17 maja 2020

Polska Komisja Akredytacyjna pozorowania troski o jakość kształcenia



Nie istnieje instytucja, która stawiała najwyższe wymagania jednostkom akademickim ubiegającym się o akredytację. Mam tu na myśli UNIWERSYTECKĄ KOMISJĘ AKREDYTACYJNĄ. Poddanie się akredytacji UKA wymagało spełnienia rzeczywiście wysokich standardów, bo za przeprowadzenie akredytacji trzeba było zapłacić. Doskonale pamiętam okres tworzenia się tej środowiskowej, akademickiej wersyfikacji jakości. 

Zaledwie kilka uniwersyteckich wydziałów przystąpiło do akredytacji UKA i... były takie, których władzom wydawało się, że jak się zgłoszą, zapłacą, a na domiar wszystkiego mają wysoki status w kraju, to przecież muszą dostać ocenę pozytywną. Jakieś było zdziwienie rektora jednego z najlepszych uniwersytetów w kraju, kiedy dowiedział się po kilku zaledwie godzinach pobytu grupy ekspertów UKA, że ocena będzie negatywna.  Szok. Jak to? Ano tak to. Ekspertami UKA byli profesorowie, którzy nie stanowili urzędniczej "sitwy" mogącej "załatwić" drogą administracyjnych nacisków pozytywną ocenę.    

W tym czasie działała już Państwowa Komisja Akredytacyjna, której kolejni ministrowie nadali najwyższy zakres legislacyjnej ważności. Zaczęły się gry urzędniczo-polityczne, lobbowanie w ministerstwie założycieli wyższych szkół prywatnych (a co się za tym kryje?) oraz przez rektorów państwowych uczelni (tu głównie PWSZ), by władze PKA zmieniały negatywne oceny akredytacyjnych zespołów eksperckich na... pozytywne z zaleceniami. Ciekawe, ile to kosztowało, kto na tym "zyskiwał", gdzie był potem ulokowany? 

Już były minister Jarosław Gowin narzekał, że poprzedni skład kadrowy PKA wykazywał się bardzo niską wiarygodnością, skoro tylko 3% jednostek otrzymywało dla danego kierunku kształcenia negatywną ocenę. Zapewniał, że jak to się poprawi po powołaniu nowego składu, to będzie wreszcie zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Ile dziś mamy rzetelnie wystawionych ocen negatywnych? Mniej niż 1%. 

Co z tego, że członkowie Komisji i jej eksperci wykonując swoje obowiązki kierują się zasadą rzetelności, bezstronności i przejrzystości, a opinie i oceny formułują zgodnie z przyjętymi przez Komisję kryteriami i warunkami przyznawania ocen, skoro urzędnicy i władze PKA wprowadzają zmiany ocen poza wiedzą powyższych zespołów?   
  
Po co utrzymywać taką instytucję? W niektórych jednostkach akademickich akredytacja była w połowie ubiegłego roku. Wyobraźcie  sobie, że do dziś jej władze nie otrzymały uchwały PKA, a na raport powizytacyjny czekału ponad siedem miesięcy!  Może zatem zainteresuje się PKA nie tylko Najwyższa Izba Kontroli, ale i Centralne Biuro Antykorupcyjne? Może trzeba przyjrzeć się z różnych stron pozoranctwu, które kosztuje miliony polskich podatników, a niewiele z tego wynika?     
 
Jeszcze jedna ciekawostka. Proszę zajrzeć do Statutu PKA z  okresu 2016-2018, gdzie zapisano: 

§ 15.
(...) 
3. Do grona ekspertów, po wyrażeniu przez nich zgody, włączani są byli członkowie Komisji.

Najnowszy Statut PKA uchwalony w 2018 r. przerwał ciągłość prawną i etyczną w odniesieniu do byłych członków PKA, bowiem usunął zapis pozwalający na wpisanie ich na listę ekspertów. 

Niewygodni??? To oczywiste. Tak marnuje się nie tylko kapitał ludzki, ekspercki, ale także unika dociekliwości b.członków PKA co do spraw, które "przemyca się" już w nowym jej składzie. 

Z godnością i honorem władze MNiSW oraz PKA niewiele mają wspólnego. Tak niszczy się prawną i etyczną kulturę w szkolnictwie wyższym.  Dobra zmian? 


    

16 maja 2020

WSKAŹNIK ODRZUCENIA WNIOSKÓW WSKAŹNIKIEM PORAŻEK CZY DEMISTYFIKACJĄ TRAKTOWANIA NIEKTÓRYCH DYSCYPLIN JAKO "MIĘSA ARMATNIEGO"?



Kontynuuję krytykę procedur Narodowego Centrum Nauki na prośbę wielu młodych uczonych, nie tylko pedagogów, którzy mają uzasadnione przeświadczenie naruszenia ich praw i motywacji do pracy naukowo-badawczej przez rozpoznawalne manipulacje. Te były, są i będą zawsze miały miejsce w w sytuacjach niepodzielności wartości, a więc niedostępności do nich wszystkich, mimo że im też by się należały.

Zawsze, gdy jest ograniczony dostęp do określonych dóbr, mamy do czynienia z grą o sumie zerowej, tzn. zysk jednych odbywa się kosztem innych, którzy nic nie dostaną. "Wygrywający" w konkursie uzyskują dostęp do ograniczonej puli środków finansowych kosztem tych, którzy też mają bardzo dobre lub dobre wnioski, ale...  ustalono kryteria na ich wykluczenie. 

Pierwsza faza - to odrzucenie 50% wniosków po I etapie.

Druga faza - to odrzucenie kolejnych 50% wniosków po II etapie. 

Tym samym beneficjentami jest zaledwie 25% naukowców. Wspaniale. Zapewne są znakomici. Tylko co z pozostałymi 25%? Muszą odejść z kwitkiem, przełknąć ślinę i próbować jeszcze raz, za jakiś czas, jeśli w ogóle będzie im się chciało. 

Na rozstrzygnięcie konkursu czeka  się przecież miesiącami!  Otrzymanie informacji o odmowie finansowania sprawia, że w rzeczy samej badacz ma stracony rok akademicki. 

No to przyjrzyjmy się rozdziałowi środków wśród zwycięzców. Jak informuje NCN:

Aktywność grantową jednostek w ww. zestawieniach charakteryzują następujące zmienne:

1.     1) wnioski złożone – liczba wniosków złożonych w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

2.     2) pozyskane granty – liczba wniosków zakwalifikowanych do finansowania w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

3.     3) współczynnik sukcesu – liczbowy wskaźnik sukcesu, tj. stosunek liczby wniosków zakwalifikowanych do składanych w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach;

4) przyznana kwota – wysokość finansowania przyznanego na realizację wniosków zakwalifikowanych do finansowania w konkursach NCN rozstrzygniętych w danym roku lub latach.

Walka toczy się między silnymi, uprzywilejowanymi, reprezentującymi najsilniejsze uczelnie (jednostki), które otrzymały w konkursie MNiSW status uczelni badawczych. One już przejęły większą pulę środków na badania, niezależnie od tego, że otrzymują je w wyższej subwencji z racji wysokich kategorii w ewaluacji. 

Analizie podam w tym wpisie tylko rok 2019: 

Liczba wniosków złożonych przez:  

* socjologów (nauki socjologiczne) - łącznie złożono 105 wniosków; 

* pedagogika  - łącznie złożono 16 wniosków; 

* psychologia - łącznie złożono 231 wniosków. 

Proporcje są widoczne.    

Liczba zakwalifikowanych wniosków do finansowania: 

* socjologów (nauki socjologiczne) - łącznie  34 (32,3% sukcesu) 

* pedagogika  - łącznie - 5 (31,2 % sukcesu) 

* psychologia - łącznie  - 72 (31,2 % sukcesu).  

Razem, w HS6 na  352 wnioski badawcze 
zakwalifikowano do finansowania 111 wniosków.

Dużo to, czy mało? Przecież nikt nie ustalał na wejściu liczby wniosków, które stanowią jakąś granicę. Tą barierą jest przydział środków finansowych. Jeżeli najlepsze wnioski (zakładamy, że są najlepsze) są kosztochłonne, to znacznie mniej może być dofinansowanych. 

Tym samym, strukturalnie, z racji małego budżetu, a nie niskiej jakości wniosków badawczych, wiele z nich w ogóle nie  ma szans na znalezienie się powyżej tej granicy. W każdym konkursie znajdą się lepsze, ale nieporównywalnie lepsze, bowiem konkurują między sobą nie w ramach tej samej dyscypliny, trym samym tych samych standardów badań naukowych, ale odmiennych. 

Im mniej jest wniosków w danym konkursie z danej dyscypliny, tym mniej jest z niej ekspertów w danym panelu. To oznacza, że i tak są mniejszością w głosowaniach nad wnioskami projektowymi ze swojej dyscypliny. Jednak eksperci starają się  podzielić względnie równo dostęp do środków, bo proporcjonalnie do przedłożonej liczby wniosków. 

W 2019 r. z każdej dyscypliny przyznano środki wnioskodawcom niemalże w tej samej proporcji  do liczby zgłoszeń. Co z pozostałymi wnioskami? Do kosza, także tego wirtualnego.     

Natomiast nie rozumiem, po co podaje się wskaźnik sukcesu dla jednostek akademickich, skoro liczba wniosków do tego upoważnia. Śmiesznie wygląda współczynnik sukcesu 100% w odniesieniu do uczelni, z której został zgłoszony i przyjęty do finansowania tylko jeden wniosek, w porównaniu z inną jednostką,  z której wpłynęły 43 wnioski, a zakwalifikowano do finansowania 13 przypisując tej uczelni współczynnik sukcesu 31%. Co to jest za statystyka?  


      
      
 

             

15 maja 2020

WSKAŹNIK NAUKOWEGO SUKCESU CZY MANIPULACJI?



Od szeregu lat analizuję  wskaźniki sukcesów akademickiej pedagogiki w konkursach Narodowego Centrum Nauki. Można odczytywać opublikowane wyniki z wielu stron. Nie jest bowiem prawdą, co sygnalizowałem już we wczorajszym wpisie, że mniejsza liczba dopuszczonych przez ekspertów panelu HS6 wniosków pedagogicznych do finansowania źle świadczy o stanie rozwoju naukowego polskiej pedagogiki. 

To mógłby być tego wskaźnik, gdyby postępowanie w NCN było w pełni transparentne, tzn. gdybyśmy mogli zapoznać się z pełną treścią wniosku oraz podpisanymi przez ekspertów recenzjami. Niestety, tego nie ma, a to oznacza, że można z pozanaukowych powodów wykluczać wnioski niektórych pedagogów, by osiągać pozanaukowe cele. 

Po wielu latach współpracy z NCN i rozmowach z ekspertami zaczynam rozumieć, że w grę wchodzą osobiste animozje, nieuczciwa konkurencja i powierzanie wniosków do recenzji także niekompetentnym osobom.  W związku z tym, że są one UKRYTE, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności - ani akademickiej, ani etycznej, ani prawnej. Wnioskodawcy nie mają prawa do zakwestionowania ich opinii.  

Skoro w uczelniach mamy do czynienia ze zniszczonym kodem etycznym, to jeśli ma to miejsce w panelach eksperckich NCN, to nie powinno się na to dłużej przyzwalać. Nie upominam się o finansowanie beznadziejnych wniosków, źle skonstruowanych projektów badawczych, ale niedopuszczalne są recenzje, a z takim sam się spotykałem w odniesieniu do znanych mi pracowników naukowych, w których ma miejsce absolutna kompromitacja naukowa eksperta. 

Niestety, ale finansowanie projektów via NCN pozbawione jest ścieżki odwoławczej! To jest SKANDALICZNE, że naukowiec nie może wykazać Radzie Naukowej NCN fundamentalnych błędów w ocenie merytorycznej wniosku badawczego. 

Procedura selekcyjna wniosków w NCN jest z tej perspektywy nie tylko nieuczciwa, ale też korupcjogenna. Stawiam od lat ten zarzut, ale nie mam możliwości skierowania dowodów w sprawie, bo nie ma instancji odwoławczej. Ta, którą zabezpieczyło sobie NCN, dotyczy tylko i wyłącznie procedury.

Nie mamy jednak żadnej możliwości, by sprawdzić,  czy procedura była właściwa. Chociażby dotyczy to takich kwestii, jak skierowanie wniosku na II etapie do zewnętrznego recenzenta. Skąd możemy wiedzieć, czy była to kompetentna - w sensie formalnym - osoba, czy nie? Skąd mamy się dowiedzieć, co i jak referowała w czasie posiedzenia panelu ekspertów? Czy w ogóle rozumiała, czego rzecz dotyczy?

W kolejnym wpisie odniosę się do rozdziału środków finansowych na projekty. Tu jest dopiero granda.