11 maja 2021

Poradnik Rady Doskonałości Naukowej przyda się nie tylko członkom rad naukowych

 


Gorąco polecam opublikowany na stronie Rady Doskonałości Naukowej  poradnik autorstwa mec. Artura Woźniaka - pt. Postępowania dotyczące nadawania stopnia doktora habilitowanego", który adresowany jest nie tylko do członków rad naukowych, członków komisji habilitacyjnych. ale także mogą z niego korzystać habilitanci.   

Treść poradnika będzie aktualizowana, dzięki czemu każdy zainteresowany nieco skomplikowanymi procedurami w postępowaniu awansowym będzie mógł znaleźć wyjaśnienia, komentarze wraz z odwołaniem do obowiązujących aktów prawnych. W drugiej części poradnika są omówione procedury, jakie obowiązują w odniesieniu do trwających jeszcze postępowań habilitacyjnych, które były wszczynane do 30 kwietnia 2019 roku.  

Warto upowszechnić informację na ten temat i korzystać z niego na bieżąco, gdy pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości, co do obowiązujących regulaminów w danej uczelni czy instytucie naukowym. 

Niezwykle cenne są wskazania dotyczące nadawania stopnia doktora habilitowanego. Zmieniły się bowiem zadania przewodniczącego komisji habilitacyjnej, sekretarza i członka komisji. Nie są oni już zobowiązani do przygotowywania pisemnych opinii na temat osiągnięć naukowych habilitanta. Te bowiem przygotowują tylko czterej recenzenci. 

Jak informuje Biuro RDN: 

Dokument ten stanowi i stanowić będzie, w ramach jego aktualizacji, kompleksowe omówienie zagadnień związanych z postępowaniami w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego, które wszczynane są od dnia 1 października 2019 r., czyli zgodnie z ustawą 2.0 (Rozdział pierwszy Poradnika), ale także – nie zapominając o licznych postępowaniach habilitacyjnych, które zostały wszczęte najpóźniej do dnia 30 kwietnia 2019 r. i w różnych instancjach będą procedowane jeszcze do dnia 31 grudnia 2022 r. – będzie odnosił się także do uprzedniego stanu prawnego, czyli postępowań prowadzonych w ramach tzw. „starej” ustawy (Rozdział drugi Poradnika).


Zaletą publikacji jest łatwość korzystania z jej treści ze względu na interaktywny charakter (możliwość szybkiego otwierania danej strony poprzez kliknięcie w odpowiedni link zagadnienia w spisie treści). Ponadto Poradnik będzie stale aktualizowany.

Rada Doskonałości Naukowej wyraża nadzieję, że dokument ten zostanie z życzliwością przyjęty przez szerokie środowisko akademickie , bowiem stanowił będzie zarówno kompendium wiedzy dla osób zainteresowanych uzyskaniem stopnia doktora habilitowanego, jak również będzie praktycznym wsparciem dla przewodniczącego i członków komisji habilitacyjnej oraz podmiotów habilitujących poprzez zmieszczenie wielu cennych wskazówek dotyczących przeprowadzania tego postępowania awansowego zgodnie z przepisami prawa i procedurami wewnętrznymi uczelni.

Zachęcam do lektury.  


10 maja 2021

Wymagająca mania

 


Są takie uczelnie, szkoły wyższe ("gotowania na gazie"?), których pracownicy chyba wstydzą się tego, że nie są pracownikami naukowymi, z odpowiednim wykształceniem i koniecznymi kompetencjami do prowadzenia wykładów.

W uczelnianych gablotach, na web-stronach czy udzielając wywiadów mediom niektórzy wprowadzają odbiorców w błąd przypisując sobie wyższy status społeczny. 

Pisze o tym jeden z byłych studentów szkoły wyższej: 

W czasie studiów magisterskich, chodziłem na przedmioty z drugiej specjalizacji. Okazało się, że źle wpisałem w indeksie i zdaje się karcie egzaminacyjnej stopień naukowy wykładowcy. Otóż, w gablocie przed dziekanatem widniało, że ta osoba jest doktorem. Tak też przez dwa semestry wszyscy zwracali się do niej per "pani doktor", a ona nie protestowała, nie korygowała naszego zwrotu. 

 

Z prowadzonego przez nią przedmiotu było zaliczenie na ocenę. Dzisiaj, kiedy praktycznie wszystko można sprawdzić w Internecie, okazało się, że ta pani jest magistrem. Na stronie wydziału widnieje wykaz pracowników, gdzie przy jej nazwisku jest stopień zawodowy magistra. 

 

Absolwent pyta, czy to ma jakieś znaczenie, że sam wpisał w swoim indeksie przy nazwisku wykładowczyni stopień naukowy doktora zamiast jej właściwego stopnia zawodowego - magistra?  Jeśli tak, to czy może i powinien to próbować sprostować?

Moim zdaniem, dla lepszego samopoczucia może sam dokonać w indeksie korekty, bowiem dane o prowadzących zajęcia rejestrowali sami studenci. Takich informacji nie wpisywał pracownik dziekanatu. Mógł jednak zwrócić uwagę studentowi, że przypisuje wykładowcy niezgodny z prawdą stopień naukowy. 

Podobnie mógł zareagować na ten błąd dziekan ds. studenckich, który musiał podpisać zaliczenie semestru. Nie ulega wątpliwości, że wpisujaca ocenę wykładowczyni sama powinna dokonać korekty i poinformować studenta o swoim wykształceniu. Nie jest to przecież wstydliwe.  

