14 września 2020

Kto się przejmuje wynikami akademickich rankingów?

 



Nie będę narzekał na miejsce polskich uczelni w Rankingu Szanghajskim A.D. 2020, bo przy nakładach na naukę, które są w całym kraju niższe od budżetu najlepszej uczelni na świecie, nie ma nawet o czym myśleć i do czego zmierzać. Możemy co najwyżej "obgryzać kostki rzucone pod stół". Na 1000 uczelni znalazło się w tym rankingu tylko osiem z naszego kraju, w tym są trzy uniwersytety, trzy politechniki i dwa uniwersytety medyczne.  

Ciekaw jedynie byłem, jak wygląda sytuacja w dziedzinie nauk społecznych w odniesieniu do badań nad edukacją.  Dla tej dyscypliny odnotowano tylko 500 uczelni, przy czym nie ma wśród nich żadnej z naszego kraju. Ba, nie ma nawet Uniwersytetu Karola w Pradze, ani Uniwersytetu Masaryka w Brnie. W pierwszej dziesiątce jest dziewięć uczelni amerykańskich i jedna niderlandzka. Kiepsko?  

O światowym rozwoju badań nad edukacją rozstrzygają ponoć Amerykanie, Brytyjczycy, Australijczycy, Chińczycy, Niemcy, śladowo Finowie, Francuzi, Irlandczycy i Szwedzi. Z krajów byłej strefy sowieckiej przełamał barierę obecności w tym rankingu jedynie Uniwersytet Tartu w Estonii. Zapewne usytuowanie na tej drabinie rzekomych osiągnięć naukowych uniwersyteckich wydziałów badań nad edukacją jest pochodną miejsca tych uczelni w ogólnym rankingu.  

Równie fatalnie jest z socjologią, chociaż lista rankingowa dla tej dyscypliny zawiera jedynie dwieście uniwersytetów. Nie ma wśród nich żadnego z Polski. Natomiast na 400 uczelni prowadzących badania w zakresie nauk o polityce odnotowano w grupie 301-400 jedynie Uniwersytet Warszawski.   

Zupełnie nieźle jest z psychologią, bowiem w tej dyscyplinie znajdziemy na pozycji 201-300 Central European University w Budapeszccie oraz SWPS University of Social Sciences and Humanities . Natomiast psychologia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Karola w Pradze oraz Eotvos Lorand University na Węgrzech znalazła się nieco niżej, bo w grupie rankingowej 301-400. No, ale mamy w pierwszej pięćsetce aż trzy polskie uniwersytety, w tym jeden prywatny.   

Nowy Rektor Uniwersytetu Śląskiego apeluje, by uczelnia nie sprowadzała się do aplikacji w smartfonie, ale do rankingu już może, a nawet powinna. Komentujący powyższy ranking jeden z publicystów wypisuje nonsensy typu: 

Zgodzić się musimy z tym, że na studiach humanistycznych jest po prostu za dużo teorii, a za mało praktyki. 

 Ciekawe, jak pojmowaną praktykę ma ów autor na uwadze? Na szczęście potwierdził za ekspertem ds. rynku pracy, że: 

 (...) w Polsce, żeby dogonić państwa zachodnie pod względem jakości edukacji, potrzebujemy zarówno planu, jak i znacznych nakładów kapitału. Trudno bowiem rywalizować z innymi krajami i liczyć na wysokie pozycje w rankingach, gdy edukacja wyższa w Polsce cierpi na niedostatki finansowe, kadrowe i organizacyjno-dydaktyczne.

Jest jeszcze ranking Google Scholar, ale nie obejmuje on poszczególnych dyscyplin naukowych, tylko uczelnie. Zajrzałem do wykazu uczelni z krajów Europy Środkowo-Wschodniej  ze względu na wskaźniki cytowań. W pierwszej setce wśród uczelni prowadzących badania z nauk społecznych znalazły się takie uniwersytety, jak: 

- na miejscu 4 Uniwersytet Warszawski (373 w rankingu światowym i 94 w rankingu krajów UE),    

- na miejscu 5 - Uniwersytet Jagielloński (381 w rankingu światowym i 94 w rankingu krajów UE),     

- na miejscu 16 - UAM w Poznaniu (588 w rankingu światowym i na 169 w rankingu krajów UE),  

- na miejscu  25 - UMK w Toruniu (717 w rankingu światowym i na 208 w rankingu krajów UE),       

- na  26 miejscu Uniwersytet Wrocławski ( 727 w rankingu światowym i na 210 w rankingu krajów UE ),    

- na 38 miejscu Uniwersytet Śląski (927 w rankingu światowym i na 268 w rankingu krajów UE),    

- na 48 miejscu Uniwersytet Gdański (1033 w rankingu światowym i na 296 w rankingu krajów UE), 

- na 69 Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie (1328 w rankingu światowym),  

- na 79 Uniwersytet Zielonogórski (1446 w rankingu światowym),      

- na 93 Uniwersytet w Białymstoku (1581 w rankingu światowym),      

- na 100 UMCS w Lublinie (1654 w rankingu światowym). 

   Mojego nie ma. 

W rankingu WEB-ometrycznym nie znalazł się ani jeden Polak, którego IH wyniósłby min.100. Dotyczy to wszystkich dziedzin nauk. Nie ma na tej liście także polskiej uczelni, ani uczonych z Polskiej Akademii Nauk.    


13 września 2020

W szkolnictwie - constans

 

    Specyfika systemu oświaty, jak i innych usług publicznych polega na tym, że decyzje podejmowane dziś, owocują w dalszej perspektywie czasowej. Silny nacisk doraźnych interesów (polityków, urzędników, związków zawodowych) paraliżuje proces zmian i opóźnia konieczne decyzje. 

Prowadzący badania zogniskowane na polityce oświatowej wprawdzie dostarczają przesłanki dla podejmowania decyzji przez władze państwowe, ale te wcale nie są nimi zainteresowane. Zdradził to zastęca rzecznika prasowego PiS -  Radosław Fogiel w wywiadzie dla RMF odpowiadając na pytanie, dlaczego PiS zatrudnia nomenklaturę partyjną i członków jej rodzin w państwowych spółkach:

Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku eksperckim, w kierunku otwartych konkursów. Wtedy do zarządów spółek trafiali eksperci z rynku, osoby z tytułami naukowymi. Problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie.     

Możemy się zatem nie martwić. W szkolnictwie częściowo publicznym, bo przecież programowo i organizacyjnie (ustrojowo) bezwzględnie podporządkowanym programowi partii PiS i jej koalicjantów, nic się nie zmieni w kierunku nowoczesnego i adekwatnego do dynamicznie zmieniającego się świata, także jego zagrożeń, kryzysów oraz perspektyw przetrwania ludzkości. Pozostaje nam diagnoza sprzed prawie pół wieku:  

Þ sposób świadczenia usług oświatowych nie zmienił się od wieków (klasa, nauczyciel, czas trwania jednostki lekcyjnej, grupa uczniów obsługiwana naraz przez jednego nauczyciela itp.);

Þ koszty oświaty rosną z biegiem czasu szybciej niż liczba uczniów, przy braku poprawy jakości świadczonych usług (dzieje się mimo wprowadzenia stopni awansu zawodowego nauczycieli, jak też różnorodnych, wygodnych przywilejów (zniżka godzin dla dyrektorów, związkowców itp., długie wakacje, urlopy na poratowanie zdrowia itp.).

Þ im więcej uczniów tym więcej nauczycieli, co z kolei zasadniczo podraża koszt jednostkowy, podobnie jak podział klas na zajęcia ze względu na płeć.

Þ przy niezmienionym sposobie nauczania nie można myśleć o obniżce kosztów edukacji publicznej.

Dydaktyka w quasi publicznym szkolnictwie w Polsce jest archaiczna. Kształci się dzieci i młodzież do świata przeszłości, a nie przyszłości. Nie zmieniają się metody i formy kształcenia, a styl pracy jest jak sprzed co najmniej pół wieku. 

Nadzór pedagogiczny jest zniewolonym, a zrazem przedłużonym ramieniem władzy partyjnej, która zna się na edukacji  tak, jak niektórzy ministrowie i wiceministrowie tego i poprzednich rządów znają się na sprawach podlegających zarządzaniu przez nich.        

Być może w niedalekiej przyszłości lepiej wykształcona młodzież, inteligentna, edukująca się przede wszystkim na koszt rodziców, zdobędzie właściwą oraz przydatną wiedzę i kompetencje poza własną szkołą. Ma chyba świadomość, że uczęszczanie do szkoły w obecnej wersji jest stratą czasu, bowiem tylko niektórzy nauczyciele są dla uczniów mistrzami, pedagogami o otwartych umysłach, transgresyjnymi i refleksyjnymi autorytetami.  
  


12 września 2020

Szaleństwo atakowania uniwersyteckich profesorów

 



Zastanawiam się, jak długo jeszcze niektóre NGO-sy i media będą zarabiać na podtrzymywaniu w Polsce spirali przemocy symboliczej a nawet strukturalnej wobec jednego, drugiego czy n-tego profesora uniwersyteckiego tylko dlatego, że jakieś osoby spoza świata nauki, postanowiły wykorzystać szkolnictwo wyższe do prowadzenia walki o interesy osobiste lub własnego środowiska politycznego, społecznego? 

Z lewej strony sceny politycznej ataktuje się każdego, kto ośmiela się dawać świadectwo swojemu światopoglądowi religijnemu, przywiązania do wartości chrzecijańskich, bycia osobą wierzącą. 

Z prawej zaś strony sceny politycznej ma miejsce atakowanie każdego, kto nie przejawia wiary religijnej, nie jest osobą odwołująca się w swoim życiu do wartości transcendentnych, duchowych. 

Obie kategorie osób stają się ofiarami światopoglądowych, doktrynalnych ideologicznie konfliktów społecznych i politycznych. Przyzwolenie na ustawiczne dzielenie Polaków ma legitymizować prawo jednych czy drugich do ośmieszania strony przeciwnej, jej lekceważenia, szykanowania, poniżania, dezawuowania, uderzania w pozycję społeczną i autorytet. 

W każdej z tych perspektyw przeważa myślenie i postawa ekskluzji, wykluczania tego INNEGO, myślenie zamknięte, które przestaje liczyć się z obowiązującym  w kraju prawem oraz etyką ogólną i szczegółową. 

Profesor uniwersytetu ma być postacią pozbawioną własnego światopoglądu, jakąś mumią uniwersalizmu, istotą przekazującą wiedzę naukową ponad wszelkimi różnicami aksjologicznymi i normatywnymi, bez włączania w proces kształcenia młodych ludzi własnej kultury, osobistej orientacji światopoglądowej. Profesor etyki nie ma prawa upomnieć się o godność każdej osoby i poręczyć za nią, bo... ma to być jego prywatny osąd.

W naukach społecznych i humanistycznych jest to jednak niemożliwe, gdyż wymagałoby wykluczenia z nich najpierw różnic filozoficznych, religijnych, aksjologicznych, a nawet politycznych. Dążenie każdej ze stron sporu do zawłaszczenia uniwersyteckich katedr przez zwolenników partii władzy lub środowisk opozycyjnych jest samo w sobie sprzeczne z funkcjami nauki i kształcenia. 

Można byłoby odwołać się do Konstytucji III RP, tylko jej treść oraz znaczenie dla regulacji stosunków międzyludzkich, kształtowania stosunków społecznych  została już zdewastowana. Do nauki nie ma po co się odwoływać, bo przecież w tej populistycznie upełnomocnionej konfrontacji nie chodzi o nią samą. Właśnie czytam wypowiedź jednego z wiceministrów:  



Być może są siły polityczne, którym zależy na tym, by tak, jak ma to miejsce w szkolnictwie powszechnym, przeprowadzać w treściach kształcenia zwrot aksjonormatywny, którego treść byłaby zgodna z programem partii władzy. Jeszcze rok, dwa, a moi doktoranci i studenci zaczną pytać się o to, czy wolno im czytać, analizować, cytować tego czy innego autora.  

W takim klimacie przestają już być ważne stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora, publikacje, realne osiągnięcia, dokonania naukowo-badawcze, ale i oświatowe, edukacyjne, gdyż w grę wchodzi eliminowanie z uczelnianych katedr naukowców ze względów ideologicznych, światopoglądowych.  

W Polsce miało to już miejsce w latach 1948-1989. 

Podpisuję się pod Listem w obronie ks. profesora Alfreda Wierzbickiego. Jest znakomitym i szanowanym UCZONYM, kierownikiem Katedry Etyki na KUL, który poręczył za osobę - jego zdaniem - niewspółmiernie do czynu osadzoną w areszcie. Kierował się bowiem  autentyczną miłością bliźniego, a nie akceptacją jej poglądów czy motywów działania. 

Oto treść Listu w  obronie ks. prof. Alfreda Wierzbickiego

Kampania oszczerstw i nienawiści wymierzona przeciwko Księdzu Profesorowi Alfredowi Wierzbickiemu przybiera formę, która wzbudza w nas, niżej podpisanych, głęboki niepokój i wewnętrzny sprzeciw. Ksiądz Profesor podpisał poręczenie za osobę, której działań i poglądów nie podziela ani nie popiera, co wyraził bardzo jednoznacznie. Jego decyzja motywowana była przekonaniem o niewspółmierności zastosowanej kary względem przewinienia oraz –a to podkreślić trzeba szczególnie –autentyczną miłością bliźniego.

Jesteśmy zaszokowani i oburzeni głosami wzywającymi dziś do represji względem Księdza Profesora, ignorującymi nie tylko właściwy sens jego decyzji, ale również –co nie mniej ważne –jego prawo jako filozofa i etyka do niezależnych interpretacji rzeczywistości społecznej i moralnej. Wolność takich interpretacji, wolność ich przedstawiania w debacie publicznej jest konieczna dla funkcjonowania Uniwersytetu, a także demokratycznego społeczeństwa w ogóle.

Zwracamy się do wszystkich oskarżycieli Księdza Profesora, by oddzielili porządek jego własnych czynów i przekonań od czynów i przekonań osoby obdarzonej jego miłosierdziem.Jesteśmy chrześcijanami. Nie ma chrześcijaństwa bez miłosierdzia. I nie ma chrześcijaństwa tam, gdzie panuje nienawiść. Bóg „zlecił nam posługę jednania” (2 Kor 5, 18) i w tej właśnie perspektywie należy, w naszym przekonaniu, widzieć i interpretować decyzję Księdza Profesora. Jego głos zawsze służył i służy jednaniu zwaśnionych, a często po prostu wrogich sobie światów, ukazuje możliwość ich współdziałania w służbie człowiekowi, afirmowanemu w jego osobowej godności.