Może tak zatroskane o prawo i sprawiedliwość władze "DOBREJ ZMIANY" w Polsce zainteresują się wreszcie firmami "czarnego biznesu akademickiego", które oferują pisanie prac dyplomowych, doktorskich, a nawet habilitacyjnych. Nie mam zamiaru bawić się w tropiciela, policjanta, prokuratora i sędziego zastanawiając się nad tym, czy przedkładany mi przez studenta tekst jest jego autorstwa czy też jakiegoś pisarczyka, któremu wydaje się, że może i potrafi.
Rozumiem, że są studenci, którzy nie mogą i nie potrafią czytać (dużo i ze zrozumieniem) oraz pisać (dużo, sensownie i poprawnie), bo albo wcześniej skorzystali z amnestii Romana Giertycha, albo są w większości półanalfabetami po polskim systemie wytrzebienia sztuki czytania i pisania. W wydziałowej bibliotece uniwersyteckiej zionie w ciągu roku pustką. Studenci chętnie posiedzą w barku, wyskoczą do pobliskiego hipermarketu, niż mieliby wolną godzinę czy dwie bezinteresownie spędzić w bibliotece czy chociażby przejrzeć najnowsze wydania czasopism naukowych. Po co? Nikt im przecież tego nie zadał. Jakoś to będzie.
Właśnie do większości studentów kieruje swoje oferty "czarny biznes akademicki" prezentując się jako rzekomo profesjonalny, bo jego twórcy przekonują w swoich reklamach, że piszą prace na zamówienie klientów, a nie dla innych serwisów. Ciężko pracują od rana do nocy, żeby polska młodzież mogła w tym czasie bawić się lub pracować, leniuchować lub zarabiać na nich stając się klasą próżniaczą. Utajnieni pracownicy firm nie zajmują się pisaniem prac po godzinach, ale piszą je od wielu, wielu lat, specjalizując się w przepisywaniu z dużych kartek na małe. Jak zachęcają - cytuję (pisownia oryginalna):
Nie musi być to od razu stustronnicowa praca magisterska, piszemy również krótsze prace. Kiedyś pisało się długie prace, bywało, że prace magisterskie liczyły po ponad 200 stron. Dzisiaj od tak obszernych prac się odchodzi, czasy się zmieniają, nikt nie chce czytać takich elaboratów, promotorzy, recenzenci zwyczajnie nie mają na to czasu..
Jeśli to jest wskaźnikiem profesjonalizmu, to rzeczywiście czas z tym skończyć. Oczywiście, przerwać to pasmo sukcesów ekonomicznych mogą nauczyciele akademiccy, ale pod warunkiem, że będą pracować w godziwych warunkach i za godziwą płacę. Tak, jak ma to miejsce w krajach Europy Zachodniej, a nie w sproletaryzowanym szkolnictwie wyższym postsocjalistycznych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Politycy nadal uważają, że nie ma sensu wpompowywanie większych środków w szkolnictwo wyższe, bo ... lepiej, żeby było ono "niższe", a tym samym - mniej kosztowne.
Jednostki nie zatrudniają młodych kadr, bo nie mają na to środków, a przecież już oswoiły się z tym, że wykłady prowadzi się dla 300-500 osobowych zbiorowości, by było tanio. Niby dlaczego wykład miałbym prowadzić dla 20 osób? Nauki społeczne to nie nauki o sztuce, więc nie ma potrzeby kształtowania profesjonalnej i kulturowej osobowości przyszłych psychologów, socjologów, polityków czy pedagogów. Im bardziej studenci są pozbawieni egzekwowania od nich kultury osobistej, w tym jakże kluczowej do pracy z ludźmi kulturowej formacji osobowościowej, moralnej, profesjonalnej, tym lepiej jest dla uwolnienia ich własnych sumień od odpowiedzialności za jakość i skutki własnych działań w zawodzie.
Proszę bardzo, firma przygotuje, napisze za nich pracę licencjacką, magisterską, a ponoć i doktorską z prawa i administracji, psychologii i antropologii kulturowej, bankowości i ubezpieczenia, pedagogiki i socjologii, ekonomii i rachunkowości, hotelarstwa i turystyki, marketingu i reklamy, europeistyki i politologii, zarządzania i logistyki, itp., itd. "Fachowcy" piszą prace od kilkunastu już lat, toteż mają już wypromowanych tysiące klientów. W tak zwanych gorących okresach (styczeń, kwiecień-maj, wrzesień) otrzymują setki zapytań dziennie zawierając dziesiątki umów dziennie.
Co zatem robią stacjonarni studenci? Nie chodzą na wykłady, nie czytają z własnej woli książek i czasopism, nie śledzą rozwoju własnej dyscypliny naukowej i zawodowej, nie uczestniczą w konferencjach własnych jednostek akademickich, nie pracują w kołach naukowych, nie prowadzą własnej aktywności prospołecznej, nie..., nie..., . Owszem, są jednostki świadome tego, po co podjęły się studiów, wiedzą, czego chcą i robią wszystko, by rzetelnie wywiązać się z założonych zadań i celów. Jednostki. Społeczeństwo ma być ponoć społeczeństwem wiedzy, informacyjnym, a nawet innowacyjnym.
Jak wielu zdolnych ludzi marnuje się w takich firmach. Mogliby napisać dla siebie pracę doktorską, ale... wówczas nie mieliby środków do utrzymania się przy życiu. Etatów w uczelniach i instytutach badawczych brak. Koło się zamyka.