17 lutego 2016

Quasi raport w sprawie zmian w szkolnictwie wyższym

Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego przedstawiła w swoim Raporcie 2016 nr 4 „Rekomendacje w sprawie odbiurokratyzowania procesu kształcenia i oceny jego jakości”, które zostały przygotowane pod kierunkiem prof. Zbigniewa Marciniaka.
Y
Powyższy organ powołał na przełomie 2015 i 2016 r. trzy zespoły eksperckie, których zadaniem jest opracowanie i przedstawienie swoich propozycji oraz opinii w odrębnych raportach. Mamy zatem pierwszy raport, którego pełna treść jest udostępniona na stronie RGSzW. Jego adresatem są konferencje rektorów, pozostałe instytucje partnerskie Rady, Polska Komisja Akredytacyjna, organy szkół wyższych oraz społeczność akademicka. W składzie zespołu tego raportu są także profesorowie, którzy walnie przyczynili się do biurokratycznej omnipotencji i bałaganu, który sprzyja wielu patologiom na wszystkich poziomach szkolnictwa wyższego.

Mam nadzieję, że ich aktywność w pracach zespołu podyktowana była próbą zadośćuczynienia naszemu środowisku i rzeczywistemu wyeliminowaniu patologii, a nie ich podtrzymywaniu w kolejnych, drobiazgowych zmianach. Nikt nie będzie przecież czytał treści wymienionych w tym materiale ustawowych paragrafów, ustępów, punktów itp., skoro nie ma ta propozycja charakteru jednolitego tekstu z zaznaczeniem innym kolorem proponowanych zmian.

Jak stwierdzono we wstępie:

"W raporcie tym zidentyfikowano trzy główne źródła biurokratyzacji procesu kształcenia w polskich uczelniach. Pierwszym z tych źródeł jest system przepisów, związanych z zapewnianiem oraz oceną jakości kształcenia. Drugim – czasem nazbyt rozbudowane procedury wewnętrzne, mające szczegółowo dokumentować, głównie na użytek kontroli zewnętrznej, starania uczelni o dobrą jakość kształcenia. Trzecim źródłem biurokracji jest trudno czytelne Prawo o szkolnictwie wyższym, zagmatwane poprzez nałożenie kilku warstw zmian."

Mało to logiczna kategoryzacja źródeł, skoro drugie i trzecie jest pochodną oraz częścią pierwszego. Nie ma wskazania na patologiczną w powyższym zakresie działalność PKA i brak właściwej kontroli w jej strukturach oraz całkowity brak odpowiedzialności kierownictwa za stan patologii graniczących z demoralizacją w wyniku podtrzymywania nieuczciwych podmiotów w naszym szkolnictwie. Nic dziwnego, że ów zespół z satysfakcją przyjął informację, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego planuje przygotowanie nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, zaś praca zaplanowana jest na kilka lat, bo koło patologii będzie się jeszcze kręcić. Kto wie, może ktoś wsypie piasek w szprychy, albo ktoś posmaruje łożysko.

Tymczasem proponuje się ministerstwu, by już teraz usunęło niektóre obciążenia biurokratyczne poprzez uproszczenie treści własnych rozporządzeń. Ciekawe, jak usunąć coś, co jest fundamentalnie zapisane w ustawach?

Z twórczym samouwielbieniem autorzy tego raportu piszą: "Gdy uproszczenia te zostaną wdrożone, przyjdzie czas na to, by zająć się drugim ze wskazanych źródeł biurokratyzacji: powinniśmy dokonać w uczelniach przeglądu wytworzonych dokumentów i rozstrzygnąć, które z formularzy, matryc itp. były użyteczne dla naszych starań o jakość kształcenia, a które powstały wyłącznie na potrzeby kontroli zewnętrznych". Czyżby nie rozumieli, że to dzięki ich wpływom w rządzie minionych lat uczelnie tworzyły bezużyteczne formularze i matryce nie dlatego, że nie miały nic innego do roboty, tylko dlatego, że były do tego zmuszone przez PKA?! Czy to jest takie trudne do zrozumienia czy raczej autorzy chcą odsunąć od siebie współsprawstwo?

Struktura oraz treść materiału nie ma nic wspólnego z kategorią raportu, gdyż nie zawiera żadnej diagnozy. Jego autorzy skupiają się wyłącznie na rekomendacjach. Mamy zatem kolejne ble, ble, ble... i utrwalanie tego samego, tym samym, tylko w innej formie i stylistyce.

- Zespół rekomenduje istotne uproszczenie...

- Należy wyraźnie podkreślić, że...

- ... ich wdrożenie nie spowoduje konieczności dokonania żadnych modyfikacji...

- Niektóre z elementów dokumentacji procesu kształcenia, z punktu widzenia uproszczonego prawa, będą mogły być uznane za zbędne...

itp. itd.

No i odkrywcza teza: "Miarą kultury jakości, o której mowa w dokumentach międzynarodowych, nie jest rozbudowana struktura organizacyjna wewnętrznego systemu zapewniania jakości, lecz sprawność działania tego systemu." Drodzy Rektorzy i dziekani spadną z krzeseł, jak to przeczytają. Wynika z tego, że sami sobie to wymyślili i zobowiązali do tych rozwiązań podwładnych. BRAWO Autorzy Raportu nr 4!

Co ciekawe, rekomendacje dotyczące rozporządzenia w sprawie warunków prowadzenia studiów na określonym kierunku i poziomie kształcenia – propozycje modyfikacji przepisów są niczym innym, jak nowym źródłem biurokratyzacji i zaprzeczeniem potrzeby poważnej zmiany w tym zakresie. To takie pacykowanie, by zachować biurokratyczne władztwo.

Widać z treści tego niby-raportu konflikt "unikanie-unikanie", który już dawno został wpisany do ludowej mądrości: Osiołkowi w żłobie dano, w jednym owies, w drugim siano... ,

16 lutego 2016

Jak zmieniają się biblioteki szkolne


W poprzedniej kadencji rządu usiłowano zlikwidować biblioteki szkolne zamierzając przenieść ich zbiory do bibliotek rejonowych. Rzecz jasna, chodziło tu tylko i wyłącznie o oszczędności. Po co zatrudniać w każdej szkole publicznej bibliotekarza, skoro uczniowie nie potrzebują już wypożyczalni książek. Jak chcą lub muszą czytać, to mogą skorzystać z pozaszkolnych bibliotek publicznych.

Tymczasem biblioteki trzeba radykalnie modernizować, dofinansować, wzmocnić kadrowo. W rozwiniętych krajach demokratycznych biblioteki szkolne są wielofunkcyjne. To nie są pokoiki, w których wypożycza się uczniom lektury szkolne, ale wkomponowane w przestrzeń szkolną miejsca do spędzania w nich przez uczniów czy nauczycieli wolnego czasu. Dostęp do książek i publikacji multimedialnych jest swobodny, zaś korzystający z dostępnych tu źródeł wiedzy sami rejestrują potrzebę wypożyczenia określonej publikacji.



Tu jest miejsce na miękkie fotele, kanapy, by można było wygodnie posiedzieć, odpocząć z książką czy czasopismem w ręku lub z czytnikiem e-booka, napić się herbaty, soku czy kawy, zjeść ciasteczko (drożdżówkę), posłuchać muzyki czy obejrzeć filmowy klip. Specjalista od informacji naukowej - bibliotekarz służy pomocą zainteresowanym w znalezieniu odpowiedniego źródła wiedzy czy pomaga w opracowaniu multimedialnej prezentacji.

Naklejki z kodami kreskowymi pozwalają na samodzielne pobieranie i wypożyczanie książek do domu. Nauczyciel-bibliotekarz nie jest od tego, żeby prowadzić lekcje w ramach zastępstw za nieobecnych pedagogów w szkole, tylko ma za zadanie przygotowywać pakiety materiałów dydaktycznych nauczycielom, którzy przygotowują się do nowej lekcji czy uczniom i rodzicom, kiedy zamierzają zrealizować projekt edukacyjny.



W bibliotece każdy powinien czuć się jak u siebie w domu, a nie jak intruz, który przeszkadza komuś w pracy. Kultura i dostęp do niej rządzi się wolnością, swobodą dostępu. Tu powinni być zatrudniani animatorzy kultury i technologii edukacyjnych, by wspomagać nauczycieli w przygotowaniu aktywizujących zajęć dydaktycznych. Tak jak chirurg potrzebuje zespołu lekarskiego i pielęgniarki, instrumentariuszy, tak też nauczyciel powinien mieć profesjonalne wsparcie do realizowania innowacyjnych projektów zajęć szkolnych.


Zamiast instalować kamery do podglądania uczniów i nauczycieli powinniśmy wprowadzać do szkół rozwiązania elektroniczne do samoobsługi w przestrzeni bibliotecznej, która powinna zachęcać atrakcyjnością nie tylko zbiorów, ale też miejsca i przestrzeni do obcowania z kulturą i sztuką, do pozyskiwania specjalistycznej pomocy w samokształceniu czy do realizowania określonych projektów dydaktycznych.

Być może warto pomyśleć o powiązaniu inaczej usytuowanej w szkole biblioteki ze świetlicą, by powiększać przestrzeń swobodnej aktywności dzieci i młodzieży w odpowiednio architektonicznie zrekonstruowanych pomieszczeniach. Może czas wyjść z biblioteką na korytarz szkolny i odpowiednio zrekonstruować jego przestrzeń właśnie dla takich potrzeb?



(fot. Wykorzystano fotografie ze strony:----------------)

15 lutego 2016

Frontalna nieuczciwość


Wyższe szkoły niepubliczne, wyższe szkoły prywatne (tzw. wsp, ale i akademie) kontynuują manipulacje danymi personalnymi tylko po to, by wzmocnić pozycję rynkową, towarową swoich usług. Jeśli tak czynią z tego właśnie powodu, to bardzo źle świadczy o kadrze kierowniczej, niezależnie od tego czy jest to szkoła prowadzona przez podmiot prywatny, społeczny czy wyznaniowy.

Obowiązująca już bezwzględnie od 2013 r. nowa procedura o postępowaniu habilitacyjnym i o nadanie tytułu naukowego profesora zawiera kryterium (a nie wymóg) w ramach oceny osiągnięć naukowych, organizacyjnych i dydaktycznych kandydatów dotyczące m.in. członkostwa w komitetach konferencji naukowych. Mamy zatem zalew, falę wznoszącą rzekomych i autentycznych debat, które chyba nie są istotne same w sobie. Niektórzy je organizują także po to, by tworzyć okazję doktorom i doktorom habilitowanym do odnotowania w cv i autoreferacie członkostwa w komitecie programowym/naukowym takiej konferencji czy seminarium.

Co śmieszne, a raczej żałosne, to im niższy poziom szkółki prywatnej (mimo nazwy - wyższa), tym liczniejsze są w organizowanych przez nie konferencjach składy owych komitetów. Ba, ośmielają się wpisywać międzynarodowy status, bo zatrudniają u siebie w różnej formie osoby o nieznanym w Polsce dorobku ze Słowacji, Ukrainy, Białorusi czy nawet z Niemiec. To, że w ten sposób "kleją' swoje minima kadrowe dla potrzeb nadzorczych (o słabym zresztą zasięgu i mocy) Polskiej Komisji Akredytacyjnej, nie ma dla tego tematu żadnego znaczenia.

Kłamstwo i manipulacja polegają na tym, że wpisani do komitetów naukowych tych konferencji (także krajowi) profesorowie uczelniani czy nawet tytularni podają niepełną afiliację. Co to znaczy? Otóż ich nierzetelność akademicka polega na tym, że są zatrudnieni w szkole prywatnej (takiej wsp) na drugim czy niepełnym etacie, ale jako członkowie komitetu naukowego podają swoje podstawowe, uniwersyteckie zatrudnienie. Nie mają nawet najmniejszego poczucia niestosowności takiego działania?

Oto jeden z profesorów, który został zatrudniony w jednym z czołowych uniwersytetów w kraju, nagle zapomniał o tym i podaje, że jest z Niemiec, a inna profesor uniwersytecka podaje, że nie ujawnia swojej pracy w wsp. Drodzy naukowcy! Nie działajcie na dwa fronty. Zdecydujcie się, czy uniwersytet jest dla was tylko szyldem do rynkowych manipulacji prywatnych szkółek? Co i kogo wspieracie oraz czyje naruszacie interesy?

Poziom zaniku etosu profesora uniwersyteckiego jest widoczny, toteż środowisko powinno dać temu odpór. Jak ktoś nie ma poczucia własnej godności, to niech przynajmniej nie narusza szacunku, jakim jeszcze są obdarzane w naszym kraju uniwersytety i ich społeczności.