03 października 2018

Minister-tornister, czyli drożdżówka inaczej


Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło 1 października 2018 r. Ogólnopolskim Dniem Tornistra. przez cały miesiąc we wszystkich szkołach w kraju plecaki uczniów mają zostać sprawdzone. Rozpoczął się Miesiąc Ważenia Tornistrów. Rodzice i uczniowie dowiedzą się, ile można nosić w plecaku i jak pakować w nim przybory szkolne. Gdyby nie ministra, to pewnie by nie wiedzieli.

W szkołach zostaną wystawione wagi towarowe (chyba z supermarketu), by przez miesiąc ważyć wszystkie tornistry. Koniecznie, co do grama.

Minister edukacji zainaugurowała tę akcję w jednej z warszawskich szkół na Bemowie mówiąc:

To dzień, który ma koncentrować naszą uwagę na tym co najważniejsze – na zdrowiu i edukacji naszych dzieci. Kiedy rozmawiamy o wadze tornistra, mamy w pamięci rozporządzenie, które mówi jednoznacznie, że musimy tak organizować pracę szkoły, by dziecko nie nosiło ciężkiego plecaka”.

Jak za komuny. Dobrze, że dzieciaki nie musiały malować trawy na zielono. A jednak... zostały włączone w demoralizujące je przedstawienie. Nauczycielka zobowiązała uczniów by nie przynieśli do szkoły podręczników, tylko mieli zeszyty. Kompromitacja dotyczy zatem nie tylko ministry edukacji, bo powinna wiedzieć, że tak kończą się centralistycznie sterowane partyjne akcje, ale ośmieszyła się nauczycielka, jeśli wydała polecenie mające rzekomo chronić ją i szkołę przed zarzutem o brak troski o zdrowie uczniów.

Ryba psuje się od głowy. Nie byłoby tego cyrku, gdyby nie to, że ministra uruchomiała nonsensowną akcję pod hasłem "Dzień tornistra". Za to obywatele płacą pensję ministrze, by wymyślała populistyczne akcje, które mają służyć celom propagandowym władzy? Z jakością edukacji i troską o zdrowie uczniów mocno się takie działania rozmijają. Jeśli już podejmować działania w powyższym zakresie, to nie odgórnie, i nie w październiku! Są najzwyczajniej w świecie spóźnione o kilka miesięcy.

Trzeba było uczynić to w sierpniu, kiedy dokonywane są zakupy. W październiku jest już przysłowiowa "musztarda po obiedzie", bo plecaki zostały już zakupione. Tymczasem w "Dniu tornistra" uczniowie mają już to, co zostało im zakupione i tego nie zmienią. Ministra ośmiesza siebie i (u-)rząd. W sierpniu jednak było daleko do wyborów samorządowych! A tak, proszę bardzo, pani Zalewska może błyszczeć przez obywatelami jako zatroskana o uczniów ministra.

W sieci odsłonięto pozór całej akcji w odwiedzonej przez A. Zalewską szkole:


"Dzisiaj dzieci w jednej z bemowskich szkół na polecenie Pani Dyrektor miały nie przynosić podręczników. A dlaczego?, bo z wizytacją ma przyjechać Pani Minister i w TV publicznej pokazane będzie jak to dzieci mają dobrze po reformie;) jakie to lekkie plecaki mają".

Niektórzy nauczyciele przystosują się do każdej wizytacji jak kameleony, byle uszczęśliwić nadzór pedagogiczny. Sami nauczycieli się tego w szkole, kiedy byli uczniami. Teraz to odtwarzają i nie widzą w grze pozorów niczego niemoralnego.

No dobrze, powie ktoś z MEN, ale przecież nie chodzi tu o sam rodzaj tornistra, tylko o jego zawartość. Ta jest szkodliwa dla uczniów, jeśli ciężar tornistra przekracza 10 proc. wagi osoby. Takie informacje otrzymali uczniowie wielu szkół podstawowych także w Łodzi. Zamiast lekcji matematyki czy języka polskiego, zostali spędzeni do sali gimnastycznej, gdzie jeden z uczniów odczytywał treść slajdów z przygotowanej prezentacji na temat szkodliwości noszenia ciężkiego tornistra.

Uczniowie dowiedzieli się z prezentacji o skoliozie i o tym, jak należy pakować tornister. Uczulano ich także na to, by nie nosili go na jednym ramieniu, a najlepiej by było, gdyby był - jak torby podróżne - na kółkach. Wówczas można taki tornister ciągnąć za sobą nie przejmując się jego ciężarem. Ha, ha, ha ... dzieciaki śmiały się z tej prezentacji do rozpuku, rzecz jasna - po wyjściu ze szkoły. Każdy zarzucił swoje kilogramy na plecy i udał się do domu. Niektórzy mają daleko.
Mieliśmy już "minister-drożdzówkę", to teraz mamy "minister-tornister". Jan Sztaudynger skwitowałby ten wpis fraszką:

Nawet człowiek nie czuje
jak mu się rymuje
.

a ja dodam:

Wybory tuż, tuż. W szkole będzie draka,
jeśli nie wyrzucisz ciężarów z plecaka.

02 października 2018

Z nowym rokiem akademickim niewiele się zmieni w sferze nauki


Zdaniem urzędników Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego nareszcie będą dobre zmiany uczelniach państwowych. Premier rządu Mateusz Morawiecki odsłonił znaną środowisku przyczynę KDN: "Potrzebujemy odnowy elit, budowy elit; elit propaństwowych, elit patriotycznych".

Wszyscy nauczyciele akademiccy, którzy urodzili się w PRL, w tamtym ustroju zdobyli wykształcenie i stopnie naukowe, powinni już zejść z drogi tym, którzy wprawdzie mają tak samo PRL-owskie korzenie, ale jako członkowie partii władzy, apologeci "dobrej zmiany" należą do "lepszego sortu elit", więc mogą udawać, że ich to przesłanie nie dotyczy.

Zmiany nie następują w wyniku nowych regulacji prawnych, gdyż są one mało znaczące, by doszło do jakiegokolwiek przełomu. Odnoszę się do nauk humanistycznych i społecznych, nie wypowiadam się na temat innych nauk mając świadomość, że i tak jesteśmy postponowani w naszym kraju w porównaniu z pozostałymi dziedzinami nauk.

Wiceminister naszego resortu mgr Piotr Müller informuje: "1 października wygasną uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego na wydziałach, które dostały ocenę parametryczną C. To najgorsza w 4-stopniowej skali ocena działalności badawczej. "Już wysłałem do dziekanów wydziałów i do rektorów listy z informacją, że utracą uprawnienia. Osoby, które rozpoczęły postępowanie habilitacyjne, będą musiały je kontynuować w innym podmiocie habilitującym wyznaczonym przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów; takie uprawnienia straci 12 wydziałów w Polsce."

Pedagodzy mogą spać spokojnie. Żaden z wydziałów posiadających uprawnienie do nadawania stopnia doktora habilitowanego tego uprawnienia nie straci. Większość ma kategorię B, a tylko nieliczne kategorię A.

Tego typu restrykcja wydaje się nieuzasadniona, gdyż uprawnienia otrzymują wprawdzie wydziały, ale dla określonej dyscypliny naukowej. To są uprawnienia dla konkretnego środowiska naukowego stanowiącego co najmniej minimum kadrowe do nadawania stopni naukowych w danej dyscyplinie! Ukarani są zatem najlepsi naukowcy w danej jednostce wielodyscyplinarnej z powodu braku osiągnięć naukowych nauczycieli akademickich reprezentujących inne dyscypliny naukowe, bez owych uprawnień.

Taka sankcja miałaby sens, gdyby uczelnie były po ocenie parametrycznej poszczególnych dyscyplin naukowych. Ukaranie najlepszych na nędznych wydziałach z powodu akademików innych dyscyplin, a beznadziejnych en block budzi poczucie niesprawiedliwości. Zapewne w jakiejś cząstce ma ono sens, bo w końcu o nadaniu stopnia naukowego rozstrzygają także pseudonaukowcy czy akademickie pasożyty z takiej jednostki. Jak zwykle tracą najlepsi, bo kiepskim jest to i tak obojętne.

Do 30 listopada 2018 r. nauczyciele akademiccy zatrudnieni na stanowisku badawczym lub badawczo-dydaktycznym będą musieli złożyć deklarację o przypisaniu się do dziedziny i dyscypliny (lub maksymalnie 2 dyscyplin) w której prowadzą działalność naukową. Już pisałem o tym, że z dn. 20 września minister Jarosław Gowin podpisał rozporządzenie w sprawie dziedzin i dyscyplin nauki i sztuki, w którym zamiast dotychczasowych 102 dyscyplin zawarł tylko 47.

Ponoć mają być od 1 stycznia 2019 r. podwyżki płac w szkolnictwie wyższym. Minister finansów temu zaprzecza, ale obiecać można wszystko i wszystkim. Tymczasem rektor mojej Uczelni poinformował, że przyznane naukowcom nagrody za osiągnięcia naukowe zostaną im wypłacone w jednej trzeciej, bo nie ma na to pieniędzy. To jest kolejny przykład dewaluacji pracy najlepszych nauczycieli akademickich.

"Do końca kwietnia 2019 r. obowiązują stare procedury dotyczące nadawania stopni i tytułów naukowych. A wraz z nowymi przepisami pojawią się wyższe wymogi konieczne do tego, aby uzyskać doktorat czy habilitację. Jeśli więc ktoś np. chce uzyskać doktorat na starych zasadach, powinien się pospieszyć. "Jak ktoś otworzy przewód doktorski do końca kwietnia, skończy go starą procedurą" - powiedział Müller. Zaznaczył jednak, że od października 2019 r. stopień będzie nadawany niekoniecznie przez radę wydziału, jak dotąd, ale przez organ, który uczelnia wskaże w swoim statucie. Od maja 2019 stopnie będą nadawane w nowych dziedzinach i dyscyplinach.

Jak zaznaczył wiceminister, między końcem kwietnia a początkiem października 2019 nastąpi przerwa: nie będą wtedy wszczynane żadne nowe postępowania w sprawie nadania stopnia ani tytułu naukowego. Od października będzie można wszcząć postępowanie o nadanie stopnia naukowego lub tytułu jedynie na nowych zasadach."


Tryb i terminarz nie ma dla prawdziwej nauki żadnego znaczenia. To są tylko formalne, administracyjne gry, by przestawić figury na szachownicy. Będą roszady i nowe gambity. Każdemu, kto jest z powołania naukowcem, kto uczciwie, intensywnie prowadzi badania naukowe obojętne są tego typu rozstrzygnięcia. Jest ponad nimi. Nie to jest bowiem celem badacza, by uzyskać stopień czy tytuł naukowy. Chyba, że jest politykiem partii władzy, to nauka jest tylko parawanem do osiągania różnych celów, a prawo już sobie przystosował.

Jest jeszcze jeden wątek inauguracyjny, do którego nawiążę, a mianowicie dydaktyka, kształcenie studentów. Premier M. Morawiecki powiedział młodzieży: "Studenci musicie prosić, żeby profesorowie nie uczyli według tych programów z minionych lat, bo dzisiaj wszystko się szybko zmienia. Musimy dobrze rozpoznawać wyzwania przyszłości, tak żeby po nią sięgać, tak żeby ją współkształtować, budować wzmacniać całą polską kulturę naukę i gospodarkę".

Gdyby Premier RP wiedział, jak zacofany jest ustrój szkolny w wyniku kolejnej deformy edukacji, to musiałby studentom I roku pedagogiki i studiów nauczycielskich dodać: "Jest jeden wyjątek. Dla potrzeb polskiej edukacji musicie prosić swoich profesorów, by kształcili was tak, jak w PRL. W przeciwnym razie skrzywdzą was, gdyż nie będziecie mogli pracować z uczniami czasów "dobrej zmiany".

01 października 2018

Odszedł znaczący dla polskiej transformacji w pedagogice, profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu - Robert Kwaśnica


Porażająca była w niedzielne przedpołudnie informacja o śmierci w dn. 29.10.2018 r. dra hab. Roberta Kwaśnicy profesora Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, pedagoga, znakomitego myśliciela i oświatowego kreatora zmian na edukacyjnej mapie III Rzeczpospolitej.

Trudno jest pisać wspomnienie o pedagogu, którego darzyłem wielkim szacunkiem i przyjaźnią, podziwiałem za wyjątkową kulturę myśli, precyzję słowa, odwagę, autentyczną troskę o pedagogikę humanistyczną we wszystkich zakresach jej obecności w naszym codziennym świecie życia. Bolesne są odejścia OSÓB-INSTYTUCJI, prawdziwych AUTORYTETÓW, myślicieli z wyjątkową charyzmą, z których wszystkimi poglądami można było się nie zgadzać, ale nie można było im odmówić personalistycznej głębi, inspiracji i dialogicznej otwartości na drugiego człowieka.

Prof. Robert Kwaśnica budził zaufanie swoją wiarygodnością, autentyzmem działania i zaangażowania w sprawy, które nie musiały go obchodzić, a jednak budując własne projekty zawsze myślał kategoriami szerszego ich wykorzystania. Był osobą dzielącą się z innymi, ale nie oczekującą wyrazów wdzięczności. Miał nieprawdopodobnie wysoki etos pracy naukowej, nauczyciela akademickiego, który przez inwersję toksycznych doświadczeń w szkolnictwie państwowym stworzył "własną", wyjątkową wyższą szkołę niepubliczną na podbudowie PEDAGOGIKI.

DSW stała się w środowisku akademickiej pedagogiki jedyną uczelnią o walorach przewyższających większość jednostek uniwersyteckich, także tych z wielkimi tradycjami. Wydział Nauk Pedagogicznych - kierowany przez wiele lat przez prof. Mirosławę Nowak-Dziemianowicz - stał się naukowym wyzwaniem i dydaktycznym zobowiązaniem do budowania edukacji przyszłości, zaangażowanej społecznie, obywatelskiej, partycypacyjnej, podmiotowej i dialogicznej.

To właśnie ta jednostka akademicka jako pierwsza w kraju w przestrzeni niepublicznej uzyskała pozytywną akredytację kształcenia na kierunku pedagogika, potem była to pierwsza niepubliczna uczelnia, która uzyskała uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora z tej dyscypliny. W kilka lat później zwieńczyła swój zespołowy sukces uzyskaniem najwyższego statusu dla Wydziału, jakim są pełne uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego i przeprowadzania postępowań na tytuł naukowy profesora.

Za swoją niepowtarzalną pracę środowisko to - tylko dlatego, że działa w sferze niepublicznej - było niesprawiedliwie traktowane przez organa władzy centralnej. Kiedy wnioskowałem o ocenę wyróżniającą za jakość kształcenia na kierunku pedagogika spotkałem się z odmową w PKA, bo przecież - skoro tak znaczące uniwersytety w kraju na nią nie zasłużyły - jakże by to wyglądało!? Ot, cała polska rzeczywistość, z którą na co dzień musiał boleśnie zderzać się R. Kwaśnica jako rektor DSW.

Niejako na przekór innym, mimo rzucanym pod nogi kłodom, nawet zakulisowym próbom osłabiania jego inicjatyw, z ogromnym wysiłkiem ziściła się Jego idea alternatywnej edukacji w wyższej szkole, którą chciał wcielić w życie pracując przez wiele lat na Politechnice Wrocławskiej. Kwaśnica był człowiekiem sukcesu, szczęśliwym, bowiem pozyskał do współpracy znakomite postaci polskiej pedagogiki, ale także innych dyscyplin naukowych.


W DSW pracują i pracowali w różnych fazach rozwoju pedagogiki czołowi uczeni z kraju, autorzy podręczników akademickich, najważniejszych monografii naukowych, którzy podkreślali swoją współpracą szacunek dla wyjątkowego dzieła, dzielili się swoimi doświadczeniami i wiedzą, a Robert Kwaśnica tworzył studentom i młodym kadrom naukowym najlepsze warunki do osobistego rozwoju. Tu rozwijały się szkoły pedagogiki krytycznej, poradoznawstwa, badań narracyjnych, andragogiki itp., które zmieniały oblicze polskiej pedagogiki.

Z każdym rokiem akademickim DSW przesuwała się w ogólnopolskich rankingach na coraz wyższą pozycję. Sądzę, że Robert Kwaśnica jako Rektor DSW bardzo chciał dojść do podobnego sukcesu, jaki powiódł się psychologom tworzącym pierwszy niepubliczny Uniwersytet SWPS, by na fundamencie silnej pedagogiki i dołączających do niej pozostałych dyscyplin nauk humanistycznych i społecznych stworzyć własny Uniwersytet. Niestety, nie starczyło już życia, zabrakło też ludzi, wsparcia, ubywało sił a przybywało różnych pokus i związanych z nimi problemów.

To jest największy dramat egzystencjalny pedagoga, który był niezwykle dumny z dzieła i ludzi, którzy wspólnie z nim je tworzyli. Zapytany przez dziennikarza, czemu zawdzięcza coraz lepsze lokaty zajmowane przez DSW, tak komentował ten sukces:

To jest banał, ale bez oryginalnych projektów badawczych nie ma dobrego kształcenia. Nasi pracownicy często prowadzą autorskie badania, a więc student ma możliwość zapoznania się z nimi tylko u nas. Nie wspominając już o studiach doktoranckich, które nie były możliwe bez oryginalnej pracy badawczej.

Czy coraz wyższa lokata w rankingu "Perspektyw" to efekt długofalowej strategii?

Może nie zabrzmi to zbyt miło dla przedstawicieli uczelni publicznych, ale kiedy zakładaliśmy DSW w 1997 roku przyświecał nam jeden cel - chcieliśmy mieć prawdziwą szkołę wyższą. Uczelnię budowaliśmy według znanego nam wszystkim intuicyjnie przepisu od podstaw. Pojawił się przy tym szczególny rodzaj motywacji i nastawienia, tworzącego wspólnotę działania. Ta motywacja i to nastawienie to podstawa naszego sukcesu i najbardziej cenna wartość budująca naszą przyszłość. Za to właśnie, przy sposobności naszej rozmowy, dziękuję wszystkim pracownikom DSW.


Jak mało który założyciel szkoły wyższej miał poczucie akademickiego spełnienia tych, dla których ją tworzył, bo w istocie w małym stopniu zatroszczył się o siebie. Po uzyskaniu w 1991 r. stopnia doktora habilitowanego w dziedzinie nauk humanistycznych, w zakresie pedagogiki na podstawie wyjątkowo inspirującej rozprawy naukowej pt. "Dwie racjonalności. Od filozofii sensu ku pedagogice ogólnej" odłożył własne aspiracje naukowe na bliżej nieokreśloną przyszłość, by zatroszczyć się przede wszystkim o innych, a dzięki nim o inną pedagogikę, o inną kulturę naukową, dydaktyczną i edukacyjną.

Zatrudniając w DSW młodych uczonych niejako "doprowadził" ich do doktoratu, habilitacji i tytułu profesora. Stworzył nie tylko uczelnię, ale wyjątkową kulturę akademicką o międzynarodowym statusie, tworzącą zupełnie nową przestrzeń dla kongresów na światowym, a nie jedynie krajowym czy jedynie bilateralnym poziomie. Tu zaistniało dzięki prof. Mieczysławowi Malewskiemu jedno z najważniejszych polskich czasopism pedagogicznych o jakże wymownym, interdyscyplinarnym tytule: "Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja", a stanowiące transgresyjny i transwersalny przekaz idei, wyników badań i naukowych sporów.

"Głównym zadaniem czasopisma jest animacja dialogu pomiędzy przedstawicielami nauk społecznych, którzy patrzą na procesy oświatowe i instytucje nauczające z różnych perspektyw dyscyplinowych i odmiennych orientacji aksjologicznych. Edukacja dotyka wszystkich, ponieważ będąc istotą społeczną, człowiek jest zarazem istotą uczącą się i nauczającą. Rzeczywistość społeczna w jakiej przyszło nam żyć i pracować, okazała się rzeczywistością nieprzewidywalną. Dlatego nie rezygnując z prospektywnego myślenia o edukacji, naszą uwagę pragniemy skupić przede wszystkim na teraźniejszości. Mglista i nieprzejrzysta teraźniejszość, która stała się naszym udziałem, wymaga interpretacji i intelektualnego oswojenia. Zadanie to stawiamy przed autorami i współpracownikami kwartalnika.

Czego by się Robert Kwaśnica nie dotknął, niejako zamieniał to w "akademickie złoto". Takim stało się przecież Wydawnictwo DSW, w którym ukazują się przekłady na język polski rozpraw najwybitniejszych humanistów światowej nauki, ale także - co jest godne podkreślenia, a jakże charakterystyczne dla troski Roberta o młodych - najlepsze dysertacje doktorskie. Właśnie kilka dni temu pisałem o jednej z nich jako laureatce ogólnopolskiego, prestiżowego konkursu w pedagogice społecznej.

Odszedł od nas PROFESOR, który choć nie zadbał o swoją karierę naukową, to potwierdził własnym życiem, zaangażowaniem i ciężką, niezwykle stresogenną pracą akademicką, że jest - jak sądzę nie tylko dla mnie - profesorem najwyższej klasy. Kiedy przygotowuję wykłady, referaty, artykuły z zakresu pedeutologii czy pedagogiki ogólnej, korzystam z małych objętościowo, nielicznych, ale za to wielkich swoją treścią publikacji R. Kwaśnicy. Czytając je odkrywam za każdym razem coraz to nowe wątki, punkty wsparcia czy inspiracje do własnych badań. Nie trzeba pisać rozpraw, które liczą osiemset czy tysiąc stron, żeby przekonać o wartości czegoś, co zostało wpisane w osobiste życie uczonego i nieznane nam ofiary personalnego zaangażowania w łączenie teorii, myśli, idei z praktyką, z codziennością także własnych poświęceń.

Robert Kwaśnica stworzył świat możliwej, alternatywnej pedagogiki humanistycznej, która miała tworzyć świat szczęśliwości każdego jej podmiotu, chociaż miał świadomość tego, że nie jest to powszechnie możliwe. Były też chwile radości i satysfakcji, kiedy został wybrany członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, służąc całemu środowisku, a także, gdy otrzymywał za swoją twórczość naukową i osiągnięcia w szkolnictwie niepublicznym nagrody Ministra Edukacji Narodowej oraz gdy został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011).

Zostawił nam swoje pedagogiczne credo, w ostatnich latach skoncentrowane na modelu własnej szkoły marzeń dla dzieci, skoro w warunkach drapieżnego kapitalizmu, zdrad, hipokryzji, powszechnej nieuczciwości wokół nie było możliwe dopięcie projektu prywatnego uniwersytetu. Miał dzieci i wnuki, które mogą być dumne ze swojego Taty i Dziadka, tak jak wielu Jego przyjaciół, koleżanek i kolegów, byłych i obecnych współpracowników zachowa w sercu i pamięci osobiste promieniowanie pedagogią o racjonalności emancypacyjnej.

Żegnam wspaniałego Człowieka, Profesora, Pedagoga, także przez kilka lat mojego Rektora, Przyjaciela, Autora i Społecznika łącząc się z Rodziną Zmarłego i Najbliższymi Osobami w bólu, ale też w nadziei na trwanie nie tylko w teraźniejszości, ale i w przyszłości ponadczasowych dokonań i przesłań Roberta dla nas - współodczuwających i podzielających Jego wartości oraz idee.


Pogrzeb prof. Roberta Kwaśnicy odbędzie się w najbliższy czwartek 4 października, o godz. 12:00, na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.


(źródło fotografii: www.dsw.edu.pl)