26 października 2019

Czy adiunkci wypalą chwasty w nauce?



Ci, którzy uzyskali stopień naukowy doktora nauk w swojej dziedzinie oraz dyscyplinie i zostali zatrudnieni w uczelniach na stanowisku adiunkta powinni postępować zgodnie ze złożoną przysięgą. Ta zaś zobowiązuje ich do służenia prawdzie, a nie zajmowania konformistycznych, submisyjnych postaw wobec tej części kadr akademickich, która już od dawna narusza kod etyczny w nauce i szkolnictwie wyższym.

Mieliśmy nadzieję w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, że jak uruchomimy własne czasopismo pod jakże znaczącym tytułem "PAREZJA", to adiunkci chwycą wiatr w żagiel i zaczną tam publikować solidne, krytyczne studia literatury przedmiotu, że będą prowadzić spór z autorami kompromitujących polską naukę rozpraw, bo pseudonaukowych. Częściowo tak się stało. Jednak wciąż jest to zbyt słaby sygnał oporu przeciwko opublikowanym w uniwersyteckich oficynach rozprawom, które zawierają kardynalne błędy metodologiczne. Można je łatwo rozpoznać w publikacjach niektórych naukowców.

Nie chodzi tu przecież o prowadzenie przez nich krytyki ad personam, ale o odważenie się poprowadzenia sporu natury merytorycznej. Czas najwyższy przestać udawać, że publikacje niektórych doktorów, doktorów habilitowanych a nawet profesorów spełniają jakiekolwiek standardy naukowe. Nie chodzi o to, by pod pozorem analiz naukowych rozwiązywać własne problemy w zakresie komunikacji, skrywania nierzetelności dydaktycznej, naruszania norm społeczno-moralnych itp. przez niektórych profesorów, gdyż od tego są odpowiednie podmioty rozstrzygające zasadność tego typu roszczeń, pretensji czy skarg.

Im dłużej jest nieobecna w przestrzeni publicznej krytyka pseudonauki i jej autorów, tym łatwiej jest im "załatwiać" awans na stanowiska czy wyższy stopień naukowy pozanaukowymi działaniami. Być może ewaluacja dyscyplin unaoczni to zjawisko w sposób bardziej wyrazisty. Jednak rektorzy uniwersytetów nie zwolnią pseudonaukowców, ale ... adiunktów. Inna rzecz, że wśród nich też bywają ignoranci.

25 października 2019

O absurdalności nauczycielskiego strajku włoskiego


Nie jestem zwolennikiem strajku włoskiego w edukacji (przed-)szkolnej, gdyż uderza on bardzo silnie w etos i pedagogię tej pięknej profesji. Następuje pogłębienie podziału między nauczycielami pasjonatami a nauczycielami, którzy, jeśli nawet kierują się w swojej pracy zawodowej chęcią dzielenia się z uczniami wiedzą i umiejętnościami, będą to musieli stanąć przed koniecznością odpowiedzi na pytanie: KIM JESTEM JAKO NAUCZYCIEL?

Sponiewieranie tej profesji przez partię władzy z pomocą zdradzieckiej decyzji Komisji Oświaty NSZZ "Solidarność", zniszczyło nie tylko nauczycielski etos, ale i ruch jedynie możliwego i potencjalnie skutecznego protestu w formie strajku okupacyjnego przedszkoli i szkół. Także, nieudolne kierowanie akcją strajkową przez władze ZNP spowodowało, że każda inna forma protestu - po zawieszeniu akcji strajkowej - a sprowadzająca się do strajku włoskiego - NIE MA JUŻ ŻADNEJ WARTOŚCI I ZNACZENIA. Ten rodzaj protestu jest NIESKUTECZNY uderzając w resztki nauczycielskiej godności.

Albo wszyscy nauczyciele solidarnie i lojalnie odmówią zmasowaną akcją strajkową pracy ze względu na niskie płace, tak jak czynią to przedstawiciele innych zawodów służb publicznych, albo muszą pogodzić się z rolą prekariuszy! Rząd ten, jak i poprzednie nie liczy się z kadrami nauczycielskimi oświaty publicznej! W tym obszarze służb publicznych oszczędza się najlepiej i najskuteczniej, bo zawsze można odwołać się do wyborców pytając ich, czy akceptują odejście nauczycieli od tablicy i pozostawienie dzieci w domach? Tak najłatwiej manipuluje się opinią publiczną, kieruje atak na nauczycieli pod pozorem troski o dzieci i młodzież.

Nędza generuje nędzę. Źle opłacany nauczyciel musi liczyć się z permanentnym odraczaniem przez kolejne rządy godnych płac za pracę, za misję, za posłannictwo, za pasję, za kompetencje i wykształcenie. Nauczycieli z misją i pasją nienawidzi także ta część nauczycieli, którym się nie chce, którzy wolą status quo. Strajk włoski jest dobry w lotnictwie, w służbach komunalnych, w służbie zdrowotnej, ale nie w oświacie, nauce i kulturze. Takich "gestów" nikt nie zauważy, gdyż nie jest ani spektakularny, ani transparentny, natomiast może być wykorzystywany przez władze do dalszego dzielenia i wykluczania z oświaty słusznie upominających się o swoje prawa i godność nauczycieli.

Spójrzmy prawdzie w oczy! Ilu wspaniałych pedagogów już porzuciło szkoły, a ilu kandydatom do tej profesji zmieni się kierunek wyboru miejsca pracy? Ilu wspaniałych pedagogów przedszkolnych i szkolnych, w bursach i internatach trwa jeszcze na posterunku, bo ma względnie lub bezwzględnie bogatych partnerów życiowych - mężów czy żony? Oni mogą iść do przedszkola lub szkoły nie po to, by otrzymać za pracę godziwą płacę, tylko by realizować swoje pasje. NAUCZYCIELE! JESTEŚCIE POTRZEBNI DZIECIOM I MŁODZIEŻY! Trzeba było głosem wyborczym zadecydować o tym, komu powierzony będzie los tej profesji.

Nauczyciele muszą wybrać inną drogę walki o własną godność profesji, w tym o płace i odpowiedzialność. Tylko radykalne metody stają się skuteczne w sytuacji, gdy rządzący równie radykalnie lekceważą wrażliwe etycznie i pedagogicznie środowisko profesjonalistów. Każda miękka forma protestu odwróci się przeciwko nauczycielom. W tym zawodzie trzeba mieć miękkie serce, ale twardą pupę.

24 października 2019

Chaos na uniwersytetach?


Zmiana ustaw w szkolnictwie wyższym wygenerowała poważny chaos, z którego zapewne wyłoni się dobra zmiana polskiej nauki. Po ostatnim w tej kadencji posiedzeniu Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN mam poważne co do tego obawy, ale związane z nimi problemy obciążą młode pokolenia, a nie kadry w wieku przedemerytalnym. Z głosem, opinią profesorów nikt już się nie liczy, bo rektorzy otrzymali pełnię władzy. Mogą czynić co chcą, byle im ich prawnik przygotował na kolanie odpowiednie uzasadnienie.

Mam poważne zastrzeżenia nie tylko do kompetencji prawników w naszych uniwersytetach, którzy w duchu dobrej zmiany odeszli już od ducha państwa prawa na rzecz kreowania prawa tworzonego pod własne, lokalne, instytucjonalne potrzeby władzy. Trzeba o tym pisać, mówić, bo inaczej tak się rozhuśtają w swojej mocy, że już nikt nie będzie wiedział, co jest zgodne z prawem i sprawiedliwe, a co nie jest. Tak więc nie ma już w Polsce rządów prawa, tylko są rządy prawników, którzy uzasadniają swoim mocodawcom stosowne decyzje. W ciągu co najmniej 22 lat wszystkie partie władzy niszczyły konstytucyjne fundamenty państwa prawa. Teraz są już jego okruchy.

Przytoczę kilka sytuacji z naszych uniwersytetów. Warto poznać stopień destrukcji o niepokojących następstwach dla kształcenia młodych kadr akademickich. NAUKA JEST NIEKTÓRYM OBOJĘTNA:

1. W świetle nowego prawa w naukach humanistycznych i społecznych habilitantów OBOWIĄZUJE KOLOKWIUM HABILITACYJNE. Proszę sobie wyobrazić, że są takie uniwersytety, gdzie w ramach wychodzących poza ustawę regulacji wewnętrznych wprowadza się OBOWIĄZKOWY JESZCZE WYKŁAD HABILITACYJNY. Wraca stare? Na jakiej podstawie prawnej wewnętrzne procedury poszerzają ustawowe wymogi?

2. Habilitant kierował przez wiele lat w swojej uczelni jakąś strukturą - wydziałem, instytutem, katedrą czy zakładem. Jak odmówić tak zasłużonej postaci habilitacji w sytuacji, gdy decydenci mają wobec niej "dług wdzięczności". To, że jest ignorantką, nie rozwinęła się naukowo, a szczególnie metodologicznie, a więc i badawczo, bo musiała więcej podpisywać niż pisać, nie ma dla organów akademickich już od lat żadnego znaczenia. Zniszczono i nadal niszczy się wiarygodność naukową uniwersytetów i jeszcze pracujących w nich uczonych w pełnym tego słowa znaczeniu.

Członkowie - decydenci, a przecież samodzielni pracownicy naukowi (także naukawi) demoralizują młode pokolenie, bo wskazują mu, w jaki sposób można nie liczyć się ze standardami nauk. W końcu to koleżanka, kolega, nad którym trzeba się pochylić w ramach daru wdzięczności. To taka pseudoakademicka korupcja, szara strefa polskiej nauki.

3. W jednych uniwersytetach już przed wakacjami, a więc przed wejściem w życie KDN (Konstytucji dla Nauki) ustanowiono składy osobowe rad naukowych poszczególnych dyscyplin (komisji do spraw stopni naukowych), żeby od 1 października mogły one realizować ustawowe zadania.

Tymczasem są i takie uniwersytety, i to wcale nie prowincjonalne, bo w sferze patologii "prowincją" są także te w stolicy, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu czy Katowicach, w których odpowiedzialny za procedury postępowań organ nadal nie działa.

4. W uniwersytetach toczą się wojny ideologiczne, partyjne m.in. uruchamiane przez pseudonaukowców, także tych zwolnionych już dawno temu z tych uczelni ze względu na brak osiągnięć naukowych (habilitacji), bo uwielbiamy w kraju intrygi, toczenie przez miernoty wojenek z tymi, którzy jeszcze troszczą się o minimum akademickiej przyzwoitości. Publicystyczna szczujnia zabezpieczyła sobie tym procederem dodatkowy dochód do emerytury. Sfrustrowani leczą kompleksy, własne zaburzenia czy starcze problemy.