13 maja 2017

Kto pisze prace dyplomowe?

Może tak zatroskane o prawo i sprawiedliwość władze "DOBREJ ZMIANY" w Polsce zainteresują się wreszcie firmami "czarnego biznesu akademickiego", które oferują pisanie prac dyplomowych, doktorskich, a nawet habilitacyjnych. Nie mam zamiaru bawić się w tropiciela, policjanta, prokuratora i sędziego zastanawiając się nad tym, czy przedkładany mi przez studenta tekst jest jego autorstwa czy też jakiegoś pisarczyka, któremu wydaje się, że może i potrafi.

Rozumiem, że są studenci, którzy nie mogą i nie potrafią czytać (dużo i ze zrozumieniem) oraz pisać (dużo, sensownie i poprawnie), bo albo wcześniej skorzystali z amnestii Romana Giertycha, albo są w większości półanalfabetami po polskim systemie wytrzebienia sztuki czytania i pisania. W wydziałowej bibliotece uniwersyteckiej zionie w ciągu roku pustką. Studenci chętnie posiedzą w barku, wyskoczą do pobliskiego hipermarketu, niż mieliby wolną godzinę czy dwie bezinteresownie spędzić w bibliotece czy chociażby przejrzeć najnowsze wydania czasopism naukowych. Po co? Nikt im przecież tego nie zadał. Jakoś to będzie.

Właśnie do większości studentów kieruje swoje oferty "czarny biznes akademicki" prezentując się jako rzekomo profesjonalny, bo jego twórcy przekonują w swoich reklamach, że piszą prace na zamówienie klientów, a nie dla innych serwisów. Ciężko pracują od rana do nocy, żeby polska młodzież mogła w tym czasie bawić się lub pracować, leniuchować lub zarabiać na nich stając się klasą próżniaczą. Utajnieni pracownicy firm nie zajmują się pisaniem prac po godzinach, ale piszą je od wielu, wielu lat, specjalizując się w przepisywaniu z dużych kartek na małe. Jak zachęcają - cytuję (pisownia oryginalna):

Nie musi być to od razu stustronnicowa praca magisterska, piszemy również krótsze prace. Kiedyś pisało się długie prace, bywało, że prace magisterskie liczyły po ponad 200 stron. Dzisiaj od tak obszernych prac się odchodzi, czasy się zmieniają, nikt nie chce czytać takich elaboratów, promotorzy, recenzenci zwyczajnie nie mają na to czasu..

Jeśli to jest wskaźnikiem profesjonalizmu, to rzeczywiście czas z tym skończyć. Oczywiście, przerwać to pasmo sukcesów ekonomicznych mogą nauczyciele akademiccy, ale pod warunkiem, że będą pracować w godziwych warunkach i za godziwą płacę. Tak, jak ma to miejsce w krajach Europy Zachodniej, a nie w sproletaryzowanym szkolnictwie wyższym postsocjalistycznych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Politycy nadal uważają, że nie ma sensu wpompowywanie większych środków w szkolnictwo wyższe, bo ... lepiej, żeby było ono "niższe", a tym samym - mniej kosztowne.

Jednostki nie zatrudniają młodych kadr, bo nie mają na to środków, a przecież już oswoiły się z tym, że wykłady prowadzi się dla 300-500 osobowych zbiorowości, by było tanio. Niby dlaczego wykład miałbym prowadzić dla 20 osób? Nauki społeczne to nie nauki o sztuce, więc nie ma potrzeby kształtowania profesjonalnej i kulturowej osobowości przyszłych psychologów, socjologów, polityków czy pedagogów. Im bardziej studenci są pozbawieni egzekwowania od nich kultury osobistej, w tym jakże kluczowej do pracy z ludźmi kulturowej formacji osobowościowej, moralnej, profesjonalnej, tym lepiej jest dla uwolnienia ich własnych sumień od odpowiedzialności za jakość i skutki własnych działań w zawodzie.

Proszę bardzo, firma przygotuje, napisze za nich pracę licencjacką, magisterską, a ponoć i doktorską z prawa i administracji, psychologii i antropologii kulturowej, bankowości i ubezpieczenia, pedagogiki i socjologii, ekonomii i rachunkowości, hotelarstwa i turystyki, marketingu i reklamy, europeistyki i politologii, zarządzania i logistyki, itp., itd. "Fachowcy" piszą prace od kilkunastu już lat, toteż mają już wypromowanych tysiące klientów. W tak zwanych gorących okresach (styczeń, kwiecień-maj, wrzesień) otrzymują setki zapytań dziennie zawierając dziesiątki umów dziennie.

Co zatem robią stacjonarni studenci? Nie chodzą na wykłady, nie czytają z własnej woli książek i czasopism, nie śledzą rozwoju własnej dyscypliny naukowej i zawodowej, nie uczestniczą w konferencjach własnych jednostek akademickich, nie pracują w kołach naukowych, nie prowadzą własnej aktywności prospołecznej, nie..., nie..., . Owszem, są jednostki świadome tego, po co podjęły się studiów, wiedzą, czego chcą i robią wszystko, by rzetelnie wywiązać się z założonych zadań i celów. Jednostki. Społeczeństwo ma być ponoć społeczeństwem wiedzy, informacyjnym, a nawet innowacyjnym.

Jak wielu zdolnych ludzi marnuje się w takich firmach. Mogliby napisać dla siebie pracę doktorską, ale... wówczas nie mieliby środków do utrzymania się przy życiu. Etatów w uczelniach i instytutach badawczych brak. Koło się zamyka.


12 maja 2017

Zielone szkoły jak survival


Potrzebujemy jeszcze wiele lat, by w Polsce zaczęły obowiązywać standardy etyczne w biznesie dla dzieci i młodzieży szkolnej. Niestety, ale są w naszym kraju ośrodki, które oferują szkołom rzekomo znakomite warunki do prowadzenia zajęć w czasie roku szkolnego w ramach tzw. "zielonych szkół", ale nie wywiązują się z deklaracji zawartych w informatorach dla rodziców.

Nie wiem, kto na tym robi biznes, a więc kto jest nieuczciwy, nierzetelny, bo nieadekwatny do zobowiązań przekazywanych rodzicom dzieci? Rzecz dotyczy wyjazdu dzieci z jednej ze szkół podstawowych w centrum Polski do ośrodka wczasowego na południu kraju, zaszytego w lesie, nad jeziorem, w którym miały być dla dzieci pokoje 2-3 osobowe z łazienkami.

Tymczasem, po pokonaniu ponad 300 km trasy autokarem, dzieci zastały wilgotne, nienagrzane domki (temperatura nocą spada tam do 12 st. a nawet poniżej) a pokoje są sześcioosobowe, w których nie ma miejsca na rozpakowanie własnych rzeczy, a nawet swobodnego przejścia między łóżkami. Jedno oczko toaletowe jest na dwa sześcioosobowe pokoje. Za trwający 4 doby "luksus" rodzice zapłacili prawie 800 zł. Kaloryfery grzeją tak, że dzieci trzęsą się z zimna. Łazienka brudna, mała i niedostosowana do tak licznych grup wciśniętych do dwóch pomieszczeń.

Jaka jest reakcja opiekunów na telefoniczne skargi dzieci do rodziców? Jest ciepło, nie marudzić. Trzeba było telefonicznej interwencji rodziców u dyrekcji ośrodka, żeby właściciel łaskawie stawił się na miejscu i zwiększył ogrzewania w pokojach. Nie wiedział, że na południu kraju temperatura spadła do zimowego poziomu? Opiekun dzieci nie mógł sam udać się z reklamacją do właściciela, tam, na miejscu, tylko musiał wmawiać dzieciom, że jest ciepło, i koniec, nie ma o czym dyskutować?


Rodzice powinni złożyć reklamację do Biura Turystycznego o zwrot części poniesionych kosztów. Czas skończyć z żerowaniem na dzieciach tylko dlatego, że zbyt daleka jest ich droga powrotna do domu i znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Dzieci powinny uczyć się uczciwości dorosłych, a nie doświadczać ich cwaniactwa lub wygodnictwa. Czas skończyć z tezą, że "dzieci i ryby głosu nie mają". Ten głos mają rodzice i powinni mieć w ich imieniu nauczyciele. Jeżeli jadą na "zieloną szkołę", by wypocząć, to chyba coś jest nie tak z ich powołaniem.

"Zielona szkoła" z definicji i programu, który otrzymali rodzice przed wyjazdem dzieci, jest "szkołą przetrwania". Tego nie podważam, bo w końcu wiedzieli, na co się zgadzają. Program rzeczywiście jest ciekawy, atrakcyjny i w jakiejś mierze "harcerski". Zaplanowano wyprawy w góry, gry terenowe, strzelanie z łuku, dyskoteki, konkursy itd. Bardzo mi się to podoba, bo dzięki takiej "zielonej szkole" dzieciaki mają trochę "twardego" życia, wysiłku, przygód.

Kiedy pisałem o tej historii media informowały, że w północno-wschodniej części kraju w jednym z ośrodków wczasowych, w którym zakwaterowano "zieloną szkołę" zatruło się tlenkiem węgla 19 dzieci. Na szczęście straż przyjechała w porę, ugasiła tlący się w kominie budynku ogień, a pogotowie udzieliło pierwszej pomocy najbardziej zaczadzonym wychowankom. Wszystko może się zdarzyć. To są losowe sytuacje, ale jednak właściciel ośrodka przed jego uruchomieniem wiosną powinien mieć przegląd techniczny budynków. Nie wolno narażać zdrowia i życia dzieci, byle tylko zarabiać na idei "zielonych szkół", gdyż mogą stać się dla niektórych "czarnymi".


11 maja 2017

Kogo nie obchodzi tegoroczna matura, a kto się o nią troszczy?


Matury zawsze rozgrzewały do czerwoności dyskutujących o nich zarówno nauczycieli, jak i szeroko pojmowaną opinię publiczną. Najbardziej interesują się tym egzaminem zewnętrznym sami abiturienci i ich rodzice. Zdarza się, że martwią się losami piszących sprawdzian nauczyciele ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych.

Byłem ciekaw, czy w tym roku dzielą się swoimi opiniami na temat matur dyrektorzy szkół czy osoby aspirujące do kierowniczych funkcji, a zarejestrowane w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Kierowniczych Kadr Oświatowych. Zajrzałem na ich Forum i .. opadła mi przysłowiowa szczęka. Od kwietnia do dnia , kiedy zajrzałem na ich stronę (7 maja 2017 r.) nie było ani jednego wpisu na temat tegorocznej matury. Oto maturzyści i nauczyciele poszukujący analiz tego wydarzenia zostali po raz pierwszy zdradzeni przez członków OSKKO. Może dlatego, że i liderzy tego Stowarzyszenia zostali pozbawieni pracy w resorcie edukacji i podporządkowanych jemu placówkach centralnych?

Czym zatem zajmuje się kadra kierownicza polskich szkół? SOBĄ i SWOIMI NAUCZYCIELAMI. Po to powołali to Stowarzyszenie, żeby głównie koncentrować się - jak czynią to związki zawodowe - na własnym interesie. Ostatnie dwa tygodnie poświęcili bowiem takim problemom, jak:

- przeniesienie nauczyciela z art.18. Karty Nauczyciela;
- TRUDNY ruch służbowy nauczycieli;
- uzupełnienie etatu;
- zaświadczenie do awansu PROŚBA;
- wypowiedzenie przed zatwierdzeniem arkusza?
- Wzór pisma dla pracowników gimnazjum włączonego do sp;
- Materiały na panelu dyrektora dot. spraw kadrowych w nowym r.sz;
- stan nieczynny a nauczyciel zatrudniony na 1/2 etatu;
- stan nieczynny - ustawa wprowadzająca;
- uzupełnienie etatu;
- Ograniczenie zatrudnienia;
- rozwiązanie umowy z n-lem stażystą;
- ruch kadrowy - trudny - raz jeszcze;
- nagroda jubileuszowa a wygaszane gimnazjum;
- Urlop dyrektora;
- świadczenie kompensacyjne, nagroda jubileuszowa, odprawa;
- podwyżki 1,3 %;
- dodatek motywacyjny;
- Wypowiedzenie umowy ekwiwalent za urlop;
- Kryteria stosowane przy wyborze nauczyciela do ograniczenia etat;
- Umowa, aneks do umowy.

Smutny to obraz dyrektorskich trosk i zmartwień. Nie jest łatwo kierować szkołą czy przedszkolem w czasie ustrojowej zmiany. Na szczęście problematyce matur poświęcił swoje wpisy w blogu Dariusz Chętkowski. Dzięki niemu dowiadujemy się, że nie wykryto - jak dotychczas - w testach błędów merytorycznych, a zatem być może nie będzie z tego powodu żadnych odwołań, ani tez skandalu na miarę polityczną. Zachęcam jednak maturzystów do komentarzy łódzkiego polonisty, gdyż tłumaczy, na czym polega różnica między błędem rzeczowym w pracy maturalnej a kardynalnym.

Dariusz Chętkowski ujawnił niezwykle ciekawe zjawisko tytanicznej pracy egzaminatorów, którzy są pazerni na liczbę sprawdzanych przez siebie prac maturalnych:

Większość egzaminatorów tyra ponad siły, byle jak najwięcej zarobić. Wielu pracuje zarówno przy egzaminie gimnazjalnym (dzisiaj powinni zakończyć), jak i maturalnym (od przyszłego weekendu zacznie się masowe sprawdzanie). Niejeden przez cały miesiąc nie będzie miał ani jednego dnia wolnego. W dni powszednie pracuje się w szkole, siedzi w komisjach maturalnych, prowadzi lekcje, a w soboty i niedziele sprawdza arkusze egzaminacyjne. Jak to wpływa na jakość ich pracy, nawet nie chcę myśleć.

Zapewne pojawią się na Forum OSKKO żale niektórych dyrektorów, że właśnie są na zwolnieniu lekarskim nauczyciele, którzy sprawdzali prace egzaminacyjne. Oby tylko nie było nekrologów.

Uczniowie klas przedmaturalnych nie mają w swoich szkołach zajęć dydaktycznych od Świąt Wielkanocnych. Dlaczego? Bo są matury. Młodzież ma spędzać czas w domach już ponad tydzień, bo szkoła musi być "czysta" i "cicha". To jest PATOLOGIA.

W Niemczech matury odbywają się w budynku szkolnym bez zatrzymania procesu dydaktycznego dla pozostałych uczniów. Trzeba umieć to tylko zorganizować, zabezpieczyć, by nie było hałasu i możliwego naruszenia uczciwości zdających maturę. Tam można, tylko w Polsce nie można? Kto to wymyślił? Jakim prawem pozbawia się młodzież z klas przedmaturalnych lekcji? Kiedy skończy się indolencja władz oświatowych w naszym kraju?