18 grudnia 2022

Niekompetentny sondaż na temat rzekomego mobbingu w szkołach wyższych

 


Kiedy prezeska Fundacji Science Watch Polska zapowiadała zbadanie zjawiska mobbingu na uczelniach, zastanawiałem się, po co chce to czynić, skoro jest to zadanie dla ofiar i prokuratury? 

Czy rzeczywiście można za pośrednictwem sondażu - tym bardziej o wątpliwej metodologicznie konstrukcji - diagnozować tak poważne zjawisko? Każdy bowiem przypadek jest nieporównywalny z innym i wymaga interwencji bezpośrednio dotkniętych nim  osób. 

Mobbing jest przecież zjawiskiem przestępczym w każdej instytucji, a tym bardziej o utrwalonej historycznie i społecznie strukturze asymetrycznych relacji zawodowych. Polska to nie Ameryka czy Wielka Brytania, więc trudno spodziewać się po samym środowisku akademickim, że będzie walczyć z tak niegodnymi postawami niektórych osób.

Pomysłodawczyni przeprowadzenia sondażu na temat tego, czy w szkole wyższej respondenci doświadczali mobbingu ze strony swoich zwierzchników, a więc czy mają wiedzę na ten temat, nie uwzględniła diagnostycznego kryterium, jakim jest intersubiektywna komunikowalność. Zamieszczona w sieci ankieta zawierała fundamentalny błąd metodologiczny, o którym piszę poniżej.    

Autorka ankiety przyjęła definicję, której znaczenie jest uregulowane w prawie pracy (art.943 par.1-5 kodeksu pracy): 

Mobbing to działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników. 

Jak wynika z powyższej definicji mobbing dotyczy działania zabronionego w świetle prawa, a więc zachowania nielegalnego, przestępczego, które powinno być ścigane na podstawie zgłoszeń  pracownika doświadczającego mobbingu.   

Autorka wspomnianej ankiety uznała za mobbing następujące rodzaje zachowań: 

I. zachowania utrudniające komunikację, do których zaliczono: ograniczanie możliwości wypowiadania się, ciągłe (złośliwe) przerywanie wypowiedzi, podnoszenie głosu (krzyk), wyzwiska w miejscach publicznych, publiczne krytykowanie pracy, nękanie przez telefon lub maile, inne (?); 

II. zachowania naruszające wizerunek, obejmujące: publiczne ośmieszanie, sugerowanie zaburzeń psychicznych, rozsiewanie plotek, parodiowanie ofiary, obmawianie, inne (?). 

III. zachowania naruszające pozycję zawodową, których przejawem jest: przydzielanie zadań poniżej kwalifikacji i kompetencji, przydzielanie zadań, których nie można wykonać w czasie kodeksowym, odbieranie zadań, które zostały już opracowane, rozliczanie zadań nieprzydzielonych, kwestionowanie podejmowanych decyzji, inne (?).

 IV. zachowania naruszające etykę w nauce, do których zaliczono:  przydzielanie cały czas nowych zadań (np. wykładów), odmawianie finansowania (np. publikacji, konferencji), wymuszanie dopisywania innych pracowników do pracy zwierzchnika jako mobbera; ignorowanie podczas podziału czynności (np. działań granatowych - zapewne miało być "grantowych"), inne (?). 

 Niestety, nie po raz pierwszy autorka kolejnego sondażu popełniła poważny błąd metodologiczny. Tym razem nie wzięła pod uwagę tego, że dla stwierdzenia mobbingu w sensie prawnym, bo inny nie może tu wchodzić w grę, powyższe przesłanki powinny być spełnione łącznie, a nie rozłącznie. Tymczasem w ankietce pytała o nie rozłącznie.  

Ba, gdyby uznać za poprawny merytorycznie wskaźnik, jakim jest np. przerywanie komuś wypowiedzi czy podnoszenie głosu, to należałoby pozwać do sądu niemalże wszystkich posłów władzy i opozycji. Czy ktoś w ogóle zwrócił uwagę na ten nonsensowny sondaż? Może plotkował, ale to też jest dla tej autorki mobbingiem.   

Z powyższego powodu zgromadzone przez fundację dane liczbowe, chociaż coś nam komunikują, to jednak nie dotyczą mobbingu w szkołach wyższych. Są zatem pozbawione nie tylko poznawczej wartości, ale także kompromitują tych, którzy są przekonani, że chwycili "byka za rogi".  

W jednym przyznaję jej rację, że (...) osoby stosujące mobbing w środowisku naukowym niszczą naukę. Autorka ankietki powinna jednak zrozumieć, że niszczą naukę także ci, którzy nie korzystają z obowiązującej metodologii badań diagnostycznych.  

17 grudnia 2022

Uroczystość wręczenie dyplomów doktorskich w dyscyplinie pedagogika




Dla każdego profesora uroczystość wręczenia dyplomu doktora nauk (w przypadku pedagogów- doktora nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika) jest szczególnym przeżyciem. Każdy doktorat jest inny, bo jest niepowtarzalną osobowością. Do tego dochodzi jeszcze odmienny od pozostałych problem badawczy, który jest pochodną pasji poznawczej doktorantów.

W dniu 16 grudnia 2022 roku odbyła się szczególna uroczystość w moim doświadczeniu akademickim a związana z uroczystością wręczenia dyplomów doktorskich wypromowanym absolwentom studiów III stopnia. W ramach Studiów Doktoranckich Obcojęzycznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu zostałem zaproszony przez ich kierownika prof. DSW dr hab. Lotara Rasińskiego do podjęcia się opieki nad doktorantami z Czeskiej Republiki ze względu na moją znajomość języka czeskiego.  

Uczelnia uzyskała grant na czeskojęzyczne studia doktoranckie, w ramach których mieliśmy za zadanie wraz z docentami z czeskich uniwersytetów objąć opieką naukową kształcenie i projekty badawcze Czechów. To czescy pedagodzy wybierali sobie opiekuna naukowego. Zostałem obdarzony takim zaufaniem i gotowością do współpracy ze strony czterech Czeszek i jednego Czecha. 

W ciągu czterech lat, mimo pandemii, zamknięcia granic i uczelni, mogliśmy najpierw stacjonarnie, a potem już zdalnie, dzięki zdalnej komunikacji, uzgodnić założenia teoretyczne i metodologiczne badań oraz współpracować nad poprawnością ich pełnej realizacji. Prace były napisane w ich ojczystym języku, toteż konieczne było powołanie recenzentów także z naszego kraju, którzy znają język czeski i są samodzielnymi pracownikami naukowymi w naszej dyscyplinie. 

W dniu 16 grudnia miałem przyjemność uroczystego odebrania od wypromowanych doktorek nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika:

  • Dr Helena Kumperová
  • Dr Zdeňka Braumová
  • Dr Šárka Honová
  • Dr Jana Motyková
  • uděluji titul doktorky sociálních věd v oboru pedagogika,
  • toto veřejně prohlašuji,
  • a předávám vám tímto všechna práva a výsady s tímto titulem spojené. Na důkaz toho vám předávám tento diplom s pečetí vysoké školy.

Jestem przekonany, że doświadczają równie pozytywnych emocji profesorowie, którzy promują doktorantów z innych państw w polskich lub zagranicznych uczelniach. Nie ma znaczenia język, w którym powstaje dana praca naukowa, gdyż ważne są tu tak kwalifikacje naukowe jak i językowe, by możliwe było doprowadzenie postępowania o nadanie stopnia naukowego doktora do szczęśliwego finału dla dobra nauki, w tym także dla autorów i ich naukowych opiekunów.       

 ślubowania następującej treści:

Slibujete tedy,

§  že si Dolnoslezskou vysokou školu, ve které jste dosáhli vysokého vzdělání v oblasti společenských věd, navždy uchováte ve své paměti?

