18 września 2017

Jak nie pisać prac naukowych


O pułapkach metodologicznych w badaniach nad edukacją debatowali uczestnicy ubiegłorocznej XXX Letniej Szkole Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. W tym roku miało miejsce dopełnienie powyższej problematyki, bowiem profesorowie-wykładowcy dzielili się z młodymi akademikami wiedzą z zakresu naukoznawstwa, metodologii badań i zasad ich oceniania czy recenzowania. Wyrazy szczególnego uznania należą się dziekanowi Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego - prof. dr. hab. Stanisławowi Juszczykowi, który w nieprawdopodobnie krótkim czasie wydał monografię z tekstami ubiegłorocznych wykładów właśnie na temat tego, jak radzić sobie z pułapkami epistemologicznymi i metodologicznymi w badaniach nad edukacją. Polecam tę rozprawę każdemu, komu zależy na doskonaleniu własnego warsztatu badawczego.

W czasie tegorocznej SZKOŁY miały miejsce równie ciekawe, a z innej perspektywy ujęcia wiedzy o poszukiwaniu źródeł, konceptualizowaniu projektów badawczych, roli języka i kompetencji metodycznych. Zaczęliśmy jednak od ostrzeżeń, a więc od PLAGIATÓW I NIEUCZCIWOŚCI AKADEMICKIEJ jako plagi toczącej środowiska akademickie nie tylko w Polsce. Mówił o tym dr hab. nauk medycznych Marek Wroński - anestezjolog neuroonkologiczny, a zarazem redaktor miesięcznika "Forum Akademickiego". W jego archiwum jest kilka tysięcy przypadków kłamstwa naukowego z całego świata, w tym najwięcej przypadków plagiatów.

Pan M. Wroński otrzymuje z kraju 3-4 doniesienia tygodniowo na temat nierzetelności naukowej. Przytoczę najważniejsze tezy z jego wystąpienia:

Środowisko akademickie jest tak silnie zdemoralizowane w naszym kraju, że zachodzi zjawisko dezindywiduacji. Ludzie odwracają głowy, udają, że nie wiedzą, bo nie chcą się tym zajmować nawet wtedy, kiedy są w stu procentach pewni, że rozpoznali plagiat. Występują też różnego rodzaju zapory polityczne, administracyjne i naukowe przed walką z nieuczciwością. Rzecz dotyczy najczęściej plagiatu tekstu lub plagiatu, fabrykacją czy fałszowaniu danych i wyników. Ma miejsce selektywne raportowanie rzekomych osiągnięć badawczych.
Są profesorowie, którzy dopisują się do artykułów, w których nie ma ani jednego ich zdania wprowadzając czytelników w błąd w autorstwie. są osoby z nauk medycznych, które nigdy, niczego same nie napisały. Ubolewał M. Wroński nad podawaniem przez wielu autorów nieprawdziwych kwalifikacji naukowych, informacjami o nieprawdziwych stażach naukowych, fałszywymi dyplomami itp.

Była mowa o różnych rodzajach plagiatów: ze względu na zakres obejmujących całą pracę lub fragment czyjegoś dzieła; ze względu na autorstwo - plagiat jawny (podpisany własnym nazwiskiem), niejawny (wymazanie nazwiska współautora). Są plagiaty z cytatu, przekształcające czyjś tekst, ale bez odwołania do jego autora; plagiaty z bibliografii, tabel, schematów, grafik itp.

Zdaniem M. Wrońskiego powodem plagiaryzmu jest najczęściej lenistwo, brak systematyczności w pracy, konieczność oddania utworu na ostatnią chwilę; brak asertywności wobec przełożonego, brak zdolności czy wreszcie nadmiar ambicji w wyniku nieadekwatnej samooceny. Są wśród nas bandyci naukowi (5-10%), którzy biorą czyjeś teksty z całą świadomością, że albo nieuczciwość się nie wyda, albo ochroni ich przed oskarżeniem prestiż społeczny. Brakuje też młodym uczonym praktycznej wiedzy o tym, jak parafrazować teksty. Trzeba uczyć ludzi, jak się transponuje cudze teksty do własnego dzieła.
Nie iść na łatwiznę, bo wcześniej czy później i tak złapią takiego oszusta. W okresie ścigania naukowych przestępców M. Wroński odnotował odebranie stopnia naukowego: doktora - 27 przypadków; habilitacji - 5 i tytułu naukowego profesora -2. To jest kropla w morzu realiów. wiemy o tym, jak niektórzy rektorzy szkół prywatnych uciekli przed mieczem sprawiedliwości, wykorzystując triki prawnicze, rodzinne wsparcie w NSA czy zabezpieczając się stopniami na Słowacji.
Skandale naukowe były są i będą, toteż Marek Wroński apelował do młodych, by nie tolerowali nierzetelności naukowej, bo prowadzi to do erozji nauki. Najzdolniejsi uciekają z kraju, zaś gorsi wypierają lepszych. Załamuje się w ten sposób prawidłowa selekcja awansu naukowego.
Wykładowca uważał, że przy MNiSW powinno powstać odrębne biuro do ścigania nieuczciwości akademickiej.


17 września 2017

Wyzwania i postęp w dziecięcej partycypacji


(fot. Okulary Janusza Korczaka)

W piątek zakończyły swoje obrady III Międzynarodowy Kongres Praw Dziecka i VIII Międzynarodowa Konferencja Korczakowska, w czasie których wysłuchaliśmy ważnego referatu na temat możliwego włączania dzieci i młodzieży do procedur i mechanizmów bezpośredniej demokracji. Organizatorem był: Rzecznik Praw Dziecka i Międzynarodowe Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka, a partnerami: Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej oraz Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Przybyli z całego świata na to wydarzenie upamiętnili przy okazji działalność na rzecz dzieci polskiego ruchu praw dziecka oraz 75-lecie ostatniej drogi Janusza Korczaka, Stefy Wilczyńskiej i dzieci z Domu Sierot.

Inaugurując obrady wskazałem na cztery typy relacji między dorosłymi a dziećmi, które sprawiają, że albo one mają prawo do swoich praw, albo nie lub je nadużywają wobec innych. Do tego referatu powrócę w innym momencie.
Obrady toczyły się w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, gdzie w auli zostało wystawione dzieło artystyczne Dominiki Lewandowicz będące mapą Polski z podziałem na dziewięć okresów życia jednego z najwybitniejszych w dziejach światowej humanistyki pedagogów i lekarzy - Janusza Korczaka.

Jak mówił Marek Michalak - Rzecznik Praw Dziecka: Chcemy na wspomnieniach budować dzisiaj i planować jutro, które ma być bezpieczne. Rzecznik uroczyście przekazał poszczególne części dzieła zaproszonym gościom, by z nimi rozjechały się po świecie i przypominały zarówno o Korczaku i jego myśli pedagogicznej, jak i Kongresie. Fragmenty Polski Korczaka zabrali ze sobą Marta Santos Pais – do siedziby ONZ, RPD prowincji Ontario Irvin Elman do Kanady, Batia Gilad do Izraela.

Przywołam w syntetycznym skrócie referat Gerison Lansdowne z Wielkiej Brytanii na temat „Wyzwań i postępu w dziecięcej partycypacji”.

Rolą pokolenia dorosłych jest umożliwianie dzieciom partycypowania w sprawach, które dotyczą ich życia, w tym własnego rozwoju, zabawy, edukacji i aktywności (pro-)zawodowej. Przypomnę w tym miejscu, żeby nie było wątpliwości, że w świetle międzynarodowego prawa - dzieckiem jest osoba od poczęcia do 18 roku życia.

Na pytanie - Czym jest partycypacja? - odpowiedziała przewodnicząca Europejskiej Agendy Ds. Praw Dzieci - Partycypacja, to coś więcej niż tylko branie w czymś udziału. Konieczne jest tu prawo dzieci do wyrażania własnych poglądów. One powinny być wysłuchiwane. Art. 12 Międzynarodowej Konwencji o Prawach Dziecka dotyczy właśnie ich prawa do wypowiadania się w sprawach, które dotyczą życia osób niepełnoletnich, ich szeroko pojmowanej aktywności oraz współkształtowania makroprzestrzeni codziennego życia. Partycypacja jest pochodną poszanowania godności dziecka.

Ponad 200 instytucji w 70 krajach świata zajmuje się prawami dziecka, w wielu z nich zostały one wpisane do konstytucji, ustaw. Są państwa, w których dzieci włącza się do bieżącej polityki lokalnej, regionalnej oraz krajowej. Co sprzyja partycypacji dzieci? Wszystko to, co muszą im zapewnić dorośli, a mianowicie powinni oni:

1. upowszechniać normy społeczne. Nie jest właściwe przeświadczenie, że dzieci nie powinny wtrącać się polityki.

2. tworzyć środowisko, w którym dzieci mają uprawnienia,

3. informować je o prawach,

4. tworzyć miejsca, w których dzieci będą mogły wypowiadać się na temat własnych spraw. One muszą mieć prawo do mówienia, a dorośli powinni nauczyć się je słuchać.

5. gwarantować dzieciom konsultacje, także w sferze kluczowych dla nich usług.

Partnerstwo z dziećmi jest właśnie po to, by dać im siłę. Spójrzmy na dziecko jako siłę sprawczą zmieniającą także społeczeństwo. Partycypacja inicjowana przez dzieci znajduje swoje różne rozwiązania, formy, metody i środki. Coraz aktywniejsze stają się ruchy aktywizacji mniejszości czy osób niepełnosprawnych, a to ma implikacje dla poznawania, rozumienia, przestrzegania oraz poszanowania praw dziecka. Każdy z nas bowiem był dzieckiem, miał dzieciństwo. Status dziecka nie jest taki sam jak dorosłego, ale w niczym to nie przeszkadza, by znaleźć odpowiednie sposoby jego zrównoważenia w sensie ontologicznym.

Niebezpieczeństwem tak rozumianej partycypacji jest wprowadzanie dzieci w świat milczenia, ciszy, niedostępności dla nich wiedzy o ich prawach. Nie można nie udzielać dzieciom głosu. Zbyt wiele dzieci doznaje na świecie krzywd, a dorośli milczą, chowają sprawców zamiatając sprawę pod dywan. Ucisza się dzieci, by nie mówiły o swoich oprawcach. Nie każde dziecko na świecie zna swoje prawa. Należy zatem upowszechniać je tak wśród nich, jak i wśród dorosłych, a nawet szkolić tych ostatnich w rozpoznawaniu sygnałów, komunikatów, za pośrednictwem których dzieci przekazują światu swój ból, tragedię czy nadużycie wobec nich.


W pełni zgadzam się z tezami Gerison Lansdowne. Musi dojść do zmian w społeczeństwach demokratycznych, jak i autokratycznych, totalitarnych, by dzieci nie były narzędziem, przedmiotem, obiektem patologicznych i przestępczych aktów wrogości wobec nich. Wiek XXI powinien zatem być WIEKIEM PARTYCYPACJI DZIECIĘCEJ. Zorganizowanie Kongresu i Konferencji w Warszawie było wielkim wydarzeniem w skali świata, za którego organizację należą się wyrazy uznania dla organizatorów - Rzecznika Praw Dziecka - Marka Michalaka, którego wystąpienia oraz przygotowana i wydana przez Biuro RPD nowa edycja najpiękniejszych esejów Janusza Korczaka - "Momenty wychowawcze", "Jak kochać dziecko: i "Prawo Dziecka do szacunku" stały się kolejną kroplą, która niszczy skałę ludzkiej podłości wobec bezbronnych dzieci.

To działacze, wolontariusze, naukowcy, pedagodzy, nauczyciele, księża i siostry zakonne, a także nieliczni politycy z całego świata (z wyłączeniem przedstawicieli polskiego rządu i Prezydenta III RP) przybyli do Warszawy, do miasta Starego Doktora, by właśnie tu doświadczyć mistyki i wielkości humanum oraz poszerzać wspólnotę homo amans.

16 września 2017

Ściąga(-nie) tylko na giełdzie


Mamy w uniwersytecie system antyplagiatowy. Podoba mi się, bo weryfikacja trwa bardzo krótko. W ciągu kilkudziesięciu sekund otrzymuję raport ogólny i bardzo szczegółowy na temat tego, czy moi studenci nie popełnili grzechu kradzieży. Dzisiaj szczególnie musimy uważać na te grzeszki, bo w polityce staje się to chlebem powszednim. Wprawdzie nie dla wszystkich polityków, także tych z rządu, gdyż o grzechach niektórych dowiemy się, jak zostaną przez naród odklejeni od przysłowiowych stołków.

Podobnie jest z akademicką młodzieżą. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeśli nawet teraz taki czy inny antyplagiatowy system nie wykryje nieuczciwości, to za jakiś czas będzie znacznie lepszy, udoskonalony i wówczas może pojawić się problem odsłony bolesnej prawdy. Właśnie jedna z absolwentek UMCS w Lublinie została oskarżona o plagiat w swojej pracy magisterskiej. Uczyniła to "profesjonalnie", skoro studiowała na lingwistyce stosowanej. Nauki stosowane są od tego, by je aplikować w życiu. Szkoda, że na użytek nieprawdy.

Korzystam z systemu, w którym zostały utworzone konta dla wszystkich nauczycieli akademickich. Mam zatem przy okazji bazę wszystkich sprawdzonych dotychczas prac dyplomowych moich podopiecznych. Po wprowadzeniu tekstu do systemu następuje sprawdzenie w nim pracy, a następnie pojawia się statystyka dokumentu, w tym wyliczenie liczby identycznych fraz (ciąg co najmniej 7 wyrazów) dla danej pary dokumentów.

Moim zadaniem jest zinterpretowanie skali podobieństwa tekstów, które wraz z elektronicznym adresem dostępu do nich, muszę za każdym razem sprawdzić pod kątem tego, z jakim rodzajem powtórzenia (tożsamości fraz) mam do czynienia. Tekst powtórzony/zapożyczony jest zaznaczony na kolorowo, toteż powinienem sprawdzić jego treść oraz to, czy jest on w rozprawie dyplomowej oznaczony jako cytat, czy jako przypis. Wysoka wartość procentowego rozmiaru wspólnej części nie przesądza czy praca jest plagiatem, natomiast wskazuje, że nie jest samodzielna. Wskaźnik zlicza wszelkie treści identyczne, np. poprawnie oznaczone cytowania, pozycje bibliograficzne itp.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jedna z moich studentek zaczerpnęła coś z portalu "e-ściąga", do którego nie mam dostępu. Nie mogę zatem sprawdzić, z jakiego skorzystała tekstu, bowiem wyświetla mi się komunikat: Ta domena jest dostępna na sprzedaż na giełdzie . Jak bym ją wykupił za 2583.00 PLN z VAT, to miałbym dostęp do zamieszczonych w niej tekstów, a może jeszcze na tym bym zarobił? Nie kupię. Pracy też nie sprawdzę, bo system antyplagiatowy jest tu także bezradny.