17 listopada 2014

Patologiczna marketolatria, neoprymitywizm i jurydyzacja szkolnictwa wyższego















Nawiązuję ponownie do dwudniowej debaty naukowej , jaka miała miejsce w dn. 14-15 listopada 2014 r. na Uniwersytecie w Białymstoku, której czynni uczestnicy zastanawiali się także nad tym, jakie są źródła kryzysu uniwersytetu w Polsce i co z tym czynić? Czy rzeczywiście jest tak, że nie ma z kim zmieniać toksycznej polityki państwa, która jest zorientowana na nieprzystający do polskich uwarunkowań model anglo-amerykańskiego uniwersytetu?

Prof. dr hab. Maria Czerepaniak–Walczak (wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN) sięgnęła w krytyce polityki państwa wobec uniwersytetów do metafory starcia między akademickim Dawidem z Goliatem, który jest uosobieniem etatystycznego systemu szkolnictwa wyższego. To właśnie w wyniku reform z 2005 r. a następnie z 2011 r. i reformy tych reform w 2014 r. polskie szkolnictwo wyższe toczy choroba grantowa, punktowa, ankietowa, rankingowa.

Generuje ona groźny model fordyzmu akademickiego, którego wskaźnikiem jest parametryzacja i standaryzacja. Niska kosztochłonność kształcenia sprzyja tym chorobom, skoro edukację traktuje się na zasadach ulepszania procesu "produkcji" absolwentów na rynek pracy. Dla rządu jest to możliwe dzięki skracaniu czasu i kosztów owej "produkcji". Zmuszanie zatem uczelni publicznych do samofinansowania ogranicza możliwości rozwoju nauki i szanse na ich międzynarodową konkurencyjność, ale i redukuje kultywowanie tradycji, szkół badawczych itp.

Na jakiej podstawie - pytała profesor M. Czerepaniak-Walczak ustalane są punkty ECTS? Dlaczego jeden przedmiot ma 2 pkt. a inny 6? Ramowe efekty kształcenia nie prowadzą do podwyższania jakości kształcenia, ale do podrażania jego kosztów, jeżeli chcemy rzeczywiście zatroszczyć się o jakość wykształcenia, a ta wymaga przekraczania obowiązujących limitów. Wymuszanie gromadzenia w ramach oceny parametrycznej jednostek punktów za publikacje sprzyja zabieganiu nie o ich jakość, ale ilość, o "kombinowanie", tworzenie spółdzielni wzajemnie cytujących się autorów. W uniwersytetach obowiązuje zatem hasło: "Publikuj lub giń".


Koncentracja polityki szkolnictwa wyższego na przekształcaniu uniwersytetów w miejsca przygotowywania "taniej, lojalnej i dyspozycyjnej siły roboczej" dla potrzeb rynku pracy sprawia, że za ten eksperyment społeczny zapłaci całe społeczeństwo. Troska tylko i wyłącznie o wymierne korzyści ekonomiczne niszczy kulturę narodową, polski język (publikować bowiem mamy w języku angielskim). Kierowanie się wskaźnikami rentowności i antagonistycznej rywalizacji skutkuje marketolatrią, a więc krzewieniu bałwochwalstwa konkurencyjności i rynkowości. Tymczasem człowiek nie jest tylko konsumentem, ani też tylko producentem. Ma jeszcze inne potrzeby, potrzeby wyższego rzędu, by móc godnie żyć i służyć ponadczasowym wartościom.

Nauczycielami akademickimi - mówiła profesor - nie stajemy się w dniu 1 października z chwilą zatrudnienia w uniwersytecie, ale jest to długotrwały proces dochodzenia do kariery akademickiej solidnym przygotowaniem merytorycznym, metodologicznym i dydaktycznym. To swoisty sposób bycia w drodze, ustawicznego przygotowywania się do profesji jako tej, która ma służyć dobru wspólnemu przez dociekanie prawdy o badanych fenomenach. Potrzebna jest zatem desocjalizacja i derutynizacja dotychczasowych wzorów funkcjonowania szkolnictwa wyższego w Polsce.