§  že budete podle svých možností podporovat její záměry a iniciativy?

§  že nepošpiníte vědeckou hodnost, kterou vám dne udělíme?

§  že ji bude vždy dosvědčovat svou poctivostí a bezúhonným životem?

§  že budete usilovně pracovat na prohlubování a rozvoji společenských věd, nikoli pro mrzký prospěch nebo marnivou slávu, ale aby se pravda šířila a její světlo, na němž závisí štěstí lidstva, zářilo stále jasněji.

Slibujete to všechno opravdově ze srdce?"

Doktorandi: slibují slovy „TAKTO SLIBUJI

Zanim JM Rektor DSW dr hab. Sławomir Krzychała, prof. DSW  wręczył wraz z Dyrektorem Szkoły Doktorskiej  - dr. hab. Pawłem Rudnickim, prof. DSW dyplom, miałem jeszcze potwierdzić:

Nyní nám tedy již nic nebrání v tom, abychom vám udělili titul, o který usilujete. Proto já, Bogusław Śliwerský, který jsem dle zákona převzal čestné povinnosti promotora, Vám (meno a misto narozeni) usnesením Akademické rady Dolnoslezské vysoké školy,

 


16 grudnia 2022

Pan Profesor czyli literacka odsłona "Barw ochronnych" universita w nowym ustroju

 


Jadąc do Krakowa postanowiłem czas wolny poświęcić na lekturę książki Artura Przybysławskiego, która uzyskała nagrodę w Konkursie Literackim Miasta Gdańska im. Bolesława Faca za rok 2019. Taka przynajmniej jest informacja na tylnej okładce pięknie wydanej publikacji, której pierwsze wydanie datowane jest na rok 2020. Tytuł wcale nie jest tak krótki, jak odnotowano go na stronie tytułowej, bowiem w całości brzmi następująco:

 "Pan Profesor czyli wielce przeraźliwe dzieje Zenona Eli, pełne heroicznych czynów, rzeczeń i myśli jego, które złożyły się na akademicką karierę, dla przyszłych pokoleń wiernie spisane, aby pamięć o nich nie zaginęła w mroku mniej przeraźliwych dziejów". 

Przedmowę autor podpisuje jako: Wasz uniżony Artur Przybysławski, doktor nauk potajemnych z miasta Łodzi. Pracował bowiem na Uniwersytecie Łódzkim. Obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Na tylnej okładce to potwierdza: Ja niżej podpisany, oświadczam niniejszym, że jestem Arturem Przybysławskim i moje podobieństwo do rzeczywistego - jeśli w ogóle mogę tu użyć tego słowa -  Artura Przybysławskiego, mieszkającego w Krakowie i pracującego na Uniwersytecie Jagiellońskim, wcale nie jest przypadkowe. 

    W takim właśnie stylu bawi się czytelnikiem, ironizuje, ośmiesza wszystko, co tylko kręci się wokół semantycznie nadętego profesora, kpi z akademii i jej świętoszkowatego wizerunku, a przy tym wywołuje zaciekawienie stylistyką narracji. Akcję lokuje w fikcyjnej ontologii jakiegoś profesora filozofii Zenona Eli, któremu nie przez przypadek nadał żeńsko brzmiące nazwisko. 

W poszczególnych rozdziałach pamfletu przybliża powierzchowność i głębię cech bohatera, jego ułomność cielesności w ruchu sportowym, fizjolonomię, zachowania fizjologiczne i duchowe, postawy "w jego drżeniu zamiarowym", stosunek do płci. Odsłania zależności bytowe, które ujawniają się w osobie doktoranta, przebieg jego "kariery" wraz z próbami samopoznania, jasnowidzenia, z podejściem do własnego rozumu, odnajdywaniem sensu życia, dokonywaniem czynów lubieżnych, gdy postanawia napisać habilitację. 

