30 września 2014
Nowy rok akademicki
Nowy rok akademicki 2014/2015 zaczynamy z lekko znowelizowanym prawem o szkolnictwie wyższym, w tym także dotyczącym stopni i tytułów naukowych. Prawo w naszym kraju jest zmieniane pod oczekiwania lobbystów, a nie strategię rządu, który konsekwentnie realizowałby założenia służące jakości kształcenia i badan naukowych. Tak wiele jest podmiotów zainteresowanych tym, by zmiana prawa stwarzała okazję do powiększania chaosu, pozoranctwa, przetrwania przez "nędzników", pasożytów, oszustów, że tylko znający kulisy debat w rządzie, Sejmie i Senacie mogą śmiać się teraz z wciskanej społeczeństwu propagandy o rzekomej jakości, akademickości i znaczącej poprawie sytuacji młodych i wybitnych naukowców.
Tę PAPkę przekazują agencje, a multiplikują ją kolejne podmioty informacji i komunikacji społecznej. Jak czytam, że: Szkoły wyższe coraz lepiej wynagradzają najbardziej wartościowych naukowców lub że wykładowcy uczelni rozpoczną nowy rok akademicki z wyższymi pensjami, to zastanawiam się, czy aby nadal nie obowiązuje w tej polityce zasada: "skoro o tym piszą, to znaczy - prawda". Tak pisano o naukowcach i nauce w PRL. Niewiele się zmieniło od tego czasu mimo 25-lecia wolności. Nie ma cenzury, ale jest powszechna ignorancja "dziennikarzyn", którzy wyrabiają wierszówkę bez względu na jej treść.
Rząd PO i PSL wprowadził ograniczenie wieloetatowości nauczycieli akademickich, w wyniku którego od 1 października 2011 r. wykładowca uczelni publicznej może podjąć zatrudnienie w ramach stosunku pracy tylko u jednego dodatkowego pracodawcy prowadzącego działalność dydaktyczną lub naukowo-badawczą. Prawnicy wspomnianego przeze mnie lobby zadbali o to, by jednak ostateczna decyzja w tym zakresie należała do władz uczelni publicznych. To oznacza, że brak zgody rektora uniwersytetu czy akademii na trzeci czy czwarty etat nauczyciela akademickiego nie prowadzi do automatycznego rozwiązania z nim umowy.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wyjaśniało, że praca na kolejnym etacie bez pozwolenia rektora jest wskazana w przepisach jedynie jako opcjonalna przesłanka rozwiązania umowy za wypowiedzeniem z nauczycielem, a nie obowiązkowa. Prawda, że to bardzo ładne określenie? Polityka kadrowa uczelni, a także sprawy związane z zatrudnieniem nauczycieli akademickich są jednym z autonomicznych obszarów jej działania, dlatego to ona powinna rozstrzygać w tych kwestiach. Obligatoryjne rozwiązanie umowy z wykładowcą może mieć miejsce jedynie wówczas, gdy otrzyma on dwie kolejne oceny negatywne z tytułu złego wykonywania swoich obowiązków.
W ten sposób, a piszę tylko na podstawie znanych mi jednostek akademickich, w jednym uniwersytecie zachowuje się na pełnym etacie profesorów w wieku emerytalnym z ich pełnymi uprawnieniami do czynnego uczestniczenia w posiedzeniach rad naukowych (są zaliczani do tzw. minimum kadrowego), a w innych profesorów w tym samym wieku, w pełni twórczych, aktywnych i publikujących przenosi się w stan spoczynku, nie zaprasza na posiedzenia rad (jeśli, to bez prawa do głosowania). Równocześnie nie ma etatów dla asystentów, a więc dla młodych i zdolnych naukowców, a nawet jeśli się pojawią w szczątkowym wymiarze, to ich pensje są tak niskie, że musieliby być na utrzymaniu swoich rodziców lub sponsorów.
Co gorsza, wystarczy, