07 września 2020

Nie wszystkie jednostki samorządu terytorialnego mogą ubiegać się o grant na zakup komputerów i oprogramowania

 


Polityka to gra o sumie zerowej, to znaczy, że korzyści jednych są pochodną strat czy niedostatków innych. Ta strategia stosowana jest wówczas, kiedy nie starcza środków dla wszystkich potrzebujących. Trzeba zatem opracować kryteria,  dzięki którym będzie można uzasadnić powody, dla których jedni dostaną grant, a inni nie.    

Minister edukacji Dariusz Piontkowski tak przekazuje opinii publicznej informacje, żeby nieposiadający wiedzy obywatel nie mógł jej zweryfikować, a musiał mu uwierzyć. To jest stara technika manipulacji politycznej, którą posługują się wszyscy ministrowie edukacji od 1993 r. Jak mamy mało pieniędzy, to musimy dać społeczeństwu taki przekaz, z którego wynikałaby wyjątkowa hojność władzy. Władza przecież nie musi, ale daje, tyle tylko, że z naszych podatków, a więc to żadna łaska.   

No to trzeba sprawdzać, nie tyle czy minister kłamie, bo nie kłamie, ale w jaki sposób przekazuje komunikat społeczeństwu, żeby je usatysfakcjonować? Idealnie takie komunikaty nadają się zarówno w mediach publicznych, jak i niepublicznych, bo i tak  dziennikarze nie zamierzają z nimi polemizować. Nadają półprawdy, być może nawet zdając sobie sprawę z tego, że skrywają one część niewypowiedzianej prawdy o oświatowej rzeczywistości i polityce władzy. 

Nie mam już nawet pretensji do ministra edukacji, bo tego go nauczano i tego oczekuje się od niego, by nie mówił prawdy o stanie polskiej oświaty. Podobnie postępowały poprzednie ministrzyce edukacji z PO i SLD. Każda samokrytyka musiałaby skutkować wezwaniem premiera na dywanik, by minister zrozumiał swój błąd i go szybko naprawił, albo podpisał wniosek o dymisję. Opozycji jednak odwołać go nie wolno. 

Minister nie ma lekkiego życia. Trzeba mu współczuć. Widać zresztą na każdej jego konferencji prasowej, jak cierpi, jak go boli, a nawet, jak go śmieszy wypowiedź przygotowanej do ukłonów wicedyrektorki jednej z warszawskich szkół na temat imperatywu optymizmu nauczycieli i samospełniających się marzeń. Musiał mocno panować nad własną mimiką, by się nie roześmiać.       

Za to naśmiewają się fejsbukowicze z tego, że oferta ministra o wydzieleniu kolejnych 180 mln PLN na  zakup sprzętu elektronicznego dla szkół jest kompromitacją. Dzieląc tak niewielkie środki na wszystkie szkoły spowodowałoby, że każda z nich mogłaby zakupić zaledwie jeden laptop. Tymczasem minister wyjaśnił w czasie jednej z konferencji prasowych, że środki na zakup sprzętu są tylko dla tych gmin i powiatów, które przystąpiły do Konkursu Grantowego zdalna Szkoła+ w ramach Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej. 

Właśnie rozpisano konkurs na drugą transzę tych środków. W pierwszej edycji - jak informuje NASK - do programu „Zdalna Szkoła” zgłosiło się 2786 spośród 2790 gmin i powiatów. Tutaj nabór wniosków został już zamknięty. Nadal jednak można składać wnioski w programie „Zdalna szkoła+”. Do tej pory zrobiło to 2338 gmin spośród 2477 uprawnionych.

- Ogólnopolska Sieć Edukacyjna to kluczowy projekt z punktu widzenia modernizacji polskiej szkoły – powiedział minister cyfryzacji Marek Zagórski. - Kiedy startowaliśmy, czyli we wrześniu 2017 r., tylko 10% polskich szkół miało dostęp do szybkiego internetu. Do końca tego roku - zgodnie z planem - wszystkie szkoły z umowami będą miały dostęp do sieci. 

O grantowe środki mogą jednak ubiegać się tylko te gminy, w których są głównie rodziny wielodzietne (w świetle norm Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Socjalnej są to rodziny posiadające co najmniej troje dzieci), rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej. W Polsce jest takich rodzin ok. 150 tys., co ponoć wynika z danych przekazanych przez kuratoria oświaty.   

Jak zatem widać, jeszcze prawie 8 tys. szkół w Polsce nie ma dostępu do szybkiego internetu. Do Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej podłączono dotychczas zaledwie 14,6 tys. placówek edukacyjnych. Istnieje znacznie poważniejszy problem, jakim jest nie tylko brak podłączenia szkół do szybkiego internetu, ale przede wszystkim brak dostępu wszystkich uczniów do odpowiadającego współczesnym parametrom sprzętu komputerowego. 

Nie rozumiem, czym NASK się chwali pisząc, że kiedy startowało ze swoim programem w 2017 r.  to dostęp do szybkiego internetu miało zaledwie 10 proc. szkół?  Można pytać, co czyniło MEN i Ministerstwo Cyfryzacji w trakcie deformy ustroju szkolnego, żeby sytuacja  uległa zmianie? Co się stało z setkami milionów złotych wydatkowanych wcześniej na program cyfrowej szkoły? 

Zaniedbywany od lat problem braku polityki władz resortu edukacji w zakresie zintensyfikowania w szkołach pracy uczniów i nauczycieli z dydaktycznie opracowanymi materiałami w sieci wskazuje na to, że władzom było na przysłowiową rękę niemodernizowanie dostępu szkół do sieci i sprzętu elektronicznego. 

Najlepszym tego przykładem była w pierwszym okresie pandemii kompromitacja żenujących lekcji TVP.  To, co zaprezentowała Telewizja Polska było odsłoną dydaktycznego analfabetyzmu wielu nauczycieli, którzy połaszczyli się na wysokie honorarium, kompromitując siebie i własną placówkę. 

Jak podaje NASK: Laptopy, tablety, oprogramowanie i dostęp do internetu trafiły do uczniów i nauczycieli także w ramach dwóch ogłoszonych przez Ministerstwo Cyfryzacji wspólnie z Centrum Projektów Polska Cyfrowa programów – „Zdalna Szkoła” i „Zdalna Szkoła+”. Budżet pierwszego to 186 milionów zł. Drugiego – 180 milionów. Pieniądze z programów trafiają do samorządów, które kupują sprzęt i przekazują go najbardziej potrzebującym uczniom i nauczycielom. 

Realizacja programu jest transparentna. Można zapoznać się z wykazem gmin i powiatów, które mogą ubiegać się o środki zgodnie z opracowanymi w regulaminie kryteriami. Jest to kropla w morzu potrzeb, ale jednak drąży skałę archaicznej edukacji i systemowego nieprzygotowywania młodych pokoleń oraz części ich nauczycieli do życia w społeczeństwie informacyjnym oraz w równoległej do niego wirtualnej przestrzeni.      

 

Chwalę decyzję ministra D. Piontkowskiego w kwestii elastycznego podejścia przez nauczycieli do czasu trwania jednostki lekcyjnej.  

(źródło: Komunikat NASK z dn. 28 sierpnia 2020 r.)

06 września 2020

Czy młode pokolenie uratuje to, co zniszczyli jego rodzice i dziadkowie wraz z wcześniejszymi pokoleniami?

 

Globalne ocieplenie, dziura ozonowa, kwaśne deszcze, wycinanie lasów, pandemia COVID-19 itd., itd., to zagrożenia w szeroko rozumianych środowiskach naszego codziennego życia, chociaż nie przez wszystkich i nie wszędzie tak właśnie są postrzegane i odczuwane. Jednak nasze odcięcie się od tego świata w wyniku epidemii uświadomiło nam, jak bardzo oddaliliśmy się od natury. Pamiętamy, jak kilka miesięcy temu zabraniano nam wyjścia do parku czy lasu.            

Pojawiło się na naszym rynku trzecie już wydanie przekładu interesującej rozprawy  dziennikarza i pisarza Richarda Louv'a p.t. "Ostatnie dziecko lasu. Jak ocalić nasz dzieci przed zespołem deficytu natury", której autor, chociaż koncentruje swoją uwagę na rozwoju dzieci, odnosi się także do starszych pokoleń. to one bowiem doprowadziły do znaczącego niszczenia świata przyrody w ostatnich trzech dekadach. 

Jak pisze Louv: Jeszcze nie tak dawno obóz letni był miejscem, gdzie spało się pod namiotami, chodziło po lasach, zdobywało wiedzę o roślinach i zwierzętach oraz opowiadało przy ognisku historie o duchach i drapieżnych bestiach. Ale dzisiaj "obóz letni" coraz częściej oznacza wczasy odchudzające albo obóz komputerowy. Dla młodszego pokolenia przyroda bliższa jest abstrakcji niż rzeczywistości. Coraz częściej jest czymś, co się obserwuje, konsumuje,  zakłada na siebie -  ignoruje (s.14-15).

Ciekawe, że społecznościowych mediach coraz częściej spotykamy się z tęsknotą za światem natury, z którym większy kontakt miało starzejące się już pokolenie, aczkolwiek jest też taka jego część, która nie miała takich doświadczeń, toteż nie widzi powodu do doceniania  darów natury. 

(Fot: Richard Louv

Kluczowe dla poruszanego w książce problemu jest odniesienie się autora do powodów, dla których dzieci, jak jak my wszyscy, potrzebują przyrody.  Istotny wpływ  na stosunek do natury ma edukacja, w toku której z biegiem czasu wykluczano i ograniczano kontakt dzieci i młodzieży z przyrodą na rzecz  przekazu wiedzy w sposób formalny, teoretycznie, aczkolwiek częściowo za pośrednictwem różnego rodzaju mediów czy innych środków dydaktycznych. 

Rozwój ekopsychologii uświadamia pedagogom konieczność sięgnięcia do wyników badań nad ograniczaniem, a tym bardziej brakiem wpływu przyrody na zdrowie psychiczne i fizyczne dzieci oraz młodzieży. Trzeba podkreślić, że edukacja w modelu alternatywnym Nowego Wychowania, szczególnie steinerowska, montessoriańska, jak i inne a mniej powszechnie naśladowane modele szkół wolnych, szkół demokratycznych w sposób szczególny uwzględniają zrównoważony wpływ środowiska naturalnego, przyrodniczego, jak i infrastrukturalnego, technicznego.

W krajach Europy Zachodniej, szczególnie w Niemczech, Austrii, Szwajcarii odrodził się ruch tzw. zielonej edukacji, a więc przedszkoli i szkół w przyrodzie, w lesie. Jest to wyraźny renesans w szkolnictwie, w pedagogice specjalnej,  ale  i w aktywności pozaszkolnej, wolnoczasowej edukacji prozdrowotnej, biofilnej, jak np. różne formy survivalu (parki, ściany wspinaczkowe), skauting/harcerstwo/puszczaństwo/indianizm itp. Służą one  wszechstronnemu rozwojowi dzieci i młodzieży ze względu na uwzględnienie w procesie socjalizacji i wychowania aktywnego udziału  wychowanków w środowisku przyrodniczym.

Richard Louv używa określenia "autyzm kulturowy", które trafnie wyraża radykalne obniżenie w życiu człowieka aktywności czy nawet zanikanie doświadczeń zmysłowych (w rozumienie przyrody i jej kluczowych funkcji) . Tymczasem są one istotne dla integralnego jego rozwoju poznawczego, duchowego, fizycznego i emocjonalnego.  

Zamykanie młodzieży w siłowniach, by tam doskonaliła swoją sprawność fizyczną, cielesną jest błędem, bowiem odsuwa ją od naturalnego świata.Słusznie przywołuje tu także teorię wielorakich inteligencji Howarda Gardnera z Uniwersytetu Harvarda, który wyróżnił oprócz inteligencji językowej logiczno-matematycznej, przestrzennej, cielesno-kinestetycznej, muzycznej, interpersonalnej i intrapersonalnej, także inteligencję przyrodniczą.   

Przywołuje tę rozprawę także z tego powodu, że wypromowany przeze mnie przed dwoma miesiącami dr Michał Paluch spędzając czas ze swoimi dziećmi na działce leśnej poza Warszawą  nazwał ją "Osadą Pedagogiczną". Przebywał na niej już od początku pandemii i tam też przygotowywał się do obrony dysertacji doktorskiej, dzieląc ten czas na opiekę córkami a zarazem rozbudowywał dla wzmocnienia ich aktywności leśne przeszkody oraz inicjując wiele biofilnych atrakcji. Od niedawna jest też członkiem międzynarodowej grupy pasjonatów lasu i ekopedagogii, którzy próbują się mierzyć z naturą i ekologią.  

Dobrze się zatem stało, że świetnie wykształcony pedagog podejmie próbę transferu „dydaktyki ogólnej” do szkolnictwa alternatywnego i pozaszkolnej edukacji pro-naturalistycznej, ekopedagogicznej. Ruch ten bardzo dynamicznie się rozwija, ale nie mając zaplecza terminologicznego i semantycznego, opiera się na stereotypowych sformułowaniach i nomenklaturze anglosaskiej, która w mniejszym stopniu przywiązuje wagę do holistycznego wychowania dzieci i młodzieży. 




          


05 września 2020

Zmarł prof. Jerzy Mellibruda - wspaniały psycholog

 


Otwierając wczoraj  Facebook nie mogłem uwierzyć w informacje o śmierci prof. SWPS dr hab.  Jerzego Mellibrudy. Żegnają Go i  rozstawać się z Nim będą jeszcze kolejni członkowie rodziny, przyjaciele, koledzy, byli współpracownicy, ale niewątpliwie także tysiące  uwielbiających Go absolwentów studiów psychologicznych. 



Odszedł wyjątkowy AUTORYTET psychologii praktycznej w paradygmacie szeroko pojmowanej  psychologii humanistycznej.  W Jego publikacjach, które pojawiały się skromnie w okresie PRL ze względów cenzuralnych (politycznych), ale i naukowo sprzecznych z  dominującym wówczas marksistowskim behawioryzmem, były "kołem ratunkowym" dla studiujących na kierunkach nauczycielskich i pedagogicznych.


Mała książeczka, którą wydała w 1977 r. "Nasza Księgarnia" pod tytułem "Poszukiwanie samego siebie" w pewnym stopniu ukształtowała także moje poszukiwania problemu badawczego, którym chciałem się zająć w trakcie asystentury w Zakładzie Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego. Nakład wydanej książki w nowej serii "Orientacje" wyniósł wówczas 20 tys. egzemplarzy i rozszedł się dość szybko. Redakcja miała świadomość, że otrzymała znakomicie napisany tekst o poważnych problemach, które Autor potrafił przedstawić w wyjątkowo klarownej, a przy tym głęboko humanistycznej stylistyce.




Na okładce książki podane były następujące informacje: Jerzy Mellibruda urodził się w 1938 r. w Warszawie. Po II wojnie światowej studiował na Politechnice Krakowskiej, a następnie przez 8 lat pracował w przemyśle. Doskonale poznał ludzi pracy i ich egzystencjalne problemy. Podjął kolejne studia na psychologii na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu  Jagiellońskiego, zaś po ich ukończeniu rozpoczął pracę w Klinice Psychiatrycznej w Krakowie, którą kierował wybitny uczony, psychiatra Antoni Kępiński.

Stopień naukowy doktora uzyskał w Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pracował w Instytucie Psychologii. W stolicy utworzył OTiRO - Ośrodek Terapii i Rozwoju Osobowości, gdzie prowadził psychoterapię indywidualną i grupową. Był jednym z nielicznych, którzy w dobie  PRL zaszczepiali nową metodę doskonaleni a praktycznych umiejętności psychologicznych o pobudzania własnego rozwoju. 

W 1980 r. wydal kolejną książeczkę adresowaną do osób kierujących zespołami, grupami społecznymi. Uczył nas tego, jak budować prawdziwe relacje społeczne, rozwiązywać konflikty czy przeciwdziałać negatywnym emocjom. 


W okresie III RP powołał do życia Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Współczesnemu pokoleniu kojarzy się zatem bardziej z psychologią uzależnień i pedagogiką resocjalizacyjną. Był dyrektorem Instytutu Psychologii Zdrowia przy Polskim Towarzystwie Psychologicznym. Warto jednak pamiętać o Jego wyjątkowych a wcześniejszych doświadczeniach psychpedagogicznych i psychoterapeutycznych w kształceniu sił społecznych i profesjonalnych psychologów społecznych.

