07 czerwca 2021

NieNaukOWY Polski Ład oświatowy

 



Każda formacja rządząca, która zamierza wprowadzać nowy polski ład, powinna zacząć od rzetelnej diagnozy istniejącego stanu rzeczy.  Z przedłożonego dokumentu nie wynika żaden nowy ład dla polskiej edukacji. Wprost odwrotnie, szykuje się stary ład, bowiem autorzy rzekomej zmiany piszą wprost: "Reformujemy polskie szkoły, przywróciliśmy 8-letnią szkołę podstawową". 

Nie rozumiem, jak można zdewastowany przez Annę Zalewską system szkolny wpisywać w proces reformowania, skoro także część elit prawicowych partii już uświadomiła sobie, jak poważnym błędem było przywrócenie 8-letniej szkoły podstawowej.  Cofanie zmian ustrojowych nigdy nie służy lepszej jakości kształcenia i wychowania. Jest wprost odwrotnie. 

Wracają te stany patologii oświatowej, której mogła, choć nie poradziła sobie z nimi, pierwsza głęboka reforma pod kierunkiem Mirosława Handkego w 1999 roku. Wprawdzie była poprzedzona różnymi ekspertyzami środowisk politycznych, bo takowe przygotowało środowisko lewicowe wraz z podporządkowanym mu ZNP, jak i liberalne za czasów PO/PSL. Zmieniono wówczas priorytety kształcenia na rzecz dostosowania go do systemów szkolnych w innych krajach Europy popełniając zarazem poważny błąd ustrojowy, strukturalny, do którego bezmyślnie nawiązywała ostatnia koalicja. Arogancja władz oświatowych została wzmocniona socjotechniką w służbie pozaedukacyjnych interesów. 

Obecna władza, zamiast zwrócić się do naukowców o dokonanie rzetelnej diagnozy popełnionych błędów i zaniechań poprzedników, postanowiła przywrócić stary ustrój, gdyż popierający ją elektorat mógł z resentymentem go poprzeć. Zawsze łatwiej jest odwołać się do doświadczeń szkolnych starszego elektoratu, aniżeli przeprowadzić solidne badania. Stary/Nowy Ład ma przecież służyć władzy politycznej a nie rozwojowi młodego pokolenia, które nie przyszło na świat w PRL, tylko w wolnym państwie semidemokratycznym.

Błąd obecnej władzy polega na tym, że wpisuje jego kontynuację w program wydatkowania środków pomocowych UE na sprawy, które mają rzekomo poprawić kondycję uczniów dotkniętych lockdownem. Tyle tylko, że zamknięcie szkół i wymuszone ich przejście na formę zdalnej edukacji nie jest żadną katastrofą oświatową. Wprost odwrotnie. Nareszcie edukacja stacjonarna doświadczyła świeżego powiewu środków dydaktycznych, nowych form komunikacji, które są bliższe dzieciom i młodzieży, zaś "groźne" dla każdej autorytarnej władzy. 

Szkoła pojawiła się w środowiskach domowych, zaś te mogły przywrócić edukacji spersonalizowany charakter, większą troskę o humanum, a nie tylko o treści kształcenia. Fatalnym zatem jest komunikat, jakoby Narodowy Edukacyjny Program miał dokonać wyrównywania szans po COVID-19 sprzyjając zniwelowaniu wzrostu luki edukacyjnej. Nie ma żadnych reprezentatywnych wyników badań w skali całego kraju, z których miałaby wynikać jakaś luka edukacyjna.  


Jeszcze większym błędem jest pisanie o potrzebie uniknięcia efektu straconego pokolenia, skoro nie podano rzeczywistych wskaźników dla tego zjawiska. Skonstruowano mit straconego pokolenia, by na tej podstawie wydawać pieniądze publiczne, które nie tylko niczego nie wyrównają, ale też nie  wyeliminują fikcyjnego efektu. Owszem, można wydać pieniądze na setki czy tysiące różnego rodzaju  zajęć pozaszkolnych czy warsztatowych, ale nie skorzystają z nich ci, którym mogłyby się przydać. 