Nie ma już na szczęście drukowanych indeksów. Przebieg studiów jest rejestrowany w USOS, a prowadzący drukują karty zaliczeń/egzaminacyjne, które wypełnia administracja szkoły wyższej.  Tak więc tego typu błędy lub autorskie "retusze" danych nie istnieją już od kilku lat.  

 Autor tego listu może zatem wygumkować przy tej pani stopień, którego nie posiadła, gdyż w tej rubryce on jest sprawcą danych, bez jakichkolwiek skutków prawnych. Indeks nie jest dyplomem, dowodem, legitymacją.  Jest pamiątką po latach studiów w czasach przedponowoczesnych. 

Jak doświadczamy tego zjawiska od wielu, wielu lat - bywają osoby pełniące funkcje publiczne (np. nauczyciel akademicki, poseł, polityk, dziennikarz, dyrektor, minister, itp.), które dla podwyższenia własnej samooceny i samopoczucia wprowadzają innych w błąd, oszukują, kłamią lub zezwalają innym (przymykając oczy) na przypisywanie im wyższego statusu zawodowego lub akademickiego niż jest on w rzeczywistości. 

 

Wystarczy tu przywołać odsłonę manipulacji w okresie wyborczym wyrażającej się w przypisaniu sobie stopnia zawodowego magistra przez kandydata na prezydenta RP (zresztą nim został).  Ostatnio media informują o korespondencie TVP w Berlinie, który też nie ukończył studiów ze stopniem magistra czy o ministrze, którego pracy magisterskiej strzegą chyba służby specjalne, by nie okazało się, że jest plagiatem. 

 

Mamy zatem krążących wśród nas pseudomagistrów, pseudodoktorów, pseudoprofesorów, pseudoprezesów, pseudodyrektorów itp., itd. Słyniemy na świecie z tytułomanii. A mania jest wymagająca...  .   
 

 


09 maja 2021

Niech zostawią w spokoju szkoły niepubliczne






Absolutnie nie popieram poglądów, opinii tych krytyków dyrekcji jednej z niepublicznych szkół w Białymstoku, która postanowiła wydalić ze swojego grona jedną z uczennic. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, czy w grę wchodzi kwestia zaangażowania tej uczennicy w akcje protestacyjne w kraju czy w sieci.

Nakręcanie spirali hejtu wobec władz placówki jest dla mnie zdumiewające, bowiem szkoła niepubliczna, niezależnie od tego, kto jest podmiotem prowadzącym (związek wyznaniowym, organizacja pozarządowa, rodzice, osoba prywatna, podmiot gospodarczy itp.), nie jest instytucją przymusowego korzystania z jej usług. 

Za uczęszczanie do takiej szkoły płacą rodzice dziecka. Jak nie podobają się im warunki kształcenia - kadrowe, organizacyjne, programowe, wychowawcze, ideowe itp., to nie tylko mogą, ale i powinni zabrać dziecko z własnej, nieprzymuszonej woli. Po co płacić za usługę, z której jest się niezadowolonym?

Sam zabrałem dziecko ze szkoły niepublicznej, której dyrektorka jako podmiot prowadzący oszukała rodziców i ich dzieci w zakresie oferowanego programu kształcenia. Nie tylko nie zamierzała go realizować, ale i skandalicznie często wymieniała nauczycieli w ciągu jednego roku szkolnego. 

Są granice tolerancji na czarny biznes, na nieuczciwość pseudopedagogicznych cwanych ludzi, którzy otwierają i prowadzą niepubliczne placówki dla własnego zysku, aniżeli ze względu na dobro rozwoju uczniów. Są też granice podmiotu prowadzącego szkołę niepubliczną na łamanie norm wewnętrznych, które są kluczowe w kształtowaniu szeroko pojętej kultury tej placówki.   

Rozkręcanie zatem medialnej nagonki na szkołę niepubliczną, angażowanie w to Rzecznika Praw Obywatelskich czy inne osoby publiczne, jest w istocie naruszeniem prawa do  wolnorynkowej działalności podmiotów gospodarczych czy usługowych. Jak się komuś nie podoba statut szkoły niepublicznej, obowiązujące w niej normy społeczno-moralne, prawne, kadra nauczycelska itp., to do widzenia, czas się rozstać.  





Kurator oświaty małopolskiej potwierdza starą prawidłowość. W okresie PRL sekretarze PZPR też kierowali swoje córki do najlepszego Liceum Ogólnokształcącego prowadzonego przez s. Niepokolanki w Szymanowie k/Warszawy. Ciekawe, czy do niepublicznej Szkoły Podstawowej ZNP w Łodzi posyłają swoje pociechy radni prawicy czy członkowie PiS?  


Nie potrzebuję do hydraulicznej naprawy awarii w domu kogoś, kto zna się jedynie na tapetowaniu ścian. Dajcie sobie spokój z podkręcaniem spirali ideologicznej wojny w naszym społeczeństwie, bo jak tak dalej pójdzie, to rządzący chętnie powrócą do rozwiązań, jakie miały miejsce w czasach PRL. Częściowo już to uczynili i czynią. Mamy już socjalistyczną szkołę podstawową.  

Czy rzeczywiście edukacyjna sfera niepubliczna ma być upaństwowiona?