05 listopada 2016

Telewizja Publiczna atakuje harcerzy!

W tym tygodniu miałem spotkanie autorskie na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, które skupiło wśród uczestników naukowców i studentów tej Uczelni, którzy nie musieli być związani z harcerstwem, ale w jakiejś mierze byli zainteresowani kulisami mojej harcerskiej drogi do pedagogiki.

Nie spodziewałem się, że akurat najnowsza moja książka pt. "Harcerstwo źródłem pedagogicznej pasji" (Kraków 2016) może wzbudzić zainteresowanie akademickiej wspólnoty na Szczęśliwickiej 40, gdyż w pedagogice i dla pedagogiki inne monografie wydawały mi się ważniejsze. Jak się okazuje czytelnicy (także ci potencjalni) są najważniejsi, bowiem to oni rozstrzygają, czy sięgną po publikację danego autora, czy też ominą ją bez poczucia jakiejkolwiek straty.


Dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych PAS prof. APS dr hab. Maciej Tanaś zainicjował w tym roku cykl spotkań z autorami pedagogicznych książek. Pierwsza autorska debata poświęcone była najnowszej monografii prof. dr. hab. Franciszka Szloska pt. "Tożsamość pedagogiki pracy w kontekście przemian systemowych". Niestety, ze względu na obowiązki w Centralnej Komisji nie mogłem w niej uczestniczyć.

Zachęcam jednak już teraz badaczy interesujących się pedagogiką pracy do lektury książki, która stanowi nowe spojrzenie na tę subdyscyplinę nauk pedagogicznych. Cenię Autora za to, że osadził swoje studia metateoretyczne w szeroko rozumianej humanistyce nawiązując tym samym w nowym wymiarze do klasyka pedagogiki pracy, jakim był niewątpliwie prof. dr hab. Tadeusz Nowacki dhc.


Nie będę przywoływał treści autorskiego spotkania ze mną, które przygotowali i poprowadzili adiunkci dr Sylwia Galanciak i dr Marek Siwicki z Zakładu Edukacji Medialnej APS, gdyż miało ono wspomnieniowy charakter z czasów, kiedy byłem czynnym harcerzem, zastępowym, drużynowym, szczepowym aż po pełnioną funkcję Przewodniczącego Ogólnopolskiej Rady Studenckich Kręgów Instruktorskich ZHP.

Być może nawet nie wspomniałbym o tym w blogu, gdyby nie fakt, że w dniu wczorajszym w głównych "Wiadomościach TVP1" został wyemitowany - moim zdaniem - zmanipulowany materiał z harcerzami w roli głównej.

Przyznam szczerze, że tak niegodnej dziennikarsko manipulacji doświadczałem w okresie stanu wojennego w PRL. Wczorajszy materiał TVP1 dotyczył rzekomej analizy dokumentów dotyczących finansowania z budżetu państwa czy środków publicznych, jakimi dysponowały samorządy terytorialne (w tym przypadku chodziło o Mazowsze) różnych fundacji i stowarzyszeń. Nie pokazano i nie przytoczono żadnego dokumentu, który świadczyłby o naruszeniu przez Stowarzyszenie Harcerskie obowiązującego w naszym kraju prawa. Skupiono się na powiązaniach personalnych polityków z fundacjami i stowarzyszeniami, które - jak stwierdzono - "...każą postawić kolejne pytania".

Jak można w ten sposób niszczyć, dezawuować aktywność organizacji pozarządowych, które miały i mają obowiązek rozliczania się z wszelkich dotacji publicznych. Żadnej z wymienionych w tym programie organizacji tego nie wykazano, ale obrzucono je "propagandowym błotem", by przylepiwszy się do nich odwrócić uwagę od innych zapewne wydarzeń z udziałem obecnej formacji rządzącej.

