05 czerwca 2018

W Sejmie ustawa 2.0 a na Uniwersytecie w Białymstoku i Warszawskim rozpoczyna się akcja protestacyjna


Otrzymałem informację, że w dniu 5 czerwca o godzinie 10.00 zostanie przeprowadzona akcja protestacyjna na Uniwersytecie w Białymstoku. Odbędzie się ona przed budynkiem siedziby Wydziału Filologicznego i Wydziału Historyczno-Socjologicznego przy placu NZS 1.

Akcja jest wyrazem sprzeciwu wszystkich związków zawodowych działających na Uniwersytecie przeciwko planom przegłosowania przez Sejm - właśnie w dniu 5 czerwca - reformy szkolnictwa wyższego opracowanej przez ministra Gowina. Rozwiązania proponowane w nowej ustawie spotkały się ze zdecydowaną krytyką różnych gremiów, między innymi związków zawodowych.

Sprzeciw budzi przede wszystkim zamiar całkowitej zmiany sposobu zarządzania uczelniami, co w efekcie spowoduje likwidację uczelnianej samorządności. Niepokoi zaplanowany w ustawie scentralizowany system zarządzania, a także niezwykle restrykcyjne kryteria oceniania pracy naukowej i dydaktycznej. Nie zgadzamy się na ideę ścisłego powiązania efektów takiej oceny z uprawnieniami uczelni i poziomem jej finansowania.


Wprowadzenie ustawy w życie w tym kształcie doprowadzi do podziału polskich uczelni publicznych na niewielką liczbę bogatych, centralnych uczelni badawczych i znacznie większą liczbę biednych uczelni, zajmujących się głównie dydaktyką i obsługą regionalnych rynków pracy. Nie ulega wątpliwości, że taki podział szybko doprowadzi do degradacji mniejszych uczelni i w efekcie spowoduje pogłębienie podziału cywilizacyjnego naszego kraju, czyli podziału na „Polskę A” i „Polskę B”.

Nauka nie jest działalnością biznesową i nie ma nic wspólnego ze strategiami obowiązującymi w wielkich korporacjach. Uważamy, że uczeni nie potrzebują biurokracji ani biurokratycznych kryteriów ocen i zasad organizacji swojej pracy. Misją uczelni jest nauka, kształcenie studentów i udział w rozwoju regionów, a nie „produkowanie" innowacji.

Negatywnie oceniamy także ideę łączenia ze sobą uczelni średnich w celu utworzenia jednego „silnego" ośrodka naukowego. Z dwóch średnich uczelni powstanie średni ośrodek naukowy, a nie uczelnia na miarę np. Uniwersytetu Harvarda. Przypominamy, że w krajach zachodnich, do których jesteśmy porównywani, na naukę wydaje się od 2 do ponad 3 razy więcej procentowego udziału PKB niż w Polsce.


NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu w Białymstoku
ZNP Pracowników Uniwersytetu w Białymstoku
ZZBiPB „Bibliotekarze Polscy” – Związek Zawodowy Uniwersytetu w Białymstoku


Czy nadciągają deszczowe chmury i burze?
Chyba tak, bo właśnie włączyło sie do akcji protestacyjnej środowisko akademickie Uniwersytetu Warszawskiego.


04 czerwca 2018

Edukacja dla czyjegoś rozwoju?


Ależ gorący był miniony weekend! Po powrocie do kraju i przeczytaniu prasy przypomniałem sobie z cieszyńskiej konferencji pytanie, które sformułował w swoim referacie prof. Zbigniew Kwieciński: Czy edukacja jest dla rozwoju czy może rozwój powinien być w edukacji?

Na najwyższym wzniesieniu czeskiej Pragi stał w okresie socjalizmu ogromny pomnik tow. Stalina. W 1991 r., a więc dzięki "aksamitnej rewolucji", został on zburzony, a na jego miejscu postawiono metronom - autorstwa Vratislava Karla Nováka. Spoglądając wzwyż każdy powinien uświadomić sobie, że wahadełko historii i politycznych wydarzeń zmienia się w czasie dziejów, i to nie tylko w tej Republice.

Jak w każdym okresie historyczny pojawia się dominujący w nim nurt czy prąd myśli naukowej, który wnosi z sobą jakąś zmianę, coś reorientuje, odwraca, przywraca lub utrwala. W centralistycznym ustroju oświatowym edukacja nie ma praktycznie szans dla rozwoju, gdyż ten jest determinowany przez partię władzy. Im ministrem jest większy ignorant, tym dla władzy lepiej, bo dla niej edukacja szkolna jest tylko środkiem do realizacji ideologicznych celów partii.



Dyrektorzy szkół już muszą przygotowywać na dzień 1 września 2018 r. wewnątrzszkolne kryteria oceny pracy nauczycieli, a to oznacza, że sami będąc poza ich zasięgiem, podobnie jak minister edukacji czy moralnie zakłopotany poseł Stanisław Pięta, będą mogli weryfikować zakres i poziom patriotycznych postaw "swoich" nauczycieli, ich pomoc przy organizacji różnego rodzaju manifestacji, uroczystości i realizacji zobowiązań wobec nadzoru pedagogicznego.

Powinniśmy cieszyć się, że oczekuje się od nauczycieli rozliczania ich z dawania przykładu umiłowania ojczyzny. W pełni to popieram, bo sam Ojczyznę kocham i miłuję. W końcu PRL też nie była ustrojem totalitarnym, gdyż zarządzana była - jak mawiał ks. prof. Józef Tischner - przez bałagan, więc chaos cechujący reformy w polskim szkolnictwie po 1999 r. potwierdza tezę, że Polacy uwięźli w rozwoju do pełnego człowieczeństwa. Brakuje im szacunku do własnego państwa i zaufania do siebie.


Ministra edukacji Anna Zalewska podróżuje po kraju spotykając się ze zwolennikami swojej partii, toteż nie musi przekonywać ich do tzw. "Dobrej zmiany" w szkolnictwie. Wszyscy cieszą się wielce, że we wrześniu ich wnuki lub dzieci otrzymają po 300 PLN na wyprawkę szkolną. Szkoda, że ta przedwyborcza "inicjatywa" jest tylko jednorazowa, ale niewątpliwie przyda się na zakup nowych podręczników do historii współczesnej Polski oraz pozwoli na przygotowanie się uczniów do udziału w wyjątkowej wagi konkursach historycznych. To te dzieci i wnuki będą spłacać zadłużanie naszego kraju przez dotychczasowe ekipy rządzące w III RP.



Gdyby ktoś nie wiedział, jak starać się o wyprawkę, to Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wyjaśnia na swojej stronie. Dla mnie najciekawsza jest nazwa strony dla ubiegających się z dniem 1 lipca 2018 r. o wspomniane 300 PLN, gdyż zapewne ma zatrzeć fatalny wizerunek władzy po obcesowym potraktowaniu w gmachu Sejmu protestujących rodziców osób niepełnosprawnych. Nadano jej bowiem miano "empatia" (empatia.mrpips.gov.pl).


Z końcem minionego tygodnia dowiedziałem się także o młodzieżowych bohaterach, którzy - w wyniku przesunięcia przez marszałka Sejmu Dnia Dziecka z 1 czerwca na 27 września 2018 r. i wsparciu politycznego Sejmu Dzieci i Młodzieży przez marszałka Senatu, by miał on swój podwójny skład, a więc "poselski i senatorski" - odbyli polityczną debatę w kalendarzowym Dniu Dziecka na Uniwersytecie Warszawskim. Był to jednak "alternatywny parlament", dzięki czemu kolejna część polskiego społeczeństwa została podzielona na dwa zwalczające się obozy polityczne.



Każda z partyjnych frakcji miała poczucie zadowolenia. Była minister edukacji Krystyna Szumilas wyrażała na twitterze dumę z młodych, ale i przeciwna strona polityczna zachwycała się odwagą uczennicy, która powiedziała wszystkim zgromadzonym, jak wdzięczna jest rządowi za stworzone jej warunki do godnego życia. Zapewne zostanie mianowana we wrześniu marszałkinią SDiM. Zasługuje na tym większe uznanie, że w świetle standardów demokracji młodzieżowych afirmatorów minionych ekip rządzących przewodniczący obrad żądał wyłączenia mikrofonu Natalii Kukule. Jak było widać i słychać, młodzi szybko opanowali zasady pracy obecnego marszałka i wicemarszałka Sejmu w barwach politycznych PiS.


Zdaniem prof. Z. Kwiecińskiego - porządnym można być w porządnym społeczeństwie, a ono jest coraz bardziej nie-PO-rządne. Nasza edukacja ma zatem przed sobą przyszłość. Jest w niej bowiem jeszcze wiele do zrobienia. Zapraszam zatem na debatę do Rzeszowa.


03 czerwca 2018

Alternatywy w edukacji


Po odwrocie i upadku jednolitej szkoły wychowującej zgodnie z świeckim, materialistycznym światopoglądem, jaki był narzucany przez władze oświatowe i polityczne okresu PRL, weszliśmy w ustrój demokratyczny, w którym społeczności szkolne same powinny wypracowywać model roli własnej – publicznej szkoły w edukacji dzieci czy młodzieży. To od dyrektorów szkół i współpracujących z nimi rad pedagogicznych powinno zależeć, zgodnie z jaką pedagogią będzie realizowany w „ich” szkołach proces kształcenia i wychowywania osób.

Ministerstwo Edukacji Narodowej nie pozostawia środowiskom szkolnym tych procesów do samorealizacji, gdyż to, do czego może je zobowiązać i zmusić, to do realizacji Podstawy programowej kształcenia ogólnego i/lub zawodowego. Nauczyciele szkół publicznych nie mogą zatem nierealizować narzuconego im przez resort programu (treści) kształcenia. Nie mogą też sami rozstrzygać, jak będą organizować ten proces, gdyż obowiązuje ich gorset w postaci systemu klasowo-lekcyjnego, a więc ramowych planów kształcenia, czasu trwania roku szkolnego, czasu trwania jednostek dydaktycznych, podziału uczniów na zespoły klasowe lub międzyklasowe, przydziału nauczycieli według określonych kwalifikacji zawodowych do realizacji określonych zajęć dydaktycznych, pozalekcyjnych czy opiekuńczo-wychowawczych itp.

Jak więc tu mówić o zróżnicowaniu pedagogicznym publicznej edukacji, skoro nauczyciele są wciśnięci w określone ramy formalno-prawne? Mogą jedynie sami rozstrzygać o tym, jakie wykorzystają w pracy z uczniami środki dydaktyczne, jakimi będą kierować się regułami (zasadami) kształcenia (bo na wychowanie nie ma tu już zbyt wiele miejsca), jakie dobiorą sobie techniki, metody czy formy aktywności. Wszystko to jednak musi zmieścić się w narzuconych im ramach.

Jedynie niektóre szkoły niepubliczne wyróżniają się jednoznaczną, czytelną i identyfikowalną pedagogią, która albo ma charakter naśladowczy np. szkoły Montessori, szkoły Steinera (waldorfskie), szkoły Planu Daltońskiego, szkoły salezjańskie, szkoły edukacji zróżnicowanej (single sex education), szkoły demokratyczne, szkoły Planu Jenajskiego, itp., albo ma charakter autorski, narodowy (np. Szkoła Autorska w Łodzi, Autorskie Licea Artystyczne), albo są to szkoły takie same, jak publiczne, tyle tylko, że odpłatne.



Ci nauczyciele, którzy nie chcą pracować w szkołach tak, jak większość, mogą opracować własną innowację czy eksperyment pedagogiczny i spróbować uzyskać dla niego akceptację władzy. Ta zaś dysponuje kryteriami (rozporządzenie MEN o innowacjach i eksperymentach wpisano do Ustawy) dopuszczającymi do modyfikowania czy doskonalenia procesu dydaktycznego w szkołach publicznych zgodnie z innymi zasadami, niż powszechnie obowiązujące.

Otwartość szkoły publicznej na alternatywę jest zatem połowiczna, ale możliwa. Komu się jednak chce pokonywać bariery administracyjne, rejestrowania, opiniowania, pozyskiwania partnerów-sojuszników tak w radzie pedagogicznej, jak i w gronie rodziców, by realizować własną pedagogię w klasie szkolnej w ramach własnego przedmiotu?

Polska szkoła drugiej dekady XXI wieku nadal jest ostoją edukacji zinstytucjonalizowanej, formalnej, behawioralnej, realizowanej w systemie klasowo-lekcyjnym, a więc w warunkach przemocy strukturalnej , symbolicznej i temporalnej. Jedynie wczesna edukacja wyzwoliła się z tych pęt zabezpieczając sobie prawo do częściowego odstąpienia od rygorów i warunków, jakie mają miejsce w kształceniu systematycznym na kolejnych poziomach szkoły.

Nadal trzyma się dzieci w ławkach szkolnych, dzisiaj nieco zmodernizowanych, ale usytuowanych w zamkniętej architektonicznie przestrzeni, w klasach jak w autobusie czy kinie, w rzędach, a więc dla potrzeb frontalnego nauczania. Co z tego, że dzieci mają dywaniki, kąciki, a nawet prawo do wnoszenia do tej przestrzeni własnych pluszaków czy zabawek, skoro nie to jest istotnym warunkiem konstruktywistycznego uczenia się. Nadal dzieci mają działać pod kierunkiem, na polecenie nauczyciela, według narzuconego im standardu zachowań, a więc nie jako istoty aktywnie poznające, ale działające w obszarze statycznie rozumianego poznawania wiedzy.

Proponujemy zatem w gronie uczonych-praktyków-innowatorów książkę, w której każdy nauczyciel znajdzie coś dla siebie. Może będzie to kolejna kropla drążąca głaz fatalnej polityki oświatowej w naszym kraju.