22 sierpnia 2016

Jubileusz pedagoga społecznego - profesora Jerzego Modrzewskiego

Przed wakacjami miał miejsce Jubileusz 70. urodzin poznańskiego pedagoga społecznego - Jerzego Modrzewskiego, który został uhonorowany przez grono uczonych i przyjaciół, współpracowników oraz przedstawicieli pedagogiki społecznej z różnych uczelni w naszym kraju wydaniem m.in. specjalnego tomu pt. PEDAGOGIKA W SPOŁECZEŃSTWIE - SPOŁECZEŃSTWO W PEDAGOGICE (Wyd. Naukowe UAM 2016). Osiągnięcia Profesora wzbudzają najwyższy szacunek, bowiem Jego dotychczasowe życie i twórczość naukowa, aktywność społeczna i dydaktyczna wpisują się złotymi zgłoskami w pamięć ludzkich serc i wywołują naturalne poczucie zobowiązania do wielopokoleniowej wzajemności w akademickiej trosce o naukową prawdę.

Uczeni o tak wysokim etosie akademickim stanowią dla kolejnych pokoleń punkt odniesienia nie tylko do humanistycznego zakorzenienia się w nauce, ale i do urzeczywistniania osobistych dążeń, zamiarów, aspiracji i działań na rzecz pedagogiki jako nauki oraz praktyki społecznej. Jeśli można powiedzieć o naukowcu, że jest darem (dla) pedagogiki, uniwersytetu i społeczeństwa, to z pewnością dotyczy to Jerzego Modrzewskiego.

Spotkania z Profesorem w salach dydaktycznych, konferencyjnych czy na kartach jego dzieł stanowią ważną dla formowania się ludzkich charakterów możliwość przebudzenia się z trwania w schematach poznawczych, jednostronności czy nazbyt pospiesznie uznawanych poglądów na temat wychowania i teorii socjalizacji. Jest On bowiem kontynuatorem tradycji socjologicznej orientacji w pedagogice społecznej nasycającym ją własną myślą pedagogiczną, która wzmacnia jej teoretyczne podstawy i status wiedzy naukowej.

Prof. J. Modrzewski stworzył autonomiczny, a zarazem interdyscyplinarny system wiedzy o modelowaniu szeroko pojętego wychowania niezależnie od zmieniającego się wokół nas codziennego świata życia. Tego typu badania podstawowe najlepiej służą rozwojowi pedagogiki (nie tylko pedagogiki społecznej) oraz konceptualizacji w polu jej zainteresowań poznawczych badań empirycznych nad środowiskowymi uwarunkowaniami socjalizacji i inkulturacji jednostek.


Wystarczy zapoznać się z licznymi publikacjami Jubilata, by zdać sobie sprawę z tego, jak konsekwentnie i znakomicie rozwijał swoje zainteresowania problemami pedagogicznymi i wzmacniał teoretyczne podstawy ich rozwiązywania, a tym samym optymalizowania szans życiowych naszych wychowanków, z uwzględnieniem ich uwarunkowań rodzinnych, środowiskowych, ustrojowych i cywilizacyjnych.

Szkoda że osoby zarządzające w naszym kraju systemem szkolnictwa (w tym szkolnictwa wyższego) nie korzystają z teoretycznych podstaw aktualizacji procesów społecznych w skali makro, która została tak znakomicie wyłożona przez Profesora Modrzewskiego w jego licznych rozprawach. Nie dochodziłoby wówczas do retrogresywnego typu uczestnictwa społecznego zmieniających się w okresie transformacji politycznej III RP elit władzy.

To właśnie poznański pedagog uzasadnia w swoich publikacjach funkcjonowanie człowieka w rzeczywistości instytucjonalnej i środowiskowej w rolach społecznych (przedmiotowo i/lub podmiotowo) jako poddawanego m.in. napięciom poznawczym, ekonomicznym, kulturowym czy politycznym i współtworzącego zarazem formy jego bycia człowiekiem, relacje międzyludzkie oraz w różnym stopniu i zakresie partycypującego w życiu społecznym.

Jubilat nie mógł przypuszczać, że kiedy prowadził metateoretyczne badania do swojej teorii socjalizacji, stworzył podstawy kontynuowania przez kolejnych badaczy także jego dokonań naukowych, opisu i eksplikacji międzypokoleniowego procesu transmisji jego wiedzy oraz naukowego rekonstruowania ewolucji struktury, dynamiki i mechanizmów trwałości lub zmienności naszego poznania i doznawania świata.

Zamieszczone w tym tomie rozprawy doskonale odzwierciedlają pewne etapy i mechanizmy formujące społeczną postać naukowego i osobistego życia Profesora w spełniających się obiektywnie i subiektywnie jego dotychczasowych wymiarach i okresach. Wyłaniająca się z każdego z artykułów biografia Jerzego Modrzewskiego stanowi znakomite potwierdzenie jego teorii socjalizacji w kontekście biografii społecznej pojmowanej jako kulturowo wykreowana postać społecznego uczestnictwa w pedagogice jako nauce i praktyce społecznej.


Autorami dedykowanych Jubilatowi tekstów są m.in. tak znakomici profesorowie pedagogiki społecznej, jak: Andrzej Radziewicz-Winnicki (O krytycyzmie naukowym, pedagogice społecznej i socjologii wychowania Jerzego Modrzewskiego. Garść refleksji ogólnych na dzień jubileuszu), Ewa Marynowicz-Hetka (Myśląc o wymogu kompleksowości w naukach o wychowaniu - na marginesie lektury tekstów), Tadeusz Pilch (Polska[nie]tolerancja. Fundamenty - objawy - konsekwencje dla pedagogiki społecznej), Krystyna Marzec-Holka (Partycypacja społeczna na poziomie edukacji - perspektywa kapitału społecznego ), Wiesław Ambrozik (O konieczności uspołecznienia systemu resocjalizacji), Marek Konopczyński (Karać czy nie karać? Pedagogika resocjalizacyjna versus pedagogika resocjalizacyjna), Alicja Kargulowa (Uwikłania etyczne poradnictwa w kontekście pedagogiki krytycznej), Ewa Syrek (Inspiracje dla pedagogiki zdrowia), Wiesław Theiss (Między represją a opieką. O bezprizornych w Rosji [1918-1939]), Barbara Kromolicka ("Szlachetna paczka" - między Scyllą a Charybdą), Magdalena Piorunek (Badanie karier [biografii] zawodowych - autorskiej poszukiwania. Między podejściem kwantytatywnym a kwalitatywnym) czy wybitni przedstawiciele pedagogiki porównawczej oraz ogólnej, jak profesorowie: Zbyszko Melosik (Jurydyzacja codzienności - bezradność jednostki w obliczu normy i prawnika), Heliodor Muszyński (Przekonania w życiu jednostki i społeczeństwa), Mirosław J. Szymański (Edukacja jako wartość w zmieniającym się świecie), Maria Czerepaniak-Walczak (Socjalizacja akademicka w czasach nadmiaru. O socjalizacji w (akademickim) krajobrazie medialnym) i in.

Całość tomu została znakomicie przygotowana i zredagowana przez współpracowników Profesora z Zakładu Badań Środowisk Wychowawczych Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu - jego adiunktów - panie dr Agatę Matysiak-Błaszczyk i dr Ewę Włodarczyk. Ich tekst pt. "Uczestnictwo społeczne w biegu życia Profesora Jerzego Modrzewskiego" otwiera cały tom, zaś przygotowana przez A. Matysiak-Błaszczyk "Bibliografia prac Profesora Jerzego Modrzewskiego" ułatwi nie tylko badaczom z zakresu biografistyki pedagogicznej, ale także prowadzącym studia w zakresie pedagogiki społecznej odnaleźć źródła rozpraw tego Autora.

