14 marca 2017
Kto w końcu strajkował 10 marca - rodzice czy ich dzieci?
Wydarzenia biegną tak szybko, że nie nadążam za ich odnotowaniem w blogu w czasie, kiedy mają miejsce. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż nawet krótki czasowo dystans sprzyja temu, by spojrzeć na niektóre z nich spokojnie, bez specjalnych emocji.
10 marca odbył się rzekomo strajk rodziców, chociaż wiemy, że strajkowały de facto ich dzieci, które nie zostały posłane na zajęcia szkolne. Mogły tego dnia zostać legalnie w domu, czyli miały zafundowane wagary. Zapytałem gimnazjalistę z Bydgoszczy, czy był tego dnia w szkole, skoro nie musiał do niej iść. Odpowiedź mnie nie zaskoczyła.
On był w szkole, bo należy do elity najlepszych uczniów swojego rocznika, a tego właśnie dnia nauczycielka zapowiedziała istotny sprawdzian. Byli zatem prawie wszyscy uczniowie. Zapytany o ów strajk nie wyraził żadnych emocji, ani też nie miał na ten temat nic do powiedzenia, bo w gruncie rzeczy mało go obchodziło to wydarzenie, skoro nawet nie zarejestrował jego zakresu w swojej szkole.
W łódzkich podstawówkach i liceach lekcje też odbywały się normalnie, z udziałem większości uczniów. Narzekał nawet na to w swoim blogu Dariusz Chętkowski, bo pewnie liczył na to, że może posprząta w swojej klasie, albo uzupełni dokumentację czy wypije kawę z koleżankami i kolegami. Sam jest członkiem ZNP, więc raczej powinien być na strajku, a nie prowadzić lekcje. Pewnie jednak przesadzam. w końcu miał to być rzekomo strajk rodziców.
Pytałem rodziców, czy wiedzą, co jest przedmiotem tego strajku, o co walczą, o co zabiegają? Większość spośród moich zaocznych studentów-rodziców przyszła na wykład, ale strajk ich w ogóle nie interesował. Nie wiedzieli, jakie są główne postulaty. Tym samym kiepścieje nam społeczeństwo obywatelskie, skoro wywołuje strajk, a jego uczestnicy nie biorą w nim udziału i na dodatek nie wiedzą, z jakich powodów nie posłali dzieci do szkół.
To przypominam rodzicom, bo za niespełna miesiąc będzie druga tura strajku rodziców, że ich postulaty są następujące:
Żądamy:
1. Natychmiastowego zatrzymania wprowadzania reformy edukacji.
2. Rzetelnej, przygotowanej przez ekspertów diagnozy potrzeb oświatowych.
3. Spójnej koncepcji rozwoju edukacji.
4. Prawdziwych konsultacji społecznych dotyczących zmian w edukacji ze wszystkimi środowiskami zaangażowanymi w system oświaty.
5. Starannego przygotowania podstaw programowych.
6. Szkoły bezpiecznej, wolnej od przemocy i dyskryminacji.
7. Szkoły uczącej współpracy, kreatywności i samodzielnego myślenia.
8. Podjęcia rzeczywistych działań na rzecz wyrównywania szans edukacyjnych.
9. Zwiększenia nakładów finansowych na oświatę.
10. Zwiększenia wpływu rodziców na funkcjonowanie szkół.
Muszę przyznać, że organizatorzy rzekomego strajku ciągłego, czyli sukcesywnie "gumowego" (guma balonowa) nie znają prawa oświatowego, nie korzystali z niego przez 26 lat (wtedy była znowelizowana Ustawa o systemie oświaty i dała im większe prerogatywy od tych, których teraz żądają), toteż obudzili się z ręką w nocniku".
Ministerstwo Edukacji Narodowej i rząd nic sobie z tego nie robią i nie zrobią. Proszę zobaczyć, jak toczy się równolegle propagandowa kampania, która jest znacznie bardziej skuteczna od powyższych postulatów. Państwo Elbanowscy wcale nie zamierzają ratować gimnazjalistów, bo zmęczyli się ratowaniem maluchów. Teraz muszą jeszcze zabezpieczyć faktury na kilkaset tysięcy złotych, które uzyskali na prowadzenie konsultacji prawnych. Dość zabawne.
W świetle prawa strajk dzieci rodziców w imieniu ich rodziców jest nieszkodliwy, bo musiałby trwać co najmniej pół miesiąca i nie być usprawiedliwiony przez nich, żeby można było uznać niespełnienie obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki. Raz w miesiącu - to pestka. Nikt tego nawet nie zauważy. Wkrótce egzaminy zewnętrzne.
Jak twierdzi wiceprezydent m. Gdańska Piotr Kowalczuk - "Zgodnie z przepisami prawa na terenie szkoły nie można agitować politycznie uczniów. Winni jesteśmy jednak – zgodnie z tym samym prawem - uczniom wiedzę i wytłumaczenie procesów i zjawisk społecznych.
Proszę zatem, by wychowawcy i inni nauczyciele rozmawiali z uczniami na temat postaw obywatelskich i angażowania się w życie wspólnoty lokalnej, regionalnej, narodowej oraz europejskiej. Wychowanie obywatelskie odgrywa w tym dziele najważniejsze zadanie.". Rozumiem, że było o polityce apolitycznie. U nas wszystko jest apolityczne, więc jeszcze trochę, a będziemy ten przymiotnik odrzucać podobnie, jak miało to miejsce w czasach PRL, kiedy wszystko było czy miało być rzekomo socjalistyczne.
Nie bardzo tylko rozumiem, jak to jest, że w Gdańsku "(...) strajkujące dzieci mogą wziąć udział w dwóch lekcjach obywatelskich. Poprowadzą je: Paweł Adamowicz, Jacek Taylor i Zbigniew Lis." To w końcu był to strajk dzieci czy rodziców? No i jak wyglądały te apolityczne lekcje z politykami?