16 marca 2015

Zobaczyć Neapol i ...

nie umrzeć ze zdumienia, tylko przyjechać tu po raz kolejny.


Byłem już w wielu miejscach, ale tak brudnego, zaśmieconego miasta jeszcze nie widziałem, a doświadczyłem tego w Neapolu o każdej porze dnia i wieczora.

Odnosi się wrażenie, jakby nie było tu żadnych służb komunalnych, chociaż w nowoczesnej części miasta, blisko zamku i ekskluzywnych hoteli można spotkać nawet w niedzielę pracownika sprzątającego śmieci na ulicy. Stare Miasto jest jednak bardzo zaśmiecone. Jeszcze gorzej jest w małych uliczkach, gdzie nawet w niedzielę mieszkańcy wywieszają wypraną pościel, bieliznę czy ubrania na zewnątrz, co sprawia wrażenie, jakby nie obowiązywały tu żadne normy.

Jadąc taksówką z lotniska do centrum miasta podziwiałem kunszt kierowcy, który na bezczelnego zajeżdżał innym użytkownikom ulic drogę, wciskał się, przejeżdżał na zielonym świetle i często trąbił na innych, także na pieszych. Tu każdy jeździ i chodzi tak jak chce. Mimo znaków drogowych, sygnalizatorów świetlnych trzeba uważać, by nie wpaść pod samochód. Chyba nikt nie przejmuje się edukacją do bezpieczeństwa ani też wychowaniem zdrowotnym.
W tym mieście nie utrzyma się przy życiu żadna firma ubezpieczająca samochody od wypadków, stłuczek itp, gdyż chyba nikomu nie zależy na zgodnym z oryginałem wyglądzie samochodu. Tu właściwie rzadkością są samochody, które nie byłyby poobijane, porysowane, z naruszonym zderzakiem czy urwanym lusterkiem itp. Często widuję tu auta bez szyb, ale zaklejone folią, bo przecież jeździ się tutaj nie dla szpanu, tylko po to, by dotrzeć do celu i dziękować Panu Bogu za wolne miejsce do parkowania.

W Neapolu nie ma gdzie zaparkować auta, a jeśli już nawet znajdziemy jakieś miejsce, to możemy być pewni, że na jego opuszczenie będziemy potrzebowali kilkanaście minut. Tu ktoś nas dopchnie do stojącego przed nami auta tak, by było niemalże na styk, a z tyłu stanie zderzakiem w zderzak. Nie ma co liczyć na miejską komunikację, bo żaden rozkład nie jest wiarygodny. Metro jeździ, ale nie co 2-3 minuty, tylko co 15.

Jedynie w nowoczesnej części miasta, przy nabrzeżu, gdzie znajdują się ekskluzywne hotele i restauracje czy zabytkowy Zamek, spotykam zamiatacza ulic. Tu rzeczywiście jest czysto. Czuję się bezpiecznie, gdyż co kilka ulic można spotkać patrole policji municypalnej. Część Starego Miasta, a szczególnie odchodzące od placów wąskie uliczki, są pełne porozrzucanych śmieci.
W Neapolu mieszka i przebywa ok. 2,5- do 5 mln. mieszkańców i turystów, w tym szczególnie widoczni są wśród tych ostatnich Azjaci. Czekają na nich uliczni sprzedawcy najróżniejszych towarów - torebek, zegarków, statywów do zrobienia sobie "selfika" oraz lokalnych pamiątek, gadżetów. Tu królują figurki przedstawicieli wszystkich zawodów oraz symbole bogactwa regionu, jakimi są makarony, neapolitańska pizza, lody, ciastka, ryby, owoce morza i ostre papryczki. Nie ma publicznych toalet a te, które są w restauracjach, pizzeriach, barach czy kafejkach są bez papieru toaletowego, z powyrywanymi deskami sedesowymi czy armaturą. Dramat.

Najstarsze domy, kamienice, zabytkowe budowle, kościoły upstrzone są tandetnym graffiti, zniszczone tak, jakby ktoś celowo chciał odrąbać kawał ściany. Tu nic nie jest świętością dla dzieci ulicy, mimo że niemal co 100 m. jest jakaś kapliczka. Obok odnowionych kamienic stoją stare, z popękanymi ścianami, odpadniętymi częściami mieszkań. Groza i nędza robi smutne wrażenie. Spotykam na ulicach żebraków, pokątnych, czarnoskórych handlarzy.
Przed jedną z katedr spotykam grupę męskiego chóru kościelnego, który śpiewa przy gitarowym akompaniamencie pieśni maryjne. Padał deszcz, więc stali pod parasolami i śpiewali nie oczekując żadnych datków. Na innym z placów ojciec gra na gitarze a jego syn na bębenku rytmicznie wystukuje właściwe dźwięki okazując wdzięczność za każdy wrzucony do koszyczka cent czy euro.
Widoczna jest na każdym kroku miłość do dzieci, swoista nadopiekuńczość rodziców wobec nich. Dzieciom wolno prawie wszystko. Spełnia się ich zachcianki a sklepy z odzieżą dla maluchów przypominają nasze stoiska w Smyku" z ubrankami dla lalek Barbie. Sukieneczki muszą mieć falbanki, cekiny, kokardki i być w kiczowatych kolorach. Młodzieży oferuje się jeansy z podartymi kolanami i koniecznie glany.
W niedzielne popołudnie spotykam wyprowadzacza psów. Miał ich chyba siedem i paradował główną aleją w kierunku parku. Psich odchodów jednak nikt nie sprząta, toteż trzeba na nie uważać.

Mimo wszystko warto zobaczyć Neapol, zjeść najlepszą na świecie pizzę neapolitańską i wypić znakomitą kawę. Przy jednej z kafejek można poczytać książki, które ktoś zostawił innym do lektury. Mimo chłodnej jeszcze pory roku mandarynki są już na ulicznych drzewach.


15 marca 2015

Jak robi się biznesik oświatowy kosztem rzeczywistej troski o młodzież


Trafił do mnie list w sprawie niepublicznej placówki oświatowo-wychowawczej w jednym z województw. Jego autor prosi o zainteresowanie się tym, co ma w niej miejsce. Zdaniem nadawcy cierpią w niej przede wszystkich wychowankowie. Poszukuje zatem pomocy, reakcji kogoś spoza tzw. lokalnego układu.

Co jakiś czas media natrafiają na pseudowychowawcze postawy zarządzających tego typu placówkami czy wykonujących w nich role nauczycielskie, terapeutyczne lub resocjalizacyjne. Zapewne są to marginalia, ale czyż wolno nam przymykać oczy nawet na jednostkowe wydarzenia?

Nie będę w tym miejscu podawał żadnych danych, które pozwoliłyby na identyfikację tej placówki, gdyż sprawa została przez jednego z członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN skierowana do odpowiednich służb w naszym kraju.

Rzecz dotyczy przekształcenia w miejscowości X zespołu szkół publicznych, którego organem prowadzącym była gmina, via powiat w prywatną placówkę opiekuńczo-wychowawczą. Mamy niż demograficzny, toteż nic dziwnego, że władze postanowiły szybko pozbyć się kłopotu na rzecz firmy prywatnej (edukacyjnej”). Jej właściciel dostrzegł szansę na realizowanie - na bazie publicznego majątku – własnego biznesu oświatowo-wychowawczego.

Samorząd terytorialny był tak hojny i „wdzięczny” za przejęcie tej placówki, że nie tylko przekazał publiczną infrastrukturę firmie za darmo, ale jeszcze dokłada do jej prowadzenia znaczne kwoty z tytułu subwencji oświatowej (co jest zgodne z prawem).

Placówka może poszczycić się nędzą i rozpaczą swoich podopiecznych. Mają w niej bowiem miejsce ciągłe ucieczki podopiecznych, próby samobójcze, seks wychowanków (w końcu po coś jest koedukacja), a jej dyrektor ponoć nawet kupował im papierosy, czemu, jakiś czas temu, poświęciła nawet uwagę lokalna prasa. Nic się nie stało.

W ciągu jednego roku szkolnego dyrektorzy zmieniali się w niej jak rękawiczki, przy czym żaden nie musiał wykazać się kwalifikacjami i odpowiednim wykształceniem. Takie sprawy, jak pobicia, ucieczki są w tej placówce zamiatane pod dywan. Liczy się bowiem tylko subwencja, dzięki której ów biznes można prowadzić, zatrudniając w nim co rusz bliskie dyrekcji osoby.

Wychowankowie są tu poniżani, wyzywani, zastraszani przez niekompetentnych wychowawców. Nie mają prawa do wyjścia na dwór czy rozmowy z rodzicami. Wychowawców do pracy też brakuje, bo kto będzie pracował w trudnych społecznie warunkach za kwoty dalece niższe od tych, jakie uzyskałby w placówce publicznej. Może dlatego pracują tu osoby bez kwalifikacji, w tym emeryci bez wyższego wykształcenia.


W ośrodku nie zapewnia się stałej opieki pielęgniarskiej, nie mówiąc już o medycznej, bo przecież szkoda na to pieniędzy. Jak się młodzieży nie podoba, to trudno. Niech cieszy się, że to dzięki prywatnemu właścicielowi ma zafundowany pobyt, a więc powinna to uszanować. Ponoć były jakieś kontrole, ale jak to w Polsce terenowej, wystarczy, że płatnik ma powiązania z nadzorem np. pedagogicznym czy penitencjarnym, by nikt niczego nie widział, nie słyszał i nie odczuwał.

