07 października 2023

Czy możliwe są etyczne zachowania recenzentów?

 



Na łamach Akademickiego Tygodnika Polskiej Akademii Umiejętności PAU-zy ukazał się ciekawy felieton Jerzego Kuczyńskiego (nr 656), w którym oczekuje od polityków działań na rzecz wszystkich obywateli, a nie tylko w interesie własnego elektoratu i partii politycznej. Proponuję jednak przenieść ten nierozstrzygalny dylemat na akademickie środowisko, by zacząć reagować na sytuacje, w wyniku których niektórzy naukowcy kierują się w swoich recenzjach, wypowiedziach partykularnym interesem, a nie dobrem nauki. 

W przestrzeni publicznej mówimy o przestępczości zorganizowanej, ale w środowisku naukowym o "brudnych wspólnotach", które cechuje nieetyczne działanie, w tym nierzetelne wyrażanie poglądów i ocen mających na celu wyeliminowanie przedstawiciela tej samej dyscypliny z własnego środowiska tylko dlatego, że nie podziela tego samego paradygmatu naukowego, ma odmienny światopogląd i przeciwstawne do ulokowanych w centrum teorii, koncepcji czy orientacji badawczych.     

Jak pisze J. Kuczyński: "Po pierwsze, słysząc jawnie nieetyczne poglądy, obowiązkiem obywatelskim jest wskazać na ten fakt. I po drugie, za przyzwoite elity należy uznać takie, które potrafią wykazać w tym zakresie pewną autorefleksję. Niestety to ostatnie nie jest częste, a nawet spotykam pogląd, że takie zachowanie jest zupełnie niemożliwe". 

Jak ma zatem zachować się członek rady dyscypliny naukowej, gremium oceniającego wnioski badawcze, członek senatu itp., kiedy słyszy jawnie nieetyczne oceny jakiegoś naukowca czy członka danej społeczności akademickiej? Czy rzeczywiście niemożliwe jest reagowanie na ukrywany, a rozpoznawalny w tekście i mowie, cynizm i fałsz przedstawiciela elit naukowych, który zaprzecza w swojej recenzji naukowym standardom oceniania wniosków awansowych czy grantowych?   

 

06 października 2023

SOS dla edukacji

 



Reprezentująca Sieć Organizacji Społecznych (SOS) Karolina Prus-Wirzbicka przesłała projekt pod nazwą "SOS dla Edukacji". Otrzymujemy kolejny materiał do analiz, dyskusji i korekt, który powstał w środowisku ponad czterdziestu organizacji działających na rzecz zmian w oświacie publicznej III Rzeczpospolitej. Przesyłam dostęp do dokumentu „Mapa Drogowa dla Edukacji”, by zgłaszać uwagi, komentarze czy postulaty do zawartych w nim propozycji w formularzu (link:  https://sosdlaedukacji.pl/wp-content/uploads/2023/09/sos-dla-edu-mapa-broszura-wersja-robocza.pdf ).

 

W ubiegłym roku zaproszono środowisko akademickie do oceny Obywatelskiego Paktu dla Edukacji. Następnie w styczniu 2023 roku odbył się Szczyt dla Edukacji w Centrum Nauki Kopernik, w trakcie którego wypracowano ponad 100 rozwiązań dla edukacji. Uwzględniały one idee Paktu. Na podstawie zawartych tam rekomendacji powstało 10 propozycji na 100 dni - które zostały przyjęte przez wszystkie demokratyczne partie polityczne. Świadczy to o uwzględnieniu przez ich liderów efektów środowiskowych debat w kampanii wyborczej. 

 

Oddolny ruch nauczycielki promuje i upowszechnia dobre praktyki w edukacji uwzględniając w swoich propozycjach potrzebę zmian w wymiarze systemowym, ale również rozwiązania dla samorządów terytorialnych i szkół. W kolejnym opracowaniu dzieli się wiedzą i doświadczeniami, które uzyskano dzięki współpracy ze szkołami, przedszkolami, ich nauczycielami oraz dyrektorami, a także z instytucjami kształcenia nauczycieli i ich doskonalenia zawodowego.


Jak pisze Karolina Prus-Wirzbicka: „Sprawdzamy, co nie działa, czego brakuje i co trzeba zmienić, a co warto rozwijać. Zamierzamy doprowadzić do tego, żeby polski system  edukacji potrafił celnie rozpoznawać i zaspokajać prawdziwe potrzeby młodych ludzi i odpowiadać na wyzwania, jakie niesie ze sobą XXI wiek". 



 


05 października 2023

Stronniczy symetryści

 

Ponoć Mariusz Janicki (publicysta) i Wiesław Władyka (profesor historii) wprowadzili do polskiego języka politycznego pojęcie SYMETRYZMU, którym szafują na lewo publicyści, ale i niektórzy naukowcy. Redaktor Jerzy Baczyński pisząc wstęp do książki "Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy" (Warszawa, 2023) wyraża niezadowolenie, że w Wikipedii definiuje się symetryzm jako postawę ideologiczną "(...) zakładającą, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez jego przeciwników" (s.9).      

Nie wiedziałem, że są osoby, które albo są oskarżane o symetryzm albo mają poczucie dumy, niezadowolenia z powodu bycia symetrystami lub identyfikowanymi jako symetryści. W populistycznej polityce uwielbia się etykietować, naznaczać, stygmatyzować INNYCH, a tym samym wykluczać postawy, poglądy tych, których się nie akceptuje, nie szanuje, nie toleruje. Dożyłem czasów wykluczania każdego, kogo nie lubimy, nie akceptujemy, obawiamy się, komu zazdrościmy, nie ufamy, a więc kto jest obdarzany negatywnymi emocjami (emotikonami), określeniami, byle tylko odsunąć od siebie jego/jej prawo do bycia sobą. 

Po przeczytaniu wstępu J. Baczyńskiego można już nie czytać tej książki, skoro został przekonany przez autorów, że: "[C]hyba wszyscy, którzy bywają symetrystami - uważają się za szczerych demokratów, często deklarują się jako zwolennicy opozycji, krytycy rozmaitych błędów, nadużyć i brutalnego stylu uprawiania polityki przez obecną władzę. Ale jednocześnie na sto sposobów tę władzę usprawiedliwiają, tłumaczą, traktują jako normalnego, tyle że sprytniejszego od innych politycznego gracza. Potrafią "obiektywnie" ocenić sukcesy Zjednoczonej Prawicy (zwłaszcza na tle „neoliberalnych" rządów poprzedników), podziwiają sprawność wyborczych kampanii Prawa i Sprawiedliwości, społeczną intuicję Jarosława Kaczyńskiego - który, niestety, ma też skłonności autorytarne" (s.9-10).

Autor wstępu do książki już wykluczył każdego, kto myśli i postępuje racjonalnie, niezależnie od własnych preferencji ideowych, światopoglądowych, kto ośmiela się dostrzegać i analizować fakty, wydarzenia, oceniać czyjeś dokonania (sukcesy i porażki) zgodnie z ich faktycznymi a nie deklarowanymi intencjami, skoro są rzekomo (nie)poprawne politycznie. 

Publicyści wprowadzili w obieg pojęcie, które ma służyć do walki politycznej z środowiskiem - ponoć nie  tylko - politycznej prawicy, "(...) by ostrzegać przed banalizowaniem niebezpieczeństwa, jakim byłaby kontynuacja obecnych rządów. (...) Za moment możemy się znowu różnić, spierać, ale najpierw trzeba wygrać z tymi, którzy demokracji chcą użyć do jej niszczenia. Tu Autorzy są na pewno stronniczy: między autorytaryzmem i demokracją nie ma żadnej symetrii" (s.10-11). 

Baczyński przypomniał mi swoim słowem wstępnym wydarzenia z czasów prezydentury Lecha Wałęsy, w czasie której ustawicznie atakowano go - także na łamach "Polityki" - jako autokratę, antydemokratę, dyktatora, toteż należało pozbawić go szans na reelekcję. Wałęsa miał być tym, przed którym należało ostrzec naród, by nie stał się jego reżimowym przywódcą. Kto sięgnie do artykułów sprzed lat, także autorów tej książki, to dostrzeże, jak polska polityka została w ciągu 34 lat zdegradowana do stronniczej walki o władzę, a nie do racjonalnej, merytokratycznej służby na rzecz troski o dobro wspólne, dobro całego narodu, społeczeństwa, kraju.

Polskie społeczeństwo nie jest w swej całości ani tylko neolewicowe, ani tylko neoprawicowe, ani tylko neoliberalne, ani tylko neonacjonalistyczne, ani ..., ani... . To nieprawda, że po przegranych wyborach parlamentarnych przez PiS w 2007 roku Platforma Obywatelska zaproponowała "(...) inną opowieść: o nowoczesnej, europejskiej, odideologizowanej Polsce" (s.13). Semantycznym wybiegiem Janickiego i Władyki o "zaproponowaniu", ale już ukrywającym częściowe nierealizowanie owych intencji przez ówczesną władzę antydemokratycznych ustaw i działań, nie ukryje się tego, wykluczając z dyskursu politycznego tych, którzy to dokumentowali nie tylko publicystyką, ale także licznymi raportami z badań naukowych.                       

