25 kwietnia 2017

Korzenie, źródła i narracje edukacji

Dajmy sobie spokój z przepychankami z politykami, bo - jak widać - są oni wiedzoodporni, aroganccy, prymitywni w uzależnianiu losów polskich dzieci i młodzieży od własnych gier partyjnych o władzę. Nic dziwnego, ze wykorzystują w tym celu najnowsze techniki manipulacji i propagandy politycznej, bo społeczeństwo - w swej większości - i tak nie ma czasu na weryfikowanie populistycznych argumentów o rzekomo dobrej zmianie i dobrej szkole. To nie ministerstwo o tym decyduje.

Czas powrotu do źródeł, korzeni, by narracje o szkole stały się przedmiotem rzeczywistej refleksji tak w środowisku rządzących, polityków władzy i opozycji czy kadr kształcących przyszłych nauczycieli. Obecni i tak obie poradzą. Gorzej zawsze mają dzieci, uczniowie, gdyż oni nie mają wyboru, są skazani na szkołę w wersji hard- lub softpolitycznej, mniej lub bardziej indoktrynującej. Jest okazja do zwarcia szeregów, do kolejnej rozmowy o edukacji. Stwarza ją najnowsza książeczka prof. Aleksandra Nalaskowskiego z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu. Zanim ktoś podejmie decyzję o tym, by jej w ogóle nie czytać lub jednak czytać z odpowiednim dla siebie uprzedzeniem wobec autora, to lepiej niech da sobie spokój.

Najnowsza książka "Nalaska", jak mówią o tym Profesorze zwolennicy Jego znakomitego znawstwa szkoły powszechnej i uniwersytetu, w odróżnieniu od większości autorów, polityków czy krytyków, którzy pamiętają ją tylko z własnego dzieciństwa i młodości, jest powrotem do wcześniej utrwalanych myśli, idei i refleksji. Autor jest bowiem mistrzem nie tylko naukowej eseistyki, ale także hermeneutą rzeczywistości edukacyjnej, która wymaga wielokrotnego namysłu. Jak sam pisze w "Zaproszeniu do lektury":

Przeglądając własny dorobek i penetrując twardy dysk w komputerze, odnalazłem sporo tekstów nigdzie nieopublikowanych, zaczętych, a nieskończonych, których pisanie zarzuciłem z powodu albo braku pomysłu, albo zniechęcenia czy też szwankującego niekiedy zdrowia. Z obecnej perspektywy niektóre z nich uznałem za całkiem sensowne i postanowiłem nad nimi jeszcze popracować. Jakkolwiek nie nad wszystkimi i nie od razu.

Wracałem do nich, zmieniałem, zostawiałem, wracałem. Każdy z badaczy ma swój warsztat pisarski i własny sposób przelewania myśli na papier. (...) Dużą przygodą było komponowanie tej książki z zachowaniem strategii, aby jeden tekst uzupełniał inny, a niekiedy go wyjaśniał, lub też stał w świadomie ułożonym kontrapunkcie.
(Edukacja. Korzenie-źródła-narracje, Kraków: Impuls 2017, s. 5-6)

Tomik otwiera "Pierwszy wykład", w którym ma miejsce odsłona mentalności i postaw studentów pokolenia NETT (akronim z języka angielskiego: young people not in employment, education or training). Nie tylko swoim studentkom (kobiety bowiem stanowią zdecydowaną większość w środowisku studiujących pedagogikę) "maluje" własnymi metaforami, inteligentnymi analogiami, odwołaniami do wiedzy historycznej, geograficznej, architektonicznej, kulturowej, psychologicznej itd. naukę, by - zanim się w nią zagłębią na poważnie, parametrycznie i kaerkalnie - nie znienawidzili jej istoty i ponadczasowej misji.

Nalaskowski jest od dawien dawna wytrawnym obserwatorem codzienności, strażnikiem pamięci historycznej, patriotą z krwi i kości, empatycznym etykiem pedagogicznym, ale i wiarygodnym dekonstruktorem kłamstwa, fikcji, pozorów dającym w ostatnich latach szczególne świadectwo chrześcijańskiej postawy. To nie sprzyja korporacyjnej przychylności, bo kto lubi, kiedy uświadamia mu/jej się nakładanie obcej skóry dla ukrycia własnych braków.

Kiedy jeden z wykładów poświęcił sumieniu i występkowi przekonuje nas, że chciał w ten sposób: (...) pokazać tkwiący w nich (studentach - przyp. BŚ) potężny potencjał, do którego można dotrzeć, tylko dokopując się do korzeni, by potem iść pod prąd, zawsze pod prąd, dotrzeć do źródeł. (s.140)

Toruński pedagog zawsze szedł pod prąd paradygmatów, akademickiego środowiska, pedeutologicznego mainstreamu, mód czy ideologicznie determinowanych obyczajów społecznych, najpierw podskórnie buntując się przeciwko fundamentalizmowi marksistowsko-leninowskiemu, a w nowej rzeczywistości ustrojowej - neoliberalnemu chaosowi m.in. w sferze edukacji. Sam stworzył dzięki ostremu postrzeganiu świata wiele nowych pojęć, które wyrażają to, co dotychczas umykało naszej uwadze, a co trafnie określa mianem pedagogicznego nadrealizmu oraz niewidoczności pogranicza.

W tej rozprawie wprowadza kolejny, zaskakujący bon mot pedagogiczny -"ZMATOWIONE WYCHOWANIE", 'NIEWIDOCZNE POGRANICZA" i "ZATUPANA CODZIENNOŚĆ". Pokazuje, jak to się stało, że niektóre pojęcia zostały odarte z prawdy, stając się swoim zaprzeczeniem. Znacznie wcześniej ks. prof. Janusz Tarnowski tworząc książkę o wychowaniu, rozpoczął analizę jego istoty od odpowiedzi na pytanie, czym wychowanie nie jest. Skoro myślimy słowami, to i wychowanie może być przez nie zabłąkane, zmatowione, kiedy "(...) usilnie próbujemy urządzić edukację w kształcie hybrydy, mieszanki chrześcijaństwa z wolnym rynkiem, sami szarpiąc się pomiędzy porządkiem hierarchicznym i liberalnym agnostycyzmem". (s. 24)

Miejscami, jak sam pisze o swoim podejściu do narracji, bywa ortodoksyjny, upraszczający zjawiska lub prowokacyjny. Tym samym niektóre z zamieszczonych tu esejów mogą być znakomitą okazją do budowania ze studentami pól sporu o sens wychowania, kształcenia, dyskutować z nimi o relacjach socjalizacyjnej władzy i submisji, prawach dziecka (ucznia), prokreacyjnej beztrosce, erotyce, interhomo, międzykulturowości lub kulturowej kolektywizacji, o sztuce, sacrum, zabawach, bibliotece, itp.

W zamykającej tomik "Parerdze" Aleksander Nalaskowski trochę opowiada o sobie, o własnym warsztacie pracy dydaktycznej, o tym, czego oczekiwał kilkadziesiąt lat temu od wykładowców uniwersyteckich, którzy przygotowywali go do asystenckiej roli, o konfrontowaniu się z nowymi subdyscyplinami nauk pedagogicznych, o świecie wartości, uniwersyteckim sacrum i profanum.

Jest też w tej książce mowa o pedagogice w cztery strony, którą tworzyliśmy w pierwszej połowie lat 90. XX w., w różnych ośrodkach uniwersyteckich - jako pokolenie idących pod prąd: On, Zbyszko Melosik i Tomasz Szkudlarek. "Rozeszliśmy się ze swoją nauką, szkołami w cztery strony, ale wiemy, dokąd możemy wrócić - do wspólnych korzeni, gdzie ogrzewa nas ponadnaukowa i pozamerytoryczna prawdziwa przyjaźń. (s. 128)

Uzbrajam się zatem w cierpliwość ufając, że za jakiś czas znowu będę miał okazję do podzielenia się z czytelnikami refleksją na temat kolejnej książki Aleksandra Nalaskowskiego. Warto czekać, bo żadna z dotychczasowych nie skutkowała rozczarowaniem. Odnotuję zatem na koniec fragment z recenzji profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, dr hab. Anny Murawskiej, która niezwykle trafnie podsumowała wartość tego pozornie małego dzieła:

Książka jest niewielkiej objętości. Niech jednak ta fizyczność, w połączeniu z lekkim językiem, który ma już chyba status znaku firmowego autora, nie zmyli czytelnika. Lekki język zwodzi i uwodzi, ale to trudna książka, w której każde słowo jest ciężkie i nie ma słów niepotrzebnych. Wydają się dobrane z największym namysłem i precyzją, bez cienia przypadkowości, aby znaczyły to, co – wedle intencji piszącego – znaczyć powinny.


24 kwietnia 2017

Branżowe doktoraty oraz naruszenie zasady lex retro non agit


Sejm przyjął uchwałę o zmianie ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki oraz niektórych innych ustaw. Ustawa wchodzi w życie. Wcześniej, bo w dniu 7 kwietnia 2017 r. dyskutowała nad proponowanymi w niej zmianami Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży.

Pierwsza - z wyróżnionych w tytule postu - kwestia dotyczy doktoratów branżowych jako nowej kategorii rozpraw doktorskich dla osób niezwiązanych bezpośrednio z uczelniami, ale kreatywnych, innowacyjnych, potrafiących wykorzystać metody badań naukowych do opracowania nowych rozwiązań konstrukcyjnych, technologicznych, które będą mogły znaleźć zastosowanie w sferze gospodarczej lub społecznej. Tym samym adresatem nowelizacji nie są tylko przedstawiciele dziedzin związanych z gospodarką, techniką, przedsiębiorczością, ale także ze sferą społeczną, a zatem także psycholodzy czy pedagodzy.

Nie jest to jednak nowa ścieżka kariery akademickiej, gdyż Sejm nie uwzględnił habilitacji branżowych. Możliwość uzyskania stopnia doktora na podstawie osiągnięć w pracach wdrożeniowych lub prac rozwojowych w otoczeniu społeczno-gospodarczym jest stymulacją procesów innowacyjnych oraz po części zachętą dla młodych naukowców do rozwijania własnej kariery w oparciu o działalność wdrożeniową. Jak podało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w uzasadnieniu projektu Ustawy:

"Zwiększenie zainteresowania pracami wdrożeniowymi powinno przełożyć się na intensyfikację współpracy jednostek naukowych z podmiotami funkcjonującymi w ich otoczeniu społeczno-gospodarczym, co z kolei przyczyni się do wzrostu innowacyjności polskiej gospodarki i poprawy jakości życia społeczeństwa."

Obowiązuje zatem zapis w art. 13 ust. 1:

1. Rozprawa doktorska, przygotowywana pod opieką promotora albo pod opieką promotora i promotora pomocniczego, powinna stanowić:

1) oryginalne rozwiązanie problemu naukowego lub

2) oryginalne rozwiązanie w zakresie zastosowania wyników własnych badań naukowych w sferze gospodarczej lub społecznej albo

3) oryginalne dokonanie artystyczne

– oraz wykazywać ogólną wiedzę teoretyczną kandydata w danej dyscyplinie naukowej lub artystycznej oraz umiejętność samodzielnego prowadzenia pracy naukowej lub artystycznej
.”

Wraz z tą kategorią doktoratów poszerzono ustawowy zapis o roli promotora pomocniczego. W art. 20 po ust. 7 dodano ust. 7a w brzmieniu:

„7a. Promotorem pomocniczym w przewodzie doktorskim doktoranta, którego kształcenie na studiach doktoranckich odbywa się we współpracy z otoczeniem społeczno-gospodarczym, może być osoba niespełniająca wymogów, o których mowa w ust. 7, jeżeli posiada:

1) co najmniej pięcioletnie doświadczenie w prowadzeniu działalności badawczo-rozwojowej lub

2) znaczące osiągnięcia w zakresie opracowania i wdrożenia w sferze gospodarczej lub społecznej oryginalnego rozwiązania projektowego, konstrukcyjnego, technologicznego lub artystycznego, o ponadlokalnym zakresie oraz trwałym i uniwersalnym charakterze.”


Druga kwestia, dotyczy naruszenia przez polityków i posłów większości parlamentarnej w Sejmie VIII kadencji zasady lex retro non agit

Pisałem o tej kwestii wcześniej, a dotyczy ona naruszenia przez ustawodawcę zasady, że prawo nie działa wstecz. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów wyłoniła w dn. 10 stycznia 2017 r. - zgodnie z obowiązującą Ustawą - dwóch kandydatów na przewodniczącego tego organu. Tymczasem rządzący postanowili dokonać zmiany post factum, czyli po już przeprowadzonych wyborach, zmieniając w ub. tygodniu Ustawę także w tym zakresie.

Chodzi o to, żeby Przewodniczący Centralnej Komisji nie był wskazywany  przez jej członków, tak jak miało to miejsce 10.01.2017 r., ale by jego wyboru dokonywała premier spośród wszystkich członków CK.

W czasie posiedzenia Komisji zmianę tę forsował za zgodą Ministra J. Gowina Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego Piotr Dardziński. Większość koalicyjna odrzuciła wniosek opozycji, by nie wprowadzać tej zmiany.

Jak zapisano w uzasadnieniu jej wprowadzenia:

"W ustawie z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki proponuje się również zmianę brzmienia art. 33 ust. 3 polegającą na rezygnacji z konieczności wskazywania przez Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów kandydatów do pełnienia funkcji jej przewodniczącego i przyznaniu Prezesowi Rady Ministrów wyłącznej prerogatywy do jego powoływania.

Centralna Komisja, zgodnie z art. 33 ust. 1 ustawy, działa przy Prezesie Rady Ministrów, a zatem nie znajduje uzasadnienia ograniczenie jego uprawnienia w zakresie powoływania przewodniczącego, polegające na możliwości jego wyboru jedynie spośród dwóch wskazanych kandydatów.

Jednocześnie z uwagi na fakt, że bieżąca kadencja Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów rozpoczęła się z dniem 1 stycznia 2017 r., zaproponowano przepis przejściowy celem uregulowania sytuacji, w której – na podstawie przepisów dotychczasowych, przedstawione zostałyby Prezesowi Rady Ministrów kandydatury na przewodniczącego, a także przepis zobowiązujący Prezesa Rady Ministrów do powołania przewodniczącego zgodnie z art. 33 ust. 1 w brzmieniu przewidzianym w niniejszym projekcie."


Tym samym zmiana otrzymała następujące brzmienie:

Art. 5. 1. Kandydatury na przewodniczącego Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów przedstawione Prezesowi Rady Ministrów na podstawie art. 33 ust. 3 ustawy zmienianej w art. 1, w brzmieniu dotychczasowym, nie podlegają rozpatrzeniu.

2. Prezes Rady Ministrów powoła przewodniczącego Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów na podstawie art. 33 ust. 3 ustawy zmienianej w art. 1, w brzmieniu nadanym niniejszą ustawą, w terminie 30 dni od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy.


Wkrótce zatem dowiemy się, o kogo - jako jedynie słusznego Przewodniczącego CK - toczył się ukryty spór w łonie władzy.

23 kwietnia 2017

W stolicy księgozbiory uczonych ... ponoć na stos. Uwolnijmy domowe zasoby z literaturą piękną dla rejonowych bibliotek

Biblioteka Narodowa opublikowała raport z corocznych badań na temat czytelnictwa Polaków. Wynika z nich, że 63 proc. mieszkańców naszego kraju powyżej 15 roku życia nie przeczytało w ciągu 2016 r. ani jednej książki, natomiast 16 proc. nie przeczytało niczego. Chyba jednak w tej ostatniej grupie byli tacy, co przynajmniej przeczytali etykietę na płynie "Arizona Dream" lub do której godziny otwarty jest sklep monopolowy? Monitorujący ów stan rzeczy pocieszają nas, że nie jest źle, gdyż od kilku lat ten "trynd" utrzymuje się na stałym poziomie.

Dowiadujemy się z powyższych badań, że niewielki odsetek Polaków czyta e-booki lub teksty zamieszczone w Internecie (ok. 3 proc.), a zatem nie można powiedzieć, że Polacy są analfabetami czy półanalfabetami w powyższym zakresie. Niektórzy, a jest ich 7 proc. korzystają z audiobooków. Warto też pamiętać, że kontakt z kulturą, z literaturą jest także możliwy dzięki słuchowiskom radiowym. Zapewne każdy z nas mógłby opublikować własną listę czytelniczych przebojów, na której znalazłaby się literatura polska i światowa, współczesna, ale i historyczna.

Zapytani przeze mnie doktoranci, czy prenumerują chociaż jedno z naukowych czasopism, odpowiadali przecząco. Zdarza się, że sięgają po periodyki w bibliotece uczelnianej, ale i to coraz rzadziej, skoro mają w Internecie dostęp do złodziejskich portali, gdzie udostępnia się odpłatnie (z pominięciem praw autorskich i wydawniczych) pełną treść zeskanowanych rozpraw. Wiele osób czyta dostępne w systemie open access publikacje ściągając ich treść do własnych katalogów czy przeglądając w sieci.

Nie martwiłbym się o stan czytelnictwa w kraju, skoro spotykam coraz więcej miejsc, instytucji w przestrzeni publicznej, w której "uwalnia się" książki zbytecznie już zajmujące miejsce na domowych półkach. To jest bardzo dobra zmiana, jeśli Polacy zaczynają się dzielić książkami, które już przeczytali, a ich treść nie rodzi potrzeby usilnego zatrzymania w domowej biblioteczce. Zapewne są i takie książki, ale z całą pewnością każdy z nas znajdzie u siebie chociaż jeden tytuł, po który nie sięgał po pierwszym jego przeczytaniu i już nigdy więcej do niego nie zamierza wrócić.

Gdyby ktoś z państwa miał chociaż jedną książkę do czytania z literatury obyczajowej, sensacyjnej, fantastycznej czy popularnonaukowej, to uwolnijcie ją i prześlijcie pani Edycie Czaplińskiej, która pracuje w Bibliotece Publicznej-filia nr 1, ul. 22 lipca 12c, 67-120 Kożuchów. Działalność tej Pani fascynuje mnie, bowiem nieustannie dopytuje się o to, czy nie znalazłyby się wśród domowych książek takie, które są mi niepotrzebne: powieści, beletrystyka, ot, tzw. "czytadła" dla pań tęskniących za pięknem literackiego słowa i wzruszających doznań. Jestem przekonany, że dzięki akcji uwolnienia jednej książki dla biblioteki rejonowej w naszych miastach wzrośnie poziom czytelnictwa nie tylko w Kożuchowie.

Nie akceptuję tylko takiego sposobu uwalniania książek, który jest najzwyklejszą ich dewastacją, jak ma to miejsce w przypadku 40 proc. (ok. 80 tys. książek) z największego w Polsce księgozbioru filozoficzno-socjologiczny (ok. 200 tys.), które mają być usunięte z Bibliotek Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Filozofii i Socjologii PAN i Polskiego Towarzystwa Filozoficznego do końca czerwca 2017 r.! Rzecz dotyczy unikatowego zbioru książek Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz archiwów Kazimierza Twardowskiego, Janiny i Tadeusza Kotarbińskich, Marii Ossowskiej, Kazimierza Ajdukiweicza czy Mieczysława Wallisa.

Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Powyższy skandal ujawniła m.in. pani dr Gabriela Kurylewicz (Pracownia Filozofii Muzyki UW, Fundacja Forma, Instytut Witkacego w Warszawie) stając w obronie tego księgozbioru. Napisała o tym Barbara Maria Morawiec:

Niech zatem decydenci wytłumaczą ten barbarzyński akt przeciw kulturze polskiej! Dla nas żadne z kryteriów selekcji i likwidacji nie jest do przyjęcia. Nie ma w świecie książek niepotrzebnych, bywają tylko niechciane. Takimi książkami niechcianymi są na Wydziale Filozofii i Socjologii i również w PAN: dublety klasyki filozofii, książki francuskie, książki w alfabetach innych niż łacińskie, książki o sztuce, literaturze pięknej lub sama literatura piękna, książki psychologiczne, encyklopedie i słowniki, książki przedwojenne – bez względu na to, czy należały np. do prof. Ajdukiewicza, Ossowskiej, Kotarbińskiego, czy Witkacego!

Szczegóły akcji w obronie powyższego zbioru znajdziecie także na Facebooku - Dewastacja Bibliotek Filozoficznych. Pani dr Barbara Kurylewicz napisała:

Szanowni Państwo,

Bardzo dziękuję za wielkoduszność.
Rośnie lista chętnych do przyjęcia książek. Jest też pomysł, sądzę ważny, zachowania integralności zbioru Książek Niechcianych i utworzenia nowego miejsca, bezpiecznego, w Warszawie - Biblioteki Książek Niechcianych.
Najgorsze jednak, że władze WFiS UW oraz IFiS PAN mają plan usunięcia 80 000 książek, spośród 200 000 całości Księgozbioru Połączonych Bibliotek WFiS UW, IFiS PAN i PTF, ale nie chcą podać szczegółów. Nic dziwn...ego. Będzie to - jak do tej pory - wyprzedaż na kiermaszach, wyprzedaż lub przekazanie antykwariuszom i przekazanie wybranych książek nieznanym nam, "zaprzyjaźnionym" instytucjom.
Do instytucji "zaprzyjaźnionych" nie należy ani moja Fundacja Forma, ani Instytut Witkacego Przemysława Pawlaka. Nie dostaliśmy bowiem odpowiedzi na nasze listy z zamówieniami na likwidowane książki.

Reasumując: Księgozbiór jest niszczony i dodatkowo ludziom zaangażowanym autentycznie odmawia się prawa walki. Jednocześnie dzisiaj zostałam poproszona przez Dziekana WFiS UW, abym nie wypowiadała się w sprawie Księgozbioru - ani słowem - jako badacz afiliowany i członek Pracowni Filozofii Muzyki IF UW, a tylko jedynie prywatnie. Jestem współtwórczynią Pracowni Filozofii Muzyki UW i poproszono mnie, bym zachowaniem moim - obrona Księgozbioru - nie narażała mojej Pracowni i siebie. To jest dopiero skandal! A zatem dobrze, będę walczyła dalej i będę się podpisywała następująco:


Dr Gabriela Kurylewicz
Forma - Instytut Sztuki i Badań Filozoficznych
Piwnica Artystyczna Kurylewiczów
Pracownia Filozofii Muzyki i Poezji
20 kwietnia 2017

Przed chwilą - a jest 24 kwietnia 2017 r. otrzymałem informację na temat powyższego księgozbioru, której już inicjatorzy akcji protestu nie upublicznili. Tym samym możemy być nieco usatysfakcjonowani, że ma miejsce właściwa reakcja. Oto Oświadczenie:

Wyjaśnienia w związku planami rozwojowymi i zmianami sposobu funkcjonowania Biblioteki

(z dn. 7 kwietnia 2017/kategoria Aktualności /opublikował Bibliotekarz)

W ostatnim czasie w mediach i serwisach społecznościowych wezbrała fala oburzenia w związku z reformą Połączonych Bibliotek Wydziału Filozofii i Socjologii UW oraz Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Wyczytano wśród planowanych czynności straszne słowo „melioracja”, które osobom zatroskanym o stan naszej kultury kojarzy się z „masakrą” albo „mieleniem” – i podniesiono larum. Zarzuca się nam „barbarzyńską meliorację”, przypisuje zamiary „niszczenia księgozbioru”, „palenia książek”, „wyrzucania na śmietnik”, a nawet – o zgrozo – kwestionowanie „sensu heroicznych czynów wielkich Patriotów, którzy ponad własne życie przedłożyli ratowanie polskiego piśmiennictwa z płomieni 1944 r.” (sic!).

Zarzuty te nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – ani semantycznie, ani faktycznie. Faktem jest, że biblioteka od wielu lat była bardzo zaniedbana. Część cennego księgozbioru leżała w pudłach, nieskatalogowana. Użytkownicy nie mieli do niej dostępu (za to grzyby i roztocza – jak najbardziej). Wypożyczało się nie więcej niż 10% zasobu (mediana dla bibliotek uniwersyteckich = 40%). Stopniowo okrajano przestrzeń dla czytelników (piękna niegdyś, ponad stumetrowa czytelnia została kilka lat temu brutalnie przegrodzona szpetną meblościanką – dla czytelników pozostawiono tylko ochłap przestrzeni).

Przede wszystkim zaś zaniechano prowadzenia konsekwentnej polityki zakupów, przez co nadszarpnięto to, co było chlubą naszej biblioteki – jej status wzorcowej biblioteki naukowej dla nauk filozoficznych i społecznych. Przyjmowano w zamian dary, które często dublowały się z książkami, które już mieliśmy w kilku egzemplarzach, lub nie pasowały do profilu biblioteki.

Dlatego konieczne są działania naprawcze i reforma sposobu działania biblioteki. Patroni biblioteki – WFIS UW oraz IFiS PAN w styczniu br. podpisali porozumienie zmierzające do zapewnienia bibliotece godnych warunków funkcjonowania: finansowych i przestrzennych. Dzięki temu pozyskaliśmy nowe miejsca magazynowe w budynku IFiS PAN (jako współgospodarza biblioteki) i przenosimy tam część zbiorów, które nadal będą dostępne dla czytelników. Pozyskaliśmy nowe pomieszczenia biurowe w budynku WFiS UW i przenosimy tam część pracowników.

Zwiększamy powierzchnie dostępne dla użytkowników, aby polepszyć warunki korzystania z biblioteki dla całej społeczności – ogromnym kosztem będziemy adaptować i udostępniać czytelnikom nową 200-metrową czytelnię (z wolnym dostępem do półek). Przeprowadzamy przegląd zbiorów – zaniedbany od wielu lat – w celu udrożnienia możliwości uzupełniania księgozbioru o nowe pozycje, tak aby przywrócić bibliotece status wzorcowej biblioteki dla nauk filozoficznych i społecznych. Jednym z elementów takiego przeglądu jest selekcja – biblioteka ma skończoną pojemność, więc żeby kupować, trzeba też selekcjonować.

Nie znaczy to jednak, że pozbywamy się jakichkolwiek merytorycznie istotnych tytułów (niekiedy redukujemy jedynie liczbę egzemplarzy danego tytułu) i nie znaczy to, że książki przeznaczone do selekcji są niszczone. Są one przekazywane innym bibliotekom i zakładom naukowym. Co więcej, selekcja nie jest bynajmniej jedynym elementem przeprowadzanego przeglądu zbiorów. Innym ważnym elementem jest zabezpieczenie cennych archiwaliów, jeszcze innym skatalogowanie i poprawne rozmieszczenie w magazynach książek, które przez ostatnie kilkanaście lat nie opuszczały wilgotnych pudeł.

Niezwykle ważne jest też uzupełnienie – w ścisłej współpracy z użytkownikami – braków w reprezentatywnej literaturze, a więc przemyślane zakupy. Ogół tych czynności – to właśnie melioracja księgozbioru. W efekcie przeprowadzonej melioracji stan posiadania naszej biblioteki znacznie się zwiększy. Bo melioracja to nie jest mielenie książek ani wyrzucanie ich na śmietnik. To ustawianie na półkach tych, które leżały w pudłach, katalogowanie i udostępnianie czytelnikom tych, które dotąd były niedostępne, oddawanie nadmiarowych tam, gdzie będą potrzebne i użyteczne – i wreszcie kupowanie nowych, dla uzupełnienia własnych braków. Melioracja znaczy ulepszenie.

bonus, melior, optimus = dobry, lepszy, najlepszy

Słowniki łacińskie pozostają u nas na półkach. Zapraszamy do korzystania!

p.o. kierownika Połączonych Bibliotek WFiS UW, IFiS PAN, PTF

Michał Chlebicki