29 maja 2022

Toksyczna polityka ministrów edukacji

 



Czy sprawujący władzę politycy mogą nie przestrzegać Konstytucji III RP? Mogą, bo już poseł PO Stefan Niesiołowski wykrzykiwał do ówczesnej opozycji (PiS) w okresie rządów PO/PSL (2007-2015), że jak zdobędzie władzę, to będzie mogła robić, co tylko zechce. Były profesor Uniwersytetu Łódzkiego, z zarzutami prokuratorskimi, o których wciąż jest dziwnie cicho, zachęcał swoją arogancją do tego, czego doświadczamy przez kolejne lata rządów. 

Odnoszę się tylko i wyłącznie do kwestii polityki oświatowej, bo o innych sferach życia publicznego niech mówią i piszą specjaliści, którzy są ekspertami np. od prawa (praworządności, systemu sprawiedliwości, bezpieczeństwa itp.), gospodarki, służby zdrowia, samorządności terytorialnej, kultury, pomocy socjalnej czy obronności. 

Polityka oświatowa jest w totalnym rozkładzie od 1993 roku, a od przyjęcia nowej Konstytucji w 1997 roku w widocznym zakresie, a więc mój wpis ma historyczno-problemowy charakter. O tym, jak miało być i jak powinno dziać się w polskiej oświacie publicznej pisali eksperci różnych dyscyplin i dziedzin nauki, ale sprawujący władzę od tego czasu politycy rządzących partii cynicznie łamali i nadal łamią kod moralny oraz zobowiązania wobec polskiego społeczeństwa! Kilka tez, które znajdują swoje potwierdzenie w badaniach naukowych: 

EDUKACJA W III RP NIE JEST DOBREM OGÓLNOSPOŁECZNYM.         

MINISTROWIE EDUKACJI REALIZUJĄ TYLKO i WYŁĄCZNIE INTERESY PARTII WŁADZY - IDEOLOGICZNE/POLITYCZNE, KADROWE, PROPAGANDOWE itp.

ODRWACANIE UWAGI OPINII PUBLICZNEJ OD POZORÓW REFORM VIA KONCENTROWANIE INFORMACJI I ŚRODKÓW W ZAKRESIE ODGÓRNYCH REFORM NA KWESTIACH TECHNOLOGICZNYCH np. cyfryzacja, szafki/tornistry, monitoring, odżywianie itp. 

SZKOLNICTWO BYŁO I JEST USTAWICZNIE NIEDOFINANSOWANE, BY MOŻNA BYŁO MAMIĆ SPOŁECZEŃSTWO OBIETNICAMI POPRAWY. 

TRAKTOWANIE FUNKCJI MINISTRA, WICEMINISTRA JAKO TRAMPOLINY DO OSOBISTEJ KARIERY POLITYCZNEJ.

UTRZYMYWANIE SCHIZOFRENICZNEJ - PATOLOGICZNEJ STRUKTURY ZARZĄDZANIA SZKOLNICTWEM (ORGANY PROWADZĄCE vs ORGANY NADZORU PEDAGOGICZNEGO); 

POŁOWICZNOŚĆ SAMORZĄDNOŚCI USTROJOWEJ SZKOLNICTWA PUBLICZNEGO I POZORANCTWO SAMORZĄDNOŚCI WEWNĄTRZSZKOLNEJ. 

NISZCZENIE ŚRODOWISKOWEJ, LOKALNEJ FUNKCJI EDUKACJI SZKOLNEJ.   

NAUCZYCIELE KSZTAŁCĄCY TAKŻE ELITY SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO SĄ DEPRECJONAWANI FINANSOWO (PROLETARYZACJA) I POZBAWIANI JAKO PROFESJONALIŚCI INNOWACYJNOŚCI ORAZ PRAWA DO REFORMOWANIA EDUKACJI W RAMACH SWOICH PRZEDMIOTÓW.      

UTRZYMYWANIE RODZICÓW W NIEŚWIADOMOŚCI POTENCJALNEGO USPOŁECZNIENIA EDUKACJI SZKOLNEJ I ICH PARTYCYPACJI W PROCESIE SPOŁECZNO-WYCHOWAWCZYM ICH DZIECI. 

UWSTECZNIENIE  ROZWOJU DYDAKTYKI SZKOLNEJ PARTYJNYMI OGRANICZENIAMI WŁADZ MEN/MEiN

ZERWANIE WIĘZI Z NAUKĄ DLA REALIZOWANIA CELÓW POPULISTYCZNYCH I TOKSYCZNYCH DLA JAKOŚCI KSZTAŁCENIA ORAZ WYCHOWANIA MŁODYCH POKOLEŃ.     

 

28 maja 2022

FINO, czyli niepubliczna szkoła przyszłości w teraźniejszości

 



W trakcie Kolokwia Witeloniana, które odbyły się w Collegium Witelona Uczelni Państwowej w Legnicy, mogliśmy zapoznać się z prezentacją prawniczki mgr Magdy Lipińskiej z Autorskiej Szkoły Podstawowej "Fino" w Legnicy. Jak się okazuje, twórcze, innowacyjne podejście do edukacji jest możliwe przede wszystkim w przestrzeni niepublicznej, bo sprawujący władzę oświatową nie życzą sobie tego, by w szkołach publicznych nauczyciele byli autorami niezależnych, twórczych rozwiązań dydaktyczno-wychowawczych. 

Miło było zatem posłuchać referat o tym, jak może realizować swoje marzenia ktoś, kto ma wizję, pomysł na zupełnie inną, humanistyczną edukację. Nadal wielu nauczycieli zastanawia się nad tym, co zrobić, żeby uczęszczające do szkoły dzieci nie miały traumatycznych przeżyć oraz by miejsce codziennego uczenia się było dla nich przestrzenią radości, budzącą zaciekawienie, odkrywającą ich potencjał rozwojowy i zaspokajającą ich potrzeby oraz zainteresowania.  


Oczywiste jest, że współtworzona z rodzicami szkoła będzie kontynuować postawy szacunku i miłości wobec każdego ucznia, by doświadczało w niej tego, czego nie może mu już zapewnić dom rodzinny. Rodzice muszą być spokojni, a zarazem przeświadczeni o tym, że oddając dziecko pod opiekę nauczycieli, mogą im zaufać i być wdzięczni za wsparcie rozwoju ich dziecka. 

Jak mówiła metaforycznie M. Lipińska - nie można mieć głów w chmurach a nogi utaplane w błocie, a więc w systemie, w którym sami zostaliśmy uformowani, wyrośliśmy z niego. Tworząc zatem szkołę niesystemową - uczniowie, ich rodzice i nauczycielska kadra zapewne wnoszą to "błoto" złej pamięci o szkole państwowej (publicznej) do środka także tej nowej placówki. Nie jest tak, że jak stworzymy szkołę niesystemową, nowoczesną, szkołę własnych marzeń, to otrzymamy inne dzieci, innych rodziców i nauczycieli, bo oni wcześniej też uczęszczali do szkoły systemowej.

Padł przykład matki, która postanowiła zapisać swoją córkę do tej szkoły, ale oczekiwała, że otrzyma te same rozwiązania, jakie są w szkołach publicznych zorientowanych na tzw. "wyścig szczurów". Tu jednak jej córka będzie uczyć się w mniej licznej klasie, no i nauczyciele będą musieli zapewnić dziecku najwyższe osiągnięcia. Za to przecież zamierza płacić czesne. Jakież było jej zdziwienie, kiedy dyrektorka Fino odmówiła przyjęcia jej dziecka uświadamiając matce, że nie jest w stanie spełnić jej oczekiwań. 


W szkole, która powstała dwa lata temu, ważny jest rozwój i dobrostan dziecka, a nie to, jaka będzie średnia ocen z egzaminu zewnętrznego.  Autorska Szkoła Podstawowa "Fino" częściowo wzoruje się na fińskim podejściu do edukacji, a więc nie wystawia się uczniom stopni. Tym samym nie ma tu także e-dziennika oraz tradycyjnych wywiadówek, gdyż ważna jest wzajemna bezpośrednia komunikacja nauczycieli z dziećmi i ich rodzicami. O osiągnięciach uczniów rozmawia się wraz z nimi i ich rodzicami w czasie oddzielnych spotkań. 

Dzieciom nie zadaje się prac domowych, nie ma klasówek, zaś zamiast lekcji realizowane są przez uczniów projekty edukacyjne, zadania, prowadzone są warsztaty, gry i zabawy dydaktyczne. Nie ma zatem dzwonków. Codziennie ustala się z dziećmi zakres zadań i metody ich realizacji.     

Jak rodzic ma przeświadczenie, że jego dziecko niczego się nie uczy, to przecież można z nim porozmawiać. Przyznanie się do niewiedzy na ten temat, także w wyniku braku e-dziennika i stopni szkolnych z poszczególnych przedmiotów, obnaża zatem poziom relacji z własnym dzieckiem. Mozna jednak przyjść do szkoły, by obserwować własne dziecko na tle klasy i realizowanych zadań i/albo porozmawiać o nim z nauczycielami. 



W "Fino" nie ma konserwatora, sprzątaczki, jeśli więc dziecko coś zniszczy, to musi samo to naprawić.  Nie ma potrzeby ukrywania tego przed nauczycielami czy rodzicami, gdyż nie wystawia się uczniom oceny zachowania, nie stosuje kar, których mieliby się obawiać. Oni mają odpowiadać za stan miejsca i przestrzeni, w której się uczą, gdyż jest to "ich" szkoła, szkoła finansowana przez ich rodziców. Muszą czuć się w niej tak, jak u siebie w domu. 

Zastanawiałem się, jaka jest geneza nazwy tej autorskiej szkoły. Na Facebooku jest wyjaśnienie: Fino jest wprawdzie częścią Centrum Edukacji Fischer (od nazwiska autora metody nauczania dzieci języka angielskiego), ale założycielkę zachwycił fiński model kształcenia, toteż podjęto tu próbę jej aplikacji w prywatnej placówce.

Na facebookowej stronie szkoły nie znajdziemy jednak informacji wskazujących na związek kształcenia w ASP "Fino" z tym, jaki jest model dydaktyki w fińskich szkołach. Obawiam się, że chyba go nie znają, bo wszystkie rozwiązania, które zostały w legnickiej placówce zaimplementowane, są zgodne z polskim porzekadłem - "cudze chwalicie, swego nie znacie". Niewiele bowiem mają wspólnego z autorstwem, własną, twórczą koncepcją odwołującą się do fińskiej pedagogiki szkolnej.

Dobrze, że jednak istnieje alternatywna szkoła. Odciąża bowiem systemowe szkolnictwo od kosztów a swoich uczniów od rzekomo systemowego "błota".

        

(źródło memów Fino i foto)  

 


27 maja 2022

Wartość człowieka jest najcenniejszą wartością świata

 


Tą frazą z tekstu Marii Grzegorzewskiej rozpoczęła laudację z okazji nadania przez Akademię Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej godności doktora honoris causa Siostrze Małgorzacie Chmielewskiej  prorektor APS -, wybitna profesor pedagogiki w zakresie pedagogiki specjalnej Joanna Głodkowska. Gorąco polecam zapoznanie się z treścią tej wypowiedzi na cześć jakże wyjątkowych dokonań (w ciągłym procesie) w sferze troski o humanum siostry Małgorzaty Chmielewskiej. 


To było wielkie święto nie tylko jakże wyjątkowej na świecie Akademii Pedagogiki Specjalnej, wyróżnionej najwyższą godnością akademicką OSOBY-INSTYTUCJI POMOCOWEJ, SPOŁECZNEJ, ale tak naprawdę było to też święto wielu tysięcy pedagogów specjalnych, ich nauczycieli, mistrzów, bohaterów codziennych zmagań z trudami, barierami, bolączkami osób doświadczonych przez los, ale i ofiar toksycznych postaw ludzkich, także spowodowanych przez własne działania, których następstwa są dramatyczne, bolesne, tragiczne.

Doktor honoris causa APS przyjechała wraz z jednym ze swoich podopiecznych - p. Arturem, by w cudownie stworzonej aurze bycia z OSOBĄ, która nie powinna być postrzegana czy traktowana przez obserwatorów, wchodzących w interakcję z nią jako niepełnosprawna, ale najzwyczajniej w świecie INNA. Jak mówiła przed stu laty M. Grzegorzewska - Nie ma kaleki. Jest człowiek. W czasie tego święta Siostra M. Chmielewska była wraz z OSOBĄ, która mogła być sobą, przeżywać wraz z Nią całe wydarzenie na swój, inny sposób. W auli obecni byli Jej współpracownicy, wolontariusze, sojusznicy, w tym także absolwenci APS, ludzie wielkiego serca, z którymi reperuje światceruje aporie setek tysięcy ludzkich istnień.  


Już na wstępie swojego wystąpienia przed zgromadzonym w auli APS wysokim Senatem, gośćmi (także w ramach transmisji internetowej) dr h.c. Siostra M. Chmielewska przypomniała komentarz św. Jana Pawła II z czasu jednej z wielu pielgrzymek do kraju: "Ale mi się przytrafiło".  Skromność tak oddanej w służbie  ludziom postaci była zapewne dla wielu osób bezpośrednią okazją do jej doznania, ale także do zastanowienia się nad sobą samym, własnym statusem, komfortem czy trudem życia w porównaniu z tymi, którymi od dziesiątek lat zajmuje się z wielkim oddaniem Siostra M. Chmielewska. Dzięki Jej refleksji można było zrozumieć, jak wiele trzeba czasu, starań, bywa, że i upokorzeń, by móc pozyskiwać środki i tworzyć warunki do godnego życia człowieka z jakichś powodów ich pozbawionego. 

Wyróżniona prosiła wszystkich uczestników tej uroczystości, żeby wspólnie spojrzeć na sytuację ludzi wykluczonych w naszym społeczeństwie,  a więc osób bezdomnych, niechcianych, niepełnosprawnych, pokrzywdzonych przez innych, a nie tylko przez rzekomy system. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy zaczynała swoją pracę jako nauczycielka w LASKACH, a więc w zakładzie dla osób niewidomych i niedowidzących, doświadczyła po raz pierwszy sytuacji pozbywania się przez niektórych rodziców własnego dziecka, które przez kilka lat było przechowywane w piwnicy, ze wstydu przed opinią innych. Obecnie jesteśmy na szczęście na zupełnie innym etapie rozwoju społecznego, co jednak wcale nie oznacza, że ludzie słabsi, ci, którzy z różnych powodów są inni, nie pasują do większości, mają wreszcie swoje miejsce, a ich obecność nie jest zagrożona

Stworzyliśmy bardzo dobrze systemy pomocy społecznej, które są tak genialne i szczelne, że wyrzucają poza margines kolejne grupy ludzi, ludzi słabszych, ludzi, którzy z różnych powodów (fizycznych, psychicznych, rasowych, kulturowych, płciowych itp.) do tych systemów nie pasują. Tymczasem - jak mówiła Grzegorzewska, ale i Janusz Korczak: Nie ma dziecka. Jest człowiek. Nie ma osoby niepełnosprawnej. Jest człowiek, tyle tylko, że inny. 

Nie wolno zatem dzielić ludzi na lepszych i gorszych, ani na tych, którzy są na granicy polsko-ukraińskiej, jak i na tych na granicy polsko-białoruskiej, tybetańskiej itd. Z czego bierze się to, że jednak wyrzucamy niektóre jednostki poza systemowe rozwiązania?

Prawdopodobnie wynika to z tego, jak mówiła M. Chmielewska, że (...) chcemy w tych systemach ulokować i uspokoić własne wyrzuty sumienia, okazać innym uczucie litości, a nie empatii, współcierpienia. Chcąc przyjąć bezdomnego, chorego do schroniska trzeba mieć decyzję administracyjną!  Stwarzamy zatem systemy, w których również część osób niepełnosprawnych w ogóle się nie mieści. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o.... pieniądze.

Gdyby nie strajki rodziców i organizacji osób niepełnosprawnych, to by dla tego tu pana renta socjalna wynosiła nie ponad 700 złotych, ale - jak dzisiaj - już ok. 940 zł. Spróbujcie jednak utrzymać przy godnym życiu osoby z taką "pomocą" finansową. ZUS dzisiaj wydaje osobie niepełnosprawnej na miesiąc 719 zł. to obrazuje nasze społeczeństwo, którego los i życie zależy od decyzji polityków, a politycy będą kierowali się tylko tym, co lubią wyborcy. 

Walka o godne warunki życia, o godność osób najsłabszych, wykluczonych trwa, gdyż ich los wcale nie uległ poprawie. Jeśli ktoś chce być samarytaninem, to musi mieć pieniądze, ale też ważny jest sprawiedliwy społecznie podział budżetu państwa.  Jest jeszcze mnóstwo do zrobienia, żeby tacy ludzie, jak Artur mogli godnie żyć. INNY niż JA, to nie znaczy GORSZY czy LEPSZY. Nie uszczęśliwiajmy ludzi według naszego wzorcajeśli nie wiemy, co jest tak naprawdę najbardziej potrzebne temu drugiemu człowiekowi.

Dostąpiliśmy w czasie Uroczystego Senatu APS wyjątkowego zaszczytu spotkania z Siostrą Małgorzatą Chmielewską - doktor honoris causa wspólnie z Nią radując się Jej obecnością i możliwością wyrażenia własnych podziękowań  za Jej wyjątkową misję i poświęcenie. Byliśmy wdzięczni  za uświadomienie nam nowych wymiarów, aspektów, kontekstów życia dla innego życia. 

Rektor prof. APS Barbara Marcinkowska zapewniła nam jeszcze jedno przeżycie w czasie tak pięknej uroczystości. Było ono wywołane trzema etiudami filmowymi, które zamówiła u młodych filmowców, reportażystów, którzy - zainspirowani wybraną myślą Marii Grzegorzewskiej - poruszyli w nich egzystencjalne problemy ludzkości na świecie oraz życia osób INNYCH. To była dla nas wszystkich duchowa lekcja człowieczeństwa.