16 grudnia 2020

Szkoła jako przestrzeń nieuznania

 



Kiedy tydzień temu spotkali się w sieci na wspólnej rozmowie o szkole profesorowie Roman Leppert i Mirosława Nowak-Dziemianowicz, mogłem komentować na bieżąco ciekawe wypowiedzi, refleksje, które generowało posługiwanie się przez rozmówców metaforą. 

W tym przypadku dominującą w rozmowie metaforą były okulary, które zakładamy przyglądając się szkolnictwu, edukacji, procesom zachodzącym w tej instytucji oraz w związku z jej zadaniami czy sposobami ich realizacji oraz politycznego nadzoru. Nie dysponowałem wówczas książką, którą wydało PWN na przełomie listopada i grudnia 2020 r. 

Po otrzymaniu jej od Autorki mogłem bliżej przyjrzeć się temu, co tak bardzo poruszało każdego z nas, wsłuchujących się w rozmowę, która przebiegała w znakomitym klimacie pasji, emocjonalnego poruszenia, dynamiki i koniecznego krytycyzmu wobec ważkich spraw dla wszystkich podmiotów edukacji.  Polacy potrafią i chcą rozmawiać o szkole, o polityce oświatowej dopiero w tym okresie, kiedy uświadamiają sobie, jak dalece partycypowali w zdradzie politycznych elit "Solidarności", która szła do władzy z hasłami rzeczywistej reformy, a w rzeczy samej dbała zawsze o własne interesy kapitałowe. 

Rzeczywiście, profesorka pedagogiki, która od tego roku pracuje w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej, dzieli się w swojej rozprawie własną pasją  niezgody na obecny kształt świata. Od lat prowadzi studia i analizy w paradygmacie pedagogiki krytycznej, która jest osadzona w filozofii krytycznej tzw. Szkoły Frankfurckiej "Nowej Lewicy". To podejście badawcze idealnie oparte jest  - jak pisze we wprowadzeniu - (...) na potrzebie demaskacji patologii, opresji i nierówności w świecie (...) [s.7], by przeprowadzać czy zachęcać do wprowadzania w nim zmian.        


Sama tych zmian nie wprowadzaą w formie stworzenia autorskiej szkoły, gdyż walczy niemalże całe życie myślą o szkole, krytyką tej instytucji marząc zarazem o tym, że może wreszcie ktoś do tej zmiany doprowadzi. Naukowcy najczęściej walczą piórem, chociaż są i tacy, którzy patologiczne realia zmieniają czynem, podejmując pracę w szkolnictwie publicznym lub niepublicznym (np. profesorowie Aleksander Nalaskowski, Ryszard Łukaszewicz, Dorota Klus-Stańska, Stanisław Dylak, Marek Piotrowski, czy piszący o tym bloger),  a bywa, że i nawet angażujący się w pracę w rządzie (np. z ramienia PSL- prof. Tadeusz Pilch) lub w oświatowych instytucjach administracji państwowej (prof. Krzysztof Konarzewski). 

Każda forma zaangażowania na rzecz lepszej, bardziej profesjonalnej edukacji jest wartościowa i potrzebna. Dali temu wyraz także nauczyciele i studenci, którzy licznie przysłuchiwali się wspomnianemu wywiadowi z Autorką książki. Ktoś musi zapalać, zachęcać, pobudzać do refleksji, by można było zdać sobie sprawę, że w polskiej polityce oświatowej rządzącym wcale nie chodzi o uczniów, o ich lepszy rozwój, ani też o nauczycieli i ich jak najlepsze kwalifikacje oraz o godne honorowanie ich ciężkiej i odpowiedzialnej pracy zawodowej, tylko o UZNANIE, o pozyskiwanie elektoratu kolejnych wyborach samorządowych, parlamentarnych (unijnych i krajowych) oraz prezydenckich. 

Jak pisze M. Nowak-Dziemianowicz: 

Konflikt moralny, który jest wynikiem walki o uznanie, musi być przez pedagogikę: rozpoznany, opisany i zrozumiany na poziomie teoretycznym. Na poziomie praktycznym drogą do jego rozwiązania staje się budowanie pedagogicznej kultury uznania. Uznanie będące warunkiem każdej tożsamości trzeba - w moim przekonaniu - włączyć dzisiaj w normatywny system celów wychowania/edukacji. Jeśli tak, to spojrzenie na szkołę przez pryzmat teorii uznania może otworzyć przed nami nowe, nieodkryte jeszcze obszary jej funkcjonowania [tamże, s. 9]. 

Studia badawcze M. Nowak-Dziemianowicz zostały oparte na następujących po sobie fazach: krytyka - narracja - rozumienie - zmiana. Proponuje nawet zastosowanie skrótowej nazwy dla tych czterech procesów badawczych, która - moim zdaniem - nie przyjmie się, bo jest nieestetyczna językowo, a mianowicie: KRYNAROZ (s. 26). 






Jednak kwestia nazewnictwa jest tu absolutnie marginalna, nieistotna, tym bardziej, że można dyskutować, dlaczego te cztery ogniwa są w porządku liniowym a nie kołowym, skoro odcięta - jako pierwsza współrzędna w kartezjańskim porządku  - może zawierać nowe zmienne, zarówno na wejściu, jak i na wyjściu.  Można bowiem postawić pytanie, czy krytyki jednak coś wcześniej nie poprzedza?  

Krytyka nie pojawia się przecież sama z siebie, tylko jest czegoś następstwem. Tym samym pierwszym ogniwem może/powinna być diagnoza, a nie krytyka, a tę zapewne poprzedzają jakieś (przed-)założenia. Podaję to pod dyskusję, bo w trakcie debaty nie można było podjąć tej kwestii przy wielu niezwykle interesujących wątkach edukacyjnych. 

Kiedy Autorka stwierdza, że nauki społeczne są obecnie w procesie permanentnej zmiany, to oczywiście ma rację, bo zmienia się świat naszego codziennego życia. Tak socjologia, psychologia, nauki o polityce, nauki prawne, jak i pedagogika też się zmieniają, od wielu wieków, jak tylko stawały się względnie samodzielnymi naukami bezsensownie odcinając się od filozofii. Badania społeczne chciały być neutralne światopoglądowo, co tylko częściowo powiodło się psychologii empirycznej, eksperymentalnej, ale wyniki jej badań okazały się wąsko praktyczne, mało zbliżone do świata humanum, bo odzierające go z tego, co jest częściowo niewymierne, nierozpoznawalne, bo psychiczne, duchowe, uzależnione od introjekcji świata wartości. 

Tak oto pytanie o narracyjną orientację badawczą, którą preferuje w swoim podejściu M. Nowak-Dziemianowicz, nie jest jej założeniach implicite jednostronne, jedynie ontologiczne, gdyż - jak trafnie stwierdza: 

(...) świat badany przez nauki społeczne jest światem mającym już sens. Konstytucja tego sensu dokonuje się zaś w aktach życia codziennego jednostki. Odpowiedź na pytanie epistemologiczne opiera się na przeświadczeniu, iż interpretacja dokonywana przez nauki społeczne jest jedynie swoistą kontynuacją procesów rozumienia zachodzących w życiu codziennym. Celem poznawczym w tym ujęciu jest opis aktów interpretacji i ustanawiania sensów spełnianych przez tych, którzy żyją w świecie społecznym, a ponadto interpretacja wszelkich  tworów ukonstytuowanych w tych aktach [tamże, s. 21-22].

Pedagodzy muszą zatem poznawać i odczytywać te sensy a nie bezmyślnie je nadawać, kreować zgodnie z oczekiwaniami władz politycznych, które najchętniej narzucają wartości młodym pokoleniom tak, by mieć z indoktrynacji i inżynierii społecznej polityczne zyski w okresie przedwyborczym. Z tego też powodu M. Nowak-Dziemianowicz otwiera się w swoich dociekaniach na sytuację osób defaworyzowanych, marginalizowanych, wykluczanych, a zatem pozbawianych społecznego, politycznego, psychicznego, edukacyjnego, kulturowego czy także ekonomicznego uznania. 

Przyjęta przez autorkę perspektywa jest lewicowa, czy tego chce, czy nie, skoro usytuowana jest w nurcie neolewicowej filozofii krytycznej. Operuje natomiast jej narzędziami naukowej analizy zdarzeń, faktów, jakimi są opublikowane w prasie (także lewoskrętnej) wypowiedzi (narracje) nauczycieli mających poczucie krzywdy. 

Profesorka przyznaje, że w tym przypadku powodem jej zaangażowania jest (...) zawsze jakiś rodzaj emancypacyjnego roszczenia badacza, który opisując wybrany fragment rzeczywistości, dostrzega w nim niesprawiedliwość, dominację czy wykluczenie. Zauważa jakąś krzywdę i niesprawiedliwość, które każą mu się zajmować dalej wybranym problemem nie tylko dla jego opisu i wyjaśnienia, nawet nie tylko dla jego zrozumienia, ale dla emancypacji zniewolonych, dla włączenia wykluczonych, dla "oświecenia nieoświeconych". 

Opisać, wyjaśnić, zrozumieć nie po to, aby zwiększyć swoją kontrolę nad społecznym światem, lecz dla tych, którzy są w nim poddani jakiejś opresji, jakiejś symbolicznej, zakorzenionej w kulturze przemocy czy też ze względu na różne czynniki sami się marginalizują, wykluczają, poddają - to wyróżnik krytycznych badań narracyjnych [tamże, s. 24]. 

Jak więc widzimy, krytyczne podejście badawcze może być wykorzystywane nie tylko przez zwolenników jednej ideologii, jednego światopoglądu, ale każdego, którego reprezentant ma poczucie krzywdy, nieuznania.        

Warto przeczytać tę rozprawę, żeby zobaczyć, jak można językiem nauk humanistycznych (filozofia) i społecznych (socjologia, pedagogika) rekonstruować i interpretować narracje nauczycieli (trzy przypadki), które zostały przez nich opublikowane w mediach nie dla celów poznawczych, naukowych. 

Były one odsłoną osobistego rozgoryczenia po tym, jak zostało ich środowisko zawodowe potraktowane przez władze w 2019 r. w okresie nauczycielskich strajków. To, co introspekcyjnie sami odsłonili, zostało dodatkowo zdemaskowane i zinterpretowane przez M. Nowak-Dziemianowicz, chociaż niesłusznie zgeneralizowane we warstwie wnioskowej. 

Nauczyciele są tą grupą zawodową, która często pomimo, wbrew, na przekór istniejącym mechanizmom, procedurom ich wykluczania, potrafią się bronić, przeciwstawiać, a nawet dokonywać zmian w taki sposób, by nie były one rozpoznawalne przez nadzór pedagogiczny. Jak ktoś chce, potrafi, ma odwagę i nie ma nic do stracenia, to może machnąć ręką na władztwo polityczne bez względu na to, czy jest ono lewicowe, prawicowe czy liberalne.  

Niestety, brakuje nam badań empirycznych na dużych i reprezentatywnych próbach w środowisku nauczycielskim, w wyniku których można byłoby stwierdzić, czy rzeczywiście pozbawiania jego uznania tak w znaczeniu moralnym, jak i społeczno-zawodowym rzutuje  na podważanie tożsamości osobowej nauczycieli? 

W końcu, jak pisał w 1997 r. prof. Aleksander Nalaskowski nauczyciele mają świadomość, że wchodzą do już wypalonej przestrzeni - marnie finansowanej, dewastowanej przez kolejnych ministrów, a mimo to lgną do tego zawodu. Dlaczego? 

Wie to tak M. Nowak-Dziemianowicz, jak i piszący te słowa, a nie jesteśmy jedynymi pedagogami, którzy rozumieją specyfikę tej profesji, także z jej walorami. Chciałoby się, aby było więcej zalet,więcej uznania, więcej więcej, więcej ... dla dobra dzieci  i młodzieży, a nie władzy resortu edukacji.   

Sami nauczyciele, pedagodzy, którzy przysłuchiwali się debacie, pisali na czacie:

Jesteśmy w ruchu "budzących się szkół"; 

Super, że Pani Profesor nie jest "gabinetowym" naukowcem, lecz eksploratorem edukacji w realu:); 

Jeśli każdy z zaangażowaniem da coś od siebie, a nie nastawi się tylko na tryb roszczeniowy, wyłącznie wymagający, krytykujący oceniający - jeśli to podda się modyfikacji na każdym… 

 - „Edukacja zniewala, ale wyzwolenie wymaga edukacji”

Etyka troski w dzisiejszej trudnej sytuacji szkoły (uczniów, nauczycieli, rodziców) jest w mojej ocenie istotną kwestią. Czy świat edukacji powinien uznać ten fakt?

