińskich korzeniach idola wielu pokoleń. Prawdopodobnie będzie publikowany w ukraińskiej prasie.    

"Ukraińskie korzenie Czesława Niemena (w 20. rocznicę śmierci)

Czesław Niemen (Czesław Juliusz Wydrzycki), utalentowany i znany polski muzyk, urodził się 16 lutego 1939 roku. Odszedł do wieczności przedwcześnie, z powodu nieuleczalnej choroby, 17 stycznia 2004 roku. Jego matka była Ukrainką. Już od najwcześniejszych lat uwielbiał ukraiński melodyjny język i piękne ukraińskie pieśni. W tamtych latach w jego rodzinnej wsi, Starych Wasiłyszkach koło Grodna, terytorium ówczesnej Polski, wszyscy lubili śpiewać po ukraińsku: Ukraińcy, Polacy, Białorusini i Żydzi. Mały Czesio dorastał w takiej polityczno-kulturowej atmosferze.

Był synem Anny, z domu Markiewicz i Antoniego Wydrzyckiego. Cała rodzina Czesława Niemena była bardzo muzykalna. Ojca Antoniego przyjaciele i sąsiedzi opisywali jako kogoś, kto dosłownie miał "złote ręce" - nie bał się żadnej pracy. Był utalentowany artystycznie, dlatego syn prawdopodobnie odziedziczył po nim talent. Antoni potrafił nastroić fortepian, organy, naprawić maszynę do pisania, rower, a nawet zegarek. Był organistą w lokalnym kościele. To on zaszczepił w młodym Czesiu zainteresowanie muzyką. Te zainteresowania podtrzymywała także matka Anna, która śpiewała w parafialnym chórze. W domu nie brakowało instrumentów muzycznych. Stały tam fortepian, gramofon, zawsze rozbrzmiewała muzyka.

Ukraińskie pieśni żyły i brzmiały w duszy Czesława przez całe jego życie. W dorosłym życiu  śpiewał je na największych scenach i festiwalach. Gdy występował na popularnym Festiwalu Piosenki Estradowej w Opolu, Polska, w 1977 roku, powiedział: „Szanowni państwo! Chcę wam zaśpiewać moją pierwszą piosenkę, którą wykonałem na estradzie. Miałem wtedy 13 lat. Śpiewałem ją na scenie, bardzo małej, w wiejskiej szkole na zebraniu rodziców. Była to ukraińska pieśń ludowa «Czorni brovi, kari oczi». Tę ulubioną piosenkę Czesława śpiewały miliony, ale jego wykonanie było jakieś magiczne, kosmiczne, z duszy. Niemen bardzo lubił nosić wyszywaną koszulę na koncertach. I to nie dziwne, ponieważ w jego żyłach płynęła ukraińska krew.

Czesława ciągnęło do miejsc, gdzie spędził swoje dzieciństwo i które opuścił w 1958 roku wyjeżdżając do Polski. Chciał przejść rodzimymi ścieżkami, zajrzeć do kościoła, zobaczyć, czy zachował się dom rodziców. Lubił spacerować nad rzeką Niemen, od której wziął swój sceniczny pseudonim.

Artystę kochano i oczekiwano w Ukrainie - ojczyźnie jego matki Anny. Na przełomie lat 1976/1977 władze  pozwoliły mu odwiedzić z koncertami Kijów, Odessę, Donieck, Lwów, Czerniowce i Krym. Chociaż mówił po polsku, podkreślał, że jego matka była Ukrainką i od dzieciństwa znał ukraińskie pieśni oraz lubił je śpiewać.

Na początku lat 80.XX wieku Czesław Niemen ograniczył swoją działalność koncertową. Pracował bardzo dużo, zwłaszcza nocami. W ostatnich latach życia cierpiał na chorobę układu chłonnego. Dopiero śmierć tego utalentowanego i oryginalnego artysty przyczyniła się do docenienia i zrozumienia jego wkładu w europejską i światową muzykę. Jego muzyka zawsze jest żywa, ponieważ utwory, które stworzył, są wieczne, ponadczasowe.

W latach 90.XX wieku zajmował się malarstwem i grafiką komputerową. Córka Natalia napisała książkę zatytułowaną "Niebo będzie później", w której znajdujemy nieznane, ale bardzo ważne i interesujące fakty z życia jej ojca.

Parafrazując słowa swojej piosenki, Czesław Niemen wołał: „Jaki ten świat dziwny!” Jak napisał Michał Maslij: „Do ostatnich dni życia artysta nie mógł zrozumieć, dlaczego na Białorusi chodził do moskiewskiej szkoły i uczył się  tegp psiego moskiewskiego języka! Polacy uczą się po polsku, Niemcy - po niemiecku. A my pozwoliliśmy Moskalom wszystko - język, cerkiew...”. Chciałbym tylko dodać, że polskie komunistyczne władze nie były dla artysty łaskawe, a nawet podejmowały działania, by go skompromitować.

W tym artykule przedstawiłem tylko mniej znane informacje zawarte w materiale Michała Maslija  opublikowanym na jego stronie na Facebooku. Ten materiał stał się motywem do napisania niniejszego tekstu. W innych źródłach nie znajdziemy wzmianki o ukraińskich korzeniach artysty.  Dziękuję autorowi. Szerszy przegląd kariery zawodowej i twórczości artystycznej  Czesława Niemena, a także dostęp do licznych nagrań jego utworów jest możliwy w Internecie.

Już po napisaniu powyższego  tekstu prof. B. Śliwerski zwrócił  moją uwagę, że Czesław Niemen grał na każdym instrumencie muzycznym, który wziął do ręki. Tutaj przypomina mi się wykład z pedagogiki ogólnej  prof. K. Kotłowskiego,  który profesor  prowadził na łódzkiej pedagogice w latach 60.XX wieku. Sformułował wtedy hipotezę, którą potem przekonywująco dowodził,  że przedstawiciele narodów, które nie mają w świątyniach organów wyróżniają się bardzo dobrym słuchem muzycznym. 

Ja tę hipotezę częściowo zweryfikowałem w klasach ukraińskich Liceum Pedagogiczengo nr 2 w Bartoszycach, którego najpierw byłem uczniem a potem nauczycielem. W tych klasach było bardzo wielu uczniów, którzy w praktyce radzili sobie z każdym instrumentem muzycznym, który znalazł się w ich zasięgu. Trudno mówić o wszystkich instrumentach, bo wtedy  w  tej szkole nie było ich aż tak wiele rodzajów.  

Mógłbym wymienić  koleżanki i kolegów, którzy grali na pianinie, skrzypcach, mandolinie, akordeonie, organkach, flecie i gitarze. Tym faktom dziwili się nawet polscy profesorowie muzyki, którzy pracowali w tym liceum.  Czyżby to weryfikowało hipotezę prof. K. Kotłowskiego o wysokich uzdolnieniach muzycznych Ukraińców? Czy to też odnosi się w jakimś stopniu do  Czesława Niemena, tego polsko-ukraińskiego geniusza muzycznego XX wieku?  - Stefan Łaszyn"   

Stefan Łaszyn

24 stycznia 2024

Populistyczna polityka oświatowa

 


 (źródło -www.gov.pl)

Nowa ekipa kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej chyba specjalnie generuje chaos w przestrzeni publicznej, by odwrócić uwagę społeczeństwa od innych spraw. Jeśli bowiem zapowiadane rzekomo kluczowe zmiany w edukacji są rzeczywistym podejściem do niej, to współczuję dalekosiężnej kompromitacji. Pani Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer powinny unikać wywiadów dla prasy i innych mediów, dopóki nie się nie douczą, by zrozumieć swoistość kształcenia i wychowania dzieci oraz młodzieży w szkołach publicznych.

Rzecz jasna tego nie uczynią, bo ważne jest nakręcanie spirali rzekomej reakcji władz na konieczność spełnienia wyborczych obietnic. Tym samym klarownie potwierdziły, że "Koalicja 15 października/13 grudnia" szła do wyborów po władzę - przynajmniej w dziedzinie edukacji i nauki - a nie po świadomą konieczność dokonania istotnych korekt, skoro już nie chciano wprowadzać poważnych reform oświatowych.       

Obie panie nawet nie wiedzą, jak powinna wyglądać edukacja zintegrowana w klasach I-III szkół podstawowych, skoro uważają, że trzeba nauczycielkom wczesnoszkolnym "zabronić" zadawania do domu prac o charakterze twórczym. Powodem tego jest donos jakiejś części rodziców (sic!), jakoby niektóre dzieci były lepiej oceniane za prace domowe wykonane przez ich rodziców. 

