06 stycznia 2016

Oblicza miłości


OBLICZA MIŁOŚCI to tytuł II tomiku poetyckiego Weroniki Kozery-Huszczo - nauczycielki języka polskiego w Szkole Europejskiej w Łodzi. Można pozazdrościć uczniom, że mają możliwość rozwijania mowy ojczystej pod kierunkiem wrażliwej i lirycznej nauczycielki, absolwentki filologii polskiej Uniwersytetu Łódzkiego.

Tomik trafił do mnie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia jako wystawiony na sprzedaż w czasie szkolnego kiermaszu. Każdy uczeń i nauczyciel przygotował coś od siebie, jakiś dar własnego autorstwa, by sprzedając go na kiermaszu, pozyskać pieniądze na pomoc terminalnie chorej osobie. Piękna, wzruszająca akcja zbierania pieniędzy na pomoc rocznej Weronice, podopiecznej Fundacji Gajusz. Tak jest tu każdego roku. Spotykamy się z tą formą pomocy bliźnim w wielu placówkach oświatowych oraz w szkolnictwie wyższym. To znaczy, że zwiększa się poziom naszej wrażliwości na ludzkie cierpienie, chorobę czy losowo dramatyczne nieszczęście.

Nauczycielka-autorka tomiku z 2008 r. napisała w "Przedmowie":

Kochani uczniowie - to Wam dedykuję ten tomik. Chcę się podzielić w ten sposób swoją refleksją nad światem, liczę na takie samo zaufanie z waszej strony. Mam nadzieję, że wkrótce powstanie wasz tomik poetycki... . (...) Dlatego nie czytajcie wszystkiego, co tu znajdziecie dosłownie. Część tych utworów to rzeczywiście świadectwo moich własnych przeżyć, jednak część opisuje doświadczenia innych ludzi. (...)

Tomik podzielony jest na trzy części, z których każda zawiera tematycznie związane z nimi wiersze:

1. Miłość kobiety i mężczyzny

2. Dom i rodzina

3. Miłość bliźniego.

Ciekaw jestem, czy uczniowie zakupili ten tomik, by zapoznać się z jego treścią, zastanowić nad sobą, bliskimi, własnym życiem, czy może stał się on pamiątką szkolnej obecności pedagog, której twórczość została odłożona na półkę i czeka na swój właściwy moment? Czy młodzież czyta poezję? Czy interesuje się tym, jak fascynująca jest podróż w głąb lirycznego podmiotu?

"Miłość kobiety i mężczyzny" otwiera przepiękny wiersz pt. "Przedtem":

jesteś moją ostoją
tarczą spokojem
słonecznym porankiem
spacerem po parku

kiedy zasypiam zamykam oczy
prawie cię czuję przy sobie
jak się przytulasz do moich ramion
i czuję na włosach twój oddech...


by przeprowadzić czytelnika przez codzienność małżeńskiego życia, odczytując przez pryzmat tego, co wydarzyło się w nim "Potem", a doprowadziło do tego, że pozostały już tylko wspomnienia:

teraz nas łączy tylko albo aż
tak wiele wspólnych spraw
rachunki za światło telefon i gaz
dzieci mieszkanie cieknący kran
(...)


Wraz z kolejnymi wierszami poznajemy powody "Niedopowiedzenia" , "Rozstania", "Postanowienia" , by wejść dzięki poetyckiej narracji w codzienność życia kobiety, która została zdradzona, a mimo to jest silna mocą własnej godności i postanowień:

Nie będę z nikim walczyć o ciebie,
choć może znaczysz dla mnie tyle
(...)
Nie pozwolę, by moje łzy
były szampanem radości dla niej!
(...)

Nie ma inżynierów dusz, którzy przywróciliby jej partnera o czystym sumieniu i niepoplamionym sercu. Jest za to rodzina - ojciec, matka, własne macierzyństwo, ale i nocny niepokój oraz otaczający nas świat, który "przestał być poezją i mienić się feerią barw". Cóż nam pozostaje, kiedy usycha "ogród naszej miłości"? To bliźni, przyjaciele i przyjaciółki, z którymi można dzielić się tym, co nam niesie świat.

Ten niewielki objętościowo tomik zamyka wiersz "Rozmyślania":

Jestem człowiekiem
alegorią natury

Przeraża mnie
wszechobecność śmierci
i nieuchronność końca

Wzrusza
bezbronność niemowląt
i niedołężność starców

(jednakowo piękni są
i godni szacunku lecz
nie rozumieją świata)

Zastanawia mnie
ciągła metamorfoza życia
zamykająca się klamra istnienia.


Od ukazania się powyższego tomiku upłynęło prawie 8 lat. Ciekaw jestem, czy powstał już kolejny oraz co teraz kształtuje metamorfozę życia Poetki?

05 stycznia 2016

Polskie szkoły internetowe... ale w przeważającej mierze nie w Polsce, czyli edukacja domowa dla emigracji


Każda polska szkoła, która działa na terenie naszego kraju, ma dyrektora - osobę odpowiedzialną za infrastrukturę oraz za zgodność procesu kształcenia i wychowania z podstawami kształcenia ogólnego, które ustanawia MEN. Są jednak takie polskie szkoły, które mają ukrytych dyrektorów. Niby są, ale ich nie ma. Może są tak samo wirtualni, jak oferowany przez nich proces kształcenia, bo trudno pisać o wychowaniu na dystans.

Początkowo sądziłem, że powołana do życia nowoczesna, bo internetowa forma kształcenia dla polonijnych dzieci ma rzeczywiście sprzyjać temu, żeby nie straciły one poza granicami własnego kraju kontaktu z językiem ojczystym. Kiedy kilka lat temu czytałem o tym rozwiązaniu, nie trzeba było mnie przekonywać, jak ważny jest dostęp do polskiej edukacji młodym Polakom, których rodzice wyjechali "za chlebem".

Szybko jednak okazało się, że skoro pojawiło się zainteresowanie nauką na odległość, w której resortowi jej kreatorzy dostrzegli także świetny biznes, zaczęto o niej pisać dalece wykraczając poza funkcje założone. Nagle okazało się, że edukacja na odległość (...) w dobie Internetu wreszcie stała się możliwa i niemal równie wartościowa, jak kształcenie w szkołach stacjonarnych w kraju. Świadczy o tym powstanie i rozwój projektu edukacyjnego Polskie Szkoły Internetowe Libratus, kierowanego do dzieci Polaków przebywających poza granicami kraju. Przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii i Internetu umożliwia on realizację polskiej podstawy programowej w trybie tzw. nauczania domowego, w którym to rodzic staje się nauczycielem dla swojego dziecka. Wśród Polonii na całym świecie, nauka w domu nie jest nowością. Wielu rodziców pracuje w ten sposób ze swoimi dziećmi i udaje im się wspólnie realizować wymagany materiał, również przy wsparciu szkół sobotnio-niedzielnych. Często rodzice próbują na własną rękę być nauczycielem dla swojego dziecka, co nie jest łatwe."

Co to oznacza? Nic innego, jak możliwość ukończenia szkoły podstawowej lub gimnazjum w kraju w ogóle w nim nie przebywając i nie uczęszczając do polskich szkół. Wystarczy zarejestrować dziecko w Polskiej Szkole Internetowej (a już konkuruje ich kilka na naszym rynku), żeby móc zalegalizować im edukację domową bez konieczności realizowania obowiązku szkolnego poza granicami kraju. Zapewne muszą być na to przydzielane środki budżetowe, bo niepubliczna firma wydaje państwowe świadectwa. Dzieci polskich emigrantów są zatem zarejestrowane u nas tak, jakby uczęszczały w kraju do naszych szkół. Tymczasem nie uczęszczają, bo i po co.

Dlaczego dzieci polskich emigrantów mają zafundowaną edukację na odległość, a NIE miliony, które pozostały jeszcze w kraju? Być może nie wszyscy rodzice, ba, nawet większość rodziców w naszym kraju byliby tym zainteresowani, by edukować domowo swoje pociechy, nawet z wykorzystaniem platformy do e-learningowego uczenia się, ale zapewne jej powstanie tu i teraz, dla polskich dzieci w kraju mogłoby stać się alternatywą nie do pogardzenia? Po co chodzić do szkoły, nudnej, nieatrakcyjnej, statycznej, gdzie nauczyciele czegoś wymagają, sprawdzają, oceniają, moralizują itp., skoro można uczyć się w domu, wtedy, kiedy ma się na to ochotę. Powstałe dzięki budżetowaniu MEN prywatne firmy, w ramach start-up'ów, mogłyby zatrudniać bezrobotnych, a przecież wykształconych u nas nauczycieli?

Jak piszą twórcy takiego portalu: Celem Polskich Szkół Internetowych Libratus jest więc ułatwienie im tego zadania poprzez Internetową Platformę Edukacyjną, na której umieszczone są wskazówki, krok po kroku, jak pracować z dzieckiem, jakie zadawać pytania oraz w jaki sposób sprawdzić, czy dziecko przyswoiło wymaganą wiedzę. Udostępnione materiały zawierają scenariusze lekcyjne oraz repetytoria z przedmiotów objętych polską podstawą programową. Projekt istnieje od pięciu lat i obecnie uczestniczy w nim ponad tysiąc uczniów z osiemdziesięciu czterech krajów świata.

(...) Ważnym elementem nauki są Webinaria, czyli odbywające się na żywo lekcje on-line, przeniesione ze szkolnej ławki do Internetu. Zajęcia składają się z wykładu wzbogaconego o interesujące prezentacje, filmy edukacyjne, interaktywną tablicę oraz gry i zabawy dla najmłodszych. Uczniowie aktywnie biorą udział w zajęciach poprzez wspólne rozwiązywanie zadań, rebusów i łamigłówek. Bardzo chętnie odpowiadają na pytania zadane przez nauczyciela. Na końcu każdej lekcji istnieje możliwość omówienia problemów napotkanych podczas realizowania materiału zamieszczonego na platformie, z czego korzystają zarówno uczniowie jak i ich rodzice. Dla bardziej ambitnych uczniów, nauczyciele przygotowują szereg konkursów oraz zadań domowych, które są prezentowane oraz omawiane na kolejnych spotkaniach. Jest to ciekawa forma kontaktu nie tylko z nauczycielem, ale również z rówieśnikami z całego świata, co dodatkowo motywuje do pracy.


Minister edukacji narodowej zarejestrowała MIĘDZYNARODOWY ZESPÓŁ PLACÓWEK OŚWIATOWYCH w Krakowie, ale nie wiemy, komu należy pogratulować tej inicjatywy, gdyż nazwisko dyrektora tej placówki jest ukryte. Jego właściciel - jak pisze jeden z moich rozmówców - (dziś już chyba - o ile miał na to czas - absolwent prawa z Krakowa), skorzystał na lukach prawnych, w dodatku konsultując się (dla zabezpieczenia) z MEN (sic!), stąd działa legalnie, oferując swe usługi polonusom (wedle jednej z relacji egzaminy klasyfikacyjne organizuje w domach rodzin edukacji domowej, lecąc do nich np. do Australii).

Natomiast chętnie prezentuje się na stronie PSIL krótkie biogramy "zatrudnionych" w tym Zespole nauczycielek. Spełnia się zatem idea Ivana Illicha i Hubertusa von Schoenebecka zanikania tradycyjnych szkół na rzecz wirtualnych sieci osób uczących się. Czyżby zatem przykręcenia kurka przez szefową MEN dla edukacji domowej miało dotyczyć także dzieci polskiej emigracji? Może jest to sposób na zmuszenie ją do powrotu do kraju? Kto wie, może jest to też zachęta do opuszczania naszego kraju bez obaw, że dziecko straci ciągłość edukacji szkolnej?

Chyba kraj został podzielony na dwie frakcje, bo powstała jeszcze Polska Szkoła Internetowa Alfa i Omega w Białymstoku, której założyciel (?) pisze: to gwarancja pełnego wsparcia kadry nauczycielskiej oraz najlepszych materiałów przystosowanych do tak zwanego "nauczania domowego". Zapisując dziecko do naszej szkoły, nie musisz martwić się o to, że będzie ono miało braki w nauce w przypadku powrotu do Polski, ani o to, że będzie miało za dużo obowiązków. Lekcje w szkole Alfa i Omega to popołudniowa przyjemność!

Twórcy tej "szkoły" poszli na rękę naszym dzieciom, bo nie muszą zdawać egzamin klasyfikacyjny poza granicami kraju. Jak stwierdzają: " W przypadku, gdy nie ma możliwości dotarcia na egzamin w podanym terminie, istnieje możliwość przystąpienia do niego w późniejszym czasie, lecz maksymalnie do 20 sierpnia. W tym przypadku odbywać się on będzie na terenie Polski, w miejscu i czasie uzgodnionym ze Szkołą. Po zdaniu egzaminu dziecko otrzymuje promocję do kolejnej klasy oraz świadectwo MEN. Miech żałują ci, co nie mają jeszcze świadectwa MEN.

Z dotacji budżetowej na tzw. edukację domową korzysta zapewne b. ministra edukacji Katarzyna Hall. Powołane przez nią Stowarzyszenie i utworzona sieć szkół prywatnych pod hasłem "Dobra Edukacja' jest zaprzeczeniem tego, co urządzała w szkolnictwie publicznym. Tak to już jest. Nawet prawo zmieniła pod warunki własnego biznesu (w 2009 r. zatroszczyła się o lekką korektę art. 16 ust. 8 ustawy o systemie oświaty), która pozwoliła na to, by pobierać środki na edukację domową, o czym informuje w swoim blogu: "W proponowanej przez nas ofercie edukacyjnej możliwe jest zarówno bezpośrednie korzystanie z pełnej oferty zajęć, jak i ograniczenie się do korzystania z konsultacji internetowych. W tym drugim wypadku większą część odpowiedzialności za kierowanie uczeniem się dziecka przejmują rodzice. Czesne wówczas wynosi 50% stawki za ofertę pełną."

04 stycznia 2016

O kluczowej dla pedagogiki twóczości filozofa Andrzeja Grzegorczyka


Biografistyka humanistyki polskiej została wzbogacona o kolejny tom poświęcony w tym przypadku zmarłemu w 2014 r. profesorowi filozofii Andrzejowi Grzegorczykowi. Monografia nosi tytuł: "Andrzej Grzegorczyk. Człowiek i dzieło, red. Andrzej Góralski (Warszawa: 2015, ss. 418). Dlaczego przywołuję i rekomenduję tę rozprawę środowisku akademickiej pedagogiki? Moje pokolenie doskonale to pamięta, a młode nie musi mieć żadnych skojarzeń z twórczością i życiem A. Grzegorczyka, że był on jednym z filarów interdyscyplinarnych konferencji, debat, które organizował w okresie PRL w Jabłonnie prof. Bogdan Suchodolski. Do tej pory mam w swoim archiwum notatki z jednej z nich, w trakcie której po wysłuchaniu referatu tego filozofa nie mogłem już nie śledzić jego publikacji. To był swoistego rodzaju intelektualny „plaster miodu” na dominującą w czasach socjalistycznej ortodoksji myśl humanistyczną, która w jego wydaniu wykraczała poza wszelkie granice tendencyjności, zniewolenia czy politycznej poprawności.

Wiedzieliśmy, że Dom Zjazdów i Konferencji w Jabłonnie stał się oazą wolności, dociekania i upubliczniania prawdy, która później, po odbytych konferencjach, w małym wprawdzie nakładzie, ale jednak ukazywała się w formie rozpraw zbiorowych pod redakcją B. Suchodolskiego. Trudno było kupić w księgarniach te tomy, toteż musiałem jeździć specjalnie do Warszawy, do Pałacu Kultury i Nauki, gdzie w Księgarni ORPAN można było natrafić na „białe kruki” polskiej humanistyki. Nie każdy miał dostęp do udziału w tych debatach, w trakcie których można było zakupić tom z poprzednich sesji, toteż mogę wyrazić nieznanym mi promotorom, że kierowali w tak trudnym okresie także do mnie zaproszenia do chociaż biernego w nich udziału. Wystąpienia były zarezerwowane dla Profesorów, toteż jako początkujący naukowiec mogłem wchłaniać wyjątkowej wartości myśl, niepożądane przez władze PRL teorie, modele czy wyniki badań porównawczych.

Powróćmy jednak do rozprawy poświęconej prof. Andrzejowi Grzegorczykowi. Już w „Słowie wstępnym” Redaktor tomu syntetycznie charakteryzuje dokonania tego wybitnego filozofa, logia i etyka jako twórczego kontynuatora Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, ucznia Tadeusza Kotarbińskiego. Odczytuję w nich dokładnie to, co powodowało, że dla totalitarnej władzy był persona non grata, ale dla nas, młodych, poszukujących prawdy i spójności wartości z osobistym życiem badacza, stanowił jeden z kluczowych punktów odniesienia do przetrwania w nikczemnych czasach. Warto dzisiaj sięgnąć do tak wyjątkowych - także dla pedagogiki - rozpraw (sam wielokrotnie przywoływałem je w swoich artykułach i książkach), by dostrzec ich ponadczasowy charakter, uniwersalny.


Jak pisze A. Góralski - wynikało to z faktu, że sposób uprawiania filozofii i osobistego działania naukowo-badawczego cechowało m.in.: nieużywanie pojęć tendencyjnych, nacechowanych emocjonalnie; przezwyciężanie partykularyzmów; udzielanie stałej i bacznej uwagi filozofii wartości; czynienie dominującym jednostkowego człowieka, a nie schematy, rutyny czy instytucje; stała obecność myślenia analitycznego, syntetycznego oraz globalistycznego; mistrzowsko przeprowadzony wpływ na autentyczne postawy jednostek; dające się dostrzec sterowanie działania badawczego przeżyciem wartości; zachowanie krytycznego dystansu do działań własnych;(…) bezinteresowność podejmowanych działań poznawczych; stawianie na pierwszym miejscu wagi prawdy, żmudne odkrywanej, dystans wobec błyskotliwych karier efektownych powiedzeń. (s. 5-6)

Z zamieszczonych w tym tomie tekstów przekonamy się, jak ważne jest w pracy naukowej i życiu osobistym uczonego bycie niezależnym od zachodzących w otaczającym go świecie myślicielem, co sprawia, że żadne środowisko nie może traktować go „jak w pełni swojego”. Pedagogikę humanistyczną wzmacniał swoją fascynacją i filozoficznym upełnomocnieniem idei walki bez przemocy, bowiem sam był afirmatorem ruchu non- violence, także w okresie rozwijającej się w PRL opozycji demokratycznej. Świadom pluralizmu świata wartości głosił to, co mnie osobiście zachwycało w kontekście rozpoznawalnych w pedagogicznym środowisku postaw hipokryzji wielu profesorów i doktorów, że (…) istnieją wartości absolutne czy uniwersalne w naszej ziemskiej skali. Ale żeby je znaleźć, też i w świecie intelektu, trzeba spróbować nimi żyć.(…) Prawo jest urządzeniem ułatwiającym realizację wartości, ale niczego nie gwarantuje. Zawsze potrzebny jest twórczy i pełny poświęcenia wysiłek. (s. 35)

Dla nauk o wychowaniu, dla aksjologii pedagogicznej rozprawy Andrzeja Grzegorczyka są fundamentalne, bowiem nie kryje się za nimi usłużność wobec jakiejkolwiek ideologii czy próba manipulacji ludzkimi losami, ale mamy w nich rzadki wśród humanistów izomorfizm życia i własnej twórczości, działania i racjonalnego myślenia w duchu wartości absolutnych (Pamiętajmy, że człowiek wszędzie może spotkać Absolut, jeśli się zatrzyma i skupi na jednej prawdzie, na jednym listku drzewa, na jednym widoku chmury… - s. 66), w tym szczególnie wartości moralnych, duchowych wyznaczających imperium humanum, a zarazem trud ludzkiego życia, którego cechą jest sprawiedliwość w przetrwaniu.

Jan Łaszczyk prof. Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie wskazuje w swoim artykule na jakże cenne w filozofii A. Grzegorczyka inspiracje pedagogiczne dla praktyki i teorii edukacyjnej, by zapewnić wychowankom i uczniom w procesie ich kształcenia m.in. wolność, tolerancję, możliwość dokonywania niezależnych wyborów i jednostkowe prawa, by potrafili wrastać w człowieczeństwo „(…) niezależnie od systemu społecznego, od ustroju politycznego, w jakim żyje, od wyznawanych religii i innych preferencji osobowościowych”.(s. 115)

Małgorzata Jabłonowska i Justyna Wiśniewska odczytują w rozprawach filozofa powinności zawodowe, którymi miałby kierować się pedagog odpowiedzialny za pracę z uczniem zdolnym. Oleg Hirnyy w ciekawy sposób wykazuje na podstawie naukoznawczej myśli A. Grzegorczyka, że każdy naukowiec kończąc pisanie i publikując książkę z zakresu uprawianej przez siebie nauki, zrzuca z siebie ciężar obowiązku dydaktycznego i, mając go już za sobą, rusza dalej w swoich dociekaniach naukowych. I tak dzieje się do czasu następnego podsumowania osiągnięć w kolejnej książce. Pod tym względem każdy profesor w swej dziedzinie jest jednocześnie (niejako automatycznie) dydaktykiem, czyli pedagogiem. (s. 157) On sam był tłumaczem rozprawy A. Grzegorczyka, by zaistniała jako podręcznik do propedeutyki filozofii w jednym z lwowskich liceów.

Politycy przełomu roku 2015/2016 postawili Polaków przed dylematem - Czy-m jest jeszcze w naszym kraju demokracja? Warto zatem sięgnąć do idei demokratyczności w ujęciu Andrzeja Grzegorczyka - zwolennika budowania społeczeństwa obywatelskiego, dialogicznych wspólnot, w których musi dochodzić do ścierania się tendencji totalitarno-centralistycznych z tendencjami im przeciwnymi. Jakże aktualne jest odczytanie jego filozofii społecznej przez Daniela Kantora, który pisze: Gdy stary system chyli się ku upadkowi , dla wielu polityków posady stają się ważniejsze od zasad. (s. 86)
Rekomendowana przeze mnie książka ma wśród wielu walorów ten, który godny jest odnotowania dla współczesnej metodologii badań biografistycznych, a mianowicie odsłania ważne dzisiaj kryteria nie tylko recepcji dzieł filozofa, ale także rekultywuje istotne z punktu widzenia naukoznawstwa przesłanki kreowania akademickiego mistrzostwa, tworzenia szkoły naukowej z udziałem kultury własnej egzystencji. Zwraca na to uwagę Dominika Bardzińska w swoim artykule, który poświęciła pasji Andrzeja Grzegorczyka poznawania ludzkiego losu zamykając swój tekst zasadami indywidualnego życia tego filozofa.

Jedna z nich jest szczególna, a – jak się okazuje w konfrontacji z naszą codziennością – trudna do zaakceptowania w płynnej ponowoczesności przez pozorujących wartość własnej pracy naukowej: Żebym wymagając od wszystkich wysiłku i prawości, umiał od siebie wymagać więcej aniżeli od innych, żądać wysiłku od siebie i swoich, a nie tylko od obcych.(s. 99)

Całość tomu kończą wybrane fragmenty z dzieł prof. Andrzeja Grzegorczyka. Może te okruchy jego myśli zachęcą także pedagogów do spojrzenia na siebie, krytycznego wejrzenia w realizowane projekty badawcze, a może i do podjęcia nowych badań podstawowych z uwzględnieniem wybranych kategorii filozoficznych zmarłego humanisty.