18 marca 2019

Czy minister edukacji narodowej przestanie manipulować opinią publiczną?


Minister Anna Zalewska zapędziła się w swoich komunikatach na temat rzekomo znaczących podwyżek płac dla nauczycieli tak dalece, że zaczęli w nie wierzyć nawet ministrowie (także prezydenccy) oraz premier rządu. Tyle tylko, że dane empiryczne w tym zakresie są bezwzględne i rozmijają się dalece z propagandą MEN!

Stan i zakres podwyżek płac dla nauczycieli w I kadencji rządów koalicyjnych PO-PSL i obecnej koalicji PiS z Nową Prawicą policzył szef Instytutu Analiz Regionalnych, niezależny ekspert dla władz samorządowych w kraju - dr Bogdan Stępień. Tak pisze o tym na swojej stronie:

"Za czasów PO-PSL - w pierwszej kadencji, średnie wynagrodzenia nauczycieli w stosunku do roku wyborczego wzrosły:
w przypadku stażystów o 62%,
kontraktowych o 44%,
mianowanych o 33%,
a dyplomowanych o 32%.

Natomiast za czasów obecnego rządu, podwyżki te wyniosły po 12% na każdym ze stopni awansu.

Czy potrzebny jest tu jakiś komentarz? Poniższy wykres nauczyciele powinni sobie wydrukować i machać nim ciągle koło nosa Zalewskiej i Prezesa PiS."


No to pomachajmy, ale niech to nie zwalnia ani nauczycieli w całym kraju, bez względu na poziom oportunizmu, lęku, przynależność do związków zawodowych czy partii politycznych do podjęcia koniecznego PROTESTU nie przeciwko tej władzy, tylko przeciwko NIEGODNYM PŁACOM ZA ICH PRACĘ!

Niech koalicja opozycji nie wykorzystuje obliczeń pana dr. B. Stępnia do kolejnego kłamstwa, że za jej rządów nauczycielom żyło się znakomicie i mieli wysokie pensje. To też byłoby niezgodne z prawdą. Niskie płace są utrzymywane w tym środowisku zawodowym przez kolejne formacje partyjne od 1993 r.

To nie powinien być zatem strajk przeciwko komuś, a już na pewno nie przeciwko rządowi, ale protest o kogoś, a tym kimś są uczęszczające do szkół publicznych nasze dzieci. To one powinny być edukowane przez nauczycieli jako przedstawicieli klasy średniej, a więc godnie i adekwatnie do wykształcenia oraz roli w rozwoju państwa, gospodarki, kultury i społeczeństwa!

Czas skończyć z grą kolejnej formacji politycznej niegodnymi płacami dla osób odpowiedzialnych za alfabetyzację młodych pokoleń, bo WYSOKIE PŁACE NAUCZYCIELOM SIĘ NALEŻĄ! Niech to pani wicepremier Beata Szydło wreszcie wykrzyczy także w ich imieniu!

Kto tego nie akceptuje, to znaczy, że zgodnie z porzekadłem - "syty głodnego nie rozumie" - albo ma kompleksy, albo ma negatywną pamięć swoich nauczycieli, albo nie ma dzieci w wieku obowiązku szkolnego, albo jest analfabetą kulturowym, albo ..................... (proszę uzupełnić).

17 marca 2019

Prezydent Warszawy uruchomił akcję protestacyjną rodziców



Prezydent miasta st. Warszawy zaktywizował rodziców do kolejnej akcji protestacyjnej. Platforma Obywatelska ma w swoim gronie polityków, którzy uwielbiają działania konfrontacyjne na tle światopoglądowym, a włączające w swoje kampanie edukację w szkolnictwie publicznym.

Jeszcze pamiętamy z lat 2009-2015 platformerską arogancję wobec rodziców i ignorancję psychologiczno-pedagogiczną ówczesnych ministrzyc edukacji (K. Hall, K. Szumilas, J. Kluzik-Rostkowska), która skutkowała akcją obywatelską m.in. pod hasłem "RATUJ MALUCHY". Tym razem pojawia się kolejny ruch protestu przeciwko podpisanej przez Rafała Trzaskowskiego "Deklaracji LGBT+" jako poparcia przez władze samorządowe działań służących jej realizacji w placówkach publicznej oświaty.