12 marca 2015

Jakie procedury powinny obowiązywać nauczycieli w szkołach? Przykład "dobrej" praktyki






Procedura jest ujęciem (zestawieniem, zapisem, zadekretowaniem, usankcjonowaniem) pożądanych norm zachowań, czynności, działań, postępowania, których realizacja obowiązuje wszystkich członków wskazanego adresata: jednostki, grupy społecznej czy zbiorowości. Jest to rodzaj umowy społecznej, kontraktu społecznego, jaki pojawia się w strukturach hierarchicznych. Procedura jest formalistycznym, biurokratycznym algorytmem działania, w ramach którego wolno jednostkom funkcjonować w danym środowisku.

Nie bez powodu w tych sferach ludzkiego życia publicznego, które wymagają nadzoru, weryfikacji czyjejś poprawności czy wymuszenia uległości, urzędnicy wprowadzają procedury, by społeczeństwu wydawało się, że wszyscy są wobec nich równi. Procedury mają bowiem za zadanie wyrównywać zachowania wszystkich osób do tego samego wymiaru, zakresu jak np. tempa, rytmu, czasu, ruchu, bezruchu, natężenia, itp. Jakże to upraszcza nadzorcom życie. Nie muszą nikogo do niczego namawiać, zachęcać, motywować, gdyż procedura niejako "czyni" to za nich. Jej treść i wiążąca się z nią nagroda lub kara ma w behawioralny sposób wymuszać pożądane zachowania.

Oto przykład tak oczekiwanej przez biurokrację oświatowej "dobrej praktyki" w szkole, w której obowiązują procedury zachowania się nauczyciela w czasie przerwy międzylekcyjnej:

1. Nauczyciele wracający z zajęć lekcyjnych niezwłocznie udają się do pokoju nauczycielskiego, po uprzednim zamknięciu na klucz sali lekcyjnej i wyprowadzeniu dzieci na szkolny korytarz;

2. Nauczyciele przekraczają próg pokoju nauczycielskiego w kolejności alfabetycznej;

3. Oczekując na wejście do pokoju, nauczyciele mają ręce ułożone wzdłuż tułowia, nie przepychają się między sobą i szanują prawo innych pedagogów do skorzystania z pokoju nauczycielskiego w czasie przerwy;

4. Nauczyciele po ustawieniu się przed pokojem nauczycielskim wstrzymują na pół minuty oddech, by okazać dyrektorowi szkoły swój szacunek pochyleniem głowy pod kątem 15 st.;

5. Nauczyciele wchodzą kolejno do pokoju nauczycielskiego i zajmują swoje miejsce przy stole;

6. Dyrektor szkoły, po zajęciu przez współpracowników miejsc w pokoju nauczycielskim, odczytuje im regułkę: "Nauczyciel za swoje dobre zachowanie jest nagradzany przez dyrekcję. Opłaca się dobrze zachowywać udając się do pokoju nauczycielskiego oraz zachowując w nim ład i porządek".

7. Ważne: Formuła odczytywana jest przez dyrektora w czasie każdej przerwy międzylekcyjnej po zajęciu swoich miejsc przez każdego nauczyciela.

8. Dyrektor niezwłocznie po odczytaniu reguły rozdaje nauczycielom żetony do automatu parzącego herbatę lub kawę;

9. Nauczyciele nie zmieniają swoich miejsc w pokoju nauczycielskim, natomiast obowiązkowo zmieniają obuwie;

10. Jeżeli któryś nauczyciel będzie usiłował ominąć obowiązującą go kolejność wchodzenia do pokoju, nie otrzyma żetonu uprawniającego go do zrobienia sobie w czasie przerwy herbaty lub kawy.

11. W pokoju nauczycielskim nie wolno nauczycielom rozmawiać ze sobą, a szczególnie nie wolno krytykować polityki oświatowej MEN, ministry edukacji czy stylu zarządzania szkołą;

12. Przerwa jest od tego, by każdy nauczyciel mógł w spokoju skupić się na przygotowaniu kolejnej lekcji;

13. Za pozostawienie brudnej filiżanki po herbacie czy kawie nauczyciel będzie miał zakaz korzystania z pokoju nauczycielskiego w dniu następnym, co będzie wiązało się z pełnieniem dodatkowego dyżuru w uczniowskich toaletach lub przy szatni.


Dyrekcja szkoły powołała zespół do spraw nauczycielskiej dyscypliny, ładu i porządku, który przygotuje kolejne procedury. Mają one dotyczyć następujących sfer ich aktywności w szkole:

- wypełniania szkolnej dokumentacji;

- wchodzenia do gabinetu dyrektora szkoły;

- wewnątrzszkolnego systemu oceniania nauczycieli;

- prowadzenia spotkań, posiedzeń z rodzicami uczniów;

- uczestniczenia w posiedzeniu rady pedagogicznej;

- załatwiania na terenie szkoły własnych potrzeb - zgodnie z teorią A. Maslowa.

Gdyby nauczyciele szukali "dobrych praktyk" w zakresie kształtowania charakterów uczniów klas IV-VI szkoły podstawowej, to załączam procedurę z jednej ze szkół w Legnicy: