18 maja 2020

Covidova dekonstrukcja dysfunkcji oświatowej



Polityka oświatowa leży w gruzach za sprawą zbyt długo nierealizowanej pomocy władz centralnych. Koncentracja władz regionalnych na tym, że wszystko zależy od MEN czy /i od rządu jest głęboko patologiczna, bo zwalnia z oddolnych, środowiskowych inicjatyw i zaangażowania także władze lokalne - państwowe i samorządowe. Te mają w takiej sytuacji usprawiedliwienie swojej niemocy czy bezradności wyczekiwanym spojrzeniem "ku górze".  
 
Swój dzisiejszy wpis zilustruję memami, które rodacy zamieszczają na Facebooku, a pewnie i na innych portalach społecznościowych. Może ktoś odczyta ich znaczenia. W końcu rozwija się od dłuższego czasu metodologia badań memów społecznych, politycznych i edukacyjnych.    

Niestety, nie mam pozytywnego obrazu stanu edukacji online. Jej dysfunkcjonalność jest efektem zaniechań dwóch pokoleń okresu transformacji ustrojowej, wielu ekip sprawujących w MEN władzę. Niektórzy dorobili się majątku na projektach tzw. cyfrowej szkoły.  Niektórych matactwa ukryto w celach osłony politycznej władzy. No to zejdźmy na dół.  

Doszliśmy do ściany, co szczególnie uwidoczniła pandemia COVID-19. 

Są samorządy, które znakomicie poradziły sobie z wsparciem  przede wszystkim uczniów i ich rodziców, a także nauczycieli i dyrektorów przedszkoli i szkół publicznych w tym, by czas kwarantanny, skazania na edukację domową służył uświadomieniu sobie możliwości uruchomienia różnych potencjałów.

Część placówek opieki i edukacji publicznej posiadała przecież wyposażenie w nowe technologie, media, część nauczycieli była mniej lub bardziej przygotowana do korzystania z nich. W toku studiów przygotowujących do nauczycielskiej profesji studenci mieli nie tylko zajęcia online, ale i musieli wykorzystywać nowe nowe media do prezentowania własnych. 

Co się takie stało, że magle, w okresie kwarantanny narodowej mamy kilkanaście tysięcy dzieci poza wszelkim kontaktem ze "szkołą online"? Wydaje się to oczywiste:

po pierwsze, nadal mamy Polskę A i Polskę B, wbrew propagandowym materiałom TVP o tym, jak jest pięknie, mądrze i (o-)światowo. Strefy nędzy i ubóstwa są nie tylko na tzw. prowincji (w sensie geograficznym), ale i w wielkich miastach! W wielu wsiach szkoła była oferowała niektórym dzieciom jedyny dla nich gorący posiłek dziennie.   

po drugie, jest bardzo duży odsetek dzieci "uwięzionych" w domach, które nie są dla nich środowiskiem emocjonalnej, społeczno-kulturowej opieki, osłony, wsparcia. W sytuacji ograniczeń takie dzieci doświadczają wielokrotnie silniejszej przemocy w różnych wymiarach - zaniechań, obojętności, niechęci, wrogości, złości, po zdarzającą się przemoc fizyczną. 


po trzecie, część rodziców utraciła środki do życia z racji niemożności wykonywania swojej pracy. Nie mają żadnych oszczędności, bo i tak żyli niejako na kredyt, od pierwszego do ostatniego dnia każdego miesiąca. Nie mają zatem środków na pokrycie kosztów związanych z dostępem do Internetu, nawet na opłaty telefoniczne, energię, wodę itp.               



po czwarte, dzieci straciły najsilniejsze dla nich środowisko wsparcia psychicznego i społecznego,  jakim są ich rówieśnicy. Brak bezpośredniego kontaktu utrudnia dzielenie się bardzo osobistymi odczuciami, doznaniami, myślami i emocjami.   


po piąte, ci uczniowie, a są oni w swej zdecydowanej większości w kontakcie z nauczycielami, mogli doświadczyć niebywałej kompromitacji tych, którzy mieli być dla nich wsparciem, opoką, przewodnikiem w trudnych warunkach życia i nowych dla nich formach oraz metodach uczenia się. Tymczasem okazali się jedynie strażnikami swojego przedmiotu.  




po szóste, niestety, ale część nauczycieli potraktowała kwarantannę jako zwolnienie ich z wszelkiej odpowiedzialności i zaangażowania na rzecz DOTARCIA DO SWOICH UCZNIÓW.  Przyjęli najprostszą formę relacji wysyłając im karty z zadaniami, odsyłając do podręczników, polecając wypełnianie kart ćwiczeń itd., itp. oraz odsyłając do nich rozwiązania. Bywało tak, że niektórzy odzywali się po raz pierwszy dopiero po 2 tygodniach!!! 





po siódme, część dyrektorów straciła zupełnie poczucie odpowiedzialności za realizację obowiązku szkolnego w postnowoczesnych warunkach. Brak jest jakiejkolwiek refleksji pozytywnej na temat tego, dlaczego edukacja szkolna musi się zmienić i muszą ulec radykalnej reorientacji sposoby pracy z nauczycielami oraz kontaktowania się z najważniejszym podmiotem, jakim są rodzice uczniów. Nie rozumieją, że SZKOŁA PUBLICZNA  - w świetle Konstytucji III RP -  PEŁNI TYLKO I WYŁĄCZNIE FUNKCJĘ POMOCNICZĄ RODZINIE. Jeśli źle wywiązuje się z tej funkcji, to po czasie pandemii  zwiększy się liczba rodzin, która przejdzie na model edukacji domowej. 


po ósme, społeczności małych miast i wsi  przekonały się, że w okresie kwarantanny wójta w ogóle nie obchodzi to, co dzieje się z edukacją szkolną. Brakuje całkowitej reakcji pomocowej gmin własnym mieszkańcom, rodzinom, których dzieci nie mają dostępu do szkoły, do posiłku, do pomocy psychologicznej. Gdzie jest zainteresowanie wójtów i burmistrzów miast i wsi szkołami, przedszkolami?  Ich zamknięcie niczego przecież nie załatwia, a tym bardziej nie zwalnia ich z zainteresowania się tymi placówkami. 



po dziewiąte, zaniknął autentyczny wolontariat. Kwarantanna uświadomiła nam, że dzieci były wćwiczane w szkołach do interesownego pomagania innym, za wyższą ocenę zachowania, za nagrodę. Gdzie są harcerze??? Gdzie są siły społecznego wsparcia uczniów z problemami, o których piszę powyżej?  Zaniknął ruch samopomocy społecznej, szczególnie w odniesieniu do wsparcia osób samotnych, starszych, chorych. 


po dziesiąte, czy ktokolwiek z urzędników kuratoriów oświaty, z samorządowych władz gminnych zainteresował się tym, by zlecić uniwersytetom i akademiom pedagogicznym rzetelne badania naukowe dotyczące edukacyjnej sytuacji dzieci i wspólnot lokalnych  w okresie kwarantanny? 


po jedenaste, edukacja została cynicznie wykorzystana dla potrzeb propagandowych partii władzy. Niestety, ale brak transparencji rozwiązań, które były ogłaszane jako uzdrowicielskie, tylko to potwierdza. Pojawia się bowiem jedno z wielu pytań, a mianowicie, gdzie jest 180 mln zł na zakup sprzętu komputerowego i dla kogo został on zakupiony (jeśli został)?       



po dwunaste,  nauczyciele tez mają własne rodziny, dzieci, starszych czy chorych rodziców, a więc byli tak samo jak każdy inny obywatel dotknięci problemami związanymi z zapewnieniem im opieki. Musieli zatem być online, ale i offline. Tymczasem reakcją władz na ich pracę było pozbawienie ich płacy za nadgodziny, które wynikały z normalnego, przedpandemicznego zakresu obowiązków.     




 

Czy MEN zleciło badania swojemu Instytutowi (IBE) , by wreszcie poznać prawdę o częściowej PSEUDOEDUKACJI w szkolnictwie publicznym i zmarnotrawieniu środków publicznych na Cyfrową szkołę??? Dlaczego Polska Akademia Nauk nie przeznaczyła środków na to, by naukowe komitety - pedagogiczny, psychologiczny, socjologiczny przygotowały stosowne ekspertyzy? Znowu będziemy badać coś postfactum?    
      



17 maja 2020

Polska Komisja Akredytacyjna pozorowania troski o jakość kształcenia



Nie istnieje instytucja, która stawiała najwyższe wymagania jednostkom akademickim ubiegającym się o akredytację. Mam tu na myśli UNIWERSYTECKĄ KOMISJĘ AKREDYTACYJNĄ. Poddanie się akredytacji UKA wymagało spełnienia rzeczywiście wysokich standardów, bo za przeprowadzenie akredytacji trzeba było zapłacić. Doskonale pamiętam okres tworzenia się tej środowiskowej, akademickiej wersyfikacji jakości. 

Zaledwie kilka uniwersyteckich wydziałów przystąpiło do akredytacji UKA i... były takie, których władzom wydawało się, że jak się zgłoszą, zapłacą, a na domiar wszystkiego mają wysoki status w kraju, to przecież muszą dostać ocenę pozytywną. Jakieś było zdziwienie rektora jednego z najlepszych uniwersytetów w kraju, kiedy dowiedział się po kilku zaledwie godzinach pobytu grupy ekspertów UKA, że ocena będzie negatywna.  Szok. Jak to? Ano tak to. Ekspertami UKA byli profesorowie, którzy nie stanowili urzędniczej "sitwy" mogącej "załatwić" drogą administracyjnych nacisków pozytywną ocenę.    

W tym czasie działała już Państwowa Komisja Akredytacyjna, której kolejni ministrowie nadali najwyższy zakres legislacyjnej ważności. Zaczęły się gry urzędniczo-polityczne, lobbowanie w ministerstwie założycieli wyższych szkół prywatnych (a co się za tym kryje?) oraz przez rektorów państwowych uczelni (tu głównie PWSZ), by władze PKA zmieniały negatywne oceny akredytacyjnych zespołów eksperckich na... pozytywne z zaleceniami. Ciekawe, ile to kosztowało, kto na tym "zyskiwał", gdzie był potem ulokowany? 

Już były minister Jarosław Gowin narzekał, że poprzedni skład kadrowy PKA wykazywał się bardzo niską wiarygodnością, skoro tylko 3% jednostek otrzymywało dla danego kierunku kształcenia negatywną ocenę. Zapewniał, że jak to się poprawi po powołaniu nowego składu, to będzie wreszcie zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Ile dziś mamy rzetelnie wystawionych ocen negatywnych? Mniej niż 1%. 

Co z tego, że członkowie Komisji i jej eksperci wykonując swoje obowiązki kierują się zasadą rzetelności, bezstronności i przejrzystości, a opinie i oceny formułują zgodnie z przyjętymi przez Komisję kryteriami i warunkami przyznawania ocen, skoro urzędnicy i władze PKA wprowadzają zmiany ocen poza wiedzą powyższych zespołów?   
  
Po co utrzymywać taką instytucję? W niektórych jednostkach akademickich akredytacja była w połowie ubiegłego roku. Wyobraźcie  sobie, że do dziś jej władze nie otrzymały uchwały PKA, a na raport powizytacyjny czekału ponad siedem miesięcy!  Może zatem zainteresuje się PKA nie tylko Najwyższa Izba Kontroli, ale i Centralne Biuro Antykorupcyjne? Może trzeba przyjrzeć się z różnych stron pozoranctwu, które kosztuje miliony polskich podatników, a niewiele z tego wynika?     
 
Jeszcze jedna ciekawostka. Proszę zajrzeć do Statutu PKA z  okresu 2016-2018, gdzie zapisano: 

§ 15.
(...) 
3. Do grona ekspertów, po wyrażeniu przez nich zgody, włączani są byli członkowie Komisji.

Najnowszy Statut PKA uchwalony w 2018 r. przerwał ciągłość prawną i etyczną w odniesieniu do byłych członków PKA, bowiem usunął zapis pozwalający na wpisanie ich na listę ekspertów. 

Niewygodni??? To oczywiste. Tak marnuje się nie tylko kapitał ludzki, ekspercki, ale także unika dociekliwości b.członków PKA co do spraw, które "przemyca się" już w nowym jej składzie. 

Z godnością i honorem władze MNiSW oraz PKA niewiele mają wspólnego. Tak niszczy się prawną i etyczną kulturę w szkolnictwie wyższym.  Dobra zmian? 


    

16 maja 2020

WSKAŹNIK ODRZUCENIA WNIOSKÓW WSKAŹNIKIEM PORAŻEK CZY DEMISTYFIKACJĄ TRAKTOWANIA NIEKTÓRYCH DYSCYPLIN JAKO "MIĘSA ARMATNIEGO"?



Kontynuuję krytykę procedur Narodowego Centrum Nauki na prośbę wielu młodych uczonych, nie tylko pedagogów, którzy mają uzasadnione przeświadczenie naruszenia ich praw i motywacji do pracy naukowo-badawczej przez rozpoznawalne manipulacje. Te były, są i będą zawsze miały miejsce w w sytuacjach niepodzielności wartości, a więc niedostępności do nich wszystkich, mimo że im też by się należały.

