14 sierpnia 2020

Maturonienormatywni

 


Jak to dobrze, że  za tak niski wynik egzaminu maturalnego nie odpowiadają tegoroczni abiturienci. Już się martwiłem, że przegranym nie z ich winy dojdzie dodatkowy powód do depresji, a może i tragicznych w skutkach jej następstw. 

Jaki kochany jest minister edukacji - Dariusz Piontkowski, że nie ma do nich pretensji i żalu. Dzięki temu zarówno młodzi dorośli, choc bez świadectwa dojrzałości, jak i ich rodzice mogą spokojnie zasnąć. Co tam matura. Już mamy w sieci zdjęcia tych, co to bez matury osiągnęli wielki sukces życiowy. Świetnie zarabiają, a nawet są idolami rówieśników oraz ich młodszych koleżanek i kolegów.   

Nie matura lecz chęć szczera zrobi z każdego sukcesu "oficera".  Nawet sprzątaczka w szkole - z całym szacunkiem i podziwem, że w ogóle jeszcze utrzymuje się takie etaty, bo przecież uczniowie z nauczycielami mogliby sami sprzątać po sobie, jak w domu - zarabia więcej od nauczyciela i dyrektora szkoły. Wybierzcie sobie z załączonej galerii, kim chcielibyście zostać, bez matury. 

Minister jest tym jedynym, który wie, że tegoroczni maturzyści naprawdę mogli, potrafili, chcieli mieć lepsze wyniki z egzaminu państwowego, ale ... to, że prawie jedna trzecia z nich go nie zdała, nie jest spowodowane ich winą. Winni są strajkujący rok temu nauczyciele. Gdyby nie ten paskudny strajk, to  w tym roku młodzież nie miałaby żadnego problemu, a maturę zdałoby co najmniej 90 proc. nastolatków, jak nie więcej. 

Oni tak przeżywali ubiegłoroczny strajk nauczycielski, tak zacięli się w sobie, tak bardzo stracili zaufanie do swoich nauczycieli, że postanowili zrobić im na złość i nie uczyć się. Na złość ZNP podjęli decyzję, że w tym roku  nie przyłożą się do matury. Minister zaś o innej porze dnia podał jeszcze inny powód niepowodzeń: "Jego zdaniem część zdających zlekceważyła egzamin maturalny i nie wykazała się samodyscypliną."

Tymczasem młodzież mamy wspaniałą, co widać na patriotycznych, narodowych manifestacjach. Ona kiedyś uczyła się dużo, bardzo dużo. Globalni nastolatkowie, milenialsi, młodzi spod znaku B, G, L, T, X, Y, Z, czy jak tam jeszcze można ich symbolicznie ująć, by oddać właściwą treść intrasubiektywnych mocy, potencjałów oraz maturonienormatywnych motywacji, intensywnie uczyli się całe ranki, a od południa do wieczora rozpamiętywali ubiegłoroczną zdradę profesorów. 

W tym roku mieli ostatnią szansę, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec nauczycieli, którzy strajkowali. To przez nich mieli zaległości, nieprzerobiony materiał. Do tego jeszcze premier zamknął im szkołę. No i dobrze. Przecież wiadomo, ze do szkoły nie  chodzi się po to, by się w niej uczyć. 

Rodzice zaś wiedzą, że minister naprawdę bardzo się starał. Nawet zlikwidował jedną z najtrudniejszych części matury, jaką dotychczas ponoć był egzamin wewnętrzny. To w jego trakcie nauczyciele mieli okazję, by pokazać, kto ma w szkole władzę i co sądzą o postawach niektórych obiboków. Dziękujemy ministrowi za jego wyrozumiałość i potępienie nauczycielskiego strajku oraz tych, którym nie chciało się z powyższych powodów zdyscyplinować ciała i umysłu. Po co?

 


13 sierpnia 2020

Powrót dzieci do przedszkoli i szkół jest konieczny


W Niemczech nie ma ministerstwa edukacji narodowej, gdyż tą dziedziną zajmuje się Ministerstwo Kultury. Słusznie. Edukacja jest inkulturacją, a zatem nie ma potrzeby i nie powinno się czynić z niej odrębnej sfery życia dzieci, młodzieży i osób dorosłych. To w krajach postsowieckich utrzymuje się odrębność oświaty i centralizm edukacyjny od innych  sfer życia publicznego, które kluczowe są dla funkcjonowania i rozwoju społeczeństwa. 

W najnowszym "Tygodniku Powszechnym" dyplomata, menedżer kultury i wydawca - Paweł Potoroczyn przywołuje anegdotę o Miłoszu: Po powrocie do Polski dziennikarz pyta sędziwego poetę:"Jak byłaby pana pierwsza decyzja, gdyby został pan ministrem kultury?", na co Miłosz odpowiada: "Przywróciłbym grekę w szkołach". Ależ to jest w gestii ministra edukacji", zauważa dziennikarz. "O, to teraz są osobno?" - dziwi się Miłosz. [Spoidło wielkie, TP, 2020 nr 33, s. 18]    

Dzisiaj nikogo to nie dziwi, bo edukacja w Polsce nie jest częścią kultury. Natomiast jest nią w Niemczech. Tam, każdy kraj związkowy (Land) ma własny system edukacji, który jest odpowiednio wysoko finansowany i drożny w każdym zakresie (pionowo i poziomo). Dzięki temu  można zmieniać miejsce zamieszkania, a tym samym także placówkę edukacyjną kontynuując proces uczenia się. 

W każdym Landzie zarządza szkolnictwem odpowiednik krajowego ministerstwa kultury, dzięki czemu wydatki na edukację są adekwatne do terytorialnych warunków, potrzeb i oczekiwań ludności. Jakie zatem planuje się rozwiązania w związku ze zbliżającym się rozpoczęciem nowego roku szkolnego? 

Tak np. w Nadrenii Północna-Westfalia, która jest największym krajem związkowym w tym państwie, podjęto już decyzję, że wszyscy idą do szkół, ale obowiązek noszenia w nich maseczek będzie dotyczył jedynie uczniów od klasy piątej wzwyż.  

Przyjęto wskaźnik zdiagnozowanych przypadków, który jest niski, a zatem nie powinien skutkować zagrożeniem dla zdrowia  dzieci, jeśli na podstawie badań przesiewowych wynosi on poniżej 25 osób z wynikiem pozytywnym na 100 tys. testowanych osób; średni poziom zagrożenia ma miejsce, kiedy wynik mieści się w granicach 25-50 osób zdiagnozowanych pozytywnie na 100 tys. przypadków, zaś jest wysoki - powyżej 50 zakażonych osób. Tym samym, jeśli nastąpi gwałtowny wzrost zachorowań, to trzeba będzie adekwatnie reagować w danym środowisku wprowadzając odpowiednie obostrzenia sanitarne. 

Z badań klinicznych w Bochum, Lipsku i Dreźnie wynika, że najniższy wskaźnik zarażeń COVID-19 występuje u dzieci do 10 roku życia. Tym samym nic nie stoi na przeszkodzie, by mogły one chodzić do przedszkoli i szkół. W czasie zajęć w klasach początkowej edukacji maseczki nie są obowiązkowe. Wszyscy muszą je nosić w czasie przerw, na korytarzu szkolnym.  Nie wolno prowadzić zajęć dydaktycznych w pomieszczeniach, które nie były wietrzone.       

Natomiast w Saksonii każdy nauczyciel i uczeń sam będzie decydował o tym, czy będzie nosił w trakcie zajęć szkolnych maseczkę, czy nie. Nie ma takiego obowiązku. Konieczne jednak jest jej zakładanie, kiedy uczeń przemieszcza się na terenie szkoły, jest poza własną salą lekcyjną. W Brandenburgii wprowadzono obowiązek noszenia maseczek ochronnych na usta i nos, zarówno w trakcie zajęć lekcyjnych, jak i w czasie pauz lekcyjnych. 

Zaleca się, by w sytuacji wysokich temperatur danego dnia  dzielić lekcje na krótsze okresy i robić częściej przerwy celem lepszego wietrzenia pomieszczeń i stworzenia uczniom oraz nauczycielom większego komfortu psychicznego przez możliwe schładzanie organizmu.  Wszyscy powinni jak najczęściej myć ręce wodą z mydłem.       

Zdaniem medyków, naukowców z Uniwersytetu w Hamburgu szkoły muszą być dostępne dzieciom i młodzieży, gdyż ich zamknięcie w dłuższej perspektywie czasowej skutkuje większymi zagrożeniami dla ich zdrowia oraz rozwoju. Z badań wynika, że w niepokojącym zakresie wzrasta u dzieci i młodzieży zakres problemów o charakterze psychicznym i fizycznym. Dzieci mają trudności z zaśnięciem, uskarżają się na bóle głowy i brzucha. Lockdown rzutuje też na zwiększający się zakres przemocy domowej, konfliktów wynikających z obciążeń rodziców, którzy są  także zmuszeni do pracy zdalnej.  