Prof. dr hab. Jerzy Nikitorowicz (sekretarz naukowy KNP PAN) podkreślał w swoim referacie, że nie ma znaczenia to, kim jesteśmy, jakiej narodowości, jeśli chcemy zbudować lepszy świat. W ponowoczesnym społeczeństwie musimy budować globalną wspólnotę, ale zarazem uniwersytety zobowiązane są do bronienia kultury ogólnoludzkiej i narodowej. Profesor apelował, byśmy byli niejako w wietrze myśli, w dialogu, otwarci na twórczość i innowacyjność. Pozostawił nas z wieloma pytaniami, które pojawiają się na konferencjach także rektorów uniwersytetów czy akademii, a mianowicie:


Jak stawać się obywatelem świata bez zatracania swoich korzeni? Jak budować społeczeństwo XXI w. na dobrej pamięci? Jak niwelować stereotypy, by zarazem nie niszczyć relacji społecznych? Czy nasz system kształcenia nie niszczy innowacyjności? Czy nie uczymy się życia w kłamstwie? Czy powinniśmy kształcić osoby policzalne? Czy chcemy elitarny uniwersytet, uniwersytet jakości zastąpić uniwersytetem biurokracji, anonimowymi biurokratami?

Zdaniem J. Nikitorowicza efektem polityki szkolnictwa wyższego jest coraz większa erozja moralności, także w środowisku akademickim, czego najlepszym przykładem są plagiaty (także osób pełniących funkcje kierownicze w uczelniach publicznych i prywatnych), obniżanie wymogów prac doktorskich (kazus M. Goliszewskiego na UW), ale i poprawność polityczna. Żyjemy w marnych moralnie czasach, toteż nic dziwnego, że rośnie tolerancja dla nacjonalizmu i słabnie zarazem demokracja, którą jesteśmy coraz bardziej rozczarowani. Czyż nie została naruszona harmonia w uniwersytecie, od którego już nie wymaga się humanistycznej mądrości? Ku jakiej kulturze zmierzamy?

Potrzebna jest - zdaniem J. Nikitorowicza - etyka poszanowania życia, gdyż w przeciwnym razie rozwijać się będzie w naszym kraju społeczeństwo neoprymitywizmu. Musimy zwracać uwagę na kompetencje i umiejętności młodych pokoleń. Trzeba przeciwstawiać się człowiekowi neoprymitywnemu, bo jest on niebezpieczny dla siebie, dla innych, gdyż sam kieruje się lękiem, niepewnością lub nadmiernym posłuszeństwem i konformizmem. Jak pobudzać do myślenia dywergencyjnego, do bycia parezjastą, jak dawać odpór na pospiesznie tworzone prawo, konsumeryzm, na niszczenie więzi i uciekać od umysłowości dogmatycznej? Jak prezentować krytycznie wiedzę, informacje, by uczyć w uniwersytecie także wartości humanistycznych?

Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii UwB - dr hab. Mirosław Sobecki przypomniał za Robertem Mertonem takie cechy etosu nauki, jak: uniwersalizm, wspólnotowość, bezinteresowność i zorganizowany sceptycyzm. Zagrożeniem dla uniwersalizmu nauki jest pokusa etnocentrycznego jej potraktowania (uczelnie mają ojczyzny, ale nauka nie powinna). Nauka jest w swej istocie efektem współpracy społecznej, ale też jest własnością społeczeństwa, a nie twórcy idei. Nauka nie musi wprost przekładać się na wymierne korzyści. Konieczny jest dla jej rozwoju sceptycyzm. Pytał - Co stanowiło o etosie uniwersytetu? - i odpowiadał: "Prawda, autorytet, wolność wypowiedzi, kultura dialogu, przygotowanie elit intelektualnych, ale to wiąże się z odwagą i pokorą, uczciwością i odpowiedzialnością".

Co gorsza - mówił powyższy socjolog - pojawia się w środowisku akademickim autocenzura (bohaterowie korytarzowi, w kuluarach), polityczna poprawność. Wolność nie jest wewnętrznym regulatorem postępowania w nauce. Na ile jest to zaplanowana destrukcja czy wynikająca z inercji atrofia? Jak długo będziemy tolerować pauperyzację, biurokratyzację, rozmywanie wysokich standardów przez masowość kształcenia, parametryzację, upadek kultury bycia (knajactwo na uniwersytecie, język marginesu), zanik wzajemnego zaufania, mentalną destrukcję fundamentów rzetelności w pracy naukowej (tolerowanie dróg uczenia się i awansowania na skróty)? Nie możemy zaniedbać koniecznych dla rozwoju nauki i ciągłości tradycji relacji Mistrz-Uczeń, gdyż jest ona najtrwalszym i najstarszym elementem etosu. To, że ulega on erozji w wyniku masowości kształcenia i instytucji kojarzonych z uniwersytetem, nie zwalnia nas z odpowiedzialności za naukę i kulturę, sztukę i edukację.

Prorektor Uniwersytetu w Białymstoku - dr hab. Robert Ciborowski prof. UwB wskazywał na to, jak fatalnie skonstruowany jest system finansowania uniwersytetu publicznego czy akademii. Głównym powodem niszczenia publicznego szkolnictwa wyższego jest jego finansowanie głównie w zależności od liczby studentów. Ponadto te dotacje są bardzo niskie. Rzekoma troska o jakość kształcenia i zmuszanie do przyjmowania coraz większej liczby studentów sprawia, że podnosi się w ten sposób bieżące koszty utrzymania akademickiej infrastruktury i kadr. A zatem jedno wyklucza drugie. Nie można przeprowadzać selekcji na każdym roku studiów, gdyż w jej wyniku uczelnie traciłyby finanse.

Kosztem tego systemu ograniczamy fundamentalny kanon wiedzy, jaki powinien być na studiach. Nieustannie podnosi się w debacie publicznej kwestie kształcenia praktycznego na studiach. To jest nic innego, jak zrzucanie na uczelnię odpowiedzialności za to, co powinno realizować państwo, które nie potrafi tworzyć miejsc pracy. To rząd przerzuca ten obowiązek na uczelnie. Wszyscy zatem uzyskują wyższe wykształcenie, ale nie ma dla wszystkich miejsc pracy. To jednak nie uniwersytety wypuszczają bezrobotnych, ale rząd nie tworząc miejsc pracy i umasawiając kształcenie do tego się przyczynia.

Za mało przeznacza się z budżetu środków na naukę. Zobaczmy, jak niewielki odsetek osób uzyskuje dofinansowanie grantów naukowych w Narodowym Centrum Nauki. W takiej sytuacji, to byłoby już lepiej losować zgłoszone wnioski, niż liczyć na wygraną w konkursie. Wskaźnik sukcesu, który wynosi zaledwie 12-13% nie ma żadnego sensu, a przy tym obniża motywację zdolnych naukowców, bez względu na ich wiek i stopnie naukowe. Musi zatem być wola polityczna co do tego, czy kształcić elity czy przechowywać w uczelniach publicznych bezrobotnych? Niech minister określi zatem, ile uczelni ma zostać i jak mają one działać w tak patologicznych warunkach.



16 listopada 2014

Kultura edukacji szkoły wyższej i dyskutowania o niej







(fot. JM Rektor UwB prof. zw. dr hab. Leonard Etel)






Z różnych perspektyw dokonaliśmy wraz z setką uczestników ogólnopolskiej konferencji Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku diagnozy szkolnictwa wyższego w Polsce. Znakomicie zorganizowana debata przez Centrum Edukacji Ustawicznej tego Uniwersytetu (na czele z przewodniczącą tej konferencji - prof. zw. dr hab. Elwirą Kryńską i jej współpracownikami - dr Małgorzatą Głoskowską-Sołdatow, dr Anną Kienig, dr Anną Rybak, mgr Anną Białous i mgr Karoliną A. Włodkowską) została objęta patronatem przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Komitet Nauk Pedagogicznych PAN. Komitet czynnie reprezentowało ze mną trzech wiceprzewodniczących oraz sekretarz naukowy.

To, że nie przyjechał na konferencję nikt z ministerstwa, nikogo nie zdziwiło. W końcu mamy czas przedwyborczy, a resorty są w naszym kraju upartyjnione. Kogo zatem z urzędujących funkcjonariuszy rządzącej koalicji obchodzą dane i wnioski z badań naukowych naszego szkolnictwa? Już nawet nie mamy o to pretensji tak łatwo zaakceptowaliśmy sytuację obojętności władzy przy życzliwym przyzwoleniu na posłużenie się patronackim logo resortu.


Rzadko się zdarza, by w czasie otwarcia i przebiegu obrad plenarnych uczestniczyły najwyższe władze Uniwersytetu. Tymczasem JM Rektor Uniwersytetu w Białymstoku prof. zw. dr hab. Leonard Etel oraz prorektor ds. ekonomicznych tej Uczelni dr hab. Robert Ciborowski, prof. UwB nie tylko zaszczycili swoją obecnością, ale i wzięli czynny udział w konferencji. Problemy szkolnictwa wyższego są przecież treścią ich codziennych trosk i zmagań z rzeczywistością, w której czynią wszystko, by przeprowadzić Alma Mater przez różne kryzysy, szczególnie te natury ekonomicznej.

Obradowaliśmy w pięknym gmachu Wydziału Pedagogiki i Psychologii, który jest najlepszym świadectwem myślenia o wartości przestrzeni edukacyjnej dla kandydatów do zawodów zaufania publicznego jakimi są kształceni tu m.in. pedagodzy i psycholodzy. Poruszające były dwie kwestie o charakterze polityczno-społecznym, a mianowicie z jednej strony wskazanie na dobijający uniwersytety w kraju system fatalnego finansowania przez państwowe władze szkolnictwa wyższego i nauki, z drugiej zaś prowadzenie działalności akademickiej na rzecz Polaków mieszkających na Litwie i Białorusi, by mieli szansę w środowisku swojego życia na korzystanie z kształcenia wyższego w języku polskim.

(fot. prof. Jerzy Nikitorowicz)

Piękna to, głęboko patriotyczna i kulturowa misja, która wymaga poszukiwania środków na jej realizację. Tymczasem tylko w tym roku akademickim polscy naukowcy kształcą tam ponad 450 studentów, a więc formują kolejne pokolenia młodej inteligencji. Ten zakres zaangażowania akademików z UwB ma już swoją tradycję, bo jest ono prowadzona od 20 lat, ale także niezwykle wartościowe wyniki badań o humanistycznym i społecznym znaczeniu. To właśnie na tym Wydziale pracuje zespół wybitnych pedagogów, socjologów i psychologów, którzy zajmują się w ramach swoich dociekań badawczych i konstruowanych modeli teoretycznych problematyką tożsamości narodowej, wartości wychowania patriotycznego, ale i edukacją międzykulturową, że wymienię tu profesorów Jerzego Nikitorowicza - Rektora minionych dwóch kadencji w UwB czy obecnego Dziekana powyższego Wydziału - dr. hab. Mirosława Sobeckiego, prof. UwB).

Przywołam w tym miejscu główne tezy niektórych wystąpień, gdyż w całości będziemy mogli się zapoznać z ich pełną treścią w wydanym po konferencji tomie. Pojawiły się w tej debacie kluczowe problemy, dylematy i aporie strukturalne, pedagogiczne i społeczne akademickiego świata, o których mówiono bardzo szczerze, otwarcie i krytycznie. Są one inspiracją tak do dalszych badań naukowych, jak i do podejmowania działań na rzecz pożądanej zmiany.

(fot. dr hab. Mirosław Sobecki, prof. UwB)

I. » Istnieje pilna potrzeba kontynuowania przez naukowców badań dotyczących przestrzegania podstawowych standardów wartościowania i normowania działalności władzy na rzecz dobra wspólnego, jakim jest m.in. nauka i edukacja. Coraz częściej wskazywane także przez media patologie w szkolnictwie wyższym są nie tylko odstępstwem od norm, co skutkuje poszerzaniem się marginesu niepożądanych postaw, zachowań czy decyzji akademików i polityków, ale zarazem stawia nasze środowisko przed pytaniem: Co czynić, by unikanie ujawniania i zwalczania przyczyn strat teraźniejszych nie przyczyniało się do większych w przyszłości?

Jednym z takich problemów jest "turystyka habilitacyjna" Polaków na Słowację, w wyniku której w latach 2006-2014 już 154 nauczycieli akademickich z takich dyscyplin jak teologia, psychologia, pedagogika, socjologia, nauki o kulturze fizycznej, nauki ekonomiczne, nauki o ziemi, filozofia, nauki o polityce uzyskało tam tytuł dydaktyczno-naukowy (podporządkowany kierunkom kształcenia, a nie tylko nauce) "docenta vied". Jak już wielokrotnie o tym pisałem, w sensie naukowym nie jest on równoważny polskiej habilitacji, natomiast ze względu na zawartą w 2005 r. przez polski rząd dwustronną umową z rządem Republiki Słowacji - mimo tego, że oba nasze państwa należały już do UE, są one uznawane w sensie administracyjno-prawnym. Mimo wielu krytycznych stanowisk, uchwał, listów otwartych różnych stowarzyszeń naukowych, komitetów naukowych PAN, Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, a nawet interpelacji posłów do dnia dzisiejszego MNiSW bagatelizuje toksyczne skutki tego procederu i kontynuuje pozorowanie działań przeciwstawiających się temu procederowi. Patologia w powyższym zakresie, od której są wyjątki (wśród filozofów, niektórych pedagogów czy teologów), stała się już normą.

II. Inter- i transdyscyplinarność badań naukowych była przedmiotem dociekań wielu profesorów. Dyskutowane były w tym względzie takie kwestie jak to: Jak dużo prowadzi się badań tego typu w naszym kraju? Jaką rolę odgrywa interdyscyplinarność w dydaktyce szkoły wyższej? Czy interdyscyplinarne podejście w badaniach społecznych lub humanistycznych jest błędem, gdyż utrwala dyletantyzm, czy może nieumiejętnością delektowania się wiedzą nauk pogranicza, by uwzględnić istniejące w nich modele i metodologię badań do rozwiązywania problemów badawczych w ramach własnej dyscypliny naukowej? Czy możliwy jest metajęzyk, który czyniłby przekładalnymi i zrozumiałymi treści naszych studiów i badań inter-i transdyscyplinarnych?

Dzisiaj - jak mówił prof. Stefan M. Kwiatkowski z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie - formułujemy problemy, których rozwiązanie nie jest już możliwe, a przynajmniej wartościowe, jeśli jest prowadzone w metodologii badań jednej dyscypliny naukowej. Należy tworzyć zespoły transdyscyplinarne, by naświetlać problem badawczy z różnych punktów widzenia. Konieczne jest dokonanie bilansu wspólnych osiągnięć badawczych w rozwiązywaniu problemów w danych dyscyplinach naukowych. Sięgnięcie do tych samych wyników badań empirycznych przez specjalistów różnych dyscyplin naukowych pozwoliłoby na pełniejsze ich odczytanie i właściwą interpretację. Niech diagnozują określone fenomeny edukacyjne socjolodzy czy psycholodzy, ale interpretują je - oprócz nich - także pedagodzy, filozofowie, teolodzy, ekonomiści czy politolodzy. Otwarty dostęp do wielu wyników badań sprawia, że rodzi to szereg konfliktów interesów instytucjonalnych i autorskich.

III. O tym, jak pasjonujące może być odczytywanie za pomocą metafor znaczeń (sensów i nonsensów) oraz różnych wymiarów tożsamości akademickiego kształcenia i prowadzenia badań naukowych mówiła prof. Maria Dudzikowa z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Celem takiego studium krytycznego czy afirmatywnego jest wywołanie dysonansu poznawczego do poszukiwania odpowiedzi na powody zaistnienia interesujących nas zjawisk. Najlepszym tego przykładem jest dostrzeżenie dzięki metaforze konfliktu, do jakiego dochodzi między kulturą wspólnotową universitas a kulturą korporacyjną. Uniwersytet od kilkudziesięciu lat doświadcza kryzysu instytucji i idei (szczególnie w ustroju totalitarnym, ale także neoliberalnym), toteż nic dziwnego, że toczy się walka o jego tożsamość. Dobór metafory przesądza o sposobie oglądu zjawiska w przyjętej przez badacza aksjologicznej perspektywie.

(fot. prof. Maria Dudzikowa)

Profesor mówiła o zgubnych skutkach bibliometrii, naukometrii i parametryzacji, które to rozwiązania są ciosem zadanym polskiej nauce przez technopolowych biurokratów. Najlepiej wyraża ów niszczący stan polityki naukowej MNiSW metafora tajfunu w tysiącletnim lesie. To prawda, że opisywanie toksycznej polityki za pomocą metafor nie zmienia natychmiast świata, ale dzięki nim następuje zmiana w systemie pojęć. Zaczynamy lepiej zdawać sobie sprawę z dysfunkcjonalnych i szkodliwych dla nauki procesów czy decyzji, a to stwarza szanse do reagowania na nie.

Po powrocie z konferencji przeczytałem na stronie naszego resortu, że prowadzi on dodatkowe szkolenia związane z nowelizacją Ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym, które miałyby pomóc dziekanom, prodziekanom i kierownikom instytutów naukowych oraz kadrze zarządzającej we wdrożeniu odpowiednich zmian. Na najczęściej zadawane pytania Ministerstwo odpowiada tez na stronie www, lista odpowiedzi jest sukcesywnie uzupełniana. Pytania dotyczące nowelizacji ustawy można kierować na adres nowelizacjapsw@nauka.gov.pl.

W kolejnym wpisie odniosę się zatem do poruszanych przez uczestników naszej debaty kwestii prawnych.

15 listopada 2014

Niszczycielska rola wychowania autorytarnego






Niestety, od przeszło 114 lat nauki pedagogiczne upominają się o humanizację wychowania, o zaprzestanie wciąż jeszcze wygodnego dla części rodziców czy opiekunów prawnych dzieci modelu „kija i marchewki”, „pasa i poniżania” tych, którzy nie mogą się czynnie czy biernie bronić. Doświadczanie przez dzieci w rodzinie zjawiska przemocy fizycznej i psychicznej czy postaw wrogości ze strony osób dorosłych sprawia, że kiedy same stają się dorosłymi odtwarzają ten sposób postępowania wobec kolejnego pokolenia i reprodukując syndrom maltretowanego dziecka. Nauka określa ten styl podejścia mianem „czarnej pedagogiki”, która powiększa w społeczeństwie obszary pedagogicznego zła, przemocy i upokorzeń oraz utrwala przyzwolenie na ten sposób zniewalania dzieci.

Tak rozumiana pedagogika jest z tego właśnie powodu podła, czarna, nikczemna, okrutna i zła, gdyż opiera się na silnym przeświadczeniu, że dzieci i młodzież muszą być wychowywane w pokorze, posłuszeństwie czy bezwzględnej uległości wobec dorosłych, którzy mają prawo do stosowania dla tzw. „dobra dziecka„ różnych form przemocy. Co gorsza, przemoc fizyczna jest coraz bardziej skrywana za przemocą psychiczną i to w takich sferach, jak: intelektualna przemoc („pranie mózgu”, „indoktrynacja”, „perswazja”), przemoc emocjonalna („zniewalająca miłość”) czy wolicjonalna (zobowiązywanie do pracy nad sobą, opanowywania własnej woli, tłumienia „ja”). Jeżeli dodamy do tego obowiązek dzieci i młodzieży okazywania szacunku swoim wychowawcom, bez względu na towarzyszące ich postępowaniu racje, to powiększamy skalę ich zniewolenia i bezbronności.

Na tym też polega niszczycielska rola wychowania, że każde poddane mu pokolenie przenosi na następną generację różne rodzaje opresji, reprodukując zjawisko „przemocy z doświadczanej wcześniej opresji". Kto był bity i upokarzany w okresie swojego dzieciństwa, ten jako osoba dorosła powtórzy scenariusz opresji wobec swoich dzieci lub podwładnych. Dziecko doświadcza czarnej pedagogiki w pierwszych latach życia, kiedy to toksyczni rodzice łamią jego wolę, dysponują nim jak przedmiotem, biją czy fizycznie upokarzają bez obawy, że może ono im oddać czy się zemścić.

Dziecko stara się wprawdzie bronić przed tymi nieprawościami, kiedy potrafi już artykułować swój ból lub gniew, ale w istocie i to jest mu zabronione, gdyż rodzice nie mogą wytrzymać jego reakcji obronnej (krzyku, płaczu, wybuchu wściekłości). Za pomocą różnych środków przymusu odmawiają mu prawa i do takich reakcji. Dziecko uczy się milczeć, zaś jego milczenie (pozornie) potwierdza słuszność i skuteczność stosowanej zasady wychowania, negatywnie wpływając na późniejszy rozwój dziecka. Uczucia dziecka zostały zniewolone, została także stłumiona potrzeba ich artykułowania, bez nadziei na jej zaspokojenie.

Badania biograficzne psychoanalityków dowodzą, w jakim wielkim stopniu opresyjne doświadczenia z lat wczesnego dzieciństwa ciążą na późniejszej postawie człowieka wobec siebie, wobec innych czy szeroko rozumianej ludzkości. W rodzinach maltretujących dziecko występuje pewien specyficzny układ warunków (napięcie, konflikt między rodzicami, ich własne problemy emocjonalne, poczucie osamotnienia matki) daleki od patologicznej dewiacji. Należy zatem odrzucić odwieczne brzemię wychowania. Autorytarne nastawienie dorosłych wobec dzieci niesie z sobą subiektywną wrogość wobec nich, będącą doświadczeniem braku akceptacji wobec dziecka czy nawet uczuciem nienawiści wobec niego. Jest to postawa i sposób zachowania się danej osoby determinujący cierpienie dziecka lub wyrządzający mu szkodę.

Większość dorosłych staje się jednak obiektywnymi wrogami dzieci jeśli ma świadomość zachodzącego zła i nie reaguje na nie. Sprawcą dehumanizującego zła jest bowiem nie tylko ten, który zło czyni, ale także ten, który jest jego świadkiem i jemu nie przeciwdziała.