02 października 2014

Kontynuowanie destrukcji w edukacji


Nie oceniam całego exposé pani Premier Ewy Kopacz, ale w części dotyczącej edukacji nie mam wyboru, muszę się do niego odnieść, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nadal w Ministerstwie Edukacji Narodowej, którego propagandziści przygotowali stosowany fragment exposé, traktuje się obywateli III RP jak półanalfabetów, "ciemny lud", któremu można wcisnąć każdy kit, byle tylko czynić to zgodnie z zasadą Napoleona - często, częściej, jak najczęściej. Kłamstwo powtarzane staje się wówczas powszechną prawdą, chociaż nią nie jest. Po drugie, miałem nadzieję na rzeczywiście nowy zwrot w polityce oświatowej tego rządu, skoro pani premier obiecała, że taki nastąpi odcinając się od polityki swojego poprzednika. Niestety, głęboko się zawiodłem, o czym poniżej.

Cytuję za stroną MEN, żeby nie uszczknąć owej "prawdy":

- Trzeba było Pani determinacji i talentu, by dać polskim uczniom dobre i darmowe podręczniki – zwróciła się do minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej Premier Ewa Kopacz. - Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy – dodała szefowa rządu.

Ewa Kopacz przypomniała, że w przyszłym roku będzie bezpłatny podręcznik do drugich i czwartych klas szkół podstawowych i pierwszych klas gimnazjów. Wszystkie klasy szkół podstawowych i gimnazjalnych zaopatrzone zostaną w bezpłatne podręczniki i ćwiczenia do 2017 r.


Doskonale wiemy o tym, że pani minister Joanna Kluzik-Rostkowska:

- niczego nie dała polskim uczniom, gdyż wydatkowała na ten bubel pieniądze podatników, którzy nie zgadzali się z takim rozwiązaniem. Dodatkowo: MEN tak się spieszyło z bezpłatnym podręcznikiem, że za dostarczenie pierwszej części zapłaciło o 40 proc. więcej niż za kontrakt na dowóz trzeciej i każdej kolejnej.


- nie dała uczniom "dobrych i darmowych podręczników" , gdyż takowy otrzymały szkoły podstawowe dla uczniów jedynie klas pierwszych, więc operowanie liczbą mnogą jest manipulacją.

Towarzyszący - w wyniku "wielkiego talentu i determinacji" ministry - rzekomy sukces nie znajduje jednak potwierdzenia w faktach. Jeszcze kilka dni temu sama ministra mówiła o tym, że jest to najlepszy elementarz na świecie, bo żaden nie był tak krytykowany i tak recenzowany, jak właśnie ten. Podobno lud kierował uwagi dotyczące licznych błędów ortograficznych, więc "dobrze" to świadczy o niskich kwalifikacjach autorek tego "podręcznika".


Pani Premier nie została poinformowana o tym, że ów bubel, na który wydatkowano miliony złotych podatników, w wielu szkołach leży w szafach, na półkach, bo inteligentni i dobrze wykształceni nauczyciele nie ulegli kiczowi. Nauczyciele organizują potajemne zbiórki na komercyjne książki, gdyż rządowy elementarz jest beznadziejny. Oni chcą uczyć na podstawie jak najlepszych środków dydaktycznych, a nie wciskanego im kiczu. Ba, zdumiewający jest ukłon minister edukacji w stronę ideologii socjalistycznej, bo tylko ta może uzasadniać wypowiedziany w exposé pogląd: Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy. Rozumiem, że w ten sposób Platforma Obywatelska chce odebrać część głosów wyborczych lewicowemu elektoratowi. Janusz Palikot już zaczął się przymilać.

Premier rządu wygłosiła tezę, która być może nadaje się do wygłoszenia na Białorusi, na Kubie, w Korei Północnej czy innych państwach totalitarnych, ale nie w Polsce w dwadzieścia pięć lat po odzyskaniu wolności, także od tego typu ideologii. Przeczytajmy raz jeszcze trzy zdania pani Premier:

Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy. Szkoda, że nie zapytała pani premier, do jakiej to szkoły posyła swoje dzieci pani J. Kluzik-Rostkowska? Czy do tej publicznej, z kiczowatym elementarzem? Nie. Sama posłała swoje dzieci do szkoły prywatnej, podobnie jak b.ministra edukacji K. Hall kieruje szkołami prywatnymi ze swoją koleżanką M. Lorek. Hipokryzja na tym stanowisku szybko dewaluuje przesłanie ideologiczne. Nie jest źródłem wiarygodności ministry edukacji.
(fot. art. P. Skura, Wyprawka dla biurokratów, Glos Nauczycielski 2014 nr 40, s. 1)

Wreszcie kolejny w exposé pani Premier, populistyczny akcent, zapewne podpowiedziany przez PR-owców z MEN:

- Szkoła jest tym miejscem, w którym nasze dzieci spędzają - poza domem - najwięcej czasu. Szkoła uczy, ale i kształtuje nawyki. Także te żywieniowe Zdrowie i bezpieczeństwo naszych dzieci to inwestycja w przyszłość narodu. Ogromnym problemem, który sygnalizują lekarze i dietetycy jest problem otyłości wśród najmłodszych. W związku z tym zagrożeniem przyspieszymy wprowadzenie regulacji bezwzględnie likwidujących tzw. śmieciowe jedzenie w szkołach podstawowych, gimnazjach i liceach już od 1 września 2015 roku.

Po pierwsze, ani słowa nie mamy tu na temat wychowania, w tym także obywatelskiego, patriotycznego, narodowego, gdyż tym ministerstwo nie jest zainteresowane. To nie jest popularne, a poza tym wymagałoby opowiedzenia się po stronie określonych wartości, co wywołałoby zapewne kolejny konflikt. A po co MEN konflikt wartości, skoro chce przetrwać ten rok na kolejnej, populistycznej ideologii.

Otóż w wyniku działań MEN, a nie "niewidzialnej ręki rynku" w większości polskich szkół publicznych zlikwidowano kuchnie, stołówki, by dać zarobić firmom cateringowym. To w wyniku braku właściwej dotacji na infrastrukturę szkolną dyrektorzy szukali rozwiązań sprzyjających pozyskiwaniu dodatkowych źródeł, a tymi są m.in. automaty z różnego rodzaju słodyczami, napojami itp.

Centralistyczna polityka oświatowa MEN, taka sama, jaka miała miejsce w okresie socjalizmu sprawia, że zniszczono lokalne, wspólnotowe, autonomiczne ruchy szkolnej spółdzielczości, pedagogicznej innowacyjności, szkolnej opieki medycznej, szkolnego do- i odżywiania dzieci czy młodzieży. Śmieszne jest zatem uwydatnienie w expose pani Premier kwestii otyłości dzieci. Może warto rozejrzeć się wokół i dostrzec otyłych posłów, urzędników MEN, i pewnie setek tysięcy otyłych rodziców, którzy owe nawyki kształtują najpierw w domu. Twierdzenie, że szkołą je zmieni, jest kompromitujące tego, który tak twierdzi.

Wreszcie mamy w exposé pani Premier kolejną kategorię populistycznego wydatkowania pieniędzy ze środków EFS: rząd będzie wspierać tworzenie przyzakładowych żłobków i przedszkoli. Przeznaczy na ten cel ponad 2 mld złotych. Dlaczego rząd nie wspiera odpowiednimi dotacjami tworzenie żłobków i przedszkoli publicznych w ogóle? Czyżby znowu chodziło o to, by przeszły one w ręce prywatnych założycieli, którzy wydatkują środki EFS, ale i tak będą pobierać dość wysokie opłaty od rodziców? Czyżby zaprzyjaźnionym z władzą osobom zabrakło środków na rozwijanie prywatnego biznesu?

No i wreszcie mamy powrót w exposé do dehumanizujących praktyk rzekomej troski o wzmocnienie bezpieczeństwa dzieci w szkołach publicznych: ...chciałabym, aby samorządy - we współpracy z rodzicami - mogły decydować o zakresie monitoringu w szkołach. Dofinansujemy ten projekt do wysokości 50 % kosztu zakupu instalacji monitoringu. Pozostałe 50 % zapewnią samorządy. Chciałabym, aby taki program, działał od początku 2016 roku.

Już wiemy, mamy wyraźny sygnał, jaki oświatowy biznes będzie się teraz opłacał - monitoring. Słusznie. Ministrowie tego rządu byli nagrywani, więc wiedzą, jakie są tego zalety. Czy rejestrowanie obejmie też gabinet pani minister? Sądzę, że tak, jak w niektórych żłobkach czy przedszkolach, jest możliwość podglądania i podsłuchiwania przez rodziców zajęć z dziećmi, powinniśmy doczekać się pełnej transparentności działań władzy. Niech w gabinecie ministry edukacji będzie zainstalowana kamera, byśmy mogli w domu podglądać i podsłuchiwać proces podejmowania przez nią decyzji. Jestem ZA. Liczę na akceptację tego pomysłu, chyba że pani minister kieruje się chrześcijańskimi wartościami i nie chce czynić drugiemu to, co jej jest niemiłe?

No i ostatnia kwestia w exposé pani Premier na temat edukacji: Szkoły zawodowe dostosowane do rynku pracy są gwarantem, że polskiej gospodarce nie zabraknie fachowców. Jeszcze w tym roku rozpocznie się wdrażanie programu odbudowy szkolnictwa zawodowego. Mówiąc wprost, bez ogródek, chodzi o to samo, na czym zależało władzom PRL - kształcić robotników, ludzi o wykształceniu redukującym ich poziom myślenia, krytycyzmu, elastyczności i kreatywności działania. Rynek pracy potrzebuje tanią siłę roboczą, toteż trzeba to ukryć pod frazesami powyższego rodzaju. Skoro jeszcze w tym roku rozpocznie się odbudowywanie szkolnictwa zawodowego, to tym samym przyznano, że w ciągu minionych siedmiu lat zniszczyły je rządy PO i PSL. Dziękujemy za szczerość.




01 października 2014

O demokracji na rozdrożu


Wczorajsza inauguracja roku akademickiego 2014/2015 w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie miała - jak każdego roku - znakomitą oprawę, wspaniałych gości (rektorzy wszystkich warszawskich i współpracujących z APS uczelni akademickich spoza stolicy), wiele adresów od polityków i sprawujących władzę (w tym jeden osobiście przekazał wiceprzewodniczący Centralnej Komisji w imieniu Prezydenta RP prof. dr hab. Tomasz Jan Borecki), przepięknie śpiewający Gaudeamus i Gaude Mater Polonia chór akademicki oraz licznie przybyłych nauczycieli akademickich, sojuszników, partnerów z NGO, młodzież studencką, w tym immatrykulowanych pierwszaków.

Niewątpliwie wysoce trafne było zaproszenie przez JM Rektora i prof. APS Jana Łaszczyka jako wykładowcy inaugurującego spotkania z nauką - prof. Radosława Markowskiego (dla wielu znanego socjologa, który bardzo często komentuje w mediach wydarzenia polityczne). Były to niewątpliwie dwa strzały w dziesiątkę: po pierwsze, zbliżają się wybory samorządowe, a te nieodłącznie wiążą się z demokracją (w tym szczególnie proceduralną, ale i deliberatywną), a po drugie Gość jest znakomitym mówcą, wykładowcą, który potrafi skupić uwagę słuchaczy (bez względu na istniejące między nimi różnice) logiką, stylistyką i klarownością narracji. On sam zresztą mógłby godzinami mówić o demokracji, toteż nawet przekroczywszy limit przypisanego mu czasu, spotkał się z pełną akceptacją po zakończeniu wykładu.



(fot. Życzenia i adresy przekazują prof. T. J. Borecki i M.S. Kwiatkowski)

Nie mogę i nie jestem nawet w stanie oddać całości wykładu Profesora R. Markowskiego, by nie naruszyć praw autorskich i by nie przypisywano mi jego treści, ale odnotuję - moim zdaniem - najistotniejsze wątki, aspekty czy paradoksy, jakimi podzielił się z wszystkimi uczestnikami uroczystej inauguracji roku akademickiego. Jestem przekonany, że na kanwie struktury tego wykładu powstanie kolejna książka Profesora, bo już na wstępie zasugerował potrzebę jej napisania, kiedy przygotowywał się do wczorajszego wystąpienia.

Tytuł tego wykładu mógłby brzmieć - jak samo to zapowiedział R. Markowski - "Demokracja problematyczna, bez alternatywy" powołując się przy tym na słynną wypowiedź W. Churchilla, że "mimo wielu wad i słabości demokracji, nikt nie wymyślił lepszego ustroju". Jakie paradoksy tego ustroju umykają naszej uwadze?

1) Ostatnie kilkadziesiąt lat, prawie po dzień dzisiejszy, mamy do czynienia z absolutnym tryumfem demokracji jako ustrojem, zwłaszcza po trzeciej fali demokracji, która wiązała się z upadkiem komunizmu. Problem tkwi w tym, że coraz więcej jest odmian, form, rodzajów demokracji, zwłaszcza w konfrontacji z procesami globalizacyjnymi, przesłankami ekonomicznymi kapitalizmu, ale i zapisami w konstytucji państw mieniących się demokratycznymi;

2) Odnotowujemy permanentny kryzys demokracji w wyniku: poczucia alienacji obywateli; wzrostu niekompetencji polityków; pojawienia się krytycznego obywatela, który coraz mniej się różni od wyrafinowanych elit politycznych; wzrostu cynizmu politycznego; zmniejszania się poczucia sprawstwa, wpływu na sprawy publiczne, zmniejszaniu się poziomu zaufania obywateli do polityków i polityki, itp.;

3) Demokracja miała się dobrze, kiedy istniał komunizm, bo wówczas czytelny był dla obywateli podział na polityczne zło i dobro, wróg, ten gorszy, który pozbawiał ich wielu praw. Po upadku minionego ustroju straciliśmy fundamentalny punkt odniesienia. Dopiero po pierwszych latach jej praktykowania zaczynamy krytycznie przyglądać się demokracji.

4) Nie jest prawdą, że każdy obywatel interesuje się polityką, jest w nią zaangażowany albo skłonny do uczestniczenia w zmianach społecznych. To jest naiwne i przesadzone przekonanie, że każdy z nas chce uczestniczyć w kontrolowaniu, opiniowaniu czy naprawianiu polityki. Przeciętny obywatel powinien być "racjonalnym ignorantem", gdyż nie jest w stanie kompetentnie analizować wszystkie dziedziny życia społeczno-gospodarczego i politycznego w kraju. Jeśli już, to zainteresowanie to jest możliwe w skali lokalnej. Tu możliwe jest "merytokratyczne minimum".

5) Najgorszą sytuacją jest nadmiar obywatelskiej mobilizacji i niezdolności do ujęcia jej w ramy organizacyjne, gdyż prowadzi to do chaosu. Każdy porządek polityczny jest lepszy niż chaos polityczny. Lepiej jest stworzyć porządek przyjazny człowiekowi, zamiast stwarzać neoliberalny chaos.


6) Czego obywatel oczekuje od demokracji? Demokracja proceduralna to koncentracja jedynie na metodach jej stanowienia i rozwijania, a więc zachęcanie obywateli przez polityków do uczestniczenia w wyborach. To jednak już ludziom nie wystarcza. Współczesny obywatel chce wiedzieć, jaki model demokracji jest wdrażany i afirmowany przez rządzących, jakie są reguły redystrybucji dóbr i wartości, skoro żyjemy w czasach astronomicznych już nierówności społecznych. Ten proces skutkuje wzrostem samobójstw, przestępczości, niższą dzietnością, itp.

7) Demokracje trwają za zgodą przegranych w demokracji, bowiem - jak wynika z badań prof. R. Markowskiego - w powojennej Europie (od 1945 r. do 2005 r.) ok. 20-30% rządów, to są rządy większościowe, ale stworzone ze zwycięskiej mniejszości. Przegranych bowiem po wyborach jest zawsze więcej, niż wygranych. A to ci ostatni wmawiają, że mają mandat większości społeczeństwa. Tak na marginesie, na tę samą prawidłowość zwraca uwagę w Raporcie PAN Polska 2050 prof. W. Kieżun. Wygrani muszą zdawać sobie z tego sprawę, by zwrócić się do tej części społeczeństwa, która na nich nie głosowała. Tego jednak rządzący nie czynią.

8) Demokracja ewoluuje od merytokratyzmu ku populizmowi. To jest nowy problem demokracji i jej zagrożenie, bowiem do niego odwołują się mniejszości radykalnych odłamów w społeczeństwie, które gotowe są nawet zniszczyć otaczający je świat. Za jakiś czas to mniejszości mogą dojść do władzy.


9) Globalna sieć komunikacji czyni demokrację problematyczną, bowiem obywatele mogą się samoorganizować do różnych działań i celów, a to wymyka się już spod kontroli władzy. Rynek, korporacje mogą w okresie medialnego nagłaśniania i internetowej sieczki czynić pewne sprawy ważnymi, a inne mniej istotnymi, by manipulować społeczeństwem. Pojawia się dominacja rynku nad demokracją, z którą nie bardzo dajemy sobie radę.

Teraz możemy odnieść się do tez prof. R. Markowskiego konfrontując je z polską demokracją in statu nascendi.










