26 stycznia 2019

Zmiany w metodologicznym kształceniu przyszłych nauczycieli są konieczne


Rozmawiam ze studentami na uniwersytecie analizując wspólnie ich projekt badawczy, który przygotowują w ramach seminarium magisterskiego. To jest ten moment w ich edukacji, w którym właściwie odsłania się cała ich dotychczasowa droga osobistego i przed-profesjonalnego rozwoju. Młodzi są pełni entuzjazmu, ale zarazem i obaw o własną przyszłość, o to, jak sobie w niej poradzą. Niektórzy przychodzą z własnym tematem, problemem, który chcieliby rozwiązać, ale motywacje są bardzo różne.

Odnoszę wrażenie, że wśród studentów przeważa orientacja na zadanie, a nie na własny rozwój, na samorealizację. Większości jest obojętne, co sądzi o nich opiekun seminarium, jak ich postrzega, ocenia, czy jakie ma oczekiwania. Najważniejsze staje się dla nich pozbycie problemu. Skoro muszą złożyć do egzaminu magisterskiego pracę dyplomową, to nie jest dla nich ważne, czego ona będzie dotyczyć, jaki będzie jej poziom, byle tylko można było mieć zaliczenie i ... odejść z dyplomem w kieszeni, a raczej w torebce, bo przecież na pedagogice wieku dziecięcego studiują w 99 proc. same kobiety.

Nauka nie jest przedmiotem fascynacji studiującej młodzieży. Skoro są na studiach nauczycielskich, to oczekują przygotowania zawodowego, najlepiej bezrefleksyjnego, pełnego tzw. "dobrych praktyk", gotowców, rozwiązań na niemal każdą sytuację. Oni chcą mieć "kuferek" pełen "czarodziejskich zaklęć", by w odpowiednim momencie sięgnąć do niego i wyjąć czarodziejską różdżkę czy chusteczkę, za pomocą której odczarują złe moce.

Tymczasem konieczność napisania pracy dyplomowej staje się dla nich poważną przeszkodą. Jak bowiem mają opisać coś, czego nie potrafią zbadać naukowymi metodami? Mają w swoich zasobach wiele praktycznych rozwiązań, metodycznych pomysłów na radzenie sobie w sytuacjach wychowawczych czy dydaktycznych w przedszkolu lub szkole albo na ulicy jako streetworkerzy, ale nie wiedzą, jak zbadać proces wzajemnych interakcji, zdiagnozować sytuacje dydaktyczne, wychowawcze czy społeczne, by dzięki właściwie przygotowanym metodom badawczym i narzędziom pomiaru uchwycić interesujące ich fenomeny.

Ktoś musiał mieć z nimi wcześniej zajęcia z metodologii badań, z diagnostyki edukacyjnej, ktoś im zaliczył rzekomo posiadaną wiedzę i umiejętności. Kiedy przychodzą na seminarium okazuje się, że ich wiedza niczym się nie różni od tej, jaką posiadają rozpoczynający studia. Nie wiedzą, czym jest problem badawczy, jak go formułować, nie dostrzegają różnic między badaniem ilościowym a jakościowym, nie potrafią odpowiedzieć na pytanie o zmienne i wskaźniki. Przepisują bezmyślnie z internetu definicje tych kategorii, ale nie potrafią ich odnieść do własnego problemu badawczego itd.

Co gorsza, nie mieli w ręce żadnej książki z metodologii badań. W sieci jest tyle bzdurnych, często powierzchownych tekstów, streszczeń czyichś wykładów, że posiłkują się nimi tak, jakby mogli cytowaniami zastąpić brak własnej wiedzy i umiejętności. Niestety, nie potrafią ich zastosować w praktyce, bo ktoś z nimi tego nie przećwiczył, nie zweryfikował praktycznie. W uczelniach plan kształcenia konstruowany jest pod kadry, a nie ze względu na wiedzę i kompetencje, jakie powinni zdobyć studiujący.

Po dziewięciu semestrach studiów magistrantka nie wie, jak wyłonić zmienną, czym są wskaźniki i w jaki sposób konstruować lub dobrać narzędzie badawcze, by rozwiązać problem poznawczy. Ten zresztą też trzeba wielokrotnie korygować, bo niektórzy chcieliby zawrzeć w pytaniu wszystko, co im przyjdzie na myśl. Tymczasem wykształcony nauczyciel powinien korzystać z bogatego instrumentarium badawczego w swojej pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, diagnozować pojawiające się problemy, by wiedzieć, jaka jest ich możliwa przyczyna oraz jak im zapobiegać na przyszłość, a teraz, jak je rozwiązywać dla dobra dzieci i ich środowiska życia.

Kończący studia powinni mieć świadomość, że to jest dopiero początek koniecznego zastosowania ich kompetencji badawczych, diagnostycznych, by móc jak najlepiej realizować profesjonalne powinności. Przed nami jeszcze jeden semestr. Czy zdążą nadrobić zaległości z minionych lat? Czy będą mogli pochwalić się swoją pracą dyplomową w środowisku, w którym przeprowadzili badania? Wielu dyrektorów przedszkoli czy szkół wyrażając zgodę na przeprowadzenie przez studentów badań chciałoby dowiedzieć się, jaka jest ich wartość poznawcza, jaki jest poziom wiarygodności, rzetelności i trafności pomiaru? Może warto byłoby porównać wyniki diagnoz sprzed lat, zderzyć je z wynikami kształcenia, z ewaluacją procesów wychowawczych itp.?

Studenci mało czytają, a przy tym jeszcze mniej piszą. Dla wielu osób najważniejsze jest to, ile stron musi liczyć praca magisterska, a nie to czego ona dotyczy, jaki jest zakres związanej z tematem wiedzy, jak ją wykorzystać do własnych badań. Na szczęście są też studenci ambitni, zaangażowani, poszukujący, refleksyjni, głodni wiedzy, z którymi kontakt staje się okazją do wzajemnego poszukiwania jak najlepszego sposobu rozwiązania ciekawego problemu. Jak mówił mój profesor - Karol Kotłowski: "Jeden student i jeden profesor - to już jest uniwersytet". Warto zatem pracować chociażby dla tej jednej czy tego jednego, gdyż w przyszłości będzie zapalać innych do refleksyjnej i odpowiedzialnej aktywności zawodowej - w edukacji, oświacie dorosłych, przestrzeni publicznej, społecznej lub w nauce.

25 stycznia 2019

Quasi raport p.Elbanowskich o stanie edukacji za 2,38 mln zł



"Obszary edukacji wymagające zmian" to tytuł raportu jaki opublikowali znani krajanom państwo Elbanowscy. Gdyby ktoś nie wiedział, jak zarabiać na rzekomych raportach badawczych, to niech się uczy na tym, który nosi powyższy tytuł. Koszt raportu to 2 mln 380 tys.zł. Ba, ma on jeszcze asekuracyjny podtytuł: "Raport na podstawie analizy badań, raportów z kontroli i sondaży opinii społecznej".

Autorzy raportu nie prowadzili żadnych badań, bo na tym się nie znają, a może i nie mieli na to czasu czy ochoty. Postanowili zatem wyprodukować towar raportopodobny, czyli raport z raportów, albo jak ktoś chce mądrzejszego określenia, to metaraport. Meta to to jest. W końcu do niej dotarli, skoro postanowili upowszechnić swój wytwór w sieci. Ich quasi raport liczy 90 stron. Jak na kilkadziesiąt miesięcy pracy intelektualnej, to niewielkie osiągnięcie. Ja zatem dokonam raportu z metaraportu.

Autorzy nie ujawniają metody badań, bo ich w rzeczywistości nie prowadzili. Piszą o tym, o czym może napisać każdy rodzic, a już tym bardziej nauczyciel, którego dzieci uczęszczają do polskiej szkoły na wpół publicznej. Nie ma tu żadnego wstępu, w którym wyjaśniono by powody wydania na światło dzienne owej publikacji i wskazano, do kogo jest ona adresowana.

Minister Anna Zalewska powinna czuć się zagrożona, bowiem autorzy, a raczej redaktorzy metaraportu zaczynają od krytycznych także wobec jej polityki oświatowej stwierdzeń:

System edukacji w Polsce jest obciążony problemami wynikającymi z wieloletnich zaniedbań.

Cześć z nich dziedziczona jest po czasach PRL, tak jak nauka w trybie zmianowym.

W kolejnych latach nowe problemy pojawiły się wraz z przekazaniem oświaty samorządom.

Zarzucono standardy obowiązujące w jeszcze w latach osiemdziesiątych w zakresie żywienia, dostępu do opieki medycznej a nawet w zakresie bezpieczeństwa uczniów.