W każdym roczniku, nie tylko adekwatnie do krzywej Gaussa, mamy odsetek uczniów o niskim poziomie wiedzy, umiejętności, a także o bardzo niskim poziomie aspiracji do uczenia się. Skoro nie chcieli się uczyć, to wspomniane w programie zajęcia nie będą dla nich.  Owszem, skorzystają z ofert zajęć sportowych w najpopularniejszych dyscyplinach, gdyż te są atrakcyjne dla każdej warstwy uczniowskiej.                      

Wpisywanie do programu rzekomych zmian termomodernizacji szkół, która ma  podwyższyć efektywność energetyczną budynków, a także wyposażenie ich w instalacje ogrzewania ekologicznego i energooszczędne oświetlenie oraz lepsze systemy wentylacyjne, nie ma nic wspólnego z reformowaniem szkolnej edukacji. To świetna okazja dla firm budowlanych, a nie dla uczniów. Oczywiście, że trzeba to czynić, ale nie można twierdzić, że ma to związek z tworzeniem lepszych warunków do uczenia się czy rozwoju naszych uczniów. 

Kolejny punkt pseudoreformy, to "Program Świetlica". Jak piszą jego autorzy: Będziemy dążyć do tego, aby szkoły opiekowały się dziećmi w czasie, w którym rodzice pracują. Aby jednak dzieci rzeczywiście chciały zostać po lekcjach, należy zaproponować wartościową ofertę na pograniczu edukacji i rekreacji.  Czy któryś z urzędników w kuratoriach oświaty poinformował MEiN o stanie świetlic w szkolnictwie publicznym, o braku przestrzeni do zajęć w tej "dworcowej przechowalni"? Kolejny bullshit. 

 Jest jeden element nowoczesności, którym posługują się politycy od ponad dwudziestu lat, a mianowicie: Kompetencje cyfrowe (nie tylko młodego pokolenia)Jak zapowiadają twórcy programu: 

Polska szkoła wzbogaci się o „latarnika cyfryzacji”. To wybrani nauczyciele, którzy przejdą odpowiednie szkolenie z kompetencji cyfrowych i skoordynują rozwój takich kompetencji wśród uczniów. Będą uczyć poruszania się w gąszczu informacji, zachowania bezpieczeństwa w sieci oraz odporności na fake newsy. 

Latarnikami cyfryzacji są uczniowie, i to w większym stopniu niż ich nauczyciele. Potwierdziły to wycinkowe diagnozy w okresie zamknięcia szkół. Zapowiedź wprowadzenia w roku szkolnym 2021/2022 jednolitego standardu elektronicznego dziennika dla polskich szkół wszystkich szczebli, który będzie wysoko wydajną platformą komunikacji uczniów i rodziców ze szkołą z możliwością tworzenia klas wirtualnych, jest dobrym rozwiązaniem. Pod jednym wszakże warunkiem, że każdy nauczyciel, a nie wyimaginowany latarnik będzie efektywnie korzystał z narzędzi dla klas wirtualnych. 
 

Zgadzam się, że (...) nie będzie nowoczesnej szkoły bez wykorzystania nowych technologii w systemie edukacji. Dlatego mam nadzieję, że powstanie wartościowe dydaktycznie (...) repozytorium materiałów elektronicznych w postaci filmów i nagrań omawiających podstawę programową dla klas szkół podstawowych i średnich. Pozwolą one nauczycielom poświęcić więcej czasu na indywidualną pracę z uczniami. W szczególny sposób wspomogą naukę uczniów, którzy z różnych powodów nie mogą uczestniczyć w zajęciach szkolnych (np. z powodu choroby). 

Wreszcie kolejny moduł rzekomych zmian ma dotyczyć wsparcia psychologicznego dla uczniów dzięki utworzeniu w każdej szkole gabinetu psychologiczno-pedagogicznego. To jest ruch pozorny i nieefektywny psychopedagogicznie, a przy tym kosztowny i nieadekwatny do stanu wiedzy psychologicznej i pedagogicznej na temat tego typu wsparcia. Ile jest szkół publicznych - prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego - w polskim systemie oświatowym? 

Szkół podstawowych było w roku szk. 2019/2020 ok. 12,2 tys., liceów ogólnokształcących - ok. 1.7 tys. a branżowych szkół I stopnia i techników ok. 3 tys. We wspomnianym roku szkolnym ok. pół miliona uczniów skorzystało z różnych form pomocy poprzez zajęcia psychologiczno-pedagogiczne, jak zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze, korekcyjno-kompensacyjne, logopedyczne czy rozwijające kompetencje społeczno-emocjonalne. To tylko potwierdza, że wsparcie psychologiczno-pedagogiczne było możliwe i potrzebne niewielkiemu odsetkowi uczniów. 

Nie wiemy, ilu uczniów potrzebuje w/w pomocy a ilu chce z niej skorzystać? Tego nikt nie zdiagnozował. Nie ma wykształconej kadry psychologów szkolnych, gdyż na tym kierunku studiów  nie prowadzi się zajęć z pedagogiki szkolnej i dydaktyki. Dla psychologów praca w szkołach nie jest żadną atrakcją ani wartością, podobnie jak dla informatyków, matematyków, fizyków, chemików, filologów języków obcych czy biologów.  

Po co zatem zatrudniać w szkołach psychologów, skoro dla uczniów i ich rodziców korzystniejszym miejscem są specjalistyczne poradnie?  Uczniowie nie będą chcieli uczęszczać na terapię w szkolnym gabinecie, bo tym samym odsłanialiby przed rówieśnikami swoje problemy psychiczne.  Jeśli zatem jakaś część zechce skorzystać z takiej "pomocy", to chyba z zupełnie innego powodu. Tak jak dawniej uczniowie uciekali z lekcji do gabinetów lekarskich pod pozorem bólu brzucha, by uniknąć klasówki lub odpytania, tak i teraz znajdzie się każdy powód, by w czasie zajęć lekcyjnych udać się do gabinetu psychologa. 

Wreszcie pojawia się jeszcze Akcja „Poznaj Polskę”. Jak piszą autorzy: 

Edukacja nie może być prowadzona wyłącznie w ścianach budynków szkolnych. W środkach na realizację programu znajdzie się także dofinansowanie wycieczek dla uczniów szkół ponadpodstawowych na Kresy Wschodnie oraz do innych miejsc dziedzictwa I Rzeczpospolitej. Ministerstwo Edukacji i Nauki wesprze finansowo i opracuje merytorycznie programy przykładowych wycieczek edukacyjnych.

Nihil novi. Wycieczki szkolne były, są i będą. Nie przypuszczam, by w budżecie MEiN były środki na finansowe wsparcie wycieczek dla kilku milionów uczniów! Nie starczy nawet na sfinansowanie chociaż jednej wycieczki dla jednej klasy w każdej szkole. Po co zatem mamić takim kitem? 

Jedynym rozwiązaniem, które jest tu zapowiedziane jako wartość dodana, to - jak rozumiem - obowiązek powoływania w każdej placówce rady szkoły złożonej z przedstawicieli nauczycieli, rodziców i uczniów – w równej liczbie. Od 1991 roku rady takie mogły powstawać, ale nie dochodziło do ich upowszechnienia. O powodach tego stanu rzeczy piszę w książce "Diagnoza uspołecznienia szkolnictwa publicznego w IIIRP w gorsecie centralizmu" (Kraków 2013).  




Teraz minister zapowiada wariant czeski, który sprawdza się u naszych południowych sąsiadów od połowy lat 90. XX w.  Rada będzie aktywnie uczestniczyć w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych szkoły. To rada będzie uchwalać statut szkoły, a także opiniować projekt planu finansowego. Z własnej inicjatywy będzie mogła wystąpić do organu sprawującego nadzór pedagogiczny o zbadanie poprawności działania szkoły oraz oceniać jej sytuację i stan. Obowiązek powołania rady będzie wprowadzany stopniowo – na początek w szkołach średnich.


Jeśli jednak rady szkół mają mieć sens, to muszą odzyskać uprawnienia, których pozbawiały je kolejne rządy od 1999 roku. 




Kwestia poszerzenia oferty programowej  nie budzi moich zastrzeżeń, gdyż jest pochodną polityki normatywnej władzy. To, co jedni politycy wprowadzali do planów kształcenia, ich następcy usuwali lub poszerzali. Wiedza nikomu nie zaszkodzi, podobnie jak możliwość bliższego poznawania małych ojczyzn. 

Podoba mi się pomysł powoływania w każdym powiecie Edukacyjnej Pracowni Przyszłości - ośrodków edukacyjnych oferujących specjalne zajęcia rozwijające w zakresie nauk przyrodniczych, matematyki i technologii. Planuje się udostępnienie takich centrów we wszystkich powiatach zapewniając równy dostęp do zajęć dla wszystkich uczniów. Ośrodki te prowadzić będą zajęcia laboratoryjne dla uczniów w ramach obowiązującej podstawy programowej, a dodatkowo zajęcia rozwijające dla uczniów uzdolnionych w poszczególnych dziecinach.

Takie rozwiązanie może uatrakcyjnić uczenie się i rozwijanie zainteresowań dzieci i młodzieży, o ile będzie szeroko dostępne  i znakomicie wyposażone. Byłoby wskazane otoczenie naukowym patronatem tych Pracowni przez uniwersytety czy politechniki, by badać wartość odbywających się tam zajęć. 

Osobiście uważam, że korzystniejsze byłoby przebudowywanie szkół-więzień w Centra konstruktywistycznej edukacji, ale to jest pieśń przyszłości, która w wielu krajach Zachodu stała się już w latach 90. XX w. teraźniejszością.  


Reasumując, znowu będzie konsumpcja finansów publicznych, która w niczym nie poprawi ani kondycji uczniów, ani nauczycieli, ani szkół. W wyniku postcovidowej pomocy beneficjentami będą politycy i lobbyści powiązani z administracją rządową. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni.

06 czerwca 2021

Przyjazna szkoła na nowy wiek, czyli jaką przyszłość planuje prawica polskiej edukacji

 


 


 

Z dużą niechęcią podchodziłem do konieczności zapoznania się z materiałem programowo-propagandowym (nie)Zjednoczonej Prawicy pt. "POLSKI ŁAD".  Jedynym powodem takiego nastroju jest mój stosunek do dokumentów politycznych wszystkich formacji, które ubiegały się o władzę, uzyskały ją i pełniły czy też ją straciły.  Trudno bowiem polemizować z tekstami pełnymi sloganów, wybiórczo dobieranych faktów i danych statystycznych. 

Autorzy tej odmiany "szlachetnego kłamstwa", czyli manipulacji doskonale wiedzą, iż zdecydowana większość czytelników, obywateli nie będzie ich sprawdzać, falsyfikować.  Zapewne mają rację, ale pedagodzy powinni zapoznać się z materiałem, który będzie wyznaczał główne kierunki dla polityki oświatowej i akademickiej bez względu na to, czy im się to podoba.  

Już w słowie wstępnym do tego dokumentu pośrednio przyznano się, że także prawicowe partie władzy przyczyniły się w ciągu minionego okresu transformacji ustrojowej do tego, że były  to lata (...) trudne, prowadzące do głębokich podziałów w społeczeństwie i ekonomicznej niemocy. Obietnice III RP szybko okazały się ofertą dla nielicznych, a wielu Polakom nie było dane korzystać z owoców rozwoju

Dzisiaj, po sześciu latach rządów rzekomo Zjednoczonej Prawicy widzimy, że i jej obietnice szybko okazały się ofertą dla nielicznych członków władzy, wspierających je formacji politycznych, wymienianych urzędników instytucji publicznych i spółek z udziałem Skarbu Państwa, "dziennikarzy" oraz wyborców. Mimo to - jak przekonują autorzy tego dokumentu - cały czas tkwiła w nas wiara, że państwo, autentycznie kierujące się solidarnością i sprawiedliwością społeczną, w końcu stanie się faktem. 

Tyle tylko, że państwo jest kategorią teoretyczną i ustrojową, zaś o jego polityce decydują jednostki/politycy sprawujące władzę. To nie państwo in abstracto, ale sprawujący w nim władzę powinni kierować się autentyczną solidarnością i sprawiedliwością społeczną, skoro ją zadeklarowali. 

Czyżby zatem kolejne partie władzy traciły marzenia, niezdolność do realizacji przedwyborczych obietnic czy może jednak skrywały za tego typu frazesologią nieznane społeczeństwu interesy, chociaż częściowo odsłaniane przez "niezależne" media? To nie jest jednak akt wyznania własnych grzechów, skądże. Czytam bowiem: 

Zmiana, którą przyniosły rządy Prawa i Sprawiedliwości, okazała się rzeczywistym renesansem państwa bliskiego obywatelom. Dzięki sukcesywnej naprawie finansów publicznych, odpowiedzialnej polityce budżetowej i ambitnej polityce społecznej, Polska dołączyła do grona liderów rozwoju. Wysoki wzrost gospodarczy, rosnące płace, stabilizacja finansowa polskich rodzin, redukcja bezrobocia i ubóstwa, a także rekordowa liczba inwestycji w Polskę lokalną – tak dobrego okresu nie mieliśmy w całej historii III RP. 

Nie wiem, komu wzrosły płace, bo w sferze edukacji, szkolnictwa wyższego i nauki jest to wierutne kłamstwo, skoro w ciągu 32 lat przemian są one na poziomie adekwatnym do czasów PRL. Prawdą jest, że utrzymano przez te lata stabilizację w sferze stanu ubóstwa i nieadekwatnych płac do wykonywanej pracy przez nauczycieli i naukowców.

Autorzy "Polskiego Ładu" lokują wszelkie patologie, braki, niedoskonałości  - zgodnie z mechanizmem N-1, czyli wszyscy są winni, tylko nie MY - w pandemii no i oczywiście poprzedniej formacji rządzącej, przekonując nas po "korwinowsku", że: 

Najwyższy czas uruchomić strategię, która pozwoli nam dokonać przełomu i odzyskać to, co odebrał nam wirus – poczucie stabilizacji i pewną przyszłość dla naszych dzieci. Państwo nie jest bowiem własnością jednego pokolenia. Polska to dobro wspólne wszystkich obywateli – tych, którzy nam ją podarowali oraz tych, którym przekażemy ją dalej.  

 

To prawda, że państwo nie jest własnością jednego pokolenia, ale też nie jest własnością jednej formacji rządzącej. O tym już nie piszą w tym dokumencie. Ba, autorzy tego dokumentu przekonują nas, że program zmiany bazuje na idei DOBRA WSPÓLNEGO, która została przecież - tak przez rządy PSL/SLD, AWS, SLD/PSL, PiS/Samoobrona/LPR, PO/PSL, jak i obecne PiS/Porozumienie Jarosława Gowina/ Solidarna Polska - bezceremonialnie wyrzucona na śmietnik historii.  

Jedną ze sfer naprawy Polskiego Ładu jako państwa dobrobytu i powszechnej szczęśliwości ma być edukacja.  Jak ją wyobraża sobie obecna władza? Przeczytajcie. Może odniosę się do niej w kolejnym wpisie.    

  

  

 

04 czerwca 2021

Profesor Edyta Gruszczyk-Kolczyńska o tym, jak pomóc dziecku pokonać niepowodzenia w nauce matematyki

 


Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Jedną z nich w zakresie matematycznego kształcenia dzieci jest psychopedagogiczna koncepcja Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Znana nauczycielom przedszkolnym i wczesnoszkolnym profesor wydała podręcznik, który jest adresowany do rodziców, terapeutów i nauczycieli wczesnej edukacji. Znakomicie łączy w nim różne środowiska socjalizacyjne i edukacyjne we wspieraniu dzieci, które nie mają szczęścia do profesjonalnego wspomagania ich rozwoju, mimo iż uczęszczały do przedszkola czy realizują obowiązek szkolny w systemowych placówkach lub w edukacji domowej. Wyjątkowej wartości poradnik może być znakomicie spożytkowany przez edukatorów domowych, których liczba wzrosła w ostatnich latach niemalże czterokrotnie.  

Poziom wiarygodności i wartości edukacyjnej tej publikacji jest najwyższy, bowiem powstała jako jedna z kilkudziesięciu, a zarazem kolejnych w toku pięćdziesięciu lat badań naukowych Autorki, która doskonale zdiagnozowała przyczyny niepowodzeń szkolnych dzieci w toku zajęć z matematyki.  Nie wolno ich lekceważyć, nie dostrzegać czy udawać, że porażki dzieci są następstwem złej polityki "tamtych" a nie "naszych"! Jak pisze: 

Problem jest poważny, gdyż przy ostrożnym szacowaniu - co czwarte dziecko zaczynające naukę szkolną jest spychane na ścieżkę klęski szkolnej, bo nie potrafi sprostać oczekiwaniom stawianym na zajęciach matematycznych. Na dodatek rodzice i nauczyciele orientują się, że źle się dzieje dopiero wówczas, gdy dziecko:

- oświadcza, że nie lubi szkoły i wszystkiego, co łączy się z matematyką;

- pogodziło się już, że jest słabym uczniem i utraciło motywację do nauki szkolnej;

- wymusza daleko idącą pomoc w odrabianiu zadań domowych, bo przestało wierzyć we własne możliwości intelektualne i niewiele umie z matematyki [s.11].

Diagnoza dotyczy nie tylko matematyki. Wiemy bowiem, że powyższe przejawy postaw mogą dotyczyć także innych przedmiotów.  Niestety, ale szkoła publiczna, a także część szkół niepublicznych tkwią w schemacie wygodnego dla pozbawionych pasji kształcenia wygodnictwa części nauczycieli, którzy też tak byli formowani w okresie własnego dzieciństwa. Mieli grzecznie słuchać, wykonywać polecenia, odrabiać prace domowe, a jak nie potrafili, to już nie był problem nauczyciela, ale ich samych. 

Właśnie dlatego mamy znakomicie rozwiniętą szarą strefę korepetytorów z matematyki, chemii, biologii i języka polskiego. Udzielają tego wsparcia w większości ci sami nauczyciele, którym się nie chce lub nie potrafią organizować tak zajęć dydaktycznych, by uczniowie rozumieli i im się chciało uczyć. Jak rodzice zapłacą, to nie mają wyjścia, choć i tak wielu doświadcza niepowodzeń. 

Profesor E. Gruszczyk-Kolczyńska wyjaśnia zatem wszystkim zainteresowanym prawdą o stanie polskiej (pseudo-)edukacji publicznej co w istocie sprawia, że dzieci czegoś nie rozumieją i nie potrafią wykonać, aby sprostać wymaganiom, jakie są im postawione w klasach od czwartej wzwyż. 

Wszystko zaczyna się w socjalizacji pierwotnej, na którą nakłada się fatalna edukacja i socjalizacja wtórna, toteż trzeba podejmować kroki zaradcze i naprawcze.  W przeciwnym razie nie wyjdziemy z zaklętego koła bezradności i niemocy, samopogrążania się w niepowodzeniach. 

Zbyt późno dorośli dostrzegają skutki toksycznych procesów. Nie chodzi jednak o ich obwinianie, gdyż rodzice nie są profesjonalistami w zakresie matematycznej edukacji i takimi być nie muszą.  Nauczycielom nie wolno lekceważyć rozpoznanych już przez psychologów prawidłowości uczenia się i ich determinant, a w szkołach nadal tak się kształci, jakby ta wiedza w ogóle była nieobecna, nieznana. 

Autorka jednak nie narzeka, nie utyskuje na stan zapaści edukacyjnej w wyniku fatalnej polityki kolejnych formacji rządzących, tylko stara się ratować to, co jest jeszcze możliwe bez dalszego udziału rządzących ignorantów, dyrektorów szkół czy niedouczonych nauczycieli.  Trzeba zatem pomóc tym, którym zależy na właściwym rozwoju dzieci, bo przecież nie chodzi o to, by każdy uczeń został olimpijczykiem (jest to absolutnie niemożliwe), ale by miał szansę na realizację wymagań, które przygotują jego umysł do ścisłego, logicznego, krytycznego i funkcjonalnego myślenia. 

Edukacja matematyczna jest tu fundamentem dla ogólnego wykształcenia i kultury osobistej, dla racjonalnego funkcjonowania w świecie zapełnianym fałszywymi faktami, zmanipulowanymi przez polityków danymi statystycznymi. Pomóżcie swoim dzieciom, by nie miały zniewolonych umysłów. Matematyka nie bez powodu jest królową nauk. Czas ją polubić i stosować w osobistym oraz publicznym życiu.  

Na koniec pragnę podkreślić, że nie należy bać się lektur takich poradników, gdyż Autorka znana jest z wyjątkowo klarownej narracji, a wydawca zatroszczył się także o estetyczną edycję. Wszystko to razem sprawia, że warto zapoznać się z tą publikacją, by pomóc własnym i/lub cudzym dzieciom. Od lat podziwiam Profesor za mądrość i miłość do wspierania dzieci w ich rozwoju swoimi wykładami, warsztatami i publikacjami.