Z pozycji makroakademickiej, jaką stwarza aktywność w Centralnej
Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, istnieje możliwość dostrzegania procesów
awansowych w naszym kraju w skali ogólnej. W tym organie państwowym objawiają
się sprawy, zjawiska, wydarzenia, o których nie ma pojęcia osoba doświadczająca
ich jedynie we własnym środowisku, w swojej uczelni. Życzę każdemu zatroskanemu
o naukę, by miał możliwość metaspojrzenia na własne środowisko akademickie z
jego zaletami i wadami.
Taką instytucją jest także Narodowe Centrum Nauki czy Narodowe
Centrum Badań i Rozwoju, jak też resort, w którym rozpatrywane są różnego
rodzaju wnioski w trybie konkursowym na nagrody i wyróżnienia. Z jedną tylko
różnicą w stosunku do CK czy RDN można w tych instytucjach doszukiwać się częściowej
jedynie troski o jakość, skoro nie ma w nich procedury odwoławczej od
merytorycznie niezgodnych z nauką decyzji.
Kontakty międzyludzkie, udział w różnego rodzaju gremiach,
organach uczelnianych, stowarzyszeniowych, korporacyjnych itp. sprawiają, że
przekazujemy sobie różne informacje, dzielimy się własnym czy cudzym
doświadczeniem. Są one jednak nasycone własną biografią, a u niektórych
także osobistym interesem czy uprzedzeniami.
Niektórzy bowiem mówią o czyjejś habilitacji czy o wniosku
profesorskim skrywając swój osobisty stosunek do osoby, która staje się
przedmiotem/podmiotem wymiany danych lub refleksji i opinii. Nie ma zatem
możliwości zweryfikowania prawdziwości tego typu komunikatów. Są one bowiem po
części oparte na niepełnej wiedzy o rzeczywistych źródłach zdarzeń, bazują na
sądach tylko parcjalnie prawdziwych, a ponadto bywa, że są obciążone emocjami,
nastawieniami czy konfliktem interesów.
Tak więc komunikatami na temat postępowań habilitacyjnych czy
profesorskich rządzi po części plotka, domniemanie, insynuacje i nie ma to
znaczenia, kogo one dotyczą lub kto jest ich nośnikiem, twórcą wprawiającym je
obieg społeczny. Ważne, że ktoś ma w tym jakiś interes - techniczny, poznawczy
a może emancypacyjny.
Pojawia się wraz z nią afirmacja postaw roszczeniowych
niektórych profesorów pedagogiki, która przejawia się w komunikatach typu:
DLACZEGO NIKT MNIE NIE POWOŁUJE NA RECENZENTKĘ? albo JAK TO MOŻLIWE, ŻE INNI
UCZESTNICZĄ W KOMISJACH HABILITACYJNYCH, A JA NIE? itp.
Pisałem już o syndromie tchórzostwa wśród części samodzielnych
pracowników naukowych, ale dzisiaj mamy do czynienia z zadżumieniem
nierzetelnością i nieodpowiedzialnością części kadr akademickich. Bywa,
że cieszą się i świętują z tytułu "przepchnięcia" pseudonaukowca w awansie
na stopień doktora czy doktora habilitowanego.
Istnienie takich osób w uniwersytetach czy wyższych szkołach
zawodowych nie jest już problemem, bo środowisko jest w stanie je utrzymać, a
nawet podzielić się z nimi władzą, nie bezinteresownie. Problemem jest
jedynie to, że ich obecność demoralizuje innych, niszczy poczucie sensu
pracy naukowej, zwiększa zarazem poziom egoizmu, cwaniactwa i skrytego
reprodukowania nieuczciwości.
Do końca kwietnia 2019 r. każdy zainteresowany złożeniem wniosku
o wszczęcie postępowania na stopień naukowy doktora habilitowanego czy na tytuł
naukowy profesora mógł to uczynić, o ile spełniał określone wymagania. Dzisiaj
już wiemy, że część z nich była na bardzo niskim poziomie, zaprzeczała nawet
posiadanemu stopniowi doktora nauk przez wnioskodawców, a zdarzało się, że przedkładane
do oceny publikacje cechowała akademicka nieuczciwość (plagiaryzm,
niesamodzielność).
Nagle okazuje się, że ci, którzy tak wszem i wobec ubolewają nad
ich nieobecnością w procesie recenzowania czy opiniowania wniosków, kiedy
zostali powołani przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów -
zapomnieli o swoim statusie, o powinności naukowej, o własnych kompetencjach
(czyżby już ich nie posiadali?) i... odsyłają powołanie do komisji
habilitacyjnej, tłumacząc się jak małe dzieci, które przyłapano na niewiedzy,
nieobecności czy oszustwie, w obawie przed konsekwencjami.
PEDAGOGIKA AKADEMICKA doświadczyła w ciągu ostatnich latach
rzeczywistej odsłony nieuczciwości, nierzetelności, pozoranctwa, braku etyki
wśród części kadr ze stopniem naukowym doktora, doktora habilitowanego czy
tytułem naukowym profesora. Będziemy o tym mówić i pisać bez względu na to, jak
ktoś oszukuje samego siebie i innych.
Kryzys uniwersytetu jest pochodną także autodestrukcji
społecznej (kliki), demoralizacji części samodzielnych pracowników naukowych
skrywających się w uniwersytetach, także tych wiodących, w PAN, a nie w
wyższych szkółkach prywatnych, bo tam patologie dotyczą zupełnie innych spraw.
Jeśli następuje powolne a systematyczne niszczenie polskiej pedagogiki
akademickiej, naukowej, to nic tego nie usprawiedliwia. Młode pokolenia
będą to środowisko z tego rozliczać za jakiś czas.
PATOLOGIA nie dotyczy tylko marginesu środowiska akademickiej pedagogiki. Taki sam poziom moralnej dewastacji jest w naukach socjologicznych, naukach o polityce, w psychologii, naukach teologicznych, naukach prawnych itp., itd. Mnie jednak martwi moja dyscyplina naukowa, upadek wielu autorytetów, które okazały się pozornymi.