Klimat polityczny dla tego typu akcji jest idealny. Prezes Prawa i Sprawiedliwości ogłosił na konwencji swojej partii w Katowicach, że nie ma zgody na afirmowanie związków jednopłciowych w naszym kraju, tym bardziej w ramach edukacji szkolnej a już tym bardziej na adoptowanie dzieci przez homoseksualistów. Zaczęła się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego, w ramach której wszystkich członków partii obowiązuje - jak mówił prezes PiS - "ciężka, zdecydowana praca z jasnym celem".

Z jednym zarzutem prezesa zgodzić się nie można, a mianowicie z twierdzeniem, że opozycja prowadzi kampanię wyłącznie w oparciu o ideologię, a nie o program, jakby jedno można było oddzielić od drugiego. Każda formacja polityczna konstruuje swoją walkę na ideologii, w tym zgodnych z nią doktrynach prawnych i politycznych, a edukacja publiczna staje się dla nich idealną przestrzenią do wyostrzania konfliktu.

Kampania polityczna wydobywa na światło dzienne ideologię strony przeciwnej, którą można wykorzystać jako propagandową amunicję do powiększania własnego elektoratu a pomniejszania obcego. Nie bez powodu od dwóch tygodni media publiczne i społecznościowe eksponują problem środowisk LGBT+ (gdzieś im Q zginęło?), żeby odwrócić uwagę społeczeństwa od słusznego PROTESTU NAUCZYCIELI i innych afer w środowisku partii władzy.

Ponownie uczniowie i nauczyciele stają się kartą przetargową w antagonistycznej i bezwzględnej walce formacji partyjnych III RP. To już nie jest wojna na górze, gdyż schodzi do dołu. Rodzice mają prawo do wyrażania swojego protestu przeciwko ingerowaniu takich czy innych sił politycznych w edukację szkolną ich dzieci. To wynika z Konstytucji RP, ale także z Ustawy Prawo Oświatowe.

Rzecz jasna, rodzice mogliby znacznie skuteczniej zablokować wszelkie inicjatywy prawicowe, lewicowe czy neoliberalne w szkołach publicznych z tytułu naruszania przez ich organizatorów konstytucyjnej, a jedynie pomocniczej funkcji szkoły wobec rodziców i ich dzieci objętych obowiązkiem szkolnym, gdyby powołali RADĘ SZKOŁY.

Wówczas mieliby pełną kontrolę nad procesem wychowawczym i dydaktycznym z powyższego punktu widzenia. RODZICE nie znają swoich praw, a Ministerstwu Edukacji Narodowej nie zależy na tym od lat, żeby taką wiedzą dysponowali. Świadomość możliwej partycypacji uruchamia działania obronne lub znoszące czynniki toksyczne.


Tak więc, po raz kolejny, RODZICE są wyprowadzani na ulice, by zabezpieczyć nie tylko konstytucyjnie przysługujące im prawo do decydowania o procesie wychowania ich dzieci w szkołach, ale także wyrazić swoje poparcie polityczne dla partii władzy. Na tym też polega demokracja, że obywatele mają prawo do wyrażania swojego sprzeciwu wobec niegodnych - w ich przekonaniu - działań władz państwowych czy samorządowych.

A dzieci... mają Internet, są w sieci. Ich los de facto polityków nie obchodzi, bo one mają być jedynie środkiem do zdobycia, utrzymania lub odzyskania władzy.

Na tym koniu dostanie się do Parlamentu Europejskiego "uwielbiana" przez całe środowisko nauczycielskie ministra Anna Zalewska.

16 marca 2019

Socjolodzy, psycholodzy i pedagodzy o edukacji i jej uwarunkowaniach


Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej gościła doktorantów z całego kraju w ramach cyklicznej, a już VIII Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej pt. "Nauki społeczne wobec wyzwań edukacyjnych. Warsztat młodego badacza". Podobnie, jak ma to miejsce w ramach letnich szkół dla młodych naukowców, tak i tym razem doszło do fascynującej wymiany doświadczeń badawczych między pokoleniami pedagogów, socjologów i psychologów.

Było to możliwe dzięki temu, że wśród Mistrzów znaleźli się wybitni uczeni nauk społecznych, którzy odsłonili najnowsze wyniki własnych badań i analiz, które są kluczowe dla edukacji. Spożytkować je może każdy nauczyciel, pedagog, terapeuta, instruktor, szkoleniowiec, ale i polityk, samorządowiec czy nawet katecheta, o ile tylko chcą dowiedzieć się , co nowego "piszczy" w naukach społecznych.

