13 października 2015

Dzień Edukacji Narodowej w klimacie akcji protestacyjnej nauczycieli


Od marca 2015 r. trwa akcja protestacyjna nauczycieli, którzy przynależą do Oświatowej Sekcji NSZZ "Solidarność" Rada Krajowa Solidarności Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” podjęła w dn. 29 września 2015 r. decyzję o kontynuacji prowadzenia sporów zbiorowych z pracodawcami, które mogą zakończyć się strajkami oraz o organizacji w Dniu Edukacji Narodowej 14 października br. manifestacji przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów w Warszawie. Rada apeluje do członków NSZZ „Solidarność” i wszystkich pracowników szkół i placówek oświatowych o liczny udział w tej manifestacji.

Do Akcji Protestacyjnej przystąpił też Związek Nauczycielstwa Polskiego. Uchwałą Zarządu Głównego ZNP z dnia 30 września 2015 r. w sprawie ogólnopolskiej akcji protestacyjnej postanowiono ogłosić 14 października 2015 r. NAUCZYCIELSKIM DNIEM PROTESTU. Tego dnia odbędzie się demonstracja pracowników oświaty, nauki i szkolnictwa wyższego przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.

Oba związki domagają się zwiększenia nakładów na edukację, 9 proc. waloryzacji wynagrodzeń nauczycieli oraz pracowników administracji i obsługi, zaprzestania likwidacji szkół i zwolnień pracowników oświaty, poprawy warunków pracy oraz przywrócenia wcześniejszych emerytur dla nauczycieli. W dalszym ciągu rząd RP nie chce rozmawiać na temat postulatów NSZZ „Solidarność” a w rządowych planach budżetowych na 2016 r. nie ma zagwarantowanych środków na waloryzację wynagrodzeń nauczycieli.

Tym samym Dzień Edukacji Narodowej nie dla wszystkich nauczycieli i ich zwierzchników będzie dniem radosnym, skoro została już zapowiedziana i odbędzie się w Warszawie manifestacja środowisk nauczycielskich z wszystkich województw. Ciekawe, czy na dziesięć dni przed wyborami uda się im skłonić formację rządzącą do złożenia publicznej deklaracji zrealizowania powyższych postulatów? Cztery lata temu ówczesny premier rządu Donald Tusk w ostatnim dniu przed ciszą wyborczą złożył deklarację o podwyżkach pensji dla nauczycieli, toteż w dużej mierze nauczyciele poparli kandydatów do Sejmu z PO i PSL. Wczoraj minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska zdecydowanie odrzuciła jakąkolwiek możliwość wprowadzenia w przyszłym roku podwyżek płac w oświacie.

Kto teraz obieca nauczycielom konieczną podwyżkę płac? Czy tak jednoznacznie formułowane zapewnienia premier Ewy Kopacz i ministry edukacji Joanny Kluzik - Rostkowskiej o zmianie nauczycielskiej konstytucji (Ustawa Karta Nauczyciela) nie obróci się przeciwko tej formacji? Nie ulega jednak wątpliwości, że jej kolejna kadencja będzie skutkować radykalną zmianą prawa oświatowego, by rozliczać nauczycieli za jakość pracy i osiągnięcia oraz porażki czy powiązać z tym system gratyfikacji finansowej (płacowej).

Wspólnie ze związkami nauczycielskimi/oświatowymi będą solidarnie protestować nauczyciele akademiccy skupieni przy Komitecie Kryzysu Humanistyki Polskiej. Jak słusznie uzasadniają swoją tam obecność, wynika ona z następujących przesłanek:

1. wspólnoty losu. Wspólnota strategii władz wobec szkół i wobec uczelni. Wspólnota strategii władz wobec niżu demograficznego - aniżeli jako pretekst do wyprowadzenia pieniędzy z systemu. Wspólna zła przyszłość - to, co spotkało szkoły, czyli przerzucenie ciężaru finansowania szkół na samorządy bez zapewnienia im odpowiednich środków - to samo planuje się dla szkolnictwa wyższego (KRASP, takie rozważania eksperckie MNISW).

2. wspólnoty substancji. Warunki pracy nauczycieli, gęstość siatki szkół podstawowych i liceów bezpośrednio wpływają na to, kto przychodzi na studia. Niech milczy o poziomie studentów, ten kto nie mówi o Karcie Nauczyciela, kto nie protestuje w jej obronie.

3. wspólnoty w tym, jak rząd traktuje także nauczycieli akademickich. Związki nauczycielskie i nauczyciele są od pewnego czasu znacznie gorzej traktowani. My jesteśmy ignorowani, to prawda, zostaliśmy nazwani terrorystami przez min. W. Ducha, ale nauczyciele są wprost prowokowani przez panią minister J. Kluzik-Rostkowską. Z całym dla niej szacunkiem, nie rozumiemy, po co napuszczać resztę społeczeństwa na nauczycieli? Zachowywała się tak, jakby wywołanie protestu, choćby godnościowego, było jej ukrytym celem. Myślę tutaj oczywiście o zamieszaniu wywołanym przez nią wokół spędzania przez dzieci czasu w szkole w trakcie Świąt i ferii.

4. lojalności wobec związków zawodowych. Dobrze, żeby powiedzieć to jeszcze raz. Nie współpracujemy i nie będziemy nigdy współpracować z żadną z partii politycznych. Warunkiem powodzenia naszych działań jest konsekwentne wystrzeganie się zaangażowania w wojnę kulturową, po jednej lub drugiej stronie. Jedynym partnerem dla nas strategicznym są związki zawodowe. Możliwość współpracy, wspólnego występowania, konsultacji, wsparcie etc. ma dla nas kapitalną wartość i ważność.

5. wizji społecznej , jaka stoi za działaniami KKHP, a która wzmacnia okazania solidarności z nauczycielami.



Przywołam zatem z najlepszymi życzeniami dla NAUCZYCIELI - wiersz Matki Teresy z Kalkuty pt. "Mimo wszystko":


"Ludzie są nierozsądni, nielogiczni, samolubni.
Kochaj ich mimo wszystko
Jeśli czynisz dobro, ludzie oskarżają cię o ukryte, egoistyczne pobudki.
Czyń dobro mimo wszystko.
Jeśli osiągniesz sukces, zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.

Osiągaj sukcesy mimo wszystko.
To co dzisiaj zrobiłeś dobrze,
jutro będzie zapomniane.
Rób dobrze mimo wszystko !

Uczciwość i szczerość sprawiają, że będziesz słaby.
Bądź uczciwy i szczery mimo wszystko !
To, co budujesz latami, może być zniszczone przez jedną noc.
Buduj mimo wszystko
Ludzie naprawdę potrzebują pomocy,
ale będą cię atakować, jeśli im pomożesz.
Pomagaj im mimo wszystko.

Daj światu co masz najlepszego,
a dostaniesz od świata po głowie.
Daj światu, co masz najlepszego -- MIMO WSZYSTKO!"

12 października 2015

Doktoro- i profesoropodobni


Mam tu na uwadze zjawisko konsumowania przez niektóre osoby uzyskanego przez nie osiągnięcia, sukcesu. Każdy z nas pokonuje w toku edukacji określone progi - zdaje egzaminy, uzyskuje dyplomy, świadectwa czy certyfikaty, które mają świadczyć o nabytej cnocie czy wartościach.

W środowisku szkolnym okazuje się, że uczniowie, którzy na rok czy nawet dwa uzyskają certyfikat sukcesu (np. zwycięstwo w olimpiadzie przedmiotowej stanowiące przepustkę do dowolnej uczelni na zgodny z nim kierunek kształcenia), jak się okazuje - już w czasie I roku studiów mają kłopoty lub problemy z podtrzymaniem wysokiego statusu i ocen. W wielu bowiem przypadkach okazuje się, że uzyskana dość wcześnie nagroda niejako zwolniła ich z dalszej autoedukacji, uwolniła od samodyscypliny, systematyczności w uczeniu się, od kontynuowania pasji poznawczej, jeśli była ona powodowana jedynie motywacją wertykalną typu - "mieć", a nie także horyzontalną typu - "być".

Podobnie jest w szkolnictwie wyższym. Co z tego, że zatrudniamy w nim po doktoracie młodych naukowców, skoro dla wielu z nich był to jedynie środek do realizowania zupełnie innych celów, aniżeli naukowo-badawcze i dydaktyczne. Być może dla ich przełożonych także tak instrumentalne motywacje były ważniejsze, aniżeli dalsza troska o rozwój współpracowników i ich dalsze projekty badawcze. Prof. Zbyszko Melosik w swojej monografii naukowej pt. Uniwersytet i społeczeństwo" zwraca uwagę na zjawisko "spoczywania na laurach" tak niektórych profesorów, jak i ich współpracowników.

Ta tendencja staje się swoistego rodzaju "rakiem na uniwersyteckiej tkance" rozkładając środowisko naukowe od wewnątrz, które bardziej jest zainteresowane podtrzymywaniem spokoju, wygodnictwa, bezpieczeństwa socjalnego, aniżeli aktywnym realizowaniem założonych funkcji własnej uczelni, katedry czy zakładu. To zdumiewające, że mamy w uniwersytetach bardzo wysoki odsetek pasożytowania na obsadzonych stanowiskach przez tzw. profesorów nadzwyczajnych (a więc doktorów habilitowanych) czy na stanowiskach tzw. "wiecznych" adiunktów, często przesuwanych po kilkunastu latach pracy zaledwie dydaktycznej na etat wykładowcy czy starszego wykładowcy.

Jeśli zatem prof. Barbara Kudrycka usiłowała pozorowaną "rewolucją" w szkolnictwie wyższym nieco przewietrzyć patologiczną, bo nieodpowiedzialną wobec nauki i społeczeństwa politykę kadrową, to poniosła sromotną porażkę, głównie dzięki akademickim pasożytom w kierowniczych togach i ze stopniami naukowymi. To bowiem, co miało służyć bezpieczeństwu wolnej pracy naukowo-badawczej naukowców, zostało wykorzystane przez większość tych, którzy są utytułowaną podróbką", takim doktoro- czy profesoropodobnym "produktem" neoliberalnej polityki bez polityki.

Tacy wolą zajmować się wszystkim, tylko nie nauką, nie rozwojem własnej dyscypliny, środowiska czy szkoły naukowej. To porażające, że przez okres co najmniej pięciu lat kierujący katedrą czy zakładem doktor habilitowany bardziej troszczył się o swoje drugie miejsce pracy i zatrudniania w nim swoich kolesi oraz członków rodzin, aniżeli o zespół naukowo-dydaktyczny w podstawowym, a uniwersyteckim miejscu pracy! Dlaczego? Z prozaicznego powodu, bo tu nikogo to nie obchodziło, czy i jak taki pozorant pracuje, byleby jakoś toczyła się dydaktyka i byleby na papierze zgadzała się liczba sprawozdawanych danych.

Taki pseudokierownik katedry, a często i zakładu najbardziej troszczył się o własne wygodnictwo, a kiedy odszedł za lepszą kasą do pseudoszkółki, czyli wyższej szkoły prywatnej(tę zresztą też doprowadził do ruiny to udał się do kolejnej szkoły na konsumpcję), nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji. Nikt za jego kadencji nie uzyskał w kierowanej jednostce ani habilitacji, ani nie zyskał promocji doktorskiej, ani też nikt nie wnioskował o grant naukowy do NCN. Ba, nikt też - poza samym "kierownikiem" - nie otrzymał żadnej nagrody czy odznaczenia. Może i słusznie, bo i za co, skoro współtowarzyszyli mu w tej konsumpcji.

Nie było też żadnej w takiej katedrze i zakładzie realnej współpracy międzynarodowej, poza prywatnym kontaktem z kolesiami ze Słowacji czy Czech, którzy byli mu potrzebni do wzmocnienia rzekomych atutów uniwersyteckiego pseudokierownika w innym miejscu pracy. Żenada i zgroza.

Niektórzy rektorzy, dziekani, dyrektorzy instytutów uczestniczą w tej grze pozorów, często dla własnego spokoju i bezpieczeństwa, a często z bezradności wobec prawnych regulacji w statutach uczelni, które reprodukują tak ujęte pasożytnictwo. Jak pisze Z. Melosik, tego typu postawy działają (...) głównie poprzez sferę afektywną, poprzez nasze nadzieje, ambicje, pragnienia, obawy, niepokoje, urazy". To one ukierunkowują naszą pracę i kierownicze doświadczenie w środowisku akademickim, wyznaczają naszą aktywność, obojętność lub nawet postawy sabotujące interesy własnej uczelni. Ilu mamy we własnym środowisku naukowców, którzy mają nie tylko pasję badawczą i dydaktyczną, ale także poczucie odpowiedzialności za zachowanie wysokich standardów we własnej instytucji?

Nie chodzi tu o zwalnianie doktorów czy profesorów, którzy nie są dynamiczni, kreatywni, odpowiedzialni i zidentyfikowani z własną uczelnią, bo pewnie administracyjnymi regulacjami niczego się nie uzyska. Chodzi tu o proces akademicki, o kształtowanie się kultury akademickiej pracy i współodpowiedzialności w każdej jednostce, a nie o nieustanne nadzorowanie czy kontrolowanie kogoś czy szczucie jednych przeciwko drugim. Każda jednostka powinna wypracowywać własne regulacje, mechanizmy pozyskiwania utalentowanych naukowców czy kandydatów do tej roli i rozstawania się z pasożytami, którzy wykorzystają każdą okazję, by podcinać gałąź, na której od wielu lat bezużytecznie siedzą.


O tych m.in. problemach będzie debatować - w czasie ostatniego w tej kadencji posiedzenia - Komitet Nauk Pedagogicznych PAN. Być może ktoś sięgnie do ciekawej rozprawy Oskara Szwabowskiego pt. Uniwersytet. Fabryka. Maszyna. Uniwersytet w perspektywie radykalnej (Warszawa 2014), w której pisze m.in. o potrzebie dostrzeżenia tego, że są w uniwersytetach "gnijące truchła", które są niezdolne do jakiejkolwiek walki o universitas czy utrzymują zdegenerowaną klasę pseudointelektualistów utrudniających pragnienie tworzenia dóbr wspólnych i realizację idei uniwersytetu. Co zatem zrobić, by nie żyć w świecie akademickiego bólu i cierpienia w ich różnych zakresach oraz wymiarach?

11 października 2015

Czy znowu zmieni się uniwersum symboliczne w oświacie, szkolnictwie wyższym i nauce?

Peter L. Berger i Thomas Luckmann wskazywali w swoich analizach socjologicznych na zagrożenia uniwersum symbolicznego, jakie mogą pojawiać się ze strony grup heretyckich, których aktywizacja społeczna rzutuje negatywnie na porządek instytucjonalny uprawomocniony przez to uniwersum. W Polsce mamy jednak sytuację, w której to nie grupy heretyckie, jakieś mniejszości kulturowe, ale zmieniające się bardzo często u władzy grupy polityczne ze swoimi radykalnie odmiennymi programami, modelami kultury i systemami wartości stają się odpowiednikami grup heretyckich sprawiając, iż owo zagrożenie wynika z tego właśnie procesu. Funkcją bowiem – jak pisze Piotr Żuk - „myśli panujących” jest legitymizacja owego panowania, a także przesłanianie charakteru panowania – ukazywanie interesów klasy panującej jako dobra ogólnospołecznego, a panujących myśli i przekonań jako prawdy uniwersalnej i powszechnie uznawanej. (P. Żuk, Struktura a kultura. O uwarunkowaniach orientacji emancypacyjnych w społeczeństwie polskim, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe „Scholar” 2007, s.154)

Od prawie dwudziestu lat obserwujemy i doświadczamy w naszym kraju zmieniające się co 2-4 lata uniwersum symboliczne, którego nośnikiem staje się klasa panująca, dysponująca tak siłą materialną, jak i duchową do stanowienia w tym zakresie o zakresie i jakości m.in. edukacji. Skoro każda władza od lewicowej, po prawicową czy liberalną dąży do wytworzenia i utrzymania zgodnego z jej programem politycznym typu kultury, to zarazem opowiada się ona także za określonym typem człowieka – obywatela i pożądanych z jej perspektywy rozwiązań oświatowych. Dochodząc do władzy podejmuje w pierwszej kolejności działania eliminujące rozwiązania poprzedników, a zarazem przeciwników politycznych, traktując sferę oświatową nie jako sferę publiczną, ale partykularnych interesów. Nic dziwnego, że wykorzystuje prawo i właśnie system oświatowy, szeroko pojmowane instytucje opiekuńczo-wychowawcze i socjalne jako narzędzie do osiągania tego celu.

Wsłuchajmy się zatem w trakcie spotkań z kandydatami do Sejmu i Senatu w to, co i jak mówią o edukacji, szkolnictwie wyższym czy nauce. Obyśmy po raz kolejny nie obudzili się z przysłowiową ręką w nocniku po tegorocznych wyborach. Dotychczasowi politycy lekceważyli środowisko oświatowe i akademickie jako ważny czynnik suwerennego wpływu na politykę oświatową oraz w zakresie nauki i szkolnictwa wyższego. Zostały one zawłaszczone przez polityków dla celów ich partyjnych grup odniesienia, a ukazywanych - rzecz jasna - społeczeństwu jako cele ogólnonarodowe, ogólnopaństwowe, jako działania na rzecz dobra publicznego.