07 grudnia 2023

Zmarł Wojciech Walczak lider strajków studenckich

 

 

(foto: okładka książki Wojciecha Walczaka, Jak oceniac ucznia?)   

 

Ogromnie zasmuciła mnie wiadomość o śmierci Wojciecha Walczaka, absolwenta łódzkiej psychologii, w najwyższym stopniu zasłużonego dla zmian w szkolnictwie wyższym przywódcy strajków studenckich w dn. 21.01.1981 - 18.02. 1981 roku. Dzięki uporowi, odwadze doprowadził do zarejestrowania przez władze totalitarnego państwa Niezależnego Zrzeszenia Studentów

To on prowadził twarde negocjacje z rządową Komisją Międzyresortową jako przewodniczący Międzyuczelnianej Komisji Porozumiewawczej w trakcie strajku studentów łódzkich uczelni z ówczesnym ministrem szkolnictwa wyższego prof. Januszem Górskim. Został internowany w stanie wojennym i relegowany z Uniwersytetu Łódzkiego za swoją działalność opozycyjną. 

W czasach PRL W. Walczak już jako uczeń IX Liceum Ogólnokształcącego działał w ROPCIO - Ruchu Obrony Praw  Człowieka i Obywatela, toteż był pod stałą obserwacją ówczesnej Służby Bezpieczeństwa. Jako student psychologii UŁ miał znakomite umiejętności do prowadzenia rozmów z władzą, prowadzenia negocjacji. Dzisiejsi studenci nie zdają sobie sprawy z tego, że to dzięki zawartemu porozumieniu z ówczesnym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego został zniesiony m.in. obowiązek zajęć dla studentów z języka rosyjskiego i szkolenia wojskowego.   

Prodziekan Wydziału Filozoficzno-Historycznego, pedagog doc. Olga Czerniawska organizowała pomoc dla internowanych naszych studentów, zabiegając o ich zwolnienie, co nastąpiło 6 grudnia 1982 roku. Walczak był internowany i  przetrzymywany w Ośrodku Odosobnienia w Łowiczu i Kwidzynie od 11 lutego 1982 roku.  

Kiedy Polska odzyskała suwerenność powołano W. Walczaka na stanowisko Kuratora Oświaty w Łodzi. Był to niewątpliwie najlepszy kurator w dziejach tego urzędu. Po pierwsze, skrzywdzeni przez służby PRL nauczyciele uzyskali zadośćuczynienie; po drugie, jako kurator oświaty wspierał ruch nowatorstwa pedagogicznego nauczycieli. 

To dzięki niemu powstało pierwsze w kraju publiczne, eksperymentalne XLIV Liceum Ogólnokształcące, o którym pisałem jako naukowy opiekun z ramienia UŁ w książce "Edukacja pod prąd" (1998). Jako kurator oświaty M. Walczak wspierał ruch nauczycieli klas i programów autorskich w szkolnictwie publicznym. 

Kiedy wybory wygrała w 1993 roku postkomunistyczna lewica został odwołany z funkcji kuratora oświaty w 1994 roku, jednak cały czas wspierał edukację reform. Wiceministrem lewicy został opozycjonista "Solidarności" Mazowsza dr Mirosław Sawicki, który zatrudnił łódzkiego kuratora w resorcie edukacji na stanowisku dyrektora Departamentu Kształcenia i Wychowania. Ten jednak po kolejnej zmianie władz politycznych w kraju powrócił w 1998 roku do Łodzi, gdzie kierował Okręgową Komisją Egzaminacyjną. 

Miałem zaszczyt pracować wraz z nim w I połowie lat 90. XX wieku w zespole badawczym przy Instytucie Lecha Wałęsy w Łodzi, którego zadaniem było m.in. zdiagnozowanie polityki oświatowej w  Łodzi i w Warszawie, by wypracować dla samorządów wskaźniki jakości zarządzania regionalną polityką szkolną i mierzenia jakości kształcenia oraz wychowania.



W kilka lat później W. Walczak napisał i wydał książkę p.t. "Jak oceniać ucznia? Teoria i praktyka" (2001). Do ostatnich dni swojego życia był wierny środowisku polskiej prawicy. Niestety,  nie przebijał się w nim ze swoim racjonalnym podejściem do koniecznych zmian w polityce oświatowej. Zmarł po długiej i przewlekłej chorobie w wieku 64 lat. 

Pozostaje w pamięci jako opozycjonista solidarnościowej rewolucji i znaczący polityk transformacji ustrojowej w polskiej oświacie lat 90. XX wieku. Niech spoczywa w pokoju!       


06 grudnia 2023

Czeska profesura?

Mamy nowy trend w polskiej nauce. Chociaż rząd polski zmienił bilateralną umowę ze Słowacją w sprawie uznawania za równoważne stopnie dr. hab. (docenta) i tytułu profesora, to jednak nie zmienił podobnego porozumienia, które zostało zawarte w tym samym czasie z rządem Republiki Czeskiej. O ile polskim doktorom było i nadal jest trudno przejść pozytywnie postępowanie o nadanie w którymś z czeskich uniwersytetów tytułu naukowego docenta (równoważny polskiemu stopniowi dr. hab.), więc nawet nie podejmują takiej próby, o tyle następuje przecieranie szlaku po uzyskanie tam tytułu profesora. Czy jest tam łatwiej go uzyskać niż w Polsce? Zobaczymy. Może tak, a może nie. Jedno jest pewne, że uzyskanie w Czechach tytułu profesora nie wymaga w Polsce nostryfikacji, jest w pełni uznawane. 

To, że ktoś ubiega się o tytuł profesora w Czechach, nie jest niczym nagannym, złym, niepożądanym.  Mój pogląd na ten proceder dotyczy zupełnie innej kwestii. W żadnym państwie zachodniej kultury i demokracji prezydenci nie nadają uczonym tytułu profesora. Za osiągnięcia naukowe zatrudnia się w uniwersytetach na stanowisku profesora naukowców bez względu na to, czy są doktorami czy doktorami habilitowanymi. Prezydentom państw nic do tego. 

Polska, Czechy, Słowacja tkwią jeszcze w sowieckim modelu tytułowania naukowców przez prezydenta tak, jak mianuje się generałów różnych formacji i sędziów. Rządzący chcą decydować politycznie o tym, kto może być profesorem, a komu należy odmówić tego zaszczytu, niezależnie od rzeczywistego wkładu w naukę niektórych osób.  

Czy polską armią rządzi słowacki lub czeski generał??? Czy są tacy zatrudnieni na stanowiskach generalskich w naszym kraju? NIE. Dlaczego? Dlatego, że są generałami formacji militarnej, policyjnej itp. innego kraju. Kiedy prowadzone są w ramach NATO wspólne manewry, akcje obronne, to mogą dowodzić także polskim wojskiem w ramach doraźnie przydzielonych zadań, ale po ich zrealizowaniu wracają do siebie. 

Podobnie profesorowie czescy czy słowaccy mogą moderować obrady międzynarodowej konferencji w Polsce. Jednak nie uczestniczą w Polsce w zarzadzaniu nauką i procesami awansowymi. Mogą natomiast być powoływani jako recenzenci do jednostkowych postępowań awansowych, recenzowania artykułów lub monografii.

Pytam zatem, jak długo jeszcze będzie w Polsce tolerowana umowa bilateralna z Czeską Republiką, w ramach której automatycznie uznawane są uzyskane tam habilitacje i profesury? Dlaczego polscy profesorowie legitymizują ten proces uczestniczeniem w roli recenzentów swoich kolegów czy koleżanek z kraju, na domiar wszystkiego nie reprezentując swoim dorobkiem tej specjalności, której dotyczy oceniany w Czechach wniosek danej osoby?

Tym, którzy wszczęli postępowanie na tytuł czeskiego profesora, życzę jak najlepiej, bo mam nadzieję, że przyniosą naszej nauce chwałę a nie wstyd.   

(źródło fotografii - autor)

05 grudnia 2023

Nasi słowaccy docenci promują doktoraty Polaków na Słowacji

 

Sądziłem, że po zablokowaniu przez polski rząd turystyki habilitacyjnej na Słowację, polska nauka odetchnie od procederu, w wyniku którego część akademików polskich szkół wyższych, nieposiadający rzeczywistych osiągnięć naukowych, zabierze się solidnie do pracy, by ubiegać się w kraju o awans naukowy.

Po co komuś habilitacja, jeśli nie ma wiedzy, kompetencji badawczych i dokonań naukowych? Okazuje się, że ważny jest dyplom, certyfikat rzekomych kwalifikacji i osiągnięć. Skoro w kraju mógłby ów stan braku zostać uwydatniony przez recenzentów, to zamiast samodoskonalenia i twórczej pracy niektórzy szukają rozwiązań, które nie mają z nauką wiele wspólnego.

Czescy nauczyciele akademiccy ze stopniem naukowym doktora chętnie korzystali z turystyki habilitacyjnej na Słowację, gdzie niektóre z tamtejszych szkół wyższych habilitowały kogo popadnie, byle tylko wpłacił na konto stosowną kwotę w euro. W Katolickim Uniwersytecie w Ružomberku płacono także "pod stołem”, co wykazało dochodzenie prokuratury. 

W Czechach bardzo szybko zablokowano tę turystykę, a akademików ze słowacką docenturą czy profesurą usuwano z szacownych uniwersytetów. Takie osoby trafiały do podrzędnych uczelni tego kraju, gdzie legitymizowały tzw. minimum kadrowe do kształcenia studentów a nawet procedowania awansów naukowych. 

Jak się jednak okazuje, nastąpił renesans tych procesów. Są w Polsce chętni ze stopniem zawodowym magistra do uzyskania promocji doktorskiej na Słowacji, bo ten stopień naukowy nie wymaga w naszym kraju nostryfikacji. Tym samym zamiast skorzystać z rodzimych Szkół Doktorskich Nauk Społecznych wolą przedkładać w uczelniach słowackich maszynopis pracy doktorskiej w języku polskim ze streszczeniem w języku słowackim. 

W kraju są doktorami nauk danej dziedziny zatrudniając się w PWSZ czy niepublicznych szkołach wyższych, by uczestniczyć w kształceniu studentów i/lub prowadzeniu badań naukowych. Ministerstwo odchodzącej w niesławie koalicji stworzyło takim osobom i instytucjom pozakonkursowe dochody na zasadzie realizowania zamawianych tematów czy rozwiązywania mniej lub bardziej istotnych problemów. 

 (źróło ilustracji: paradaopornych.pl - zakupiona przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" dla potrzeb blogera)