Nie znam żadnej z tych organizacji, ani ich liderów. Nie mogę jednak uwierzyć w to, że Stowarzyszenie Harcerskie, które w tym roku obchodziło 20-lecie swojej działalności, a będące samodzielną organizacją Śródmiejskich Hufców, miało cokolwiek złego na sumieniu. Wystarczy wejść na stronę tej organizacji, by zobaczyć jak perfekcyjnie przygotowała swoich instruktorów do rozliczania się z dotacji publicznych!

Jak można oskarżać harcerzy o rzekomo "brudne pieniądze", tylko dlatego, że w ramach programu Inicjatywy Młodzieżowe, realizowali zadania edukacyjne wspólnie z instruktorami Okręgu Mazowieckiego ZHR-u, a więc ściśle powiązanego ideowo z rządzącą formacją prawicową? O co chodzi? O dotację dla Stowarzyszenia Harcerskiego w wysokości ... tylko trzymajcie się mocno krzesła, żeby nie spaść z wrażenia ... 37,5 tys. zł.?

Czy któryś z niedouczonych dziennikarzy ma świadomość, że narusza w ten sposób dobre imię społecznej organizacji, szkaluje harcerską służbę tych, którzy zgodnie z prawem uzyskali dotację na statutową działalność? Opracowany i dotowany program wychowawczy został skierowany do młodzieży gimnazjalnej oraz uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Czy rzeczywiście warto, by telewizja publiczna fałszowała rzeczywistość wybiórczymi informacjami, insynuacjami?

Może dziennikarz TVP1 (ciekawe, kto go tak wykształcił) zajrzy na stronę Stowarzyszenia Harcerskiego i Mazowieckiego ZHR - skoro nie raczył porozmawiać z instruktorami obu Związków - i poczyta, na jakie formy spędzenia wolnego czasu, rozwijania zainteresowań młodzieży i jej pasje zostały wydane te środki?

Czy rzeczywiście jest coś złego w tym, że Stowarzyszenie Harcerskie otrzymało dotację od Prezydent m. st. Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz ? A od kogo miało je otrzymać, skoro są to środki samorządu?! Czy popełniono błąd, bo Prezydent Warszawy jest "powiązana" z X-em, Y-ekiem czy Z-etem albo z fundacją "współpracującą" z córką innego X-a itd., itd.?


Dotrwałem do końca tego propagandowego materiału, by dowiedzieć się, że instruktorzy harcerscy popełnili jakiś ciężki grzech prowadząc warsztat "Seksualność młodzieży", którego tematem było:

Pozwalać czy nie pozwalać na spacery wieczorową porą i co się z tym wiąże?
Co zrobić, gdy harcerze oglądają tzw. świerszczyki?
Co zrobić, gdy na obozie dziewczynka po raz pierwszy miesiączkuje?


Doprawdy, to aż tak źle jest z dziennikarstwem w telewizji publicznej??? Czyżby powstawała nowa wersja "Pani Dulskiej"? Wstyd.

To jest kolejny już sygnał o podjęciu przez rządzących polityków działań niszczących w Polsce jeden z fundamentów społeczeństwa obywatelskiego jaki stanowią organizacje pozarządowe, a więc te, których upełnomocnianiem w pierwszych latach transformacji ustrojowej zachwycał się i badał obecny wicepremier rządu, socjolog i ekonomista prof. dr hab. Piotr Tadeusz Gliński. Coraz bardziej żałosny staje się obraz walki politycznej za wszelką cenę, także za cenę demokracji deliberatywnej, partycypacyjnej na rzecz ...?

Politolodzy, socjolodzy, historycy, ale i pedagodzy będą mieli o czym pisać przez najbliższe lata i co badać, by udokumentować dewastację wartości polskiej transformacji przez kolejne rządy - począwszy od 1993 r.

04 listopada 2016

Niepokorni "pionierzy" badań w Polsce


W epoce dominującej popkultury, błyskotek, powierzchowności, pośpiechu, płynnej nowoczesności, zamiast Lifelong learning i unikania patologicznej grywalizacji o parametryczny status przetrwania, coraz częściej spotykam się w rozprawach awansowych - doktoratach czy habilitacjach z bezkrytycznym zachwytem początkujących naukowców nad wyjątkowością czy poczuciem pierwszeństwa w "odkryciach naukowych" własnych i/lub ich przełożonych. Ani jednym, ani drugim nie jest to do niczego potrzebne, a jednak postanawiają w ten sposób kogoś dowartościować.

Tygodnik "Polityka" opublikował charakterystyki laureatów i finalistów 16. edycji programu stypendialnego dla aplikujących o pieniądze osób, które potrzebują wsparcia w specyficznym momencie swojej kariery. Chodzi tu o nauczycieli akademickich, którzy "(...) już mają za sobą znaczne dokonania, ale wciąż jeszcze nie są na - by tak powiedzieć - intelektualnym rozruchu, dopiero na dobre sadowią się w świecie nauki, wiją tam gniazdo dla swoich badań, teorii, refleksji." (E.W., Próg dojrzałości, Polityka 2016 nr 44, s. 100).

O jednym z laureatów napisano, że jest w Polsce pionierem badań na określony temat. Urodził się w II połowie lat 80. XX w. i nie wie, że nie jest żadnym pionierem badania czegoś, co było już przed wielu laty diagnozowane i opublikowano wyniki badań. Dzisiaj jednak wielu młodych adeptów nauki nie przeprowadza rzetelnej kwerendy literatury, która wykraczałaby poza ich dyscyplinę naukową, tylko przyjmuje, że skoro w niej nie znaleźli adekwatnych do interesującego ich problemu źródeł, mają prawo do mianowania siebie pionierami badań.

W świecie otwartego dostępu do literatury, bibliotek znacznie łatwiej jest dostrzec, że interesującą nas problematyką badawczą zajmowali się nie tylko przedstawiciele naszej nauki, ale i innych nauk. Tymczasem socjolodzy i psycholodzy z poczuciem nieuzasadnionej wyższości kreują swoje analizy jako odkrywcze. Inna rzecz, że prawdopodobnie niektórzy spotykają się w swoim środowisku akademickim ze strażnikami granic wiedzy zastrzeżonej tylko i wyłącznie dla jej utytułowanych akademików.

W jednym z doktoratów z pedagogiki czytam ze zdumieniem, że promotor dysertacji jako pierwszy zaproponował w polskiej literaturze metodę „X”. Po co pisać o czymś, co nie znajduje potwierdzenia w faktach? Autor rozprawy sam zresztą przywołuje w jednym z rozdziałów innych autorów, których publikacje i rok ich ukazania się przeczą powyższej tezie. Wystarczyłoby napisać, że w analizowanej literaturze okresu od ... do... nie znaleziono żadnych badań na interesujący nas temat.

W humanistyce pierwszeństwo idei, kategorii pojęciowej czy myśli jest bardzo trudne do udowodnienia. Uzdolniona młodzież akademicka, która urodziła się na kilka lat przed transformacją, zdobywała swoją wiedzę w państwie bez cenzury, bez ZOMO, bez bojówek młodych asystentów napadających na mieszkania działaczy KOR-u, bez akcji strajkowych w związku z brakiem dostępu do podstawowych produktów żywnościowych itd., itd. Nie korzysta z bibliotek uniwersyteckich, nie przegląda katalogów przedmiotowych, by dotrzeć do odpowiednich publikacji.

Coraz rzadziej też korzysta z przeglądu roczników czasopism. Najczęściej sięga się do zbiorów w wirtualnym świecie, który wcale nie oferuje względnie rzetelnego obrazu stanu dotychczasowej wiedzy na interesujący nas problem. W grupie trzydziestu doktorantów na pytanie, kto prenumeruje specjalistyczny periodyk, potwierdziły to zaledwie trzy osoby wskazując zarazem tytuł systematycznie czytanego czasopisma.

Ktoś stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, gdyż w Polsce oczekuje się przywoływania w studiach teoretycznych przede wszystkim rozpraw monograficznych. Tymczasem w innych krajach przeważają wśród wykorzystywanych źródeł wiedzy artykuły z czasopism naukowych. Jedno nie wyklucza drugiego, ale też nie może prowadzić do wyłączania któregoś z tych źródeł w toku naszych badań. Zaglądam do biblioteki. Czytelnia świeci pustkami i jarzeniówkami.

Brak pokory wobec istniejącego - a nie zawsze dostępnego nam - stanu wiedzy naukowej, pośpiech są czynnikami kryzysogennymi w okresie przygotowywania dysertacji w toku studiów III stopnia. Szczególnie niepokojąca jest samoświadomość doktoranta opracowania błędnego narzędzia diagnostycznego, ale mimo to prowadzenia badań pod ciśnieniem uciekającego czasu, żeby zdążyć, zmieścić się w wyznaczonym terminie.

03 listopada 2016

Odszedł na Wieczną Wartę "Promienisty" hm PL Marian Kierczuk


Tuż przed Świętem Zmarłych dotarła do mnie wiadomość o śmierci także mojego b. komendanta Hufca ZHP Łódź-Bałuty "Promieniści" - Harcmistrza Polski Ludowej Mariana Kierczuka. Należał do tych instruktorów harcerskich, którzy rzeczywiście całym życiem służyli Ojczyźnie przydając bałuckiemu harcerstwu najsilniejszą pozycję wśród wszystkich pozostałych hufców (przynajmniej w tym czasie, kiedy ja byłem czynnym harcerzem a potem instruktorem tego Hufca, czyli w latach 1968-1972).

Ktoś może się zdziwić, że odnotowałem przed nazwiskiem stopień Harcmistrza PL, skoro takowy dzisiaj nie istnieje. Był to jednak najwyższy stopień instruktorski, jaki mogli uzyskać w okresie PRL najlepsi z najlepszych, instruktorzy-instruktorów, zuchowi/harcerscy wychowawcy-wychowawców, komendanci-komendantów. Takim właśnie stopniem był Harcmistrz PL.


Transformacja zniosła ten stopień, skoro skończyła się ustrojowo Polska Rzeczpospolita Ludowa. W moim przekonaniu nadal ma ona miejsce mentalnie i strukturalnie także w dzisiejszym harcerstwie i jego kadrach kierowniczych. Nie jest to jednak właściwy moment, żeby o tym pisać.

Chciałem jednak przypomnieć, że hm PL M. Kierczuk był właśnie takim liderem, twardym w negocjacjach, gdy w grę wchodziło załatwienie spraw kluczowych dla bezpieczeństwa, zdrowia i wyżywienia zuchów oraz harcerzy i ich instruktorów w czasie hufcowych akcji - śródrocznych, zimowych czy letnich.

Nie miałem szczególnych kontaktów z moim ówczesnym Druhem Komendantem, bo byłem drużynowym jednej z najstarszych łódzkich drużyn - 13 ŁDH, a potem 63 ŁDH, komendantem szczepów harcerskich przy 49, 153, 17 i 101 Szkole Podstawowej. Prowadziłem kilkanaście obozów harcerskich, na które dh M. Kierczuk przyjeżdżał jako wizytator, więc miałem okazję zobaczyć Go w różnych rolach i sytuacjach.

Widywałem Druha Komendanta rzadko, bo zawsze stroniłem od władz, tym bardziej w okresie PRL, gdyż te były poddawane - często z własnej woli partyjnej przynależności - silnej indoktrynacji i partyjnym manipulacjom ówczesnego reżimu.


(fot. Strona z kroniki mojej drużyny - 13 ŁDH)

A drużynowy mógł wszystko, mógł jak "wolny ptak" - jeśli tylko chciał, był dzielny i potrafił - realizować ze swoimi podopiecznymi harce, które miały ukryty wobec socjalizmu program (tzn. sprzeczny z obowiązującym wówczas modelem, bo skautowy). Tak więc to raczej dh M. Kierczuk mógł mieć ze mną kłopot, o czym dowiadywałem się w kuluarach, ale nigdy tego nie zdradzał.

Dzięki prowadzonej przez mnie współpracy z b. naczelnikiem skautów na czeskich Morawach mieliśmy wspólnych przyjaciół, dzięki czemu mogłem ćwierć wieku temu odwiedzić Komendanta w jego prywatnym mieszkaniu wraz z moim czeskim skautem - Luboszem Boudą. Pamiętam wzruszenie mojego Komendanta, radość z dzielenia się wspólnymi wspomnieniami, a przy tym miałem po raz pierwszy okazję zobaczenia kronik mojego Hufca, o które dh M. Kierczuk bardzo się troszczył.

To pod Jego kierownictwem wraz z moją drużyną - podobnie jak wszystkie drużyny Hufca - sadziłem Harcerski Las na wielohektarowym terenie przy ul. Sianokosy na krańcach Łodzi, blisko Zgierza.
Dzisiaj rośnie tam bujny, gęsty las i pewnie trudno by mi było znaleźć własne (posadzone przez siebie) drzewa. Harcerski Las na Bałutach stał się największym, chociaż nie jedynym kompleksem leśnym, jaki powstał wokół Łodzi dzięki harcerskiej służbie.


Ciekawe, bo kiedy wpiszę dzisiaj w wyszukiwarkę imię i nazwisko Zmarłego Harcmistrza, to znajdę niewiele odnośników do relacji czy nawet prasowych artykułów na Jego temat. Ucieszyła mnie więc jedna z niewielu wiadomości o wręczeniu Mu w 2011 r. Medalu „Serce Dziecku", który od prawie 30 lat jest nadawany przez Stowarzyszenie „Komitet Dziecka” a na wniosek uczniów i nauczycieli (także z mojej) Szkoły Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi . Wyróżnienie to otrzymują osoby szczególnie zasłużone w pracy na rzecz dzieci i młodzieży 1 czerwca pod tak pięknie skonstruowanym i nazwanym Pomnikiem Martyrologii Dzieci w Parku im. Szarych Szeregów" (w PRL Parku im. "Promienistych"), pod pomnikiem „Pęknięte serce".

Ostatni komunikat, jaki pojawia się po wpisaniu w Internecie nazwiska zm. Druha - poza rzecz jasna nekrologami - to Rozkaz L 15/2013 ówczesnej Komendantki Hufca ZHP Łódź-Bałuty hm. Pauliny Jabłońskiej, w którym zalicza służbę instruktorską za rok 2012/2013 m.in. Hm Marianowi Kierczukowi!

Zaliczyła służbę instruktorską temu, który miał za sobą prawie 70-letnią służbę harcerską. Tak, tak. Nie zwalnia się czynnych instruktorów ZHP z ich służby, nawet kiedy są na emeryturze, a chcą dalej uczestniczyć w życiu swojej jednostki organizacyjnej. Druh Kierczuk był historią, ale i kronikarzem hufca. Jak pisał w jednej ze swoich publikacji poświęconej Jego poprzednikom:

Wypadło mi opracować biografie komendantów Hufca. Kiedy zbierałem materiały do tych opracowań, analizowałem przebytą drogę w służbie harcerskiej każdego z Nich, sumowałem osiągnięcia, zadawałem sobie pytanie co było źródłem tych sukcesów. Odpowiedź jest tylko jedna: sam człowiek niewiele zdziała, ale zespół ludzi mający określony cel, wspólną ideę, może zrobić wiele, bardzo wiele. W latach 50-tych i 60-tych, ale i później także, nasz Hufiec dopracował się wspaniałej grupy instruktorów, z którą można było „podbić cały świat”. (s.4)

Dopiero dzisiaj żegnam mojego Komendanta Hufca, którego pogrzeb odbył się w dn. 28 października br., o czym dowiedziałem się po fakcie. Niech mój dzisiejszy wpis w blogu, w wirtualnej kronice także harcerskiej pedagogii, z harcerską służbą w tle - będzie symbolicznym aktem pożegnania łódzkiego Harcmistrza. Czuwaj Druhu Komendancie!