W imieniu Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk złożyłem w tym tomie Jubilatowi najserdeczniejsze życzenia, by kolejne lata życia i twórczości naukowej były wypełnione osobistą satysfakcją z własnych dokonań oraz sukcesów wypromowanych kadr naukowych, owocowały zdrowiem i poczuciem zasłużonego szczęścia oraz czyniły je wartościowym w przeżywaniu zachodzących zmian i doświadczaniu spełnienia własnych planów i marzeń.

Jesteśmy dumni z pracy naukowo-dydaktycznej Jubilata, jego niepowtarzalnej obecności w tworzeniu najwyższych standardów w naukach humanistycznych i społecznych, a szczególnie w pedagogice społecznej. Rzetelność naukowa, wyjątkowa umiejętność rekonstruowania współczesnej myśli pedagogicznej w kwestiach kluczowych dla polskiej oświaty, szkolnictwa wyższego i oddziaływań środowiskowych na różne pokolenia, wspomaganie przez Profesora kandydatów do zawodu pedagogicznego oraz wzmacnianie ich profesjonalnego i osobowościowego samodoskonalenia znakomitymi dziełami o ponadczasowym charakterze i uniwersalnych treściach pozwala na włączanie się młodych badaczy oraz sił społecznych w polską edukację i wychowanie na wszystkich ich poziomach.

Czytelnikom tego tomu życzę satysfakcji z rozbudzonej zamieszczonymi tu rozprawami potrzeby poznawania kulturowego wzoru życia Jubilata w szeroko rozumianej pedagogice społecznej.



(fot. Jubilata z tomu "Pedagogika w społeczeństwie-społeczeństwo w pedagogice" 2016, s. 3)

21 sierpnia 2016

Edukacja to nie indoktrynacja



Zapewne wróci po wakacjach silnie eksponowany przez media wywiad minister edukacji Anny Zalewskiej w programie TVN „Kropka nad i”, w którym dała się podpuścić redaktor Monice Olejnik unikając - w odpowiedzi na jej pytania - jednoznacznej wypowiedzi na temat wydarzeń kieleckich. Minister nie jest historykiem z wykształcenia, więc nie powinna wypowiadać się w sprawach, które są poza jej wiedzą.

Dobry nauczyciel, jak nie wie, mówi o tym swoim uczniom, albo zobowiązuje się do tego, że postara się odpowiednio przygotować do rozmowy czy dyskusji z nimi na interesujący ich temat. Nie ma w tym nic złego. To nie rzutuje na utratę autorytetu władzy.

Nie zajmuję w tej kwestii stanowiska, gdyż nie mam takich kompetencji. Pamiętam jednak bardzo dobrze wydaną w Londynie książkę Jakuba Karpińskiego „Nie być w myśleniu posłusznym” poświęconą Osowskim, socjologii i filozofii, w której jest przedruk jego tekstu z 1946 r. (sic!) Ów socjolog - uczeń wybitnego polskiego uczonego Stefana Nowaka, ale także historyk, politolog i logik - opublikował w numerze 38 „Kuźnicy” tekst pt. „Na tle wydarzeń kieleckich”.

Karpiński prezentuje - 70 lat temu! - własne studium tych wydarzeń na tle względnie łatwo dającego się uchwycić podłoża ekonomicznego, społecznego i politycznego antysemityzmu w Polsce jako o bolesnym doświadczeniu kieleckim m.in.:

To, co zaszło w Kielcach, to nie był napad ludzi z lasu, ani chyłkiem dokonana zbrodnia szumowin miejskich. Akcja trwała przeszło sześć godzin – sześć godzin w mieście o kilkudziesięciu tysiącach ludności – podniecenie ogarnęło szerokie kręgi, a zapał pogromowy sięgnął aż poza granice miasta. W zbrodni kieleckiej bierze czynny udział społeczeństwo kieleckie.

Gdyby minister edukacji działała w opozycji w PRL, to zapewne przeczytałaby tę publikację, gdyż stanowiła ona ważną nie tylko naukowo, socjologicznie, ale i politycznie lekturę, przynajmniej w akademickim środowisku.

Karpiński pisał:

Wydarzenia, które rozegrały się w Kielcach, muszą skierować naszą uwagę na trzy kategorie faktów:

1. Istnienie osobników, którzy – jak można wnosić – w myśl czyjegoś programu w świadomy, zdradziecki sposób usiłują wywołać zbrodnicze zajścia.

