22 grudnia 2017

Bierzmy w swoje dłonie światło nadziei, miłości i pojednania


Z takimi życzeniami przyjechali do mnie instruktorzy ZHP a zarazem naukowcy UKW i UŚl.

"Wpatrzeni w blask Betlejemskiego Światła Pokoju
otwierajmy nasze drzwi
i nie odwracajmy naszych dłoni
od drugiego człowieka"


Święta Bożego Narodzenia mają swój wyjątkowy urok, dar Bożej łaskawości, pokoju i miłości, łączenia ludzi wbrew tym, którzy nas dzielą. Jak napisał w swoich życzeniach ks. Jan Niewęgłowski - "Małe Dzieciątko złożone w ubogim żłobie jest odpowiedzią na najważniejsze pytania naszego istnienia: Kim jestem? Do czego jestem wezwany? Szukanie tej odpowiedzi na drogach Adwentu i odnalezienie jej razem z pasterzami i mędrcami w Słowie, które stało się Ciałem jest największą radością Bożego Narodzenia".

Niech ta radość otwiera nasze serca na Boga, wspólnotę i miłość.

Szczególna symbolika gwiazdy betlejemskiej, żłóbka, rorat i Pasterki, wieczerza wigilijna w uświęconej przestrzeni rodzinnego domu - wszystko to niewątpliwie służy nawiązaniu kontaktu z Tym, Który Jest i odbudowaniu więzi międzyludzkich.

W czasie głębokiej refleksji o sprawach ważnych dla każdego z nas, w okresie wyhamowywania biegu wydarzeń, by można było zastanowić się nad tym, co minione, rozważyć potencjalność, jaką przyniesie jutro i umocnić naszą miłości do tych, których kochamy najbardziej, mając ich zawsze blisko siebie, warto pochylić się nad każdym, dokonanym przez nas czynem, nad dobrem i słabościami. Z dokonanego odkrycia i zadumy warto wyłonić to, co może nam przynieść pokój i radość, prawdę i miłość.

Życzę Czytelnikom bloga, by nastrój wieczoru wigilijnego sprzyjał rodzinnym spotkaniom, refleksjom i pojednaniom, a Nowy Rok - 2018 obfitował w spokój, pozytywne emocje i zdrowie.

21 grudnia 2017

Coraz gorszy poziom habilitacji


Każdy uczony jest odpowiedzialny za rzetelność, uczciwość i wysoką jakość własnego dorobku naukowego. Kiedy ubiega się o stopień doktora habilitowanego, prawda wychodzi na jaw. Nie ma miesiąca, by nie doświadczać żenującego poziomu publikacji niektórych nauczycieli akademickich, którzy uważają, że skoro procedura jest bez ich udziału, to nie muszą wstydzić się za to, co przedkładają komisji habilitacyjnej. Wychodzą zapewne z założenia - NIECH SIĘ WSTYDZI TEN, KTO WIDZI.

Marek Wroński publikował na łamach "Forum Akademickiego" artykuły w cyklu "Z archiwum nieuczciwość naukowej", ale chyba zaszła dobra zmiana, bo w wersji on-line nie widzę już od dwóch miesięcy ani jednego. Czyżby poprawiła się sytuacja etyczna i naukowa w środowiskach akademickich? Wprost odwrotnie. Niezależnie od tego, czy i ile piszemy o patologii w częściowo zdemoralizowanym już środowisku akademickim, tym zakres dewiacji nie ulega zmniejszeniu, ale narasta. Być może jest tak, że od dawien dawna był taki jej poziom, tylko nie było odważnych, którzy podejmowaliby te kwestie w przestrzeni publicznej. Uczelnie nadal są instytucjami, w których większa część kadr uzurpuje sobie prawo do nic nierobienia. Ich przełożeni "zamiatają sprawę pod dywan".

Od lat rejestrujemy zanik uniwersyteckiego etosu, także wśród tych, którzy piszą artykuły na ten temat, bo sądzą, że światło prawdy ich nie obejmie. Przytaczam zatem wybrane opinie recenzentów na temat niektórych wniosków habilitacyjnych i profesorskich, z których część została, niestety, zaakceptowana przez jednostki uczelniane. Jak w 2019 r. powstanie Rada Doskonałości Naukowej i wreszcie rząd zatroszczy się o kadry administracyjno-prawnicze w tym organie, to być może nastąpi konieczna weryfikacja już nadanych stopni naukowych.

Oto przykłady z ostatnich lat:

Socjologia - istotne uchybienia warsztatowe, tylko jeden artykuł w punktowanym czasopiśmie naukowym (wykaz B). Recenzent w komisji habilitacyjnej wskazał na plagiat, toteż sprawę przekazano do uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Ta zaś powołała się na chińskiego badacza, którego zdaniem, jeżeli ktoś wykorzystuje cudze teksty, to znaczy, że zasługuje na nagrodę, a nie karę, gdyż w ten sposób upowszechnia i rozsławia myśl innego mędrca.

Nieuprawnione zapożyczenia być może są następstwem nieświadomego przyjęcia czyjejś myśli. W uzasadnieniu komisja dyscyplinarna stwierdza, że wprawdzie ma miejsce w książce tej osoby zbyt rzadkie odwoływanie się do publikacji X-a, co jest niewątpliwie uchybieniem, ale tego typu naruszenie nie jest plagiatem, tylko brakiem kurtuazji.


A oto fragment z recenzji wskazujący na to, że powołana w jednym z uniwersytetów komisja do sprawdzenia, czy habilitant popełnił plagiat, tak oto uzasadniła przymknięcie na tę kradzież oka:


Nauki filologiczne:

- część pracy jest niespójna, bez logicznego układu treści; rozprawy mają publicystyczny charakter, autor jest niekompetentny językowo. Odnotowuje się brak poprawności filologicznej i potoczność języka. Zdumiewająca jest niestaranność redagowania przypisów i bibliografii.

- przedłożona rozprawa habilitacyjna jest autoplagiatem, bowiem autor wydał kilka lat temu poprzednią monografię, która została odrzucona w postępowaniu habilitacyjnym, a teraz opublikował ją pod nieco zmienionym tytułem. Zawartość tożsamej treści z poprzedniej książki wynosi 90%. Nawet nie poprawił błędów merytorycznych z pierwszej edycji.

- Rozprawa habilitacyjna zawiera ryzykownie wątłą podstawę do ubiegania się o awans. Autor przyznaje w autoreferacie, że reprezentuje inną dyscyplinę naukową niż ta, w której ubiega się o stopień naukowy. Wcale mu to nie przeszkadza.


Historia:

- dorobek kandydata jest średnio obfity, jego rozprawa nie może stanowić ukoronowania dorobku naukowego, ale recenzent wyraża ciepłe uznanie dla pasji badacza; Jego prace mają kronikarski charakter, pełne faktografii; są jednak pozbawione analizy naukowej.

- kandydat nie ma naukowych dokonań badawczych, jego praca nie spełnia kryteriów pracy naukowej, to czyste popularyzatorstwo. Ceniony jest za pożyteczne oświatowo inicjatywy. Dorobek jest skromny.

- aż trzech recenzentów w tym postępowaniu było powiązanych z kandydatem do tytułu. Nie należy on do wybitnych naukowców, gdyż cechuje go mała aktywność badawcza. Trzeba jednak stwierdzić, że ma skromny dorobek, za to współpracuje z zagranicznymi naukowcami.

- po habilitacji wydał o połowę mniej rozpraw, niż przed, w tym jedną książkę opublikował wspólnie ze swoją doktorantką. Ma kilka haseł encyklopedycznych, recenzji i jedną rozprawę monograficzną.


Nauki o polityce:

- dorobek kandydata ma charakter publicystyczny. Dużo publikuje w prasie i czasopismach społeczno-politycznych, ale ma mało badań naukowych.

Tak kręci się świat pseudonauki. Współpraca z Wietnamem tego nie uzdrowi.

20 grudnia 2017

Amant na uniwersytecie



Jak zobaczyłem powyższe ogłoszenie, to przypomniała mi się piosenka w wykonaniu Danuty Rinn, która proroczo śpiewała przed laty:

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy? - Jeee!...



Do czego to już doszło, żeby jakiś sfrustrowany mężczyzna wywieszał codziennie na uniwersytecie ogłoszenie o powyższej treści. Chyba studentki pedagogiki nie postrzegają tego typu zaproszenia jako wartościowe, skoro jest ono ponawiane. A może znalazły się takie, które skorzystały z możliwości zawarcia znajomości i szybko ją zerwały w wyniku rozczarowania? Tak czy siak, nie wiemy, czy poszukujący studentki ma problemy z sobą i wymaga z tego powodu otoczenia go pomocą psychologiczną?

Chyba pop-psychologiczna literatura jest dla niego za droga, by się w nią zaopatrzyć, albo za "mądra", gdyż nie potrafi jej czytać ze zrozumieniem? Mógłby przecież udać się do biblioteki publicznej i wypożyczyć sobie kicz z zakresu psychologii rozwoju osobistego. Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Tak samo szybko wpada do głowy, jak z niej wypada, a zawarte w niej recepty doskonale zaśmiecają zniewolony umysł.

Widać z formy ogłoszenia, że poszukiwacz posługuje się klawiaturą PC i drukarką, a nawet posiada własny adres elektroniczny, który podaje w każdym ze swoich ogłoszeń (tu zamazany).


Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Może ów amant spragniony kontaktów ze studentką pedagogiki odwiedzi którąś w Wigilię z nadzieją, że będzie nań czekało wolne miejsce przy stole?