16 marca 2017

Odeszła gdańska pedagog - dr hab. Teresa Bauman


W godzinach wieczornych w dn. 15 marca 2017 r. zmarła prof. Uniwersytetu Gdańskiego - TERESA BAUMAN, znana chyba wszystkim studentom pedagogiki z rozpraw z metodologii badań jakościowych i dydaktyki szkoły wyższej - akademicka nauczycielka, badaczka, wspaniała koleżanka.

SMS-owa wiadomość o przedwczesnej przecież śmierci naszej Koleżanki sprawiła, że zaczynam coraz bardziej martwić się o akademickie kadry. Odchodzi pokolenie autorów (także moich) lektur akademickich, podręczników, rozpraw, które pozostawiają trwały ślad w pedagogicznej myśli.

Mam w swojej biblioteczce domowej książki, które są zawsze pod ręką, blisko, bo chętnie do nich powracam, polecam moim studentom czy doktorantom. Warto sięgać do rozproszonych w różnych tomach zbiorowych artykułów tej autorki, bowiem nie straciły na swojej aktualności. Jednym z nich jest np. interesujący tekst pt. "O szczególnym znaczeniu lektur niepedagogicznych dla poznawania współczesnej pedagogiki" (Rozmowy o wychowaniu. Kontrowersje, spory, dyskusje, red. J. Rutkowiak, Gdańsk 1992) czy jakże pięknie i mądrze skonstruowana rozprawa pt. "Mistrzowie i szkoły myślenia w uniwersytecie" (Gdańskie rodowody pedagogiczne, red. E. Rodziewicz, K. Rzedzicka, E. Zalewska, Gdańsk: 2004).

Trudno jest pisać o Teresie Bauman w czasie przeszłym. Była bardzo ceniona w naszym środowisku, co zostało potwierdzone przed kilkunastu laty jej członkostwem w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN. Aktywnie działała w Oddziale Gdańskim Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego. Do odejścia na emeryturę kierowała w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego Zakładem Dydaktyki, koncentrując się w ostatnich latach na problematyce jakości kształcenia w uniwersytecie. W ostatnich latach pracowała w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku.


Habilitowała się na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego w 2003 r. na podstawie monografii pt. "Uniwersytet wobec zmian społeczno-kulturowych. Casus Uniwersytetu Gdańskiego" (Gdańsk: UG 2001) oraz po pozytywnie zdanym kolokwium. Uzyskała wówczas stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki.

Zainteresowanych poglądami gdańskiej pedagog polecam nagranie jej wystąpienia i Jarosław Jendzy na konferencji pt. "Dialog w uniwersytecie- uniwersytet [w] dialogu?"


Teresa Bauman zwracała uwagę na niedostateczne wykorzystywanie wyników badań empirycznych w kształceniu akademickim pedagogów. Jak wynika z Jej badań procesu kształcenia w uniwersytecie z perspektywy potrzeb nauczycieli i oczekiwań studentów, studenci nisko oceniali stawiane im w toku studiów wymagania, nie odczuwali satysfakcji z własnego studiowania, a najwięcej korzyści z punktu widzenia przyszłej pracy upatrywali nie w teorii, a w praktykach zawodowych.

To m.in. publikacje T. Bauman z metodologii badań pedagogicznych przełamały w naszym środowisku naukowym lęk przed paradygmatem badań jakościowych, biograficznych. Wydana po raz kolejny rozprawa zbiorowa pod red. T. Bauman pt. "Praktyka badań pedagogicznych" jest często wykorzystywana przez naszych studentów. Jest to pokłosie jej twórczego i aktywnego uczestniczenia w seminariach metodologicznych, które od szeregu lat prowadzi prof. Dariusz Kubinowski.