2. Łatwość znalezienia wykonawców dla tych zamierzeń, alb inaczej mówiąc istnienie mniej lub więcej licznych elementów oswojonych z krwią o mordem, a podatnych na tego rodzaju zbrodniczą agitację.

3. Słabe reakcje szerokich warstw społeczeństwa; obojętność albo ambiwalencja na podłożu niechęci do Żydów. Potępia się zbrodnie z obowiązku, ale nie próbuje przeciwdziałać im czynnie. Ten brak przejęcia zbrodnią jest w znacznej mierze właśnie wynikiem wojennego treningu: mordowanie Żydów przestało być czymś nadzwyczajnym; czemuś tamci ludzie mieliby się przejmować śmiercią czterdziestu Żydów, skoro przyzwyczaili się do myśli, że Hitler morduje Żydów milionami
. (s. 121)

Jest też w artykule tego socjologa mowa o klimacie nie tylko kieleckich miazmatów. Dzisiaj, po tylu latach od tamtych wydarzeń, pojawiają się zupełnie nowe źródła, a historycy odnajdują świadków tamtych wydarzeń. Historia nie jest zamkniętą nauką, toteż pojawienie się innych, nieznanych dotychczas źródeł może radykalnie zmienić dotychczasową wykładnię.

Z większą łatwością można dotrzeć do osób przechowujących w pamięci lub domowych archiwach dane. Czy są wiarygodne nowe, a wstrząsające relacje świadków innych wydarzeń, o których czytam w necie? Nie wiem. Niech to badają naukowcy, a nie politycy. Nie można podważać dla politycznych celów wiarygodności uczonych, historyków, podobnie jak badaczy wszystkich innych dyscyplin naukowych.


Każdy minister tego rządu będzie łapany na gorąco na błędach, by wykazać społeczeństwu jego nieprzydatność do pełnienia tak odpowiedzialnej roli w strukturach władzy państwowej. Podobnie było z ministrzycami edukacji za rządów PO i PSL, które opozycja wielokrotnie usiłowała odwołać z tego stanowiska czy z obecnym w Sejmie liderem Nowoczesnej Ryszardem Petru. Nonsensy, jakie wypowiada, stają się mem-owym hitem w Facebooku i na Twitterze. Opozycja wzbudzi każdy przejaw oburzenia, byle doprowadzić do zmiany politycznej, bo też taka jest jej rola. Na negacji musi budować swoją siłę. Jedni i drudzy mają rację polityczną, by nie zejść z obranego kursu.


Dlatego nie dziwią mnie, chociaż są dość naiwne i nonsensowne, postulaty pozbawienia minister Zalewskiej jej stanowiska, a nawet dyplomu magistra, bo jedyną metodą zmiany politycznie aksjologicznej są wybory do Sejmu i Senatu. Każda władza, tak lewicowa, liberalna jak i prawicowa dysponując większością będzie, bo musi (kiedy ma większość parlamentarną) stać po stronie swoich ministrów, o ile ci nie popełniają czynów karalnych. Niewiedza nie jest takim czynem, podobnie jak wyznawane i ujawniane w różnych sytuacjach przez członka rządu poglądy, opinie czy wartości.


Nauczyciele nie są nagranymi płytami DVD, nie są dla MEN zewnętrznymi dyskami, na które władza może wpisać jedynie możliwe do odtworzenia uczniom dane, także historyczne i ich interpretacje. Nie dajmy się wykorzystywać przez partyjnych doktrynerów, ideologów, do organizowania akcji na ich zlecenie, bo będzie to znaczyło, że traktujemy siebie jako dysk zewnętrzny, a nie OSOBĘ, niezależny od politycznej walki podmiot edukacji. Realizujmy w szkołach edukację, a nie indoktrynację.