Dzieje się bardzo dużo dobrego. Zaletą właśnie tego typu spotkań jest interdyscyplinarne, wielostronne czy co najwyżej hybrydalne podejście do badań naukowych, które stają się wyzwaniem także dla samych naukowców. Trzeba umieć opuścić platformę własnej dyscypliny, wychylić nosa do nauk pogranicza, by dociekać prawdy o interesujących nas fenomenach w zakresie kształcenia, wychowania czy polityki oświatowej.

Zaproszeni Mistrzowie sprawili, że każdy mógł znaleźć w ich wystąpieniach coś dla siebie jako stawiającego pierwsze kroki badacza czy szykującego się do kolejnego etapu akademickiego awansu. W związku z tym, że polityka osacza nas na co dzień swoimi wydarzeniami, procesami czy karykaturalnymi postaciami, nie było możliwości ich ominięcia.


Wykład inauguracyjny wygłosił socjolog, prof. dr hab. Henryk Domański z Polskiej Akademii Nauk, który niemalże codziennie komentuje dla TVP-1 polityczne wydarzenia w kraju i na świecie. Doktorantom zaproponował następujący temat: "Funkcjonalne i dysfunkcjonalne aspekty stratyfikacji społecznej - na przykładzie zmian w Polsce".

Zdaniem Profesora zmiany na scenie politycznej w Polsce są funkcjonalne, a co ważne, dla systemu są one niezależnie od tego, kto nami rządzi. To logika procesów narzuca standardy postępowania kolejnym ekipom władzy. Ludzie na ogół cenią tych, którzy mają najwyższą władzę. Jednak - jak przytoczył wyniki swoich badań H. Domański - wraz z transformacją ustrojową zaczęło się zmieniać w Polsce postrzeganie ludzi władzy.

O ile jeszcze na początku lat 90. XX w. prestiż polityków, ministra w rządzie lokował się w pierwszej piątce osób obdarzanych najwyższym szacunkiem i uznaniem, o tyle z każdym rokiem przesuwał się na sam dół tej hierarchii. W przekonaniu socjologa jest to efektem demokracji, bowiem bycia ministrem staje się coraz łatwiejsze, czego najlepszym przykładem są nominacje w ostatniej dekadzie XXI w. Kiedyś politycy byli niewidoczni, a dziś są prześwietlani m.in. przez media.

To jest też powód, dla którego ministrem edukacji narodowej może być każdy, bez jakiejkolwiek wiedzy i kompetencji w zakresie zarządzania ustrojem szkolnym. Skoro polityk-minister lokuje się na dole hierarchii prestiżu, to naraża na głęboki kryzys środowisko, za które odpowiada.

Henryk Domański odniósł się także do zmian w edukacji i wykształceniu Polaków na skutek przemian społeczno-politycznych. Otóż zdaniem socjologa, co potwierdzają także liczne badania także polskich pedagogów (Z. Kwieciński, R. Borowicz, R. Dolata, M.J. Szymański, J. Bielecka-Prus, J. Górniewicz, R. Pęczkowski, i in.), nie ulegają zmianie nierówności edukacyjne.

Aspiracje edukacyjne i poziom wykształcenia są pochodną wpływów środowiska rodzinnego, pochodzenia społecznego i wykształcenia ojca. Dziedziczymy pozycję rodziców niezależnie od tego, w jakim ustroju zdobywamy wykształcenie. W związku z tym, że więcej kobiet kończy studia wyższe niż mężczyzn, to muszą się one zdegradować społecznie, jeśli chcą wyjść za mąż.

To, że są nierówności społeczne - zdaniem H. Domańskiego - nie jest niczym niepokojącym. Motywują one bowiem osoby z niższych klas społecznych do uczenia się. Ludzie akceptują nierówności, choć zapewne chcielibyśmy, żeby one były niższe. Twarde dane z diagnoz socjologicznych polskiego społeczeństwa wskazują na spadek zależności między wyższym wykształceniem a zajmowaniem pozycji społecznej.

Siła tej zależności zmniejszyła się istotnie statystycznie. Mamy w kraju nadmiar ludzi z wyższym wykształceniem w stosunku do pozycji społecznych, które chcieli by zająć. Nic dziwnego, że osoby z wyższym wykształceniem są niezadowolone z sytuacji w kraju. To one dominowały w elektoracie wyborczym ruchu Kukiz 15. Natomiast partie prawicowe popierają przede wszystkim wyborcy z środowisk wiejskich, małomiasteczkowych, głównie rolnicy i robotnicy.