24 listopada 2014

Filolodzy angielscy w Rzeszowie mają już dość "turystyki habilitacyjnej" na Słowację


Otrzymałem List Otwarty pracowników Instytutu Filologii Angielskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, który został przez nich skierowany nie tylko do JM Rektora, ale także do Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego dr hab. Marcin Grygiel pisze do Pani minister co następuje:

Do Pani Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego
prof. dr hab. Leny Kolarskiej-Bobińskiej


Szanowna Pani Minister,

W związku z zamieszaniem, jakie powstało w Instytucie Filologii Angielskiej, w którym jestem zatrudniony na etacie profesora nadzwyczajnego, zwracam się do Pani Minister o wyjaśnienia związane z rozwojem adiunktów, którzy dążą do usamodzielnienia się i otrzymania stopnia doktora habilitowanego. Jak pokazują załączone dokumenty w naszej jednostce zachęca się pracowników do zdobywania tytułu „docenta” na Słowacji i szerokiej współpracy z uczelnią w Koszycach. Na zebraniach i w wysyłanych mailach pokazuje się wyższość procedury słowackiej – jej przejrzystość i brak uznaniowości. Już trzech pracowników IFA posiada tytuły naukowe uzyskany na Słowacji, a inne osoby są w trakcie procedury lub do niej się przymierzają.

Po przeprowadzeniu procedury na Słowacji, gdzie wymagana jest tylko jedna monografia – z doktoratu – i recenzentów powołuje wyłącznie rada wydziału, osoby takie u nas w ciągu paru miesięcy zostają profesorami, dyrektorami i dziekanami. Ponieważ istnieje szereg kontrowersji, artykuły prasowe mówią nawet o „turystyce habilitacyjnej”, bardzo prosiłbym o przyjrzenie się sprawie bliżej i udzielenie jasnej wykładni z uwzględnieniem istniejącej sytuacji w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, czy takie osoby uzyskują te same prawa co osoby otrzymujące stopień doktora habilitowanego według polskiej procedury.

Jeśli ta procedura jest właściwa, powinna obowiązywać w całej Polsce, tak jak powszechna stała się w IFA. W szczególności prosiłbym o odniesienie się do cytatu z listu pani dr hab. prof. UR Lucyny Falkiewicz Wille: „Tym sposobem rodzi się pokolenie „samodzielnych” pracowników nauki, nieznanych w innych ośrodkach polskich i nieposiadających żadnych możliwości promowania w przyszłości młodej kadry. Są to działania osłabiające i tak już słabą pozycję rzeszowskiej anglistyki, gdzie pracowników utwierdza się w przekonaniu, że ich byt zależy od kadry słowackiej i dobrej woli Dyrektora.” Rozumiem, że troską Ministerstwa jest dbałość o jakość nauki polskiej, a Rzeszów to część Polski.

W załączeniu przesyłam pełną treść otwartego listu pani dr hab. prof. UR Lucyny Falkiewicz-Wille do Rektora UR, który opisuje tę sprawę i wydruk jej maila do pracowników w Rzeszowie, Polsce i na świecie. Z wyrazami szacunku



Jak tak dalej pójdzie i ministerstwo będzie nadal opóźniać konieczne i ostateczne rozwiązanie wskazanego w liście problemu, to będziemy mieli w kraju "inflację" samodzielnych pracowników naukowych, wśród których część najzwyczajniej w świecie "załatwia" sobie dyplom docenta przy żenująco niskich wymogach w tym zakresie w niektórych jednostkach słowackich uniwersytetów. Już rok temu sprawa miała być rozwiązana. Niestety, operujący w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego "tajny lobbysta" sprawia, że przedłuża się i odracza przerwanie tego procederu, na który zwracały już uwagę trzy komitety naukowe Polskiej Akademii Nauk, Prezydium Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów czy władze Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego.

Nie publikuję tu listu pani prof. UR dr hab. Lucyny Falkiewicz-Wille, gdyż zawiera on szereg, bardzo poważnych zarzutów, jakie są w nim kierowane pod adresem władz Instytutu Filologii Angielskiej, i nie tylko. Nie chodzi tu o ujawnianie problemów tej jednostki. Jak wynika z jego treści, są one tożsame z tymi, jakich doświadczają pracownicy naukowi innych uniwersytetów, akademii, instytutów, katedr czy zakładów, w których zatrudnia się osoby ze słowackimi dyplomami. Problem nie leży w wiarygodności tych dyplomów, gdyż tego nikt nie powinien w Polsce podważać, tylko w fakcie, że niektórzy z habilitujących się na Słowacji nie tylko że nie mają żadnego dorobku naukowego, ale i nie tworzą go po uzyskaniu tamtejszej docentury. Potwierdza to zatem zarzut o "załatwieniu" sobie dyplomu, który staje się okazją do nieetycznego konsumowania akademickich przywilejów w naszym kraju.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany poziomem habilitacji na Słowacji, to może pojechać do Nitry, by naocznie i nausznie przekonać się o tym na miejscu. Jak bowiem informują władze Wydziału Pedagogicznego UKF, wkrótce odbędzie się obrona pracy habilitacyjnej (nieopublikowanej) wraz z wykładem habilitacyjnym nauczyciela akademickiego z Polski. Trzymamy kciuki za powodzenie:

1) Dekan Pedagogickej fakulty Univerzity Konštantína Filozofa v Nitre oznamuje, že dňa 5. 12. 2014 sa v zasadacej miestnosti dekana PF UKF v Nitre, Dražovská cesta 4, uskutoční:

o 12.30 h habilitačná prednáška dr Krzysztofa Poloka (Wydział Humanistyczno-Społeczny, Akademia Techniczno-Humanistyczna, Bielsko-Biala, Poľsko) v odbore 1.1.10 Odborová didaktika na tému „Rozbudowa leksykonu mentalnego ucznia, czyli pochwała konsekwencji i wiedzy“ a obhajoba habilitačnej práce „English as an international vehicle: a glottodidactic approach“.

Pan dr Krzysztof Polok jest adiunktem Wydziału Humanistyczno-Społecznego Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej i tłumaczem przysięgłym o tematyce prawniczej i medycznej. Doktoryzował się z językoznawstwa. Ubiega się o habilitację nie z pedagogiki, gdyż nie jest pedagogiem, ale z kierunku kształcenia, który jest oznaczony na Słowacji jako dyscyplina metodyczna nr 1.1.10. - metodyka nauczania języka obcego. O tym, co sądzą o jego dydaktycznych umiejętnościach, możemy przeczytać w Internecie. Opinie nie są ani reprezentatywne, ani wyczerpujące, a jakich mamy studentów, każdy akademik wie. Chciałem Państwu przybliżyć publikacje kandydata na docenta, ale w kraju takowych nie znalazłem. Inna rzecz, że nie wszystko musi być w Internecie.

23 listopada 2014

MEN o piątej kadencji Prezesa ZNP bez zachwytu, ale za to z błędem ortograficznym



Należą się gratulacje Sławomirowi Broniarzowi, że w dn. 21 listopada 2014 r. w trakcie 41. Krajowego Zjazdu Delegatów Związku Nauczycielstwa Polskiego po raz piąty został wybrany przez delegatów najliczniejszego nauczycielskiego związku zawodowego na funkcję prezesa. Jest to niewątpliwie pochodną jego dość twardej walki o prawa nauczycieli, ich status i rządowe gwarancje na rzecz jak najlepszych warunków pracy. Nie jestem członkiem związku, nie brałem udziału w Zjeździe, zatem nie znam przebiegu obrad i dyskusji. Wkrótce zapewne pojawią się pierwsze relacje z tego posiedzenia.

Wzięła w nim udział ministra edukacji Joanna Kluzik - Rostkowska, która - jak podaje Biuro Propagandowe MEN (Departament Informacji i Promocji MEN) stwierdziła: -W swoich decyzjach zawsze kieruję się dobrem dziecka . No cóż, to zdumiewające, że pani minister ma tak dobre samopoczucie i przekonanie na powyższy temat, skoro podejmowała decyzje akurat zaprzeczające tej tezie. Czyżby nie dostrzegała krytyki władzy czy może poziom lekceważenia opinii publicznej jest już tak duży, że nieuświadamiany? Czy warto wmawiać społeczeństwu pogląd, który jest sprzeczny z działaniem resortu i ministry (także K. Hall i K. Szumilas), bo przecież nie trzeba przypominać, jak silny był sprzeciw rodziców sześciolatków, a narasta w środowisku nauczycielskim opór przeciwko naruszaniu przez MEN ich pedagogicznej suwerenności? Może zatem to społeczeństwo się myli, specjaliści dokonują błędnych ocen? Czy może odpowiednie służby zapewniają panią minister o racji jej działań i decyzji?

No cóż, być może polityk-dziennikarz musi przyjmować taką postawę, skoro nie ma merytorycznych kompetencji do kierowania resortem edukacji. O ile na początku kadencji ministry J. Kluzik-Rostkowskiej można to było jeszcze tolerować z nadzieją, że jednak czegoś się douczy, o tyle już teraz nie ulega wątpliwości, że przyjęła strategię przetrwania do kolejnych wyborów. Na stronie MEN aż roi się od wycieczek ministry edukacji po kraju, od przedszkoli do szkół, od placówek doskonalenia po samorządy, byle tylko wzmocnić swoją obecnością kampanię wyborczą.

Polski system oświatowy tkwi bowiem w rozwiązaniach strukturalnych, które także ta formacja polityczna usilnie podtrzymuje przy życiu, by czerpać z tego profity kosztem dzieci, młodzieży kadr administracyjno-pedagogicznych. Kończymy 25-lecie wolności, które dowodzi głęboko zakorzenionego syndromu homo sovieticus w działaniach władz resortu edukacji. Władze resortu wymyślają coraz to nowe konkursy, by w ten sposób umacniać przekonanie o potrzebie swojego istnienia. Kto przystępuje do tych konkursów? Nieliczni. Większość nauczycieli ma już dość uczestniczenia w kolejnych akcjach, akcyjkach, programach i programikach. Niektórzy nie maj wyjścia, bowiem są do udziału w nich "zachęcani" przez wizytatorów rządowych kuratoriów oświaty.

Profesor Zbigniew Lewicki, amerykanista, trafnie wypowiada się na temat tak rozumianej "amerykanizacji" polskiej polityki, co można odnieść także do postaw czołowych w niej postaci, a takimi przecież są ministrowie rządu:

"Politycy są szczególnie zepsuci, bo w ogromnej większości to ludzie o średnich zdolnościach i wiedzy, którzy za pomocą układów, intryg, a nie kompetencji, dobijają się do wysokich stanowisk. Polityka przyciąga, bo to nie tylko pieniądze, ale i popularność, władza, pozycja, duma żony i mamusi...". (Nie każda korupcja jest zła. Rozmowa Mazurka, Rzeczpospolita 22-23 listopada 2014, s. P26)

Wystarczy zobaczyć, posłuchać, co, gdzie i jak mówi pani minister, by nie być zdumionym wyrazem twarzy jej słuchaczy i opinii, najczęściej wygłaszanych na korytarzach. Najlepiej świadczy o niechlujstwie i braku kompetencji to, że nawet na stronie internetowej MEN tekst zawiera błąd ortograficzny. Może jednak warto przyspieszyć druk kolejnej części kiczowatego EleMENtarza, to odpowiedzialny za treść wpisu pracownik douczy się jeszcze w tym roku? Podległy MEN Instytut Badań Edukacyjnych także informuje o rzekomym sukcesie polskich gimnazjalistów wskazując na swojej stronie: "Pobierz informację pracową docx, pdf" . Oj, tu też ktoś dostał pracę bez kwalifikacji, więc powinien dokształcić się zanim zmiażdży go prasa.

Można przeprowadzić odrębną konferencję na temat kompromitujących tę instytucję błędów. Mam jednak nadzieję, że specjaliści nauk pedagogicznych przyjrzą się wreszcie dokładniej temu, z jak dalece posuniętym fałszowaniem rzeczywistości w wyniku pseudonaukowej nadinterpretacji uzyskanych w toku badań danych mamy tu do czynienia.

22 listopada 2014

Globastacja oświatowa

(fot.1. Profesorowie - Z. Melosik i E. Potulicka)




Na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu obradowało Polskie Stowarzyszenie Pedagogiki Porównawczej, które zorganizowało ogólnopolską konferencję naukowo-dydaktyczną pt."Tendencje rozwojowe edukacji w XXI wieku-perspektywa porównawcza". Przewodniczącą była wybitna komparatystka systemów edukacyjnych w świecie pani prof. zw. dr hab. Eugenia Potulicka. Nie mogę pominąć znaczenia treści niektórych referatów, gdyż doskonale obrazują one stan naukowej wiedzy o postępującej dewastacji polskiej edukacji w wyniku błędnej polityki oświatowej Ministerstwa Edukacji Narodowej. Obradowaliśmy w klimacie skandalu politycznego z niemożnością policzenia głosów przez komisje wyborcze w wyborach samorządowych, co tylko dopełniło znany nam od lat obraz niechlujstwa, arogancji i kompletnej ignorancji osób odpowiedzialnych za państwo, jego struktury i powinności wobec obywateli.

Obrady otworzył Dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM prof. zw. dr hab. Zbyszko Melosik, najlepszy w naszym kraju ekspert w zakresie pedagogiki porównawczej, który wskazał na dylematy tej dyscypliny i jej badaczy w zakresie założeń metodologicznych badań i możliwości ich realizowania. Wprowadzenia w tematykę konferencji dokonała prof. zw. dr hab. Eugenia Potulicka, która poświęciła uwagę kolejnym zagrożeniom makropolitycznym, które dotyczą projektowanej zmiany koncepcji kształcenia nauczycieli jako podstawy reform edukacyjnych także w naszym państwie. Jak się okazuje, powstało kolejne, prywatne a międzynarodowe konsorcjum z siedzibą w Singapurze, w skład którego weszło 9 uczelni wyższych z tzw. szczytu rankingu szanghajskiego. Inicjatorzy tego konsorcjum, w skład którego wciągają także przedstawicieli polskich władz oświatowych - bo standardy nauczycielskiego zawodu są przedmiotem zadań MEN - rzekomo poszukują poprawy jakości edukacji w każdym z państw członkowskich, by przewodzić w skali międzynarodowej ich lokalnym rozwiązaniom edukacyjnym.

(fot.2. Profesorowie - E. Potulicka, A. Kargulowa i D. Klus-Stańska)


Powstały think tank - jak mówiła prof. E. Potulicka - chce wpływać na politykę oświatową w skali międzynarodowej pod pozorem troski o to, by wszystkie systemy kształcenia nauczycieli w krajach należących do OECD musiały ponownie przemyśleć własne założenia w tym zakresie, ale w nowym kontekście globalnym. Także Bank Światowy zaleca wprowadzenie dalekich zmian w kształceniu nauczycieli, w rekrutacji kandydatów do tego zawodu, poszerzeniu ich wiedzy i umiejętności celem zapewnienia tego, by warunki pracy pedagogicznej były bardziej efektywne i podporządkowane międzynarodowej konkurencji rynkowej.

Właśnie dlatego proponuję używać określenia GLOBASTACJA OŚWIATOWA, które oznacza dewastację polityki oświatowej przez partycypowanie przedstawicieli władz państw członkowskich w międzynarodowych organizacjach kolonizujących narodowe systemy oświatowe, podporządkowujących je procesom globalnej władzy. Tego typu władza ma charakter ukryty, a zatem unika odpowiedzialności za straty będące skutkiem wdrażania jej programów, decyzji czy nawet sugestii w różnych krajach.

Zdaniem międzynarodowych organizacji należy zatem przedefiniować profesjonalizm zawodu nauczycielskiego, gdyż jego status w większości państw nadal jest zbyt niski. Trzeba go podwyższyć.

Pilną potrzebą jest uznanie pracy nauczycieli jako kompleksowej i wymagającej intensywnych studiów. Konieczna jest rekontekstualizacja przygotowania nowej generacji do pracy w tym zawodzie. Nowa koncepcja kształcenia wymaga od przyszłych edukatorów specjalistycznej wiedzy o uczniach i charakterystykach ich osobowości, o kontekstach pracy nauczycielskiej, o pracy z grupą, o finansowaniu i zarządzaniu okręgami oświatowymi oraz wiedzy o społeczności lokalnej i jej kulturze. Nauczycieli powinna cechować większa zdolność do refleksyjności, introspekcji, wglądu w każdą interakcję z uczniami – w ich emocje i motywacje w kontekście uczenia się. Należałoby też wydłużyć czas przygotowania do tej profesji (w Korei Południowej wynosi on 6 lat i są to jednolite, ciągłe studia, w toku których formuje się m.in. zdolności badawcze, postawy otwarte i krytycyzm studiujących.

W Polsce mamy model niszczenia profesjonalnej autonomii i odpowiedzialności nauczycieli w toku ich służby dydaktyczno-wychowawczej. Kolejne rządy rozliczają nauczycieli z wystandaryzowanych efektów pracy uczniów. Nauczyciele nie pracują z uczniami jako częścią ich lokalnej społeczności, gdyż musza koncentrować się na odgórnie narzucanych im celach i powinnościach. Trudno zatem, by byli z nią powiązani. Członkowie wspomnianej korporacji mówią o konieczności nabycia przez kandydatów do tej profesji doświadczenia klinicznego w ramach co najmniej 30 tygodniowej praktyki, która byłaby nadzorowana przez tutora/superwizora i była ściśle związana z treścią zajęć uniwersyteckich. Nauczycieli XXI wieku powinna cechować:

1. spójność i integracja zajęć uniwersyteckich z klinicznymi, zastosowanie teorii w praktyce;

2. minimum roczne doświadczenie praktyki zawodowej pod bezpośrednim nadzorem eksperta;

3. wykorzystywanie nowych relacji społecznych ze szkołą w jej lokalnym środowisku. Konieczne jest tu silne zanurzenie w kulturze moralnej i praktyce, by optymalizować efekty kształcenia i wychowywania młodych pokoleń.




Szerzej na ten temat będzie w rozprawie, którą przygotowuj do druku prof. E. Potulicka. Prof. zw. dr hab. Alicja Kargulowa mówiła o tym, jak sprostać wymaganiom neoliberalizmu w poradnictwie na rzecz edukacji. Swój głęboko humanistyczny referat rozpoczęła od przypomnienia myśli Laszlo, iż "Człowiek jest cząstką majestatycznej katedry, której ład i prostotę, mimo zawiłości szczegółów budowy, ogarnąć można jednym spojrzeniem". Wrocławska andragog wyeksponowała za Joanną Rutkowiak i Eugenią Potulicką cechy homo oeconomicusa okresu neoliberalizmu, który: kieruje się chłodną kalkulacją własnych interesów, dąży do maksymalnej przydatności swego indywidualnego działania przy minimalizacji jego kosztów, staje się człowiekiem o trzech obliczach zlewających się w jedno oraz staje się gorliwym producentem, namiętnym konsumentem i człowiekiem wybrakowanym.

Jak trafnie eksponowała w swojej krytyce specyfiki polskiej polityki oświatowej, w wyniku kierowania się przez rządy neoliberalizmem dba się przede wszystkim o zwiększanie wydajności kapitału ludzkiego subtelnie sterując rozwojem jednostek. Politycy oświatowi nakręcają spiralę antagonistycznej rywalizacji, w toku której stwarza się poczucie dokonywania przez obywateli i uczących się wyboru, a w istocie pośredniczy i steruje dawkowaniem poprawnej politycznie wiedzy, przekazywaniem informacji. Państwo - jak mówiła Profesor - rezygnuje z odpowiedzialności za jakość edukacji, opieki, pomocy społecznej, wycofując się z czuwania nad sposobem kreowania kapitału ludzkiego. Tym samym rozpadają się wspólnoty ludzkie, zawodowe, a w zakresie poradnictwa nasila się komercjalizacja usług (w tym obserwujemy pseudoporadnictwo - astrolodzy, wróżbici itp.). Zanika troska o przestrzeganie zasad etycznych. Poradnictwo w społeczeństwie neoliberalnym powinno pomóc jednostce - homo consultans - odnaleźć się w rzeczywistości społecznej. Prof. A. Kargulowa wskazała na trzy modele doradztwa: terapeutyczną, humanistyczną i krytyczną.

(Fot.3. Slajd z referatu prof. UAM Tomasza Gmerka)

Prof. zw. dr hab. Dorota Klus- Stańska z Uniwersytetu Gdańskiego podniosła kwestię odwrotu władz oświatowych od kategorii jakości i rozwoju. W świetle różnych badań naukowych, ale i monitoringu politycznego OECD/PISA szkoła jest stratą czasu a to także dlatego, że ucieka się od odpowiedzialności za przyjęty przez polityków sens pojęcia rozwój dziecka. Gdańska pedagog jest wybitną ekspertką w zakresie wczesnej edukacji i dydaktyki konstruktywistycznej, o wieloletnich doświadczeniach w zakresie kształcenia elementarnego, toteż przywróciła w dyskursie naukowym potrzebę mówienia o fundamentalnym dla edukacji fenomenie rozwoju dziecka/człowieka.

W naukowym dyskursie pedagogicznym i psychologicznym istnieją konkurujące ze sobą różne podejścia do kategorii rozwoju. Jedną z nich jest uniwersalizacja (stadialne koncepcje rozwoju, gł. J. Piageta), które dominuje w polityce oświatowej naszego kraju. W świetle jego założeń kluczowe są biologiczne uwarunkowania rozwoju człowieka, dla których ustalono normy rozwojowe, wystandaryzowano narzędzia do ich diagnozowania, zaś w toku edukacji nauczyciele mają ustalać stopień ich spełnienia (dzieci zdolne, o specjalnych potrzebach rozwojowych). Takie podejście - jak mówiła Profesor - sprzyja iluzji obiektywności modelu i wpisywania go w dyskurs władzy, toteż nic dziwnego, że zostało przejęte przez struktury biurokratyczne.

W wyniku takiego podejścia mamy coraz bardziej nieprzejrzyste regulacje prawne, a proces kształcenia i jego kadry podlegają społeczno-politycznym manipulacjom, technologizacji na wysokim poziomie zaawansowania. Kładzie się nacisk na działania diagnostyczne, ewaluacyjne, selekcyjne jako - w istocie pozorny - wyraz troski o dzieci, czego najlepszym przykładem jest rządowy podręcznik dla klasy I. Ten skandaliczny elementarz infantylizuje edukację dzieci w toku wczesnej edukacji, opóźnia de facto ich rozwój.

Niestety, do Polski nie dotarł, a jeśli, to jest silnie cenzurowany przez psychologów minionego reżimu behawioralnego model krytycznej psychologii rozwojowej, który stanowczo kwestionuje powyższe podejście. Referująca określiła zatem przeciwstawne podejście mianem kontekstualizacji rozwoju. Z politycznych powodów nie stawia się w naszym kraju fundamentalnego pytania - Czy szkoła może szkodzić rozwojowi uczniów? Tu jednak pragnę przypomnieć, że nie tylko takie pytanie stawiał, ale także udzielił na nie naukowej odpowiedzi właśnie w duchu pedagogiki krytycznej prof. Zbigniew Kwieciński, który jako pierwszy przeprowadził niezwykle subtelne badanie na temat jakości rozwojowej lekcji z perspektywy uczniów. Gorąco polecam raport z tej diagnozy w jego książce "Socjopatologia edukacji". Wynika z niej, że tylko kilkanaście minut zajęć dydaktycznych służy rozwojowi uczniów. Pozostały czas lekcji jest dla nich albo obojętny, albo toksyczny, a zatem stracony. Tak więc udzielił nam już dawno temu odpowiedzi na pytanie w jakim zakresie, a nie tylko CZY, mogą istnieć szkodliwe cele edukacji lub czy szkoła może być toksyczna dla uczniów.

Dlaczego w Polsce jest tak źle, skoro wiemy, jak być powinno i dlaczego oraz w jakim zakresie politycy MEN prowadzą do dewastacji szkolnej edukacji? Odpowiedź na to pytanie dał nam jeden z ekspertów dla politycznego środowiska MEN i Sejmu, który uczestnicząc w konferencji przedstawiał nam takie banały, bez zrozumienia i znajomości współczesnej dydaktyki, bez nawet świadomości tego, że w światowej myśli pedagogicznej, także polskiej, dawno temu zaszły już istotne zmiany. Mieliśmy zatem okazję przekonać się, jak niskiej kultury pedagogicznej są niektórzy eksperci MEN.