Każdy nauczyciel ma swój rozum, wiedzę i kompetencje, by przekazywać podopiecznym prawdę, a nie MEN-skie nagrania, nawet gdyby były objęte jakimiś sankcjami. Cenzura nie musi być w nas, natomiast nie ulega wątpliwości, że niektórzy sami nakładają na własne wypowiedzi kaganiec, by (prze-)trwać w okowach kłamstwa czy półprawd.

W PRL nie wolno było nauczycielom mówić o Katyniu, a jednak - jako uczniowie - wiedzieliśmy, jaka jest prawda tamtego ludobójstwa. Żaden dyktator nie zniszczy ludzkiej pamięci społecznej, bo tę przechowują i przekazują z pokolenia na pokolenie nasi rodzice oraz elity kraju, do których powinni zaliczać się także nauczyciele.

Żyjemy w wolnym kraju, bez cenzury, więc jeśli ktoś się czegoś lub kogoś boi, by nie stać po stronie prawdy, także tej historycznej, to nie powinien być nauczycielem. Może zaciągnąć się do jakiejś partii i z jej ideologicznej perspektywy głosić propagandową sieczkę, zakłamywać rzeczywistość. Naród sam zadecyduje o jego dalszych losach w odpowiednim politycznie momencie.

Edukacja to nie indoktrynacja. Mam nadzieję, że informacja o przygotowywaniu przez MEN podstawy programowej na godziny wychowawcze jest kaczką dziennikarską. Kto by chciał odtwarzać szkoły z PRL czy białoruskie standardy?

20 sierpnia 2016

Lipny ranking kierunków studiów


Postanowiłem stracić czas na zapoznanie się z wynikami rankingu "Perspektyw" w kategorii "Pedagogika 2016". Sądziłem, że skończy się publikowanie tego badziewia z udziałem ekspertów, ale - jak widać - ktoś musi na tym zarabiać, żeby wprowadzać młodzież w błąd.

Ranking PERSPEKTYW nie jest żadnym rankingiem kierunków studiów. Jego autorzy przyznają się do fałszowania rzeczywistości w dziale: "Metodologia Rankingu Kierunków Studiów". Chyba twórcy - manipulatorzy nie rozumieją pojęcia metodologia, skoro ich konstrukcja jest jej zaprzeczeniem. Oto w opisie wskaźników POTENCJAŁ NAUKOWY sami piszą:

- wskaźnik odzwierciedla ocenę przyznaną jednostce uczelni przez Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN). Uwaga: Ocena przyznawana jest dla jednostki, a nie kierunku studiów. W przypadku jednostek wielokierunkowych jednostka ta będzie posiadała ten sam wskaźnik rankingowy we wszystkich grupach kierunków, w których jest klasyfikowana.

Otóż to. W tym rzekomo metodologicznym rankingu porównuje się nie kierunki studiów ze względu na to, jakim dysponują potencjałem naukowym, jaką uzyskały ocenę PKA w ramach akredytacji programowej, jaki jest zakres i jakość prowadzonych przez kadrę badań pedagogicznych, czy ta kadra podwyższa swoje kwalifikacje naukowe, itd., itd.

NIE.

To nie jest ważne, bowiem postanowiono porównywać pod hasłem "kierunek studiów" wydziały, które taki kierunek prowadzą. To jednak nie jest to samo. Wydział wydziałowi nie jest równy. Mamy uniwersytety, których wydziały są wielodyscyplinarne, a tym samym i wielokierunkowe. Są też i takie, które prowadzą kształcenie tylko i wyłącznie w ramach jednej dyscypliny naukowej, jaką jest pedagogika.

Trudno zatem o rzetelną i wiarygodną ocenę, skoro przyznaje się wydziałom wielokierunkowym więcej punktów nie za to, jaka jest w nich PEDAGOGIKA - także jako kierunek kształcenia - ale jakie są wydziały. Trudno uznać za poprawną metodologicznie taką sytuację, gdzie np. liczy się sumę uprawnień do nadawania stopnia doktora habilitowanego z wagą 1,5 oraz uprawnień do nadawania stopnia doktora z wagą 1 dla danej jednostki uczelnianej. Wydział jedno-czy dwukierunkowy może mieć adekwatnie do tej struktury jedno - lub dwa uprawnienia do nadawania stopni.