Uczniowie powyżej 10 roku życia powinni jednak nosić w szkole maseczki ochronne przede wszystkim w tych miejscach, w których nie da się zachować odpowiedniego dystansu fizycznego między nimi. Jednak w sytuacji wysokiego stopnia zachorowań (>50 na 100 tys.) nie powinno się prowadzić zajęć z kultury fizycznej. 

Ochrona przed zarażeniem dotyczy nie tylko uczniów, ale także nauczycieli. Niemieccy lekarze zwracają uwagę na to, że ok. 30 proc. nauczycieli należy do grupy ryzyka, przy czym wskazują na to, by nie traktować tej grupy zawodowej w jakiś szczególny sposób. Mogą oni bowiem zarazić się nie w szkole, ale w środkach komunikacji miejskiej, w sklepie, na ulicy itp.    

Uczniowie powinni wrócić do szkół, gdyż edukacja w systemie zdalnym, jedynie online jest nieskuteczna. Wyłącza bowiem z procesu uczenia się wiele zmysłów, które są konieczne do lepszego poznania, zrozumienia i doświadczenia tego, co jest istotne dla ich rozwoju. Dzieci i młodzież potrzebują bliskości społecznej, doznań w środowisku społecznym. 

Lekarze nie ukrywają, że dzieci i młodzież mogą być bezobjawowymi nośnikami wirusa, ale tego nie da się uniknąć. Brutalna prawda jest taka, że mogą zarazić nim starszych członków swojej rodziny. Z tego jednak powodu nie wolno ich zatrzymywać w domu odcinając od środowiska codziennego życia i obowiązków.  

Jak będzie w Polsce? Już wiemy. Wczoraj ogłosił to minister edukacji. 

    


(źródła: 1) Selbstverständlich können auch Kinder das Virus übertragen"; 2) NRW hält an Maskenpflicht im Unterricht fest; rys. z Fb). 


12 sierpnia 2020

Umberto Eco o imigracji i migracji



W okresie wakacyjnym ukazał się zbiór czterech wykładów wybitnego filozofa, mediewisty, semiologa i badacza kultury masowej Umberto Eco p.t. "Migracje i nietolerancja" w znakomitym przekładzie  Krzysztofa Żaboklickiego (Warszawa, 2020). 

Dwa z nich nie były publikowane we Włoszech. To, co je łączy, to problematyka migracji i nietolerancji, której poświęciłem także uwagę przywołując wcześniej monografię krakowskich psycholożek. Mistrz filozoficznego eseju  podjął kwestię, która na początku XXI wieku wywołała liczne spory nie tylko we Włoszech, a dotyczące przekształcania się europejskiego kontynentu w ziemię obiecaną dla migrantów z krajów Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki. 

Postawa U. Eco wobec tego zjawiska jest zaprzeczeniem radykalnie odmiennego podejścia do wypierania Europejczyków przez ludność różnych ras, koloru skóry, wyznań, jakie prezentowała w swoich studiach Oriane Fallaci. Nie ubolewa nad tym, że wraz z końcem XX w. doszło do wyraźnego zaprzeczenia koncepcji tygla, meling pot, na skutek przemieszania się ze sobą ludzi różnych kultur, narodowości i religii, zaś tym, co ich łączy i umożliwia porozumiewanie się, stał się język angielski.

Jak mówił  w czasie swojego wykładu w styczniu 1997 r. na otwarciu naukowego zjazdu w Walencji: Otóż w Europie wystąpi podobne zjawisko i żaden rasista, żaden tęskniący za przeszłością reakcjonista nie będzie mógł temu zapobiec (s.15). Konieczne jest - zdaniem filozofa - odróżnienie pojęcia "imigracja" od terminu "migracja" ze względu na zachodzące na świecie zmiany w tym zakresie. 