Nuży, męczy mnie ta poppolityczna narracja twórców uciekających od naukowych dociekań, racji popartych wynikami badań na rzecz podtrzymywania właśnie antydemokratycznej polityki, bo podporządkowanej interesom tych, którzy mają wygrać. Wyjątkowo zgadzam się z wypowiedzią dra hab. Marka Migalskiego, jakiej udzielił Michałowi Szułdrzyńskiemu w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" (Plus Minus 39/2023), że 

"(...) jest zapotrzebowanie na komentatorów, ale tylko tych, którzy kibicują jednej ze stron. Oni są oklaskiwani, oni mają posłuch, są zapraszani tam, gdzie ich głosy brzmią dobrze, natomiast dla tych, którzy starają się pełnić rzeczywistą rolę arbitrów, miejsca nie ma" ("W polityce czeka nas fizyczna agresja", s.8).

Niestety, wpisują się w tę stronniczość także niektórzy naukowcy, utytułowani profesorowie, członkowie centralnych gremiów, którzy dla celów ideologiczno-politycznej walki zaprzeczają swojemu powołaniu dążenia do prawdy naukowej i jej upowszechniania. Czeka zatem nasze społeczeństwo pozytywna resocjalizacja kulturowa, reedukacja obywatelska, by przerwać pasmo rządzenia państwem na podstawie sondaży, inżynierii społecznej, cynicznej gry o władzę i uwłaszczanie się na majątku i finansach publicznych.     

Książka Janickiego i Władyki wpisuje się w kształtowanie fałszywej świadomości społecznej kontynuując i konsekwentnie rozmywając kontury sporu nie tyle o ustrój państwa, gdyż ten jest zapisany w Konstytucji III RP, ale o to, która frakcja polityczna ma prawo do sprawowania w nim władzy. Oni także wybaczają autokratycznym działaniom lewicy, AWS-owskim populistom i liberałom koncentrując swoją "obiektywną" ocenę na rządzącej od 2015 roku prawicy z odniesieniem także do jej polityki w latach 2005-2007.  

Wszystkie formacje uzyskały w postsocjalistycznej Polsce status ugrupowań, których praktyk rządzenia nie wolno krytykować, jeśli wyłamywały się z demokratycznych standardów. Także recenzowana tu książka nie jest bezstronną oceną walki politycznej, gdyż jej autorzy nie opisują z równym dystansem (bo gdzie on był w poprzednich dekadach?) naruszania reguł demokratycznej walki politycznej także przez poprzednie formacje, w tym wybiórczego nieprzestrzegania przez wszystkich graczy Konstytucji RP.     

Presymetryzm wcale nie pojawił się wraz ze zwycięstwem w wyborach prezydenckich Andrzeja Dudy. Dość dziwną mają pamięć społeczno-polityczną autorzy tej tezy, skoro nie chcą dostrzec tego zjawiska począwszy od słynnej "falandyzacji" prawa. Nie będę wypominał im braku obiektywizmu i nierzetelności dziennikarskiej, gdyż publicyści już dawno temu przypisali sobie prawo do bycia stronniczymi obserwatorami i komentatorami sceny politycznej. 

Swoją publikacją, opartą na samopotwierdzającej się hipotezie, potwierdzają, że są stronniczymi symetrystami, którzy nie raczą zajrzeć do raportów PAN czy podmiotów akademickich, bo musieliby przestać manipulować opinią publiczną. Polskie społeczeństwo nie jest biało-czarne, ale ma wiele kolorów i ich odcieni. Tymczasem M. Janicki i W. Władyka chcą koniecznie wmówić czytelnikom, że Polacy dzielą się jedynie na pisowców lub platformersów, przy czym symetrystami są ci, którzy uważają, że "(...) obie partie mają "swoje za uszami", obie chcą władzy i wpływów, a różnica między nimi jest co najwyżej ilościowa (np. w liczbie afer, awantur, ludzi umieszczanych w państwowych spółkach i w kwestiach rozmaitych przewin wobec państwa)" (s.23).   

Wolę czytać rozprawy naukowe, bo to, jak komentują politykę publicyści, oddala nas od racjonalnego rządzenia, opartego na racjonalności parlamentaryzmu i sądownictwa. Niektórzy są ofiarami podtrzymywania takiego sposobu opisywania i komentowania rzeczywistości politycznej, administracyjnej i prawnej, bazującej na stronniczym symetryzmie i populizmie, na myśleniu upartyjnionym i/czy podporządkowanym światopoglądowi. 

Może stać będzie W. Władykę na to, by napisać choć jeden artykuł naukowy, w którym wykaże, co odróżnia podejście naukowe do badanej rzeczywistości od publicystycznej postawy profesora wobec symetryzmu. Brak takiej analizy powoduje, że czynnie uczestniczy w grze o dominację w polityce symetrystów i autokratów.