Tym samym już na wejściu te wydziały, mimo ze mogą mieć zdecydowanie lepsze warunki i jakość kształcenia na kierunku pedagogika, tracą punkty. Uwzględnianie zatem wszystkich uprawnień jakie posiada jednostka jest błędem.

Autorzy tej tandety rankingowej piszą:

Ze względu na brak możliwości jednoznacznego przypisania pracownika do danego kierunku studiów (w kontekście faktycznie wykonywanej pracy, nie minimów kadrowych) oraz realizację przez pracowników akademickich często zadań na więcej niż jednym kierunku prowadzonym przez daną jednostkę, w kryterium brano pod uwagę cały stan zatrudnienia jednostki. Przez analogię uwzględniano liczbę wszystkich studentów jednostki, nie tylko studentów na kierunku.

Podobnie jest z niezrozumieniem tego, że PKA stosuje dwa typy akredytacji: programową i instytucjonalną. Co jednak czynią manipulatorzy "Perspektyw"? Proszę bardzo, przyznają punkty za posiadanie przez jednostkę aktualnej oceny wyróżniającej PKA, bez rozróżniania kierunku, dla którego jednostka uzyskała ocenę wyróżniającą.

Podobny błąd popełniają przy ocenie liczby publikacji uwzględnionych w bazie SCOPUS w latach 2011-2015. Każda z publikacji przyporządkowywana jest (według klasyfikacji bazy SCOPUS), do odpowiedniej dziedziny nauki, z uwzględnieniem jakości tytułu (czasopisma), w którym dokonano publikacji. Suma ocen publikacji odnoszona jest do liczby pracowników uczelni w danej grupie kierunków studiów. Klasyfikacja bazy SCOPUS została przyporządkowana do rankingowych grup kierunków studiów. Stan bazy SCOPUS na dzień 21.04.2016. Uwaga: Niektóre publikacje, w pewnych przypadkach, przyporządkowane zostały do więcej niż jednej grupy kierunków studiów uwzględnionych w rankingu.


Kpina? Tak, z metodologii i z naiwnych czytelników "Perspektyw", którzy uwierzą w ten pseudoranking.

***

Tymczasem, jak to w wakacje, dziennikarze ubolewają nad tym, że dwa najlepsze polskie uniwersytety - UJ i UW spadły w tzw. Rankingu Szanghajskim z pozycji w czwartej setce do piątej setki. Szkoda, że dziennikarze nie informują, jakie środki otrzymują polskie uniwersytety na badania naukowe.

Już dawno temu polskie rządy przekształciły uczelnie państwowe w szkółki zawodowe finansując ich istnienie w zależności od liczby przyjętych studentów. Środki na badania naukowe, na żenująco niskim poziomie, zostały przekierowane do de facto firm NCN i NCBiR, które nie finansują wszystkich najlepszych projektów badawczych. Selekcja wniosków na II etapie ma charakter optymalizowania szans nielicznym w wyniku przykrojenia ich do ograniczonego na dany konkurs budżetu.

Wolę zatem takie newsy, jak ten z Wrocławia, w którym polscy studenci Politechniki Wrocławskiej z drużyny PWR Racing Team zajęli piąte miejsce w klasyfikacji generalnej zawodów Formuły Student w Anglii. Rywalizowało aż 130 zespołów z ponad 30 krajów świata na słynnym torze Silverstone. Dodam, że jednym z tak znakomitych i kreatywnych wrocławskich studentów-pasjonatów jest syn naszej koleżanki dr pedagogiki z Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie.

Tego typu sukcesów nie odnotowuje ani Ranking "Perspektyw", ani Szanghajski. Warto dodać, że wrocławscy innowatorzy nie byli jedynymi reprezentantami Polski, bowiem startowali w tych zawodach także studenci Politechniki Białostockiej, którzy zdobyli w klasyfikacji generalnej 33. miejsce, zaś drużyna z Politechniki Warszawskiej – 95.