Zawsze, gdy jest ograniczony dostęp do określonych dóbr, mamy do czynienia z grą o sumie zerowej, tzn. zysk jednych odbywa się kosztem innych, którzy nic nie dostaną. "Wygrywający" w konkursie uzyskują dostęp do ograniczonej puli środków finansowych kosztem tych, którzy też mają bardzo dobre lub dobre wnioski, ale...  ustalono kryteria na ich wykluczenie. 

Pierwsza faza - to odrzucenie 50% wniosków po I etapie.

Druga faza - to odrzucenie kolejnych 50% wniosków po II etapie. 

Tym samym beneficjentami jest zaledwie 25% naukowców. Wspaniale. Zapewne są znakomici. Tylko co z pozostałymi 25%? Muszą odejść z kwitkiem, przełknąć ślinę i próbować jeszcze raz, za jakiś czas, jeśli w ogóle będzie im się chciało. 

Na rozstrzygnięcie konkursu czeka  się przecież miesiącami!  Otrzymanie informacji o odmowie finansowania sprawia, że w rzeczy samej badacz ma stracony rok akademicki. 

No to przyjrzyjmy się rozdziałowi środków wśród zwycięzców. Jak informuje NCN:

Aktywność grantową jednostek w ww. zestawieniach charakteryzują następujące zmienne:

1.     1) wnioski złożone – liczba wniosków złożonych w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

2.     2) pozyskane granty – liczba wniosków zakwalifikowanych do finansowania w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

3.     3) współczynnik sukcesu – liczbowy wskaźnik sukcesu, tj. stosunek liczby wniosków zakwalifikowanych do składanych w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

4) przyznana kwota – wysokość finansowania przyznanego na realizację wniosków zakwalifikowanych do finansowania w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach.

Walka toczy się między silnymi, uprzywilejowanymi, reprezentującymi najsilniejsze uczelnie (jednostki), które otrzymały w konkursie MNiSW status uczelni badawczych. One już przejęły większą pulę środków na badania, niezależnie od tego, że otrzymują je w wyższej subwencji z racji wysokich kategorii w ewaluacji. 

Analizie podam w tym wpisie tylko rok 2019: 

Liczba wniosków złożonych przez:  

* socjologów (nauki socjologiczne) - łącznie złożono 105 wniosków; 

* pedagogika  - łącznie złożono 16 wniosków; 

* psychologia - łącznie złożono 231 wniosków. 

Proporcje są widoczne.    

Liczba zakwalifikowanych wniosków do finansowania: 

* socjologów (nauki socjologiczne) - łącznie  34 (32,3% sukcesu) 

* pedagogika  - łącznie - 5 (31,2 % sukcesu) 

* psychologia - łącznie  - 72 (31,2 % sukcesu).  

Razem, w HS6 na  352 wnioski badawcze 
zakwalifikowano do finansowania 111 wniosków.

Dużo to, czy mało? Przecież nikt nie ustalał na wejściu liczby wniosków, które stanowią jakąś granicę. Tą barierą jest przydział środków finansowych. Jeżeli najlepsze wnioski (zakładamy, że są najlepsze) są kosztochłonne, to znacznie mniej może być dofinansowanych. 

Tym samym, strukturalnie, z racji małego budżetu, a nie niskiej jakości wniosków badawczych, wiele z nich w ogóle nie  ma szans na znalezienie się powyżej tej granicy. W każdym konkursie znajdą się lepsze, ale nieporównywalnie lepsze, bowiem konkurują między sobą nie w ramach tej samej dyscypliny, trym samym tych samych standardów badań naukowych, ale odmiennych. 

Im mniej jest wniosków w danym konkursie z danej dyscypliny, tym mniej jest z niej ekspertów w danym panelu. To oznacza, że i tak są mniejszością w głosowaniach nad wnioskami projektowymi ze swojej dyscypliny. Jednak eksperci starają się  podzielić względnie równo dostęp do środków, bo proporcjonalnie do przedłożonej liczby wniosków. 

W 2019 r. z każdej dyscypliny przyznano środki wnioskodawcom niemalże w tej samej proporcji  do liczby zgłoszeń. Co z pozostałymi wnioskami? Do kosza, także tego wirtualnego.     

Natomiast nie rozumiem, po co podaje się wskaźnik sukcesu dla jednostek akademickich, skoro liczba wniosków do tego upoważnia. Śmiesznie wygląda współczynnik sukcesu 100% w odniesieniu do uczelni, z której został zgłoszony i przyjęty do finansowania tylko jeden wniosek, w porównaniu z inną jednostką,  z której wpłynęły 43 wnioski, a zakwalifikowano do finansowania 13 przypisując tej uczelni współczynnik sukcesu 31%. Co to jest za statystyka?