Czy jesteśmy odpowiedzialni za uznanie, uznawanie w edukacji szkolnej, po to, żeby młody człowiek poczuł się wart…

       

15 grudnia 2020

Może minister EiN jest kontrowersyjny, ale wyrazisty

 



Od 1992 r., kiedy po raz pierwszy w nowym ustroju doszła do władzy prawica, sfera oświaty otrzymała wyraźny sygnał. Minister - wbrew etymologicznemu i historycznemu znaczeniu tego słowa - nie jest od tego, żeby służyć edukacji, ale jest od sprawowania nad nią nadzoru, kontrolowania, sprawdzania, weryfikowania, pilnowania, straszenia, zobowiązywania, narzucania, pouczania itp.,itd. Dynamika przemian społeczno-politycznych w III Rzeczypospolitej była tak duża i zmienna, że nikt już nie pamiętał źródeł i intencji tych, którzy jeszcze w okresie PRL walczyli o zupełnie inną oświatę. 

Ideologiczną strategię z wykorzystywaniem mechanizmów władztwa nie tylko politycznego, ale i całego instrumentarium szeroko pojmowanej przemocy strukturalnej i symbolicznej administracji państwowej  nad obywatelami z pełną satysfakcją korzystali kolejno obejmujący resort edukacji ministrowie. 


Szkolnictwo stało się dla wszystkich partii politycznych, od prawej przez centrową po lewą stronę sceny ideologicznej, światopoglądowej doskonałą przestrzenią do zarządzania w sferze publicznej wyborcami przez podkreślanie związku władzy z ich światopoglądem. Szkoła jako środowisko edukacyjne, w którym powinien być realizowany w sposób profesjonalny proces kształcenia, w istocie nie obchodziła żadnego ministra i jego wiceministrów oraz całego sztabu urzędników w MEN/MNiS/MEN/MEiN. 

Oni mają być dyspozycyjnie do  realizacji celów ideowych, światopoglądowych sprawujących władzę, a  ich rola sprowadza się do gromadzenia danych, dowodów ZA lub PRZECIW oraz, co jest najważniejsze, do NADZORU. Nie kryje się z tym kolejny minister Przemysław Czarnek, który w udzielonym "Rzeczpospolitej" wywiadzie powiedział jasno:

Mnie polityczne poglądy nauczycieli nie interesują, niech tylko dobrze wykonują swoją pracę. Mam przyjaciół nauczycieli, którzy na pewno nie głosowali na mój obóz polityczny. (...) To poprawność polityczna zagoniła konserwatystów do narożnika. Zdominowali mas ludzie lewicy, którzy mają niewiele wspólnego z wolnością. Którzy często są radykałami, nietolerancyjnymi wobec światopoglądu konserwatywnego, chrześcijańskiego. (Może jestem kontrowersyjny, Plus Minus 49/2020, s. 11). 

Lewicowi, w tym związkowcy z NSZZ "Solidarność" i z ZNP oraz neoliberalni ministrowie/ wiceministrowie edukacji preferowali w edukacji powszechnej - jak powiada P. Czarnek -  "fałszywą wizję człowieka towarzyszącą wszystkim tym ideologiom [tamże], toteż od 2015 r. obowiązuje zmiana ideologiczna. Oświata jest od 1992 r. IDEOLOGICZNA, a nie PEDAGOGICZNA, DYDAKTYCZNA, PROFESJONALNA. 

 


Nauczyciele, jak powiadał każdy minister edukacji od 28 lat - mają być posłuszni władzy, realizować jej dyrektywy administracyjno-ideologiczne, które opakowane są w zapisy ustawowe. Nie bez powodu kolejne władztwo w tym resorcie rozbuchało ustawę osadzając w niej bardzo wyraźnie elementy dyscyplinarne. NAUCZYCIELI  jak DZIECI - trzeba smagać różdżką prawa i sprawiedliwości. 

Jak się komuś nie podoba ta rola, to jest jego/jej problem, a na pewno nie kłopot władzy. Zatroszczyły się o to wszystkie partie polityczne, także te pseudoopozycyjne i związki zawodowe. W końcu tylko nieliczni, członkowie nomenklatur politycznych i związkowych mogą żerować na budżecie oświatowym, a reszta....  

No cóż, nie martwcie się nauczyciele. Minister P. Czarnek zapowiedział Odbudowanie pozycji nauczyciela jest potrzebne, a dziś podważa  się ich autorytet na różne sposoby. Te zmiany dotyczą nie tylko płac, ale i statusu społecznego. Kładzie się nacisk na prawa uczniów, a zapomina często uczyć  o obowiązkach. Wobec nauczycieli zgłasza się tylko roszczenia - to dotyczy samych uczniów i niestety często ich rodziców [tamże]. 

Tak więc, drodzy nauczyciele, nie martwcie się i nie krytykujcie dobrego ministra. On zatroszczy się o wasze płace zamrażając je w budżecie na rok 2021, zapewni wam status społeczny. Ciekawe, w jaki sposób? Może trzeba zapisać się do jednej z koalicyjnych partii politycznych? A może po prostu macie milczeć i grzecznie wykonywać wszystkie polecenia.  

Wszelkie protesty, strajki,  apele, stanowiska, uchwały, listy otwarte w sprawie odwołania ministra edukacji są bez sensu, nieskuteczne, a nawet przeciwskuteczne.  Minister udzielił publicznie w tej kwestii odpowiedzi: 

A co do pytania, czy ktoś inny nie powinien być ministrem edukacji, ktoś wypowiadający się bardziej na okrągło, dbający o polityczną poprawność, to gdybym odpowiedział, że powinien być ktoś inny, ten wywiad byłby hitem. "Kapitulacja Czarnka". Dlatego tak nie powiem, także z tego powodu, że to pytanie nie powinno być skierowane do mnie, a do premiera i kierownictwa mojej partii [tamże]. 

Zanim zatem skrytykujecie nowego ministra zapoznajcie się z faktami, naukową ich analizą i interpretacją. Nie pierwszy to i nie ostatni minister, który pilnuje, by środowisko oświatowe zmieściło się w określonych przez sprawującą władzę partię polityczną granicach poprawności politycznej. 

To, co niewątpliwie niepokoi w wypowiedzi ministra, który i tak niewiele może poza pohukiwaniem na nauczycieli, obrażaniem ich  a potem mówieniem, że żadnej ze swoich wypowiedzi nie żałuje. Jak powiada: (...) może czasem inne sformułowanie utrudniałoby wyjmowanie moich słów z kontekstu (...).  No więc, mnie tego minister nie utrudnił. 

Dla polityków sprawujących władzę każdą ich wypowiedź można wyjąć z kontekstu. Tak więc przeczytajcie cały wywiad, a dojdziecie do tych samych wyimków jednoznacznie osadzonych w kontekście ideologii konserwatywnej, a nie (s-)praw człowieka. 

Nie można mieć o to pretensji do ministra. Wolno mu.  Jak dla mnie minister P. Czarnek w ogóle nie jest w kwestiach powszechnego szkolnictwa kontrowersyjny, gdyż jest jednoznaczny.  Co innego, kiedy wypowiada się na temat szkolnictwa wyższego i nauki. Wówczas jest bardzo grzeczny, miły, tolerancyjny i liberalny. Jak powiada: 

Może niektóre wypowiedzi padające z obozu rządzącego były niedopracowane czy przesadne. Ale przecież ja nie chcę nikogo wyrzucać z pracy. Ja chcę wzmocnić tych naukowców, którzy są odstawiani na boczny tor z powodów ideowych. Chcę wyrównywać szanse, troszcząc się o autonomię każdego, a nie zwlaniać [tamże]. 


        

   

     
                                                                                                 




     



  


    

14 grudnia 2020

Odszedł jeden z najwybitniejszych polskich pedagogów - profesor Andrzej JANOWSKI

 


(źródło: Niezależne Wydawnictwo Harcerskie


Wiedzieliśmy o chorobie Profesora, ale Jego śmierć w tak symbolicznym dla Polski okresie jest szczególna. Odszedł jeden z najznakomitszych polskich profesorów pedagogiki przełomu XX i XXI wieku - Harcmistrz, autor genialnych rozpraw z pedagogii harcerskiej, ale głównie z pedagogiki szkolnej i porównawczej - ANDRZEJ JANOWSKI

Był wyjątkowym uczonym, niepowtarzalną osobowością. Z jednej strony był wspaniałym instruktorem harcerskim, pielęgnującym i przechowującym w najtrudniejszym okresie totalitaryzmu pamięć i dokonania  Jego Mistrza i Przewodnika, jakim był Harcmistrz, profesor Aleksander KAMIŃSKI. Jemu poświęcił wiele swoich rozpraw i książki, które wzbogaciły nie tylko polską pedagogikę społeczną, ale naszą naukę w ogóle. 

Mało jest osób z tak silnym charakterem, kręgosłupem moralnym, jaki reprezentował na co dzień Andrzej JANOWSKI.  Nie tylko w czasie stanu wojennego publikował w podziemnej prasie rozprawki, będące marzeniem o wyzwolonej spod bolszewickiego jarzma Polsce, o demokracji, o wolności nauki, edukacji i kultury. 

Był po roku 1956 r. współzałożycielem i drużynowy 1 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej "Czarna Jedynka", twórcą programu i komendantem Akcji Warmia i Mazury, przewodniczącym Niezależnego Ruchu Harcerskiego w 1981 roku. Jako działacz „Solidarności” i przewodniczący Zespołu Oświaty Niezależnej w latach osiemdziesiątych został włączony jako przedstawiciel opozycji do rozmów Okrągłego Stołu. 

Przez wiele lat pracował w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, gdzie kierował Katedrą Polityki Edukacyjnej. Był też członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.   

Nic dziwnego, że znalazł się w najlepszej ekipie resortu edukacji na stanowisku wiceministra nowej Rzeczpospolitej. Wraz z prof. Henrykiem Samsonowiczem, a potem Robertem Głębockim dotrzymali słowa Polakom, którzy w wielkim ruchu "Solidarności" oczekiwali radykalnej zmiany w oświacie.  To była jedyna, wiarygodna, uczciwa wobec narodu ekipa kierująca Ministerstwem Edukacji Narodowej. 




Jak tylko postkomuniści odbili władzę w 1993 r. stał się ich sumieniem, które tłumili swoją pazernością i próbą zahamowania przemian demokratycznych w naszym państwie wykluczeniem Go jako wybitnego eksperta i profesjonalisty. To było oczywiste, że trzeba było pozbyć się z resortu kogoś, kto nie mógłby legitymizować zdrady.

Zmarł nad ranem 13 grudnia 2020 r. Jakże symboliczna jest ta śmierć, niosąca z sobą nie tylko pamięć o wspaniałym Uczonym, wychowawcy wielu pokoleń osób z charakterem, autentycznych patriotów, ludzi służby dla Polski oraz o trwałych zasadach moralnych.

Jego rozprawy naukowe czyta się z jednym tchem, a przecież mógł sięgać po egzaltowany i hermetyczny język nauk humanistycznych. Wiedział jednak, że tak przekazywana pedagogika nie trafi pod strzechy, do wychowawców, pedagogów, nauczycieli - profesjonalistów i amatorów, rodziców i instruktorów.  

   


Wydana przez A. Janowskiego "Pedagogika praktyczna" jest w rzeczy samej klarownie napisanym podręcznikiem współczesnej myśli uruchamiającej działanie dla dobra dzieci i młodzieży, osób dorosłych i starszych. Żadnej ze swoich książek, także tych napisanych i wydanych w PRL nie musiał się wstydzić, a opublikował m.in. 


  • 1970: Kierowanie wychowawcze w toku lekcji,
  • 1975: Poznawanie uczniów,
  • 1977: Aspiracje młodzieży szkół średnich,
  • 1980: Psychologia społeczna a zagadnienia wychowania,
  • 1985: Prestiż ucznia wśród rówieśników (współautor),
  • 1989: Uczeń w teatrze życia szkolnego,
  • 1994: Podstawowe wiadomości psychopedagogiczne,
  • 2000: Szkoła obywatelska.


Inna z jego monografii "Uczeń w teatrze życia szkolnego" odsłoniła skrywany przez władze totalitarne, a później autorytarne hidden curriculum.  Ostatnia monografia o szkole obywatelskiej byłą efektem jego stażu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Zawiera treści, które są adresowane do polskich elit politycznych. Te jednak były zajęte sobą, a takich ekspertów nie potrzebowała już żadna władza po jego odejściu z MEN.

Trudno jest pogodzić się z odejściem tak wspaniałej OSOBY, która 13 grudnia pozostawiła nam testament społeczno-moralny, byśmy - jak oczekiwał tego A. Kamiński - przestali być podzielonym narodem, tylko potrafili pięknie się różnić między sobą. Trzeba także pamiętać o tym, że w czasach pokoju bycie dzielnym jest znacznie trudniejsze.  




Odszedł na wieczną wartę! Niech spoczywa w pokoju!