30 września 2014

Nowy rok akademicki








Nowy rok akademicki 2014/2015 zaczynamy z lekko znowelizowanym prawem o szkolnictwie wyższym, w tym także dotyczącym stopni i tytułów naukowych. Prawo w naszym kraju jest zmieniane pod oczekiwania lobbystów, a nie strategię rządu, który konsekwentnie realizowałby założenia służące jakości kształcenia i badan naukowych. Tak wiele jest podmiotów zainteresowanych tym, by zmiana prawa stwarzała okazję do powiększania chaosu, pozoranctwa, przetrwania przez "nędzników", pasożytów, oszustów, że tylko znający kulisy debat w rządzie, Sejmie i Senacie mogą śmiać się teraz z wciskanej społeczeństwu propagandy o rzekomej jakości, akademickości i znaczącej poprawie sytuacji młodych i wybitnych naukowców.

Tę PAPkę przekazują agencje, a multiplikują ją kolejne podmioty informacji i komunikacji społecznej. Jak czytam, że: Szkoły wyższe coraz lepiej wynagradzają najbardziej wartościowych naukowców lub że wykładowcy uczelni rozpoczną nowy rok akademicki z wyższymi pensjami, to zastanawiam się, czy aby nadal nie obowiązuje w tej polityce zasada: "skoro o tym piszą, to znaczy - prawda". Tak pisano o naukowcach i nauce w PRL. Niewiele się zmieniło od tego czasu mimo 25-lecia wolności. Nie ma cenzury, ale jest powszechna ignorancja "dziennikarzyn", którzy wyrabiają wierszówkę bez względu na jej treść.

Rząd PO i PSL wprowadził ograniczenie wieloetatowości nauczycieli akademickich, w wyniku którego od 1 października 2011 r. wykładowca uczelni publicznej może podjąć zatrudnienie w ramach stosunku pracy tylko u jednego dodatkowego pracodawcy prowadzącego działalność dydaktyczną lub naukowo-badawczą. Prawnicy wspomnianego przeze mnie lobby zadbali o to, by jednak ostateczna decyzja w tym zakresie należała do władz uczelni publicznych. To oznacza, że brak zgody rektora uniwersytetu czy akademii na trzeci czy czwarty etat nauczyciela akademickiego nie prowadzi do automatycznego rozwiązania z nim umowy.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wyjaśniało, że praca na kolejnym etacie bez pozwolenia rektora jest wskazana w przepisach jedynie jako opcjonalna przesłanka rozwiązania umowy za wypowiedzeniem z nauczycielem, a nie obowiązkowa. Prawda, że to bardzo ładne określenie? Polityka kadrowa uczelni, a także sprawy związane z zatrudnieniem nauczycieli akademickich są jednym z autonomicznych obszarów jej działania, dlatego to ona powinna rozstrzygać w tych kwestiach. Obligatoryjne rozwiązanie umowy z wykładowcą może mieć miejsce jedynie wówczas, gdy otrzyma on dwie kolejne oceny negatywne z tytułu złego wykonywania swoich obowiązków.

W ten sposób, a piszę tylko na podstawie znanych mi jednostek akademickich, w jednym uniwersytecie zachowuje się na pełnym etacie profesorów w wieku emerytalnym z ich pełnymi uprawnieniami do czynnego uczestniczenia w posiedzeniach rad naukowych (są zaliczani do tzw. minimum kadrowego), a w innych profesorów w tym samym wieku, w pełni twórczych, aktywnych i publikujących przenosi się w stan spoczynku, nie zaprasza na posiedzenia rad (jeśli, to bez prawa do głosowania). Równocześnie nie ma etatów dla asystentów, a więc dla młodych i zdolnych naukowców, a nawet jeśli się pojawią w szczątkowym wymiarze, to ich pensje są tak niskie, że musieliby być na utrzymaniu swoich rodziców lub sponsorów.

Co gorsza, wystarczy, że odejdzie na emeryturę, ze względów społecznych, ekonomicznych lub w wyniku praw naturalnych kierujący katedrą profesor, a jego "naukową szkołę" rozbija się, likwiduje lub przekazuje innemu, niekompetentnemu samodzielnemu pracownikowi naukowemu. Wielu jednostkami kierują osoby, których ani kwalifikacje naukowe, ani ich naukowo-badawczy dorobek, ani uznanie (chociażby w kraju) tego nie uzasadniają. W świetle "polityki kadrowej" w stylu BMW lub nepotycznym niszczy się potencjał młodych kadr wyhamowując czy ograniczając ich rozwój.