Dopiero po tych tezach pojawia się część zatytułowana "Metodyka", w której wyjaśnia się istotę tej publikacji:

Raport stanowi syntezę wniosków na temat najczęściej identyfikowanych problemów w obszarze edukacji w Polsce na przestrzeni przede wszystkim pięciu ostatnich lat. Oparty został na bogatej podstawie faktograficznej ze 150 raportów Najwyższej Izby Kontroli, Głównego Inspektoratu Sanitarnego, badań własnych samorządów, organizacji
pozarządowych, instytucji naukowych takich jak Instytut Badań Edukacyjnych oraz sondaży opinii publicznej.

Raport powstał w ramach projektu „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze” współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, realizowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w partnerstwie z Fundacją Rzecznik Praw Rodziców.


Taki raport powinien być przetłumaczony na język angielski, żeby komisarze Unii Europejskiej zrozumieli, na co wydaje się w Polsce pieniądze. Nie ma tu żadnej metodyki poza potocznym, publicystycznym dobieraniem z powszechnie dostępnych źródeł danych do własnych przeświadczeń i doświadczeń. Autorzy nie rozumieją słowa "metodyka", skoro w ogóle o niej nie piszą. Nie wiedzą, że nie ma metodyki samej w sobie, gdyż ta musi mieć swój przedmiot, a więc być metodyką czegoś np. metodyką badań, metodyką kształcenia, metodyką gotowania itp.

Mam nadzieję, że państwo Elbanowscy szykują kolejną akcję "Ratuj Młodzież", bowiem rozdzialik 1.2. poświęcili kwestii zmianowości w organizacji procesu kształcenia. Jeszcze nie nastąpiła kumulacja roczników absolwentów gimnazjum i szkoły podstawowej, a tu wprost pisze się o tym, że w szkołach za rządów PiS ma miejsce:

"Brak zgodności planów lekcji z normami higieny pracy jest problemem większości placówek. Według raportu NIK z 2017 r. w żadnej ze skontrolowanych szkół [60 szkół w sześciu województwach] nie zorganizowano uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, tym samym nie zostały stworzone optymalne warunki do efektywnego przyswajania wiedzy".

Jak to przełknęła ministra Anna Zalewska? Musiała za tę diagnozę zapłacić. Dowiedziała się za to, jakie są skutki takiej polityki oświatowej: "Skutki
Nauka zmianowa radykalnie obniża jakość uczenia się, prowadząc do przemęczenia, a w konsekwencji do znacznego osłabienia możliwości koncentracji uwagi uczniów i niepełnego wykorzystania ich potencjału intelektualnego w czasie lekcji i wykonywania prac domowych"
.

Fatalnie jest z żywieniem naszych dzieci w szkołach. Mieliśmy ministrę-drożdżówkę, teraz mamy minister-tornister, która nie zwraca uwagi na problemy szkodliwej zmianowości kształcenia i fatalnego odżywiania dzieci przez firmy cateringowe, które dowożą zimne posiłki i na dodatek jeszcze jest to "(...) żywność z oznakami zepsucia i po upływie terminu przydatności do spożycia (s.15). W województwie lubuskim w 2017 r. miały miejsce nieprawidłowości w stanie higienicznosanitarnym aż 19,3% szkół publicznych!

Fatalnie jest z kultura fizyczną naszych dzieci. W ponad 12 proc. szkół nie ma sali gimnastycznej. Nadal istnieją szkoły, w których nie ma przystosowanego miejsca do przebierania się przed WF-em. Ministerstwo przyzwala zatem na genderowe rozbieralnie. Uczniowie ćwiczą na korytarzach szkolnych. Po co autorzy tego metaraportu przytaczają dane z 2010 czy z 2013 r., skoro nie pokusili się o sprawdzenie, czy one jednak nie uległy do dnia dzisiejszego zmianie? Wartość informacyjna przytaczanych danych jest nic nie warta.

Dowiadujemy się, że w niemal połowie szkół (48,3%), w których doszło łącznie do 211 wypadków, nie było kadr w pełni przygotowanych do udzielenia pomocy przedlekarskiej - a apteczki pierwszej pomocy nie były właściwie wyposażone lub rozmieszczone. Aż w 28 szkołach w części apteczek ujawniono środki przeterminowane, w tym w 11 szkołach o pięć lat i więcej - skrajnie prawie o 17 lat (s. 22). I to wszystko w okresie nadzorowanym przez kuratorów z nominacji PiS.

Redaktorów tego metaraportu musiało bardzo zaboleć to, że " w 78.3% skontrolowanych szkół objętych kontrolą część zajęć dydaktycznych odbywała się w pomieszczeniach, w których na jednego ucznia przypadają powierzchnia mniejsza niż 2m2, w tym — w przypadku 40.4% — nie przekraczała ona 1,5 m2 (skrajnie nawet 1,1 m2).(s. 23-24), bowiem tę informację NIK powtórzyli dwukrotnie.

Fatalnie wygląda stan sanitariatów szkolnych ze względu na niesprawne urządzenia, brak papieru toaletowego, ręczników papierowych czy urządzeń do suszenia rąk itp.). Do tego dochodzi problem "(...) niedostosowania wymiarów mebli do wzrostu uczniów pozostaje jednym z bardziej istotnych uchybień wykazywanych przez kontrole sanitarne." (s. 25).

Rozumiem, że skoro redaktorzy piszą w czasie teraźniejszym przywołując różne raporty, także sprzed nawet 8 lat, to oznacza, że nadal ten problem istnieje. Gdyby było inaczej, to pisaliby w czasie przeszłym, żeby pokazać, jak fatalnie zarządzano szkolnictwem publicznym w czasach ministrzyc-zderzaków (określenie D. Tuska). Strach pomyśleć, w jakim stanie są gimbusy czy szkolne autobusy, skoro z danych kontrolnych z 2016 r. wynikają poważne zaniedbania skutkujące nawet pozbawieniem dowodów rejestracyjnych.

Fatalnie jest w procesie kształcenia i wychowania tej kadencji, skoro nadal rodzice i uczniowie podnoszą problem niesprawiedliwości oceniania, a państwo Elbanowscy odkrywają prawidłowość: "Mimo egzaminów zewnętrznych ocena klasyfikacyjna nadal odgrywa istotną rolę jeśli chodzi o rekrutację do gimnazjów oraz liceów" (s. 33).
Ich zdaniem "edukacyjna wartość dodana (EWD) to cecha szkoły" (s. 33). Przywołują też sąd probabilistyczny lewackich autorów, że "Elitarne szkoły mogą mieć tendencję do wywierania nacisku na rodziców dzieci z rejonu (które zobligowane są przyjąć) ze słabszymi wynikami, aby te ich dzieci tam nie aplikowały" (pisownia oryginalna - BŚ - s. 40).

Dużo uwagi poświęcono różnym dysfunkcjom w trakcie rekrutacji do przedszkoli i niedomaganiom infrastrukturalnym szkół z punktu widzenia potrzeb dzieci niepełnosprawnych. Nauczyciele pracujący z nimi mają trudności komunikacyjne i brakuje im koniecznych umiejętności. Powód jest dla nich oczywisty: "U podstaw takiego stanu rzeczy stoją ułomności systemu kształcenia nauczycieli. Studia pedagogiczne w ograniczonym stopniu poruszają zagadnienia pedagogiki specjalnej. Brakuje zajęć praktycznych z uczniami niepełnosprawnymi." (s. 53).

Elbanowskich muszę pochwalić za to, że wyrażają niezadowolenie z powodu braku demokracji w szkołach. Jak piszą:

"Wyniki badań wykazały, że rady szkoły nie wpływają znacząco na demokratyzację szkolnego środowiska. Mimo to pozytywem jest już samo uczestnictwo wspólne uczniów, rodziców i nauczycieli w organie demokratycznych zasad i współpracy. Wybory do rad szkół często pozorują tylko zasady demokracji. Powołanie rady szkoły rzadko jest inicjatywą oddolną, aktorów nie mających władzy (np. rodziców). Udział rodziców, uczniów i nauczycieli w demokratycznych sposobach podejmowania decyzji, skażony jest jeszcze „mentalnością homo sovieticus”- demokracja bez wartości, czyli skupienie się tylko „na samej procedurze jako gwarancie demokracji". (s. 58)

Są też niezadowoleni z pseudosamorządności uczniowskiej. "Polska szkoła opiera się na modelu hierarchicznym, z bardzo silną władzą dyrekcji. W takim ułożeniu nie jest możliwe budowania sprawstwa i wzmacnianie obywatelskości. W takiej rzeczywistości pasywni są nie tylko uczniowie, ale i inni aktorzy szkolnej rzeczywistości: np.
nauczyciele, czy rodzice.
" (s. 62)

Autorzy tego quasi raportu poświęcają też uwagę nauczycielom, ale ani słowem nie wspominają o ich nędzy płacowej. Raport nie ma żadnego zakończenia. Urywa się jak taśma filmowa w zepsutym projektorze. Nie wiemy, czy, a jeśli, to kto recenzował ten pełen chaotycznych, pozbawionych jakiejkolwiek logiki doboru źródeł, raport z cudzych raportów? Ktoś musiał, bo takie są zasady w rozliczaniu środków publicznych, które są wydatkowane na tego typu cele.

Moim zdaniem, są to zmarnowane pieniądze, stracony czas dla czytających i bezmiar ignorancji. Tak to jest, kiedy o realizacji tego typu zadań decydują pozamerytoryczne względy.

24 stycznia 2019

Medal Za Zasługi Dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki dla Profesor Marii Jakowickiej


W dniu wczorajszym miała miejsce uroczysta okoliczność wręczenia pani Profesor Marii Jakowickiej (ur. 25.08. 1929 r. w Rąbczynie) - w czasie posiedzenia Rady Wydziału Pedagogiki, Psychologii i Socjologii Uniwersytetu Zielonogórskiego - "Medalu Za Zasługi Dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki" Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. W imieniu władz KNP PAN aktu tego dokonała w obecności Prorektora UZ i Dziekana Wydziału - pani dr hab. Ewa Bochno prof. UZ.

Wyróżniona Profesor należy do grona znakomitych nestorów polskiej pedagogiki wczesnoszkolnej.

W roku 1945 rozpoczęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Wągrowcu, a po jego ukończeniu w roku 1948 podjęła pracę nauczycielską w Szkole Podstawowej w Pszczewie koło Międzyrzecza, a następnie w Liceum Pedagogicznym w Gorzowie Wielkopolskim. W roku 1952 podjęła studia na kierunku pedagogika z językiem polskim na Uniwersytecie Warszawskim, uzyskując stopień magistra pedagogiki w roku 1958. W tamtym okresie studia pedagogiczne były dwukierunkowe. Można było je łączyć np. z historią, filologią czy psychologią.


Stopień naukowy doktora nauk humanistycznych otrzymała na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w roku 1968 za dysertację pt. Wpływ praktyk pedagogicznych na kształtowanie się osobowości nauczycieli. W dwa lata później podjęła pracę w Wyższym Studium Nauczycielskim w Słupsku na stanowisku starszego wykładowcy, a w roku 1971 przeniosła się do pracy w WSN, a następnie w WSP w Zielonej Górze. Z tą uczelnią była związana do 2016 r.

W roku 1972 powołana została na stanowisko docenta WSP w Zielonej Górze. W roku 1978 habilitowała się na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na podstawie całokształtu dorobku naukowego oraz monografii naukowej pt. "Uwarunkowania funkcjonowania szkół środowiskowych w średnim mieście . Tytuł naukowy profesora otrzymała w roku 1985 a stanowisko profesora zwyczajnego w 1991.

W latach 1990-1999 Profesor Maria Jakowicka kształciła dodatkowo kadry nauczycielskie oraz naukowe w różnych uczelniach, m.in. w:

1) Uniwersytecie Szczecińskim w Szczecinie w latach 1988-1993,

2) Uniwersytecie Technicznym w Cottbus w latach 1991-1992,

3) Uniwersytecie Brandenburskim - w Instytucie Pedagogiki w Cottbus w latach 1991-1992,

4) Wyższej Szkole Pedagogicznej Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Warszawie od roku 1994, gdzie pracuje do chwili obecnej.

W swoim bogatym dorobku naukowym posiada 238 publikacji - z tego: 32 zagraniczne oraz 206 krajowych. Jej dokonania naukowe obejmują takie zakresy badań pedagogicznych jak: pedeutologia, w tym głównie problematyka kształtowania się osobowości nauczyciela w procesie kształcenia zawodowego; pedagogika społeczna, w ramach, której skupiała się na średnim mieście jako środowisku wychowawczym i pedagogika wczesnoszkolna z uwzględnieniem polityki oświatowej i pedagogiki szkolnej.

Wśród najważniejszych rozpraw warto nadmienić:


• Uwarunkowania funkcjonowania szkół środowiskowych w średnim mieście, Zielona Góra 1978;


• Wzbogacanie doświadczeń uczniów klas początkowych w kontaktach ze środowiskiem, WSiP, Warszawa 1983;

• Współdziałanie szkół ze środowiskiem średniego miasta. Raport z badań, Zielona Góra 1985, s. 101. Warunki funkcjonowania szkoły w środowisku wiejskim. Raport z badań, Zielona Góra 1985, s. 68. (współautorstwo) Funkcje szkoły środowiskowej w systemie wychowania równoległego. Edukacja równoległa w polskim systemie oświaty, red. E. Trempała, T. I., Bydgoszcz 1985;

• Warunki wychowawcze środowiska miejskiego, [w:] Pedagogika i Psychologia, red. M. Jakowicka, Zielona Góra 1986;

• Twórcza aktywność uczniów klas początkowych, red. M. Jakowicka, J. Kujawiński, Zielona Góra 1989;

• Pedagogiczne aspekty paktów praw człowieka i konwencji praw dziecka. Red.: M. Jakowiecka, K. Stech. Zielona Góra 2000;

• Reforma edukacji w procesie jej wprowadzania. red.: M. Jakowicka, Wyd. WSP TWP Warszawa 2003.

• Edukacja ogólnotechniczna na przełomie XX i XXI wieku. red.: M. Jakowicka, K.Uździcki. Impuls Kraków 2003.

Pani Prof. Maria Jakowicka recenzowała osiągnięcia naukowe w 7 przewodach habilitacyjnych oraz 41 dysertacji doktorskich z pedagogiki, które powstawały nie tylko na Uniwersytecie Zielonogórskim, ale także na Uniwersytecie Gdańskim, Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytecie Łódzkim, w WSP w Bydgoszczy, w Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie i na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Prof. Maria Jakowicka była powoływana przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów w roli superrecenzentki osiągnięć naukowych kandydatów do tytułu naukowego profesora (8) czy przy zatwierdzaniu uchwał rad wydziałów o nadanie stopnia doktora habilitowanego (9). Wypromowała 6 doktorów nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika.

W toku pracy akademickiej pełniła w macierzystej uczelni szereg funkcji: od kierownika Zakładu Dydaktyki (WSP w Zielonej Górze w latach 1971-1999), przez bycie dziekanem Wydziału Pedagogicznego WSP w Zielonej Górze (1973-1978; 1984-1987), dyrektorem Instytutu Pedagogiki i Psychologii WSP w Zielonej Górze (1978-1999) po funkcję prorektor WSP w Zielonej Górze (1979-1981).

Niezależnie od aktywności organizacyjnej w Alma Mater pełniła szereg funkcji kluczowych dla kształcenia kadr akademickich z pedagogiki w skali kraju, była bowiem członkiem m.in. Rady Naukowej Instytutu Badań Pedagogicznych w Warszawie (1986-1990); Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego (1982-1985), Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej ds. Kadr Naukowych (1987-1990), Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (1984-1999); Głównej Komisji Kwalifikacyjnej ds. Specjalizacji Zawodowej w Warszawie (1985- 1989), Rady Naukowej Centralnego Ośrodka Metodycznego Studiów Nauczycielskich przy WSP w Krakowie (1982-1999), Krajowej Rady Postępu Pedagogicznego (1976-1987), Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego (1989-1994) i Rady Naukowej Instytutu Kształcenia Nauczycieli w Warszawie (1986-1990). Zasiadała w radach naukowych periodyków: „Zbiorcza Szkoła Gminna” (1974-1982), „Życia Szkoły” (1983-1997); „Ruch Pedagogiczny” (1984-1994) i „Nauczyciel i Wychowanie” (1996-1999).
Tak znacząca uczona nie spotkała się w okresie transformacji ustrojowej z wyróżnieniem, nie otrzymała żadnego odznaczenia czy orderu. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN pamiętając o dokonaniach naukowych w polskiej pedagogice postanowił wyróżnić Panią Profesor powyższym Medalem wyrażając zarazem głęboką wdzięczność za tak wspaniałą, kilkudziesięcioletnią służbę w kształceniu nauczycieli, pedagogów i kadr akademickich w Polsce oraz poza granicami naszego kraju. Życzymy Pani Profesor jeszcze wiele lat życia, cieszenia się własnym zdrowiem i doświadczania radości na co dzień, dla których w latach pracy akademickiej nie zawsze starczało czasu.