Obie ministrzyce nie wiedzą, że w klasach I-III nie ma ocen, nie wystawia się dzieciom stopni, a jeśli ktoś tak czyni, to narusza prawo oświatowe. Po drugie, wprowadzanie takich zakazów z pozycji MEN świadczy tylko o tym, że są takie szkoły w kraju, w których nauczycielkami wczesnej edukacji są osoby bez kwalifikacji.  Słusznie zatem  w sieci krążą memy wyśmiewające panią B. Nowacką, których autorzy ironizują z zapowiadanych przez nią decyzji, bo dopiero co lewica i platformersi krytykowali poprzednich ministrów za wtrącanie się do metodyki kształcenia. 

Budzi śmieszność wypowiedź ministry na stronie MEN, jakoby odpartyjniono kuratoria oświaty, a zarazem dodaje, że odbędą się konkursy na te stanowiska. Po pierwsze, niczego nie odpartyjniono, bo "nowi" kuratorzy zostali mianowani przez partyjną ministrę, a nie w wyniku merytorycznego konkursu. 

Po drugie, w czasie kampanii wyborczej była zapowiedź likwidacji kuratoriów. Jak widzę, już się paniom ministrzycom i powołanym kuratorom spodobało, że jednak jest to fajna praca z wyższymi zarobkami niż w przedszkolu czy szkole, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności i z możliwością pozorowania potrzeby ich "działania".      

Jak widać, nie ma różnicy między prawicą a lewicą.  Mają te same zapędy i napędy do odgórnego sterowania edukacją publiczną. To przewiduję rychły koniec takiej polityki, czego najlepszym sygnałem jest już  ośmieszenie się z rzekomymi podwyżkami płac dla nauczycieli. Jeśli kierownictwo resortu sądzi, że rządzi, to nawet nie współczuję, bo ignorancja ma zawsze negatywne następstwa. 


   

 

23 stycznia 2024

Autorzy artykułów vs procedury redakcji czasopism naukowych

 

Nie wiem, jak pracują redakcje zagranicznych czasopism naukowych. Niektórzy autorzy czekają na informację zwrotną o przyjęciu ich tekstu do recenzji i ewentualnej możliwości jego opublikowania często rok albo nie otrzymują jej wcale. Nie wiedzą zatem, czy ich tekst będzie wydany, a jeśli tak, to kiedy. Podobnie jest z redakcjami wysoko punktowanych periodyków w Polsce. Też mam takie doświadczenie, że o ukazaniu się mojego artykułu dowiaduję się po dwóch, a nawet trzech latach. Jego treść zamieszczam zatem wcześniej, po recenzjach, w innym miejscu.  

Autorzy nie mając żadnej informacji zwrotnej o losach swojego tekstu, kierują go do redakcji innego pisma. Wyniki przeprowadzonych badań powinny ukazać się jak najszybciej, by można było reagować np. w praktyce edukacyjnej na wypływające z nich wnioski. Kiedy otrzymujemy tekst dotyczący sytuacji uczenia się lub związanych z nim zaburzeń w okresie pandemii Covid-19 , ale jest on wydany w 2024 roku, to ma już historyczny wymiar. Nie ma pandemii, nie ma lockdownu. Po co nam teraz taka wiedza? Historykom się przyda.  

Jak ma jednak zareagować redakcja periodyku, do której trafia list autora następującej treści:              

"Właśnie napisałem artykuł naukowy poświęcony (...) , na podstawie autorskich badań porównawczych, przeprowadzonych pośród setek uczniów i studentów. Czy mieści się on w zakresie tematycznym czasopisma "Y" i czy potencjalnie byliby Państwo zainteresowani? Jeśli tak, to ile szacunkowo potrwałyby poszczególne etapy procedowania artykułu? Mam tu na myśli czas oczekiwania na: decyzję o skierowaniu do recenzji, wyniki recenzji, publikację."

Jedynie możliwa odpowiedź powinna brzmieć: "Nie wiemy. Nie ma tekstu, to trudno na podstawie autoopinii wnioskować o możliwości jego wydania". Doskonale rozumiem autora/-kę, że chciał(a)by jak najszybciej wydać swój tekst, skoro przeprowadził(a) jakieś - jej/jego zdaniem - interesujące badania. Musi przecież wykazać się w swojej jednostce slotem. Szybko mogą reagować na takie oczekiwanie redakcje naukowych miesięczników, ale nie kwartalników, półroczników czy roczników. 

System ewaluacji i oceny pracowników naukowych jest nie tylko patologiczny, ale i patogenny.  Ktoś to zmieni? Nie przypuszczam. Nadal są czasopisma, które świetnie zarabiają na tym procederze. 

(źródło foto: The London School of Economics and Political Science - autor)