MNiSW oraz PKA są bezradne wobec skandalicznej sytuacji kształcenia w wielu wyższych szkołach prywatnych i państwowych bez uprawnień, bez wymaganej kadry czy zgodnego z przepisami programu studiów. W efekcie ich dyplomy są niewiele warte, ale krytykuje się publicznie niską wartość wykształcenia Polaków bez przyjrzenia się temu jak dotychczasowa polityka władzy sama i w różnych formach "generowała" tę patologię. Część z niej odsłoniła nowelizacja akademickich ustaw:

- wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów (cóż za troska o najzdolniejszych),

- obniżenie wymogów formalnych, kwalifikacyjnych dla tzw. minimum kadrowego (zamiast profesora - dwóch doktorów, zamiast doktora - dwóch magistrów, jeszcze gorzej jest w przypadku uprawnień dla jednostek w zakresie nadawania stopni naukowych),

- nieszczelność i częściowa fikcyjność danych w systemie POLON,

- pozbawienie naukowców możliwości odpisu podatkowego z tytułu praw autorskich,

- biurokratyczne procedury związane z procesem tzw. zarządzania jakością kształcenia ("Działanie uniwersytetu coraz bardziej przypomina "zespół szkół" zatopiony w piramidalnym kuratoryjno-ministerialnym systemie nadzoru. Rektorzy i dziekani zamienili się w urzędników nieustająco przygotowujących kolejne dokumenty dla przełożonych"),

- pozbawione oceny jakościowej, a zatem zawierające także "buble" wykazy czasopism punktowanych,

- zjawisko „pompowania” sobie punktów przez naukowców dzięki dopisywaniu się do rozpraw swoich podwładnych, co rzekomo wymusza system punktacji za artykuły w pracach zbiorowych, czasopismach i za monografię naukową,

- podtrzymywanie, a tym samym wzmocnienie "turystyki habilitacyjnej" Polaków na Słowację w wyniku braku skutecznej ze strony resortu szkolnictwa wyższego reakcji na krytykę środowisk naukowych,

- nadal bardzo niski budżet Narodowego Centrum Nauki i poszczególnych paneli na finansowanie rzeczywiście bardzo dobrych projektów badawczych,

- przepuszczanie przez PKA z oceną pozytywną czy warunkową jednostek, uczelni, które dawno powinny mieć zakaz kształcenia,

- nominowanie do organów centralnych osób, które nie spełniają kryteriów naukowych, a zdarza się, że i kwalifikacyjnych,

- "przymykanie oczu" przez organy kontrolne na jednostki, które przyjmują na studia osoby bez matury lub/i prowadzą kształcenie w wyjątkowo "skróconym" cyklu, realizują program kształcenia niezgodny z prawem,

- niekorzystny dla sektora szkolnictwa wyższego system dystrybucji pieniędzy z Europejskiego Funduszu Społecznego, itd.

Cóż nam pozostaje? Robić swoje, a w dniu uroczystej inauguracji zaśpiewamy lub wysłuchamy śpiewu akademickiego chóru:

Gaudeamus igitur
iuvenes dum sumus:|
post iucundam iuventutem,
post molestam senectutem,
nos habebit humus!


Ubi sunt qui ante nos
in mundo fuere?
vadite ad superos
transite ad inferos
ubi iam fuere

Vita nostra brevis est,
brevi finietur, :|
venit mors velociter,
rapit nos atrociter
nemini parcetur!

Vivat academia,
vivant professores!
vivat membrum quodlibet,
vivant membra quaelibet,
semper sint in flore!

Vivant omnes virgines
faciles, formosae,
vivant et mulieres,
tenerae, amabiles,
bonae, laboriosae

Vivat et res publica,
et qui illam regit!
vivat nostra civitas,
maecenatum caritas,
quae nos hic protegit!

Pereat tristitia
pereant osores
pereat diabolus
quivis antiburschius
atque irrisores


(źródła: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/820510,polskie-szkoly-wyzsze-ksztalca-bez-uprawnien-i-wymaganej-kadry.html; http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/824489,drugi-etat-dla-wykladowcy-nie-zawsze-jest-mozliwy.html; http://biznes.onet.pl/praca/duze-podwyzki-na-uczelniach,18493,5658843,5451429,468,1,news-detal;
http://www.rp.pl/artykul/10,1138280-Unijne-srodki-nie-dla-uczelni.html; http://wyborcza.pl/magazyn/1,140187,16475043,Powstan__uniwersytecie_.html)