Jak pisze recenzent tego tomu Krzysztof Wróblewski:

"W drugiej grupie tekstów, bezpośrednio odnoszących się do praktyk badawczych, zawarto spojrzenia na różne wycinki tej praktyki: od pytania, w jaki sposób w naukach pedagogicznych wykorzystywana jest teoria, przez ujawnianie mitów, jakie nagromadziły się wokół badań etnograficznych, aż do tropienia najczęściej popełnianych błędów w badaniach empirycznych i rozważań nad kompetencjami metodologicznymi pedagogów.

Autorzy tekstów, przyglądając się krytycznie stosowanym praktykom, wskazują na konsekwencje przyjmowania określonych założeń w badaniach biograficznych i sygnalizują błędy popełniane przez początkujących badaczy. Analiza założeń przyjmowanych przez badaczy zjawisk pedagogicznych uwrażliwia na trudności, jakie napotykają na swej drodze, wskazując jednocześnie na potencjał, jaki tkwi w krytycznie zinterpretowanych badaniach jakościowych.

Refleksja nad kłopotami metodologicznymi, których doświadcza każdy badacz, uświadamia nam, w jakim horyzoncie myślowym, wobec jakich dylematów staje współczesny badacz, a refleksja nad prowadzonymi badaniami przybliża nieco wiedzę na temat rodzajów i jakości praktyk badawczych
. "

Trzecim obszarem aktywności naukowo-badawczej i oświatowej było wspieranie przez prof. UG Teresę Bauman alternatyw edukacyjnych w szkolnictwie publicznym. Zależało Jej na tym, by zmienić transmisyjny model szkoły, która jest oparta na autorytarnych i hierarchicznych relacjach, braku zaufania oraz na behawiorystycznym modelu ludzkiej psychiczności na taki, który stwarzałby wreszcie możliwości do rozwoju szkoły otwartej, a w niej edukacji rozwijającej i wspomagającej twórczość dzieci i młodzieży.

Jak mówiła w czasie jednej z edukacyjnych konferencji dla nauczycieli: "Szkoła nie może być barierą utrudniająca myślenie twórcze, ponieważ proces uczenia się jest długotrwały i wymaga aktywności. Każdy wysiłek jest ważny, nawet ten, który nie przyniesie zakładanego rezultatu. Ważne jest bowiem, aby wiedzieć, dlaczego pomysł się nie udał i co można by zmienić, żeby uzyskać lepsze efekty w przyszłości. Wspólny wysiłek ucznia i nauczyciela – zaangażowanie, zaciekawienie, dialog, praca w zespole, dostrzeganie problemów i pokonywanie barier są nieodzownym elementem procesu twórczego.


A im bardziej dziecko zaangażuje własne emocje i wyobraźnię, tym bardziej twórczo potrafi wykorzystać zdobytą w takich warunkach wiedzę… Po co szkolna klasa staje się sceną, statkiem, obcą planetą? Po co zastanawiać się, jak wygląda zapach lub co ubierałby dzisiaj Zeus? Być może po to, żeby uczyć się i odkrywać coś nowego i jednocześnie dobrze się bawić, unikać schematów, rutyny i nudy nie tylko z perspektywy ucznia, ale i nauczyciela
."


Kierowany przez Profesor UG Zakład Dydaktyki sprawował naukowy patronat nad interesującym i niezwykle inspirującym uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych Ogólnopolskim Konkursem Twórczego Myślenia, który organizowany jest przez Stowarzyszenie Twórcze i Edukacyjne „Wyspa” w Sopocie.

Żegnamy Panią Profesor, oddanego nauce i oświacie pedagoga. Niech spoczywa w spokoju!

15 marca 2017

Bezpieczeństwo i higiena nauczania w szkołach publicznych


Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z kontroli w tytułowym dla tego postu zakresie. Punktem merytorycznego odniesienia do analiz były dwie przesłanki, które - zdaniem inspektorów NIK - powinny być w szkołach publicznych spełnione, a mianowicie

Zdrowe i bezpieczne środowisko fizyczne szkoły powinno spełniać co najmniej dwa warunki:

1) sprzyjać dyspozycji do uczenia się oraz dobremu samopoczuciu – zatem zapewniać nie tylko odpowiednie otoczenie zewnętrzne (mikroklimat), ale również organizację pracy (rozkład lekcji)
dostosowaną do rytmu biologicznego;

2) chronić uczniów przed różnego rodzaju chorobami, urazami oraz zaburzeniami w funkcjonowaniu organizmu (bezpieczny teren, odpowiednie meble i oświetlenie), a w razie potrzeby zapewnić możliwość uzyskania pierwszej pomocy.


Słusznie zwrócono uwagę na to, co jest najrzadziej brane pod uwagę przez organ prowadzący szkoły publiczne oraz nadzór pedagogiczny, czyli odpowiednie warunki higieniczno-zdrowotne dzieci i młodzieży w tych instytucjach.

Higiena procesu nauczania ma za zadanie ochronę ucznia przed niekorzystnymi warunkami związanymi z nauką, pracą i dotyczy nie tylko zapewnienia bezpieczeństwa oraz odpowiednich warunków sanitarnych, ale również odpowiedniej organizacji pracy ucznia, zgodnej z jego psychofizycznymi możliwościami.

NIK nie przeprowadza kontroli w całym kraju, we wszystkich placówkach, tylko w wybranym regionie i zaledwie sześćdziesięciu szkołach. Punktem odniesienia były złe wyniki pierwszej diagnozy dziesięciu szkół w 2014 r.

Jak stwierdza się w Raporcie, nie było wówczas dobrze w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa i higieny uczenia się, bowiem (...) żadna ze skontrolowanych szkół nie zorganizowała uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, a działania podejmowane w celu zapewnienia bezpieczeństwa i higieny uczenia się nie były wystarczające.

Co ciekawe, inspektorzy przygotowywali się do kontroli na podstawie lektury z okresu PRL, bo podręcznika prof. Czesława Kupisiewicza (Cz. Kupisiewicz, Podstawy dydaktyki ogólnej, PWN, Warszawa 1976). Oczywiście ten podręcznik jest w paradygmacie kształcenia instrumentalnego a podporządkowanego ideologii państwa socjalistycznego bardzo dobry i nadal aktualny, tyle tylko że od 1976 r. rzeczywistość szkolna radykalnie zmieniła się w naszym kraju, a i literatura z zakresu psychohigieny procesu kształcenia jest także nieco inna. Nie podejrzewam prezesa NIK z nominacji Platformy Obywatelskiej, że już wówczas w NIK przewidywano przywrócenie ustroju szkolnego przez PIS właśnie z tamtego okresu.

Za stan destrukcji w sferze bezpieczeństwa i higieny odpowiadają wszystkie rządy od 1 września 1989 r., a przecież doskonale pamiętamy usunięcie ze szkół: lekarzy, gabinetów dentystycznych, gabinetów lekarskich, zlikwidowanie badan profilaktycznych i diagnostycznych w zakresie różnego rodzaju chorób dziecięcych. W wielu szkołach zlikwidowano stołówki (kuchnię szkolną), zaś papieru toaletowego i ciepłej wody do dnia dzisiejszego nie ma nadal w wielu szkołach wiejskich.

W szkołach ponownie pojawiła się wśród chorób: wszawica, szkarlatyna, próchnica, wady kręgosłupa, zaburzenia wzroku, ruchu itp.

Tym razem objęto kontrolą w okresie od 7 kwietnia do 5 lipca 2016 r. łącznie 60 szkół publicznych, tj. 30 szkół podstawowych i 30 gimnazjów w sześciu województwach: kujawsko-pomorskim, małopolskim, opolskim, podkarpackim, podlaskim i świętokrzyskim.

Wyniki tej diagnozy są rzeczywiście porażające, bo odzwierciedlają totalne lekceważenie przez organy prowadzące i nadzór pedagogiczny spraw, za które ponoszą pełną odpowiedzialność.

"W żadnej ze skontrolowanych szkół nie zorganizowano uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, tym samym nie zostały stworzone optymalne warunki do efektywnego przyswajania wiedzy. Również działania podejmowane w celu zapewnienia bezpiecznego i higienicznego pobytu uczniów w szkole nie były skuteczne." (s. 7)

Strach pomyśleć, co by było, gdyby NIK wkroczył do wszystkich szkół publicznych w kraju mając do wsparcia - tak jak w tym przypadku - SANEPID.

Przepraszam, ale kto wyrzucił z pracy, z pełnoetatowego zatrudnienia panie woźne? Dzisiaj sprzątają w szkołach firmy, których pracownicy wpadną z brudną szmatą, coś przetrą i wypadną. We wszystkich szkołach: papieru toaletowego - nie ma (w PRL też go wprawdzie nie było), mydła w płynie - nie ma, ręczników papierowych - nie ma. Są za to karaluchy.

Ergonomiczne meble w klasach??? A kto je zakupi, skoro w jednym roku zakupiono dla maluchów, sześciolatków, a teraz siedzą na nich bardziej rosłe siedmiolatki. Do klas upycha się dzieci kolanem, a będzie jeszcze gorzej, jak PIS zacznie wdrażać swoją "retrolucję" oświatową. Nędza materialna aż piszczy, z wyjątkiem 10 proc. szkół, o które zatroszczyły się bogate samorządy i mądrzy samorządowcy.

Psychohigiena procesu uczenia się jest równie fatalna:

* Skontrolowane szkoły (60) organizowały pracę uczniów z naruszeniem zasad higieny pracy umysłowej – we wszystkich stwierdzono planowanie przedmiotów wymagających zwiększonej koncentracji na ostatnich godzinach lekcyjnych, w przypadku 91,7% szkół łączenie takich przedmiotów w bloki, a w 80% nierównomierne obciążenie uczniów przedmiotami w poszczególnych dniach tygodnia.

* Tylko 33,3% skontrolowanych szkół zapewniło uczniom co najmniej dziesięciominutowe przerwy międzylekcyjne, zalecane przez Głównego Inspektora Sanitarnego. W pozostałych szkołach długość niektórych przerw wynosiła zaledwie pięć minut, co nie stwarzało warunków do wystarczającej regeneracji sił i uzyskania optymalnej efektywności pracy umysłowej.

Było to szczególnie naganne w odniesieniu do przerw następujących po lekcji wychowania fizycznego
(87,5% szkół, w których występowały przerwy pięciominutowe), gdyż utrudniało uczniom zachowanie higieny osobistej i mogło powodować niechęć do uczestnictwa w tego rodzaju zajęciach. Stwierdzono również przypadek wprowadzenia przerwy niespełna jednominutowej, i to w sytuacji gdy zajęcia odbywały się w trzech budynkach szkolnych, w tym w jednym oddalonym kilka minut drogi od budynku głównego

(s.7) (...)

* W 78,3% szkół objętych kontrolą część zajęć dydaktycznych odbywała się w pomieszczeniach, w których na jednego ucznia przypadała powierzchnia mniejsza niż 2 m2, w tym - w przypadku 40,4% - nie przekraczała ona 1,5 m2 (skrajnie nawet 1,1 m2). (...) nadmierne zagęszczenie klas nie sprzyja efektywnej pracy umysłowej oraz nie gwarantuje w pełni bezpieczeństwa przebywających w takich pomieszczeniach osób, na przykład w razie konieczności natychmiastowej ewakuacji;

(...)

*Prawie wszystkie szkoły (95%) zorganizowały żywienie dla uczniów w formie kuchni, cateringu lub bufetu, z czego w przypadku aż 19,3% z nich wystąpiły nieprawidłowości w stanie higienicznosanitarnym;

* Niemal połowa szkół (29, tj. 48,3%), w których doszło łącznie do 211 wypadków, co stanowiło 54,4% zdarzeń odnotowanych we wszystkich skontrolowanych szkołach, nie była w pełni przygotowana do udzielenia pomocy przedlekarskiej – w wyniku zaniedbań osób odpowiedzialnych – apteczki pierwszej pomocy nie były właściwie wyposażone lub rozmieszczone.

Aż w 28 szkołach w części apteczek ujawniono środki przeterminowane, w tym w 11 szkołach o pięć lat i więcej - skrajnie prawie o 17 lat. Na wyposażeniu części szkolnych apteczek – poza środkami niezbędnymi do udzielania pierwszej pomocy - znajdowały się również produkty lecznicze, pomimo iż nawet sytuacje nagłe nie uprawniają pracowników szkoły do podania uczniom leków.
(s.8)

Uwag nagannych jest w tym raporcie mnóstwo, bo dotyczyły one: braku zabezpieczenia szkolnych komputerów przed dostępem uczniów do niepożądanych treści internetowych, zbyt ciężkich plecaków, złej organizacji przerw międzylekcyjnych, niewłaściwej organizacji procesu kształcenia (zajęcia wymagające koncentracji - na ostatnich godzinach), zagrażający bezpieczeństwu stan podłóg sal gimnastycznych , korytarzy, schodów czy boisk szkolnych, prowadzenie zajęć wychowania fizycznego w miejscach do tego nieprzystosowanych itd.

Raport jest krytyczny wobec samorządów i dyrektorów szkół, ale zupełnie bezkrytyczny w stosunku do polityki oświatowej państwa, w tym zasad finansowania szkolnictwa publicznego. Na ten temat w raporcie de facto nie ma ani jednego zdania. Sprawia wrażenie, jakby dla inspektorów NIK stan bezpieczeństwa i higieny naszych uczniów mógłby być lepszy, gdyby ... był zgodny z normami. Tyle tylko, że do norm nie ma zabezpieczeń finansowych.

Jedną z osób odpowiedzialnych politycznie za ten stan rzeczy jest b. minister edukacji. Na plakacie zapraszała na debatę. Można ją było zapytać, jak zabezpieczyła koleżance redaktor - a obecnej minister z gabinetu cieni PO poseł Augustyn - stanowisko pelnomocniczki p. premier ds.bezpieczeństwa w szkołach.

14 marca 2017

Kto w końcu strajkował 10 marca - rodzice czy ich dzieci?



Wydarzenia biegną tak szybko, że nie nadążam za ich odnotowaniem w blogu w czasie, kiedy mają miejsce. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż nawet krótki czasowo dystans sprzyja temu, by spojrzeć na niektóre z nich spokojnie, bez specjalnych emocji.

10 marca odbył się rzekomo strajk rodziców, chociaż wiemy, że strajkowały de facto ich dzieci, które nie zostały posłane na zajęcia szkolne. Mogły tego dnia zostać legalnie w domu, czyli miały zafundowane wagary. Zapytałem gimnazjalistę z Bydgoszczy, czy był tego dnia w szkole, skoro nie musiał do niej iść. Odpowiedź mnie nie zaskoczyła.

On był w szkole, bo należy do elity najlepszych uczniów swojego rocznika, a tego właśnie dnia nauczycielka zapowiedziała istotny sprawdzian. Byli zatem prawie wszyscy uczniowie. Zapytany o ów strajk nie wyraził żadnych emocji, ani też nie miał na ten temat nic do powiedzenia, bo w gruncie rzeczy mało go obchodziło to wydarzenie, skoro nawet nie zarejestrował jego zakresu w swojej szkole.

W łódzkich podstawówkach i liceach lekcje też odbywały się normalnie, z udziałem większości uczniów. Narzekał nawet na to w swoim blogu Dariusz Chętkowski, bo pewnie liczył na to, że może posprząta w swojej klasie, albo uzupełni dokumentację czy wypije kawę z koleżankami i kolegami. Sam jest członkiem ZNP, więc raczej powinien być na strajku, a nie prowadzić lekcje. Pewnie jednak przesadzam. w końcu miał to być rzekomo strajk rodziców.

Pytałem rodziców, czy wiedzą, co jest przedmiotem tego strajku, o co walczą, o co zabiegają? Większość spośród moich zaocznych studentów-rodziców przyszła na wykład, ale strajk ich w ogóle nie interesował. Nie wiedzieli, jakie są główne postulaty. Tym samym kiepścieje nam społeczeństwo obywatelskie, skoro wywołuje strajk, a jego uczestnicy nie biorą w nim udziału i na dodatek nie wiedzą, z jakich powodów nie posłali dzieci do szkół.

To przypominam rodzicom, bo za niespełna miesiąc będzie druga tura strajku rodziców, że ich postulaty są następujące:

Żądamy:

1. Natychmiastowego zatrzymania wprowadzania reformy edukacji.

2. Rzetelnej, przygotowanej przez ekspertów diagnozy potrzeb oświatowych.

3. Spójnej koncepcji rozwoju edukacji.

4. Prawdziwych konsultacji społecznych dotyczących zmian w edukacji ze wszystkimi środowiskami zaangażowanymi w system oświaty.

5. Starannego przygotowania podstaw programowych.

6. Szkoły bezpiecznej, wolnej od przemocy i dyskryminacji.

7. Szkoły uczącej współpracy, kreatywności i samodzielnego myślenia.

8. Podjęcia rzeczywistych działań na rzecz wyrównywania szans edukacyjnych.

9. Zwiększenia nakładów finansowych na oświatę.

10. Zwiększenia wpływu rodziców na funkcjonowanie szkół.


Muszę przyznać, że organizatorzy rzekomego strajku ciągłego, czyli sukcesywnie "gumowego" (guma balonowa) nie znają prawa oświatowego, nie korzystali z niego przez 26 lat (wtedy była znowelizowana Ustawa o systemie oświaty i dała im większe prerogatywy od tych, których teraz żądają), toteż obudzili się z ręką w nocniku".

Ministerstwo Edukacji Narodowej i rząd nic sobie z tego nie robią i nie zrobią. Proszę zobaczyć, jak toczy się równolegle propagandowa kampania, która jest znacznie bardziej skuteczna od powyższych postulatów. Państwo Elbanowscy wcale nie zamierzają ratować gimnazjalistów, bo zmęczyli się ratowaniem maluchów. Teraz muszą jeszcze zabezpieczyć faktury na kilkaset tysięcy złotych, które uzyskali na prowadzenie konsultacji prawnych. Dość zabawne.

W świetle prawa strajk dzieci rodziców w imieniu ich rodziców jest nieszkodliwy, bo musiałby trwać co najmniej pół miesiąca i nie być usprawiedliwiony przez nich, żeby można było uznać niespełnienie obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki. Raz w miesiącu - to pestka. Nikt tego nawet nie zauważy. Wkrótce egzaminy zewnętrzne.

Jak twierdzi wiceprezydent m. Gdańska Piotr Kowalczuk - "Zgodnie z przepisami prawa na terenie szkoły nie można agitować politycznie uczniów. Winni jesteśmy jednak – zgodnie z tym samym prawem - uczniom wiedzę i wytłumaczenie procesów i zjawisk społecznych.

Proszę zatem, by wychowawcy i inni nauczyciele rozmawiali z uczniami na temat postaw obywatelskich i angażowania się w życie wspólnoty lokalnej, regionalnej, narodowej oraz europejskiej. Wychowanie obywatelskie odgrywa w tym dziele najważniejsze zadanie.
". Rozumiem, że było o polityce apolitycznie. U nas wszystko jest apolityczne, więc jeszcze trochę, a będziemy ten przymiotnik odrzucać podobnie, jak miało to miejsce w czasach PRL, kiedy wszystko było czy miało być rzekomo socjalistyczne.

Nie bardzo tylko rozumiem, jak to jest, że w Gdańsku "(...) strajkujące dzieci mogą wziąć udział w dwóch lekcjach obywatelskich. Poprowadzą je: Paweł Adamowicz, Jacek Taylor i Zbigniew Lis." To w końcu był to strajk dzieci czy rodziców? No i jak wyglądały te apolityczne lekcje z politykami?