Fascynująco rekonstruuje prowadzenie wykładów przez pełnego ułomności filozofa, stawianie przez niego czoła Radzie Wydziału i Prostytutu oraz wybijanie się na samodzielność naukową. Dowiadujemy się także,  jak Zenon Ela kroczy od asystenta do profesora zwyczajnego, z którego tytułu i stanowiska nic nie wynika. 

Po latach zdoła się ów Profesor wyleczyć z kompleksów wobec niemieckiej filozofii. Ten ostatni wątek powinien spodobać się politykom władzy. Znajdą się tu także kulisy pisania pseudorecenzji, udziału w konferencjach naukowych a nawet techniki aplikowania o grant. 

Forma i treść narracji ukierunkowana jest na zdemaskowanie patologii środowiska naukowego. Może dlatego nie mamy tu do czynienia z literacką fikcją, by można było odsłaniać realia różnych mikroświatów akademickich dewiacji.      

Skoro tytuł jest tak rozwlekły, to nikt nie powinien się dziwić, że przeważają w prześmiewczej narracji zdania wielokrotnie złożone. Jak A. Przybysławski zaczął jedno zdanie na s. 9, to zakończył je w połowie następnej. Dobrze, że nie czyta tego młodzież przygotowująca się do egzaminu maturalnego, bo mogłaby mieć problem z dopuszczeniem do matury. Na szczęście nie do niej adresowana jest ta książka i lepiej, żeby jej nie czytała, bo dowie się, jak patologiczne relacje społeczne zachodzą między pracownikami naukowymi, doktorantami, studentami i pracownikami administracji uczelni. 

Otrzymujemy w prześmiewczej  formie literackiej odbicie środowiska akademickiego w krzywym zwierciadle, które zostało tak sprofilowane, żeby można było zobaczyć kwintesencję pozorowanej pracy niektórych jego przedstawicieli.  

Nie będę zdradzał treści książki, której tytuł wskazuje na problematykę akademickiego środowiska. Jak pisze jej autor o odwzajemnionej miłości do literatury i filozofii: 

(...) książka ta nie jest - z wyjątkiem dwóch rozdziałów - napisana ku pokrzepieniu serc ani innych narządów czy organów. Jeśli jej lektura sprawi wam choć część tej przyjemności, jaką miałem, sam ją pisząc, będzie to najlepsze dla niej usprawiedliwienie. Literatura jest, jak sądzę, terenem beztroskiej, inteligentnej wolności i radości, jest luksusem, na który wciąż jeszcze możemy sobie pozwolić, więc nie należy go sobie odmawiać. I tym właśnie, którzy nie zamierzają go sobie odmawiać, dedykowana jest ta książka (tylna płaszczyzna okładki książki)

Zapewne może kogoś zaboleć to, jak został tu zilustrowany, bo zgodnie z maksymą "uderz w stół a nożyce się odezwą" wielu studentów, absolwentów studiów, emerytowanych czy wciąż aktywnych naukowców odczyta w opisanych tu postaciach i wydarzeniach zapewne kogoś z własnego środowiska czy sytuacje, kogo spotkał lub których sam doświadczał. To dobrze, bo właśnie na tym zależało A. Przybysławskiemu, by jego pamflet na temat universitas spełnił katarktyczną funkcję. 

Nie mam jednak wątpliwości, że niczego w naszym środowisku nie zmieni, a jeśli nawet któraś z tak zarysowanych tu postaci przeczyta o samej sobie, to tym bardziej wzmocni samokontrolę, by nie zostało to dostrzeżone przez jej otoczenie. Jeśli więc zda się któremu, że to jakieś takie głupawe lub, co gorsza, że go tam ponoć odmalowuję, gdy akurat na uniwersytecie pracuje, nie do mnie niech ma pretensje, lecz do tego, który tę ksiązkę w łapach trzyma. Cóż tu bowiem winne lustro, a tym bardziej ten, kto je wyfasował?  (s.7).