Czy sprawujący władzę politycy mogą nie przestrzegać
Konstytucji III RP? Mogą, bo już poseł PO Stefan Niesiołowski wykrzykiwał do
ówczesnej opozycji (PiS) w okresie rządów PO/PSL (2007-2015), że jak zdobędzie
władzę, to będzie mogła robić, co tylko zechce. Były profesor Uniwersytetu
Łódzkiego, z zarzutami prokuratorskimi, o których wciąż jest dziwnie cicho,
zachęcał swoją arogancją do tego, czego doświadczamy przez kolejne lata
rządów.
Odnoszę się tylko i wyłącznie do kwestii polityki oświatowej,
bo o innych sferach życia publicznego niech mówią i piszą specjaliści, którzy
są ekspertami np. od prawa (praworządności, systemu sprawiedliwości,
bezpieczeństwa itp.), gospodarki, służby zdrowia, samorządności terytorialnej,
kultury, pomocy socjalnej czy obronności.
Polityka oświatowa jest w totalnym rozkładzie od 1993 roku, a
od przyjęcia nowej Konstytucji w 1997 roku w widocznym zakresie, a więc mój
wpis ma historyczno-problemowy charakter. O tym, jak miało być i jak powinno
dziać się w polskiej oświacie publicznej pisali eksperci różnych dyscyplin i
dziedzin nauki, ale sprawujący władzę od tego czasu politycy rządzących partii
cynicznie łamali i nadal łamią kod moralny oraz zobowiązania wobec polskiego
społeczeństwa! Kilka tez, które znajdują swoje potwierdzenie w badaniach
naukowych:
EDUKACJA W III RP NIE JEST DOBREM
OGÓLNOSPOŁECZNYM.
MINISTROWIE EDUKACJI
REALIZUJĄ TYLKO i WYŁĄCZNIE INTERESY PARTII WŁADZY - IDEOLOGICZNE/POLITYCZNE,
KADROWE, PROPAGANDOWE itp.
ODRWACANIE UWAGI OPINII
PUBLICZNEJ OD POZORÓW REFORM VIA KONCENTROWANIE INFORMACJI I ŚRODKÓW W ZAKRESIE
ODGÓRNYCH REFORM NA KWESTIACH TECHNOLOGICZNYCH np. cyfryzacja,
szafki/tornistry, monitoring, odżywianie itp.
SZKOLNICTWO BYŁO I JEST
USTAWICZNIE NIEDOFINANSOWANE, BY MOŻNA BYŁO MAMIĆ SPOŁECZEŃSTWO OBIETNICAMI
POPRAWY.
TRAKTOWANIE FUNKCJI
MINISTRA, WICEMINISTRA JAKO TRAMPOLINY DO OSOBISTEJ KARIERY POLITYCZNEJ.
UTRZYMYWANIE
SCHIZOFRENICZNEJ - PATOLOGICZNEJ STRUKTURY ZARZĄDZANIA SZKOLNICTWEM (ORGANY
PROWADZĄCE vs ORGANY NADZORU PEDAGOGICZNEGO);
POŁOWICZNOŚĆ
SAMORZĄDNOŚCI USTROJOWEJ SZKOLNICTWA PUBLICZNEGO I POZORANCTWO SAMORZĄDNOŚCI
WEWNĄTRZSZKOLNEJ.
NISZCZENIE ŚRODOWISKOWEJ,
LOKALNEJ FUNKCJI EDUKACJI SZKOLNEJ.
NAUCZYCIELE KSZTAŁCĄCY
TAKŻE ELITY SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO SĄ DEPRECJONAWANI FINANSOWO
(PROLETARYZACJA) I POZBAWIANI JAKO PROFESJONALIŚCI INNOWACYJNOŚCI ORAZ PRAWA DO
REFORMOWANIA EDUKACJI W RAMACH SWOICH PRZEDMIOTÓW.
UTRZYMYWANIE RODZICÓW W
NIEŚWIADOMOŚCI POTENCJALNEGO USPOŁECZNIENIA EDUKACJI SZKOLNEJ I ICH
PARTYCYPACJI W PROCESIE SPOŁECZNO-WYCHOWAWCZYM ICH DZIECI.
UWSTECZNIENIE ROZWOJU DYDAKTYKI SZKOLNEJ PARTYJNYMI OGRANICZENIAMI WŁADZ MEN/MEiN
ZERWANIE WIĘZI Z NAUKĄ
DLA REALIZOWANIA CELÓW POPULISTYCZNYCH I TOKSYCZNYCH DLA JAKOŚCI KSZTAŁCENIA
ORAZ WYCHOWANIA MŁODYCH POKOLEŃ.
W trakcie Kolokwia Witeloniana, które odbyły się w
Collegium Witelona Uczelni Państwowej w Legnicy, mogliśmy zapoznać się z prezentacją prawniczki mgr Magdy Lipińskiej z Autorskiej Szkoły Podstawowej "Fino" w Legnicy.
Jak się okazuje, twórcze, innowacyjne podejście do
edukacji jest możliwe przede wszystkim w przestrzeni niepublicznej, bo sprawujący
władzę oświatową nie życzą sobie tego, by w szkołach publicznych nauczyciele
byli autorami niezależnych, twórczych rozwiązań
dydaktyczno-wychowawczych.
Miło
było zatem posłuchać referat o tym, jak może realizować swoje marzenia ktoś, kto ma wizję, pomysł na zupełnie
inną, humanistyczną edukację. Nadal wielu nauczycieli
zastanawia się nad tym, co zrobić, żeby uczęszczające do szkoły dzieci nie
miały traumatycznych przeżyć oraz by miejsce codziennego uczenia się było dla
nich przestrzenią radości, budzącą zaciekawienie, odkrywającą ich potencjał
rozwojowy i zaspokajającą ich potrzeby oraz zainteresowania.
Oczywiste
jest, że współtworzona z rodzicami szkoła będzie kontynuować postawy szacunku i
miłości wobec każdego ucznia, by doświadczało w niej tego, czego nie może mu już
zapewnić dom rodzinny. Rodzice muszą być spokojni, a zarazem przeświadczeni o tym,
że oddając dziecko pod opiekę nauczycieli, mogą im zaufać i być wdzięczni za wsparcie
rozwoju ich dziecka.
Jak
mówiła metaforycznie M. Lipińska - nie można mieć głów w chmurach a nogi
utaplane w błocie, a więc w systemie, w którym sami zostaliśmy uformowani, wyrośliśmy z niego. Tworząc zatem szkołę niesystemową - uczniowie, ich rodzice
i nauczycielska kadra zapewne wnoszą to "błoto" złej pamięci o szkole
państwowej (publicznej) do środka także tej nowej placówki. Nie jest tak,
że jak stworzymy szkołę niesystemową, nowoczesną, szkołę własnych marzeń, to
otrzymamy inne dzieci, innych rodziców i nauczycieli, bo oni wcześniej też
uczęszczali do szkoły systemowej.
Padł
przykład matki, która postanowiła zapisać swoją córkę do tej szkoły, ale
oczekiwała, że otrzyma te same rozwiązania, jakie są w szkołach publicznych
zorientowanych na tzw. "wyścig szczurów". Tu jednak jej córka będzie
uczyć się w mniej licznej klasie, no i nauczyciele będą musieli zapewnić
dziecku najwyższe osiągnięcia. Za to przecież zamierza płacić czesne. Jakież
było jej zdziwienie, kiedy dyrektorka Fino odmówiła przyjęcia jej dziecka
uświadamiając matce, że nie jest w stanie spełnić jej oczekiwań.
W szkole, która powstała dwa lata temu, ważny jest rozwój i dobrostan
dziecka, a nie to, jaka będzie średnia ocen z egzaminu zewnętrznego.
Autorska Szkoła Podstawowa "Fino" częściowo wzoruje się na fińskim
podejściu do edukacji, a więc nie wystawia się uczniom stopni. Tym samym nie ma
tu także e-dziennika oraz tradycyjnych wywiadówek, gdyż ważna jest wzajemna
bezpośrednia komunikacja nauczycieli z dziećmi i ich rodzicami. O osiągnięciach
uczniów rozmawia się wraz z nimi i ich rodzicami w czasie oddzielnych
spotkań.
Dzieciom
nie zadaje się prac domowych, nie ma klasówek, zaś zamiast lekcji realizowane
są przez uczniów projekty edukacyjne, zadania, prowadzone są warsztaty, gry i
zabawy dydaktyczne. Nie ma zatem dzwonków. Codziennie ustala się z dziećmi
zakres zadań i metody ich realizacji.
Jak
rodzic ma przeświadczenie, że jego dziecko niczego się nie uczy, to przecież
można z nim porozmawiać. Przyznanie się do niewiedzy na ten temat, także w
wyniku braku e-dziennika i stopni szkolnych z poszczególnych przedmiotów,
obnaża zatem poziom relacji z własnym dzieckiem. Mozna jednak przyjść do
szkoły, by obserwować własne dziecko na tle klasy i realizowanych zadań i/albo
porozmawiać o nim z nauczycielami.
W
"Fino" nie ma konserwatora, sprzątaczki, jeśli więc dziecko coś
zniszczy, to musi samo to naprawić. Nie ma potrzeby ukrywania tego przed
nauczycielami czy rodzicami, gdyż nie wystawia się uczniom oceny zachowania,
nie stosuje kar, których mieliby się obawiać. Oni mają odpowiadać za stan
miejsca i przestrzeni, w której się uczą, gdyż jest to "ich" szkoła,
szkoła finansowana przez ich rodziców. Muszą czuć się w niej tak, jak u siebie
w domu.
Zastanawiałem
się, jaka jest geneza nazwy tej autorskiej szkoły. Na Facebooku jest
wyjaśnienie: Fino jest wprawdzie częścią Centrum Edukacji Fischer (od nazwiska autora metody nauczania dzieci języka angielskiego), ale założycielkę zachwycił fiński model
kształcenia, toteż podjęto tu próbę jej aplikacji w prywatnej placówce.
Na facebookowej stronie szkoły nie znajdziemy jednak informacji wskazujących na związek kształcenia w ASP "Fino" z tym, jaki jest model dydaktyki w fińskich szkołach. Obawiam się, że chyba go nie znają, bo wszystkie rozwiązania, które zostały w legnickiej placówce zaimplementowane, są zgodne z polskim porzekadłem - "cudze chwalicie, swego nie znacie". Niewiele bowiem mają wspólnego z autorstwem, własną, twórczą koncepcją odwołującą się do fińskiej pedagogiki szkolnej.
Dobrze, że jednak istnieje alternatywna szkoła. Odciąża bowiem systemowe szkolnictwo od kosztów a swoich uczniów od rzekomo systemowego "błota".
Tą frazą z tekstu Marii Grzegorzewskiej rozpoczęła laudacjęz okazji nadania przez Akademię
Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej godności doktora honoris causa
Siostrze Małgorzacie Chmielewskiej prorektor APS -,
wybitna profesor pedagogiki w zakresie pedagogiki specjalnej Joanna
Głodkowska. Gorąco polecam zapoznanie się z treścią tej wypowiedzi na cześć
jakże wyjątkowych dokonań (w ciągłym procesie) w sferze troski o humanum siostry
Małgorzaty Chmielewskiej.
To było wielkie święto nie tylko jakże wyjątkowej na
świecie Akademii Pedagogiki Specjalnej, wyróżnionej najwyższą godnością
akademicką OSOBY-INSTYTUCJI POMOCOWEJ, SPOŁECZNEJ, ale tak naprawdę było to też
święto wielu tysięcy pedagogów specjalnych, ich nauczycieli, mistrzów,
bohaterów codziennych zmagań z trudami, barierami, bolączkami osób
doświadczonych przez los, ale i ofiar toksycznych postaw ludzkich, także
spowodowanych przez własne działania, których następstwa są dramatyczne,
bolesne, tragiczne.
Doktor honoris causa APS przyjechała wraz z jednym ze
swoich podopiecznych - p. Arturem, by w cudownie stworzonej aurze bycia z
OSOBĄ, która nie powinna być postrzegana czy traktowana przez obserwatorów,
wchodzących w interakcję z nią jako niepełnosprawna, ale najzwyczajniej w
świecie INNA. Jak mówiła przed stu laty M. Grzegorzewska - Nie ma
kaleki. Jest człowiek. W czasie tego święta Siostra M. Chmielewska była
wraz z OSOBĄ, która mogła być sobą, przeżywać wraz z Nią całe wydarzenie na
swój, inny sposób. W auli obecni byli Jej współpracownicy, wolontariusze,
sojusznicy, w tym także absolwenci APS, ludzie wielkiego serca, z którymi reperuje
świat, ceruje aporie setek tysięcy ludzkich istnień.
Już na wstępie swojego wystąpienia przed zgromadzonym
w auli APS wysokim Senatem, gośćmi (także w ramach transmisji internetowej) dr h.c. Siostra M.
Chmielewska przypomniała komentarz św. Jana Pawła II z czasu jednej z wielu
pielgrzymek do kraju: "Ale mi się przytrafiło". Skromność tak
oddanej w służbie ludziom postaci była zapewne dla wielu osób
bezpośrednią okazją do jej doznania, ale także do zastanowienia się nad sobą samym, własnym
statusem, komfortem czy trudem życia w porównaniu z tymi, którymi od dziesiątek
lat zajmuje się z wielkim oddaniem Siostra M. Chmielewska. Dzięki Jej refleksji można było zrozumieć,
jak wiele trzeba czasu, starań, bywa, że i upokorzeń, by móc pozyskiwać środki
i tworzyć warunki do godnego życia człowieka z jakichś powodów ich
pozbawionego.
Wyróżniona prosiła wszystkich uczestników tej
uroczystości, żeby wspólnie spojrzeć na sytuację ludzi wykluczonych w naszym
społeczeństwie, a więc osób bezdomnych, niechcianych, niepełnosprawnych, pokrzywdzonych
przez innych, a nie tylko przez rzekomy system. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy
zaczynała swoją pracę jako nauczycielka w LASKACH, a więc w zakładzie dla osób
niewidomych i niedowidzących, doświadczyła po raz pierwszy sytuacji pozbywania
się przez niektórych rodziców własnego dziecka, które przez kilka lat było
przechowywane w piwnicy, ze wstydu przed opinią innych. Obecnie jesteśmy na
szczęście na zupełnie innym etapie rozwoju społecznego, co jednak wcale nie
oznacza, że ludzie słabsi, ci, którzy z różnych powodów są inni, nie pasują do
większości, mają wreszcie swoje miejsce, a ich obecność nie jest
zagrożona.
Stworzyliśmy bardzo dobrze systemy pomocy społecznej,
które są tak genialne i szczelne, że wyrzucają poza margines kolejne grupy
ludzi, ludzi słabszych, ludzi, którzy z różnych powodów (fizycznych,
psychicznych, rasowych, kulturowych, płciowych itp.) do tych systemów nie
pasują. Tymczasem - jak mówiła Grzegorzewska, ale i Janusz Korczak: Nie
ma dziecka. Jest człowiek. Nie ma osoby niepełnosprawnej. Jest człowiek, tyle
tylko, że inny.
Nie wolno zatem dzielić ludzi na lepszych i gorszych,
ani na tych, którzy są na granicy polsko-ukraińskiej, jak i na tych na granicy
polsko-białoruskiej, tybetańskiej itd. Z czego bierze się to, że jednak
wyrzucamy niektóre jednostki poza systemowe rozwiązania?
Prawdopodobnie wynika to z tego, jak mówiła M. Chmielewska,
że (...) chcemy w tych systemach ulokować i uspokoić własne wyrzuty sumienia,
okazać innym uczucie litości, a nie empatii, współcierpienia. Chcąc przyjąć
bezdomnego, chorego do schroniska trzeba mieć decyzję administracyjną!
Stwarzamy zatem systemy, w których również część osób niepełnosprawnych w ogóle
się nie mieści. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o.... pieniądze.
Gdyby nie strajki rodziców i
organizacji osób niepełnosprawnych, to by dla tego tu pana renta socjalna
wynosiła nie ponad 700 złotych, ale - jak dzisiaj - już ok. 940 zł. Spróbujcie
jednak utrzymać przy godnym życiu osoby z taką "pomocą" finansową.
ZUS dzisiaj wydaje osobie niepełnosprawnej na miesiąc 719 zł. to
obrazuje nasze społeczeństwo, którego los i życie zależy od decyzji polityków,
a politycy będą kierowali się tylko tym, co lubią wyborcy.
Walka o godne warunki życia, o godność osób
najsłabszych, wykluczonych trwa, gdyż ich los wcale nie uległ poprawie. Jeśli
ktoś chce być samarytaninem, to musi mieć pieniądze, ale też ważny jest
sprawiedliwy społecznie podział budżetu państwa. Jest jeszcze mnóstwo do
zrobienia, żeby tacy ludzie, jak Artur mogli godnie żyć. INNY niż JA, to nie
znaczy GORSZY czy LEPSZY. Nie uszczęśliwiajmy ludzi według naszego wzorca, jeśli
nie wiemy, co jest tak naprawdę najbardziej potrzebne temu drugiemu
człowiekowi.
Dostąpiliśmy w czasie Uroczystego Senatu APS wyjątkowego zaszczytu spotkania z Siostrą Małgorzatą Chmielewską - doktor honoris causa wspólnie z Nią radując się Jej obecnością i możliwością wyrażenia własnych podziękowań za Jej wyjątkową
misję i poświęcenie. Byliśmy wdzięczni za uświadomienie nam nowych wymiarów, aspektów, kontekstów
życia dla innego życia.
Rektor prof. APS Barbara Marcinkowska zapewniła nam jeszcze jedno przeżycie w czasie tak pięknej uroczystości. Było ono wywołane trzema etiudami filmowymi, które
zamówiła u młodych filmowców, reportażystów, którzy - zainspirowani wybraną myślą Marii Grzegorzewskiej - poruszyli w nich egzystencjalne problemy ludzkości na świecie oraz życia osób INNYCH. To była dla
nas wszystkich duchowa lekcja człowieczeństwa.