Imigracja jest wtedy, gdy pewna liczba osób (może być znaczna, ale w ujęciu statystycznym bardzo mała w stosunku do liczby ludności krajów, z których pochodzą) przenosi się z jednego kraju do drugiego (jak Włosi i Irlandczycy do Ameryki lub jak dzisiaj Turcy do Niemiec). Imigrację można poddawać kontroli politycznej, ograniczać, popierać, planować i akceptować (tamże). Trudno jest zapanować nad tak naturalnym procesem, natomiast imigranci asymilują się kulturowo w nowych warunkach życia, nie zamierzają zmieniać czy ingerować w jego prawa i obyczaje.    

Natomiast [M]igracja jest wtedy, gdy cały naród przemieszcza się stopniowo z jednego obszaru na drugi (nie ma znaczenia liczba tych, którzy na własnym obszarze pozostają; liczy się to, w jakiej mierze migranci radykalnie zmieniają kulturę kraju, do którego się przenieśli)" (s.15-16). 

Migranci odmawiają przyjęcia kultury narodu kraju, do którego przybywają. Nie akceptują jego tradycji, zwyczajów, języka, kultury itp., gdyż ich celem jest przekształcenie kultury mieszkańców zajętego terytorium. Z tego też powodu ruchy migracyjne są poddawane kontroli politycznej państw, do których obcy zmierzają. 

Zderzenie kultur jest - zdaniem Eco - nieuniknione, czego jesteśmy od co najmniej dekady świadkami w Europie, ale też nie ma możliwości przeciwstawienia się tym procesom. Europa będzie kontynentem wielorasowym albo - jak wolicie - "kolorowym". Będzie tak, jeśli wam się podoba; jeśli wam się nie podoba, będzie nim również (...). Rasiści jednak powinni być (w teorii) rasą wygasającą (s. 18).

Drugi z wykładów U. Eco zatytułowany Nietolerancja jest kontynuacją powyższych analiz i refleksji ze względu na ściśle powiązane ze sobą podtrzymywane jeszcze oparte na doktrynie ideologicznej zasady fundamentalizmu, integryzmu i pseudonaukowego rasizmu, których podstawą jest nietolerancja. Jak pisz Umberto Eco:

Nietolerancja stawia się przed jakąkolwiek doktryną. W tym sensie nietolerancja ma biologiczne korzenie, wśród zwierząt przejawia się jako terytorializm, bazuje na powierzchownych często reakcjach emocjonalnych - nie znosimy ludzi, którzy są od nas różni, gdyż mają innego koloru skórę, gdyż mówią niezrozumiałym dla nas językiem, gdyż  jedzą żaby, psy, małpy, świnie, czosnek, gdyż noszą tatuaże ...  (s.22).

O ile z osobami reprezentującymi doktrynalną nietolerancję można rozmawiać, dyskutować, wchodzić z nimi w dialog, o tyle  najbardziej niebezpieczną jest prymitywna nietolerancja, a więc taka, (...) która rodzi się pod nieobecność wszelkiej doktryny, wynika z elementarnych popędów. Dlatego nie daje się jej krytykować i hamować za pomocą racjonalnej argumentacji (s.24).                

Jednak - jak pisze Eco: Najokropniejszą nietolerancją jest nietolerancja biedaków, którzy są głównymi ofiarami różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci mogą być autorami doktryn rasistowskich, ale to biedni wprowadzają je w o wiele bardziej niebezpieczną praktykę (s.25). 

Koleżankom i kolegom z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy od kilku lat prowadzą konferencje naukowe poświęcone utopiom,  gorąco polecam trzeci z wykładów Eco p.t. Nowy traktat w Nijmegen. Wprawdzie profesor nawiązuje do zawartego w Nijmegen traktatu pokojowego między Francją, Holandią, Hiszpanią, Brandenburgią, Szwecją, Danią, biskupstwem Muenster i Świętym Cesarstwem Rzymskim, ale  w swej wymowie dotyczy jego esej utopijnego marzenia o zaniknięciu wszelkich konfliktów politycznych, społecznych, zbrojnych, nienawiści i nietolerancji na naszym kontynencie.   

Upamiętniając dzisiaj w Nijmegen pierwszą, utopijną próbę zawarcia ogólnoeuropejskiego pokoju, musimy wypowiedzieć wojnę rasizmowi. Jeśli nie uda się nam pokonać tego odwiecznego wroga, będziemy zawsze w stanie wojny, chociaż złożyliśmy nasz oręż na strychu - ale wiele rodzajów broni jest jeszcze w obiegu, świadczą o tym rzeź na wyspie Utøya i masakra w szkole hebrajskiej we Francji (s.31).   

Eco zapewnia, że walka z nietolerancją nie oznacza konieczności (...) akceptowania każdego światopoglądu i czynienia z relatywizmu etycznego nowej europejskiej religii. Wychowując naszych współobywateli, a zwłaszcza dzieci, w duchu otwartej tolerancji, winniśmy jednocześnie uznać, że  istnieją obyczaje, idee i zachowania, które są i muszą pozostać dla nas nie do przyjęcia.  Istnieją typowe dla dla europejskiego światopoglądu wartości, stanowiące dziedzictwo, którego nie wolno nam się wyrzec (s. 31-32).

Możemy domyślać się, że filozofowi chodzi o wspólnotę wartości chrześcijańskiej, które służą rozróżnianiu dobra od zła. Rolą zatem wychowania i kształcenia młodych pokoleń powinno być kształtowanie u nich arystotelesowskiej cnoty roztropności, phronesis.  W klasycznym znaczeniu phronesis jest umiejętnością zarządzania i narzucania sobie dyscypliny za pomocą rozumu; jako taką ogłoszono ją jedną z czterech cnót głównych i często łączono z mądrością oraz intuicją, z umiejętnością rozróżniania czynów dobrych i złych nie tylko w sensie ogólnym, lecz i w odniesieniu do ich występowania w danym czasie i w danej przestrzeni (s. 32). 

Ostatni esej Eco p.t. Doświadczenia wzajemnej antropologii przypomina mi znakomity projekt gdańskich pedagogów, który był przez nich realizowany w połowie lat 90. XX w. pod kierunkiem prof. Joanny Rutkowiak a dotyczył właśnie uczenia się od outsidera. Nasi naukowcy udali się do zaprzyjaźnionego w Szwecji uniwersytetu, by na podstawie ich obserwacji i wynikających z nich  wniosków autochtoni mogli nauczyć się czegoś nowego, lepiej poznać siebie oraz przyczyny porażek czy błędów w kształceniu nauczycieli. 

Nie przypuszczam, by pomorscy uczeni mieli wiedzę na temat podobnego doświadczenia z lat 80. XX w. francuskich antropologów kultury, którzy zaprosili do siebie kolegów antropologów z Afryki, by podzielili się z nimi opinią na temat tego, jak postrzegają francuską kulturę. Kultury zawsze obserwowały się wzajemnie, lecz na ogół my, ludzie Zachodu, znaliśmy jedynie obserwacje, które sami  czyniliśmy na temat innych (s.35).  Eco dodaje: My, ludzie Zachodu, zauważyliśmy z opóźnieniem, że także inni na nas patrzą (s. 36). 

Znakomicie odsłania włoski filozof wyniki tego transkulturowego doświadczenia prowadzącego do uchwycenia przez obcych różnic kulturowych z ich punktu widzenia. Ich odsłona nie musi skutkować negacją, ale może sprzyjać wzajemnemu  zrozumieniu odmienności kultur oraz akceptacji dla niej. Tępienie rasizmu nie oznacza, że mamy dowodzić i przekonywać, że inni nie są od nas różni; oznacza zrozumienie i akceptację ich różności (s. 41).                 

Ostatni wykład zamyka pięknie sformułowana mądrość Chińczyka - Zhao Tingyanga:

Każda rzecz zmarnieje, jeżeli stanie się dokładnie taka sama z innymi. [...] Dzięki harmonii rzeczy rozkwitają, jednolitość sprawia, że marnieją (s.42). 

Ten jakże niezwykły w swej treści i stylistyce zbiór wykładów wywołał moje doświadczenie z realizowanego na początku lat 90. XX w. wspólnie ze szwajcarskimi pedagogami projektu międzykulturowego uczenia się nauczycieli. W jego ramach najpierw przez dwa tygodnie polscy nauczyciele mieszkali w domach Szwajcarów i wspólnie z nimi, w naturalnych, codziennych warunkach życia i pracy zawodowej uczyli się OBCOŚCI i odkrywali zarazem samych siebie, by przez kolejne dwa tygodnie zaprosić swoich gospodarzy do kraju, do własnego mieszkania i szkoły w podobnym celu. O wieloletnim projekcie pisaliśmy w cyklu rozpraw poświęconych edukacji alternatywnej.   


        
(Uwaga: wszelkie wyróżnienia w cytatach są moje)