Praktyka psychoterapii - Mellibruda Jerzy | Zdrowepodejscie.pl


Dzięki temu miałem szansę na poznanie Jego i Jego brata Leszka w ramach kursu, który zorganizowała redakcja Telewizji Polskiej dla wychowawców społecznych, pozaszkolnych pedagogów, instruktorów harcerskich, animatorów życia kulturalno-oświatowego, funkcyjnych organizacji dziecięcych i młodzieżowych. Program kursu był realizowany metodą treningu  interpersonalnego w zamkniętym i oddalonym od cywilizacji ośrodku szkoleniowym jednej z organizacji młodzieżowych. 

To była doskonała szkoła praktycznej psychologii z możliwością zastosowania przeze mnie zdobytej wiedzy i umiejętności w pracy z kadrą instruktorską ZHP, ale także do studiowania psychologii społecznej. Zapewne kontakt z Jerzym Mellibrudą znacząco wpłynął na podjęcie przeze mnie w ramach  własnej pracy naukowej na UŁ problematyki samowychowania, samorealizacji. Aktywnemu poszukiwaniu i "kształtowaniu" samego siebie poświęciłem dysertację doktorską, a tuż po obronie odbyłem półroczny staż w Katedrze   Psychologii na Uniwersytecie J.E. Purkyne w Brnie (dzisiaj - Uniwersytet Masaryka).

Właśnie J. Mellibrudzie zawdzięczam zainteresowanie psychologią humanistyczną, antypsychiatrią, antypedagogiką i pedagogiką niedyrektywną. Zostałem tak, jak oczekiwał tego Autor w/w książki - jej "współautorem" w obrębie pedagogiki, w tym szczególnie  teorii wychowania. Mellibruda był w radykalnej opozycji do psychologii i pedagogiki behawioralnej. Nareszcie pojawiła się w tamtym czasie książka, której autor explicite przeciwstawiał się dominującej psychologii i pedagogice wywierania zamierzonego wpływu  na osoby, by przekształcać je według zamierzonych wzorów. 

Zacytuję zatem jeden z najważniejszych fragmentów wstępu, który pozwalał nam - pedagogom humanistycznym i niegodzącym się z pedagogiką socjalistyczną - na poszukiwanie innej drogi do wchodzenia w kontakt z samymi sobą i z innymi:

W stosunkach międzyludzkich wydaje się również dominować tendencja do wywierania wpływu i kontrolowania jednych przez drugich. Kształtowanie innych i wpływanie, aby zmieniali się stosownie do określonych wzorów, by stawali się podobni do pewnych modelów, jest powszechne. Jednakże tej tendencji towarzyszy, w sposób coraz bardziej widoczny, poczucie niedosytu i braku porozumienia, nieufności i osamotnienia oraz dystansu w stosunkach międzyludzkich.    

Niejednokrotnie takie zjawiska wskazują na  niezaspokojenie jakiejś podstawowej potrzeby, ważniejszej niż prestiż, władza, popularność. Tą niezaspokojoną i ważna potrzebą jest POTRZEBA KONTAKTU Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM..  (...) im bardziej wpływasz na mnie, im bardziej chcesz mnie ukształtować według najlepszego twoim zdaniem wzoru, tym bardziej okazujesz mi, że nie akceptujesz mnie takim, jakim jestem. 

Im bardziej ważną osobą jesteś dla mnie, tym bardziej takie twoje postępowanie uniemożliwia mi poczucie się bezpiecznym i wartościowym. Nie mam już zaufania do siebie, a przestaję również ufać Tobie, bo gdy poddaję Ci się, to oddalam się coraz bardziej od siebie..." [Poszukiwanie samego siebie, Warszawa 1977, s. 8-9].    

Pamiętam, jak Roman Jurewicz dość powściągliwie zaprezentował tę publikację  na łamach czasopisma "Nauczyciel i Wychowanie" (1978 nr 1). Nagle bowiem okazało się, że psychologia może sprzyjać wyzwalaniu się osób z manipulacji i indoktrynacji przez nabieranie dystansu do zdegenerowanej części środowiska psychologów i pedagogów, dzięki autoedukacji i refleksyjnemu poszukiwaniu samego siebie, by być lepszym psychoterapeutą, pedagogiem, instruktorem czy nauczycielem.  

Dzisiaj studenci pedagogiki resocjalizacyjnej czytają jego rozprawy z zakresu właśnie problematyki uzależnień od alkoholu oraz psychologii i terapii Gestalt.