10 maja 2018

Schizoidalność recenzentów


Niestety, mamy w środowisku naukowym recenzentów, którzy przejawiają schizoidalność ewaluacyjną dokonań naukowych habilitantów. Ten przejaw patologii można rozpoznać po zawartości treści recenzji, która - wbrew fundamentalnym błędom autora rozprawy - kończy się pozytywną konkluzją np. Całokształt dorobku dra X uznaję nie tylko za wystarczający, ale spełniający z naddatkiem warunki uzyskania stopnia doktora habilitowanego.

Szczególnie interesująca jest ocena o rzekomym spełnieniu wymagań z naddatkiem, bo w gruncie rzeczy powinna świadczyć o tym, że mamy do czynienia z bezbłędną rozprawą naukową, ba, wykraczającą nawet poza ustawowe wymogi. Tymczasem czytam w tej recenzji sądy explicite:

- podejście do rekonstrukcji poglądów jest przeważnie zaś z relacji z drugiej ręki; ma tu miejsce absurdalność niektórych stanowisk, bowiem trafiają się wypowiedzi nie na temat, albo ewidentnie mylące; ma tu miejsce bezkrytyczne referowanie nieprawdziwych historycznie informacji;

- brak jednak w książce wyraziście krytycznego ustosunkowania się do tych interpretacji. Ich wielka ilość utrudnia czytelnikowi nawet dostrzeżenie poglądu Habilitanta, nienakreślonego dość zdecydowanie;

- autor uwzględnił wielu autorów, chociaż odnosi się wrażenie, że nie wszystkie rozprawy w jednakowym stopniu były warte uwzględniania, i że wskazana byłaby jednak selekcja;

- „zapośredniczone” odniesienia są niewystarczające, zwłaszcza że zawierają uproszczenia, a nawet błędne oceny;

- przy przekładach zbiorowych nie wiemy, kto przełożył konkretny tekst;

- książka „naszpikowana” jest, niekiedy bardzo obszernymi cytatami, co nie nie uprawnia autora monografii do uchylania się od własnej analizy tych podstawowych przecież dla tej problematyki pozycji. Owszem, można zrozumieć, że prezentacja ich zawartości wraz z ustosunkowaniem się do niej pokaźnie rozbudowałaby dzieło, co jednak nie do końca usprawiedliwia ich pominięcie;

- dorobek habilitanta jest bardzo skromny, ubogi, lokalny;

- publikacje to przegląd źródeł i opracowań; zbiór wypisów z lektur, szereg referatów z cudzych opracowań, powielanie tych samych treści, ciąg niedokończonych referatów, bez selekcji i syntezy, mechaniczne referowanie cudzych poglądów;

- Całkowicie nieadekwatna jest metoda analizy źródeł i literatury;

- rozprawę cechuje brak porządku logicznego.

Ciekawą stylistycznie schizoidalnością jest stwierdzenie jednego z recenzentów, że dorobek jest nie tylko erudycyjny, ale zawiera sporo ujęć autorskich i nie nosi cech prostej kompilacji. Recenzenta może razić, mimo autorskich rozważań i ocen, niekiedy nadmierne streszczanie wywodów badaczy obcych, bez wartościujących stwierdzeń własnych. Niestety, jest to częsta przywara polskich pedagogów. Habilitant zbyt często unika własnej refleksji.

Autor rozprawy pominął, niestety, omówienie dorobku polskich badaczy związanego z interesująca go problematyką, toteż w konsekwencji brak jest odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu studia obcych uczonych dopełniają, modyfikują, zmieniają ustalenia rodzimych naukowców. Habilitant zakłada, dość bezzasadnie, iż opracowana przez niego literatura obca jest słabo znana w Polsce.

Inny z kolei recenzent w odniesieniu do tego samego dorobku wykazuje pominięcie wielu szczegółowych kwestii i zbyt ogólnikowe potraktowanie badanych kwestii, podobnie wskazuje na rzadko występujący odautorski komentarz, własną interpretację czy próbę rozstrzygania sporów interpretacyjnych. Ot, autor nie zdecydował się więcej zaoferować siebie. Dorobek nie jest ilościowo imponujący, czy jak stwierdza kolejny afirmator: mimo że nie jest zbyt obfity można uznać za oryginalny, noszący pewne znamiona nowatorstwa.

Nie będę tu przytaczał jednoznacznie negatywnej recenzji, gdyż ujmuje ona powyższe oceny, tyle że nie jest schizoidalna. Trzeba mieć zawyżoną samoocenę, by uważać, że wszystko jest genialne. Nieprawdaż?

A jednak rację mają autorzy tak krytycznie potraktowanych rozpraw przez recenzentów, że skoro oni sami nie posiadają odpowiednich kompetencji do napisania książki, nie nabyli przez tyle lat pracy w uczelni kanonicznego warsztatu, to dlaczego dotyczy to także ich wydawniczego recenzenta? Czyżby miał tylko dyplom? A co może mieć wiecej, skoro nie dostrzegł aż tylu podstawowych błędów? Nieuctwo też ulega reprodukcji.


09 maja 2018

ZWYCIĘŻAJ SAMEGO SIEBIE


Vince teipsum! Zwyciężaj samego siebie! – głosili w starożytności Rzymianie. Podobnie i w Indiach stosowano maksymę inspirującą do podejmowania zmagań z samym sobą. Sądzono bowiem, że tylko ten potrafi dobrze kierować innymi, wychowywać ich, kto posiadł sztukę panowania nad sobą. „Jeżeli jeden człowiek pokona w bitwie tysiąc ludzi, a drugi pokona sam siebie, ten, kto sam siebie pokonał, jest większym zwycięzcą”.

Przywołując dzisiaj ideę przezwyciężania siebie przypomnę, jak pracował nad sobą Andrzej Małkowski - twórca polskiego skautingu, o którym pisze Aleksander Kamiński w książkach „Narodziny dzielności” (Katowice 1958) i „Andrzej Małkowski” (Warszawa 1979). Opowiada w nich o niefortunnej eskapadzie Małkowskiego do Monte Carlo, która przyczyniła się do pogłębionej i bardzo intensywnej jego pracy nad sobą:

„Dochowały się do tego czasu dzienniki, pamiętniki i różne notatki Andrzeja. Oto na przykład, by wzmóc panowanie woli, wyznacza sobie dni milczenia. Jeden lub dwa w tygodniu. Wtedy Andrzej od obudzenia się aż do pory snu, poza najkonieczniejszymi słowami, nie mówi nic. Wszedłszy po powrocie do Lwowa w dawny nurt pracy, jest w ciągu milczącego dnia w nieustannym ruchu – nie otwierając ust. A gdy wieczorem kładzie się do snu, podchodzi z ołówkiem w ręku do niewielkiej kartki papieru wiszącej na ścianie i stawia tam plus lub minus – znaki panowania nad sobą lub słabości.

Coraz częściej też wprowadza inny rodzaj ćwiczenia – głodowanie. Jadłospis głównego dnia wygląda następująco: na śniadanie – dwie szklanki mleka z kromką chleba na obiad – to samo i nic już więcej w ciągu dnia. Dnie głodowania przeplatają się z dniami milczenia. A ponieważ żywiołowa, niespokojna i ciągle ruchliwa natura Andrzeja nie znosi jednostajności i monotonii, pomysłowość jego pracuje nad wynajdywaniem wciąż innych ćwiczeń.

Istnieją pisemne rozkazy wojskowe. Na zbiórkach drużyn skautowych czyta się je również. Małkowski zaczyna przed udaniem się na spoczynek nocny pisać na karteczkach lub dzienniku krótkie rozkazy dla samego siebie na następny dzień. Zawierają one dopiski w związku z ich wykonaniem.

„Rozkaz
Mam wstawać na dzwonek budzący o godzinie 5.30.
Umyć się do pasa w zimnej wodzie.
Modlitwa krótka w kościele.”

Kościół. Trzeba wyzyskać wszystkie środki umożliwiające pracę nad sobą, a kościół ma dwie dźwignie: modlitwę i spowiedź. Toteż niemal każdego dnia notuje Andrzej w pamiętniczku krótkie modlitewne zdanie: „Boże bądź dobry, któryś mnie tyle razy prowadził ponad przepaściami, prowadź mnie nadal”. „Boże dopomóż mi!”.
Tak jak w pracy naukowej i społecznej nie znał Andrzej umiaru ani wytchnienia, tak teraz nie ma dość pracy nad sobą.
Zaczyna więc zadawać sobie ćwiczenia tygodniowe, których wypełnienie kontroluje w specjalnym zeszycie. Oto np. jedna z tabelek:

„Być poważnym i opanowanym
27. I. – plus
28. I. – minus
29. – minus
30. I. – plus?
32. I. - ?
I/II - plus?”

Ileż pracy kosztowała ta powaga i ile żywiołowy temperament nacierpiał się nad nią i namozolił. Raz plus, raz minus. Częściej minus niż plus.
Ale jedno ćwiczenie dziennie to mało. Wprowadza więc Andrzej z biegiem czasu większą liczbę zadań do codziennego wypełniania. Zadania te dochodzą do pięciu – sześciu dziennie. Gimnastyka poranna, potem ani jednej minuty bezczynny. Aby mieć przegląd tych bojów o swój charakter, robi w pamiętnikach miesięczne wykresy zwycięstw i przegranych w pracy nad sobą.

Stroniczki z czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i żółtymi liniami, biegnącymi w górę i w dół, przecinającymi się i plączącymi, migać będą w pamiętnikach przez lata 1912 – 13 – 14 – 15. Albowiem już nigdy nie ustanie Andrzej w pracy nad sobą. Najbardziej uporczywa jest jego walka o coraz wcześniejsze wstawanie. Przemęczony codzienną intensywną pracą i ruchem organizm jest stale spragniony snu. Z każdym jednak tygodniem przybywają nowe roboty do wykonania. Jak je wtłoczyć w zapełniony dzień? Skrócić noc! Ponieważ zaś lepiej pracuje się rano niż wieczorem, trzeba wstawać wcześniej.

Słońce w zimie ukazuje się na niebie około godziny ósmej. Pracujący inteligent wstaje zwykle o siódmej. Małkowski postanawia wstawać o piątej rano. Jest to prawie w środku zimowej nocy. Żadne święta nie powinny być wyjątkiem: W sylwestrową noc 1911 r. Pisze w pamiętniczku: „Jutro wstać o piątej rano”. A następnego noworocznego dnia, 1 stycznia 1912 r. Widzimy notatkę: „Wstałem o szóstej i pół”. Nie udało się! Zmęczony nie słyszał prawdopodobnie dźwięku budzika; Małkowski pisze na karteczce ołówkiem minus. Za to w ciągu następnych trzech dni ćwiczenie się uda. A wtedy jest tyle czasu w ciągu olbrzymiego dnia, że można zrobić przedziwnie wiele”. (A. Kamiński, Andrzej Małkowski, Warszawa: 1989, s.49-61)

Skąd Małkowski czerpał pomysły do pracy nad sobą? Zapewne z prac twórcy ruchu skautowego Roberta Baden Powella. Z zasad skautowego systemu wychowawczego wynikał bowiem obowiązek kształtowania swojego charakteru.

Zastanawiające jest, w jakiej mierze stosowane przez Andrzeja Małkowskiego sposoby opanowania samego siebie, doskonalenia siebie są aktualne wśród dzisiejszych instruktorów harcerskich? Czy jednak wolą dłużej pospać, a kiedy już wstaną, to serfują w sieci, by zaspokoić własne EGO? A może mniej palą i piją, skoro już wolno?

08 maja 2018

Długość protestu zależy od arogancji partii władzy


Kiedy usłyszałem wczoraj wypowiedź posła PiS, że długość protestu zależy od protestujących rodziców osób dorosłych-niepełnosprawnych, a nie od rządu i ustawodawcy, postanowiłem - choć symbolicznie - wyrazić swój sprzeciw wobec arogancji władzy. Tym samym ślę wyrazy poparcia dla tych rodziców, którzy protestują w Sejmie w trosce o własne dzieci. Niedopuszczalną była twitterowa wypowiedź członka Senatu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który strajkujących rodziców wysłałby do więzienia.



Jestem dumny z pięknego aktu solidarności z protestującymi prof. Zbigniewa Izdebskiego - wybitnego uczonego, pedagoga, seksuologa, który przyszedł do jednej ze stacji telewizyjnych z własną córką-dorosłą niepełnosprawną (czterokończynowe porażenie mózgowe). Upomniał się o los niepełnosprawnych Rzecznik Praw Obywatelskich, ale natychmiast "sponiewierał" go sędzia Trybunału Konstytucyjnego, który ogłosił, że go odwoła z tej funkcji. Trwa - nie tylko "twiterrowa - wojna polsko-polska.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak wyjątkową jest rola rodziców, a zarazem zakres ograniczeń ich zawodowej aktywności, by mogli zabezpieczyć podstawowe potrzeby swoich dzieci. Większość rodziców jest skazana na zewnętrzną pomoc. Może dlatego tak niskie jest zainteresowanie tym protestem, z czego skrzętnie korzysta władza. "Niech się zmęczą, niech ich to dotknie, niech żałują, że rozpoczęli swoją akcję, a my, ministrowie, dyrektorzy departamentów, posłowie i doradcy polityczni władzy, nasyceni wykreowanymi przez b. premier premiami, poradzimy sobie, przetrzymamy ich".


Coraz bardziej bolesna staje się propagandowa sieczka wyalienowanych już posłów partii władzy, która zaczyna tracić z każdym dniem moralne racje wypowiadania się w imieniu społeczeństwa i podejmowania szeregu słusznych, ale i niewłaściwych decyzji dla rzekomego Dobra Polaków.


Musimy znowu liczyć na nauczycieli, na tajne nauczanie, czyli realizowanie w ramach oficjalnych struktur kształcenia hidden curriculum. Jak mówili profesorowie komitetów naukowych PAN w czasie wczorajszej konferencji Zespołu Ekspertów Wydziału I PAN - Polska jest coraz bardziej marginalizowana w gronie państw członkowskich Unii Europejskiej. Jesteśmy w niebycie, co powinno zacząć niepokoić Polaków.

Prof. psychologii z Uniwersytetu Warszawskiego - Michał Bilewicz dociekał, czy Polacy są eurosceptykami czy euroentuzjastami? Przytaczał najnowsze badania Eurostatu (z 2017 r.) oraz własne, w świetle których:


- w ostatnich dwóch latach wzrósł odsetek Polaków wskazujących na silne przywiązanie do Unii Europejskiej (11 proc.) i spadek (do 5 proc.) wśród tych, którzy wykazywali jeszcze dwa lata temu silną niechęć;

- nadal jest wysoki odsetek krajan, którzy pozytywnie postrzegają Unię Europejską (50 proc.);

- główne zagrożenia związane z przynależnością Polski do UE Polacy lokują w wygenerowanych przez polityków lekach przed terroryzmem (57 proc.wskazań) i imigracją (53 proc.), mimo braku jakichkolwiek wydarzeń z tym związanych;

- aż 56,5 proc. Polaków poparłoby odmowę przyjęcia uchodźców, gdy groziłaby za nią utrata funduszy z budżetu UE na lata 2021-2027.

Prof. prawa - Robert Grzeszczak wskazywał na pogarszającą się sytuację Polski w UE ze względu właśnie na naruszenie Konstytucji i nieprzestrzeganie praw unijnych. Staliśmy się liderem wśród państw wobec których po raz pierwszy UE podjęła procedury prawne prowadzące do sankcji. Wprawdzie mamy poparcie rządu Węgier, ale jest to w tym przypadku metaforycznie rzecz ujmując - "powoływanie się na gorszego ucznia w klasie". Jak mówił Profesor - Polska jest w drugim kręgu integracji.


Słusznie jednak zwrócił uwagę na to, że Unia Europejska jest jednym z najbardziej niezrozumiałych dla ogółu Polaków systemów ustrojowych. Zawiodła tu edukacja, szeroko pojmowana oświata dorosłych. Nawet w sytuacji kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego dyskutujemy o wewnętrznych sprawach kraju, a nie potrafimy wyjaśnić kierunków polityki potencjalnych europosłów.

Zdaniem R. Grzeszczaka - jeżeli nasze władze popełniają błędy, to nie kwestionujemy bytu państwa, tymczasem w przypadku popełnianych błędów także przez unijnych parlamentarzystów, ulegamy propagandzie antyunijnej kwestionując własną przynależność do tego bloku państw. Globalizacja jest wszechobecna, toteż jeśli nawet jakaś formacja chce doprowadzić do wyjścia Polski z UE musi mieć świadomość, że nie zyskamy w ten sposób suwerenności, bo będziemy musieli wejść w inną strukturę globalną. Jaką? - pytał profesor prawa. Żadne państwo nie jest suwerenne, ale i autonomia nie jest nieograniczona.

Profesor Dorota Praszałowicz rozbijała mit o rzekomo negatywnych skutkach emigracji Polaków do innych krajów. Nie jest uzasadniona panika moralna w tym względzie, gdyż emigracje nie są nieszczęściem. Wprost odwrotnie, najczęściej są one powodowane motywacjami natury ekonomicznej, a tej nikomu na świecie nie udało się powstrzymać. Całe szczęście, że ludzie mają dokąd emigrować z możliwością powrotu do własnej ojczyzny. Zmieniają się też wzory emigracji, toteż czas przerwać propagandowo narzucany im negatywny charakter.

Profesor socjologii Andrzej Rychard mówił o tym, że być może paradoksalnie brak alternatywy dla Polexitu (w odróżnieniu od silnej gospodarczo Wielkiej Brytanii) jest naszą szansą na pozostanie w Unii Europejskiej. Młode pokolenie Polaków nie wyobraża sobie znalezienie się na peryferiach naszego kontynentu. To, co nam grozi, to odsuwanie się państw przewodzących w UE od Polski.


Jeżeli zatem uda się rządzącym wmówić Polakom, że negatywne sankcje UE wobec Polski są skutkiem unijnych problemów, a nie przyczyną polityki krajowej, to może się to dla nas źle skończyć. Socjolog zwrócił także uwagę na to, że to, co miało być najsilniejszą stroną naszego państwa, a więc instytucje, nowa formacja rządząca mogła zdelegitymizować w ciągu nocnego posiedzenia Sejmu. Paradoksalnie, najsilniejszym okazało się społeczeństwo obywatelskie, kiedy przyszło do wyrażenia opinii na temat zachodzących w kraju zmian.

Kolejny ekspert, ekonomista prof. Andrzej Wojtyna skupił się na zagrożeniach członkostwa Polski w Unii, wśród których odnotował:

- pytanie: Jak można było sprzedać w czasie wyborów mit Polski w ruinie? Czyżby rodacy nie widzieli, co zmieniło się przez te ponad dwanaście lat w naszym kraju dzięki skorzystaniu ze środków unijnych na radykalną zmianę m.in. infrastruktury, rolnictwa, informatyzacji itd.?

- ryzyko oligarchizacji w strukturach władzy i jej elektoratu.

Konieczny jest zatem powrót do szerszych ram, jakie miały miejsce na początku transformacji ustrojowej. Wydawało się, że jest to proces nieodwracalny, bo nie spodziewano się, że może dojść do odwrotu od demokracji. Mamy autorytarny liberalizm, w wyniku którego strategia wyprowadzenia Polski z UE może stać się faktem. Rozmontowujemy model kapitalizmu przyjmując jakieś patchworkowe rozwiązania, które są dalekie od modelu kapitalizmu kontynentalnego.

Raz jeszcze odsyłam do Raportu Zespołu Ekspertów PAN pod kierunkiem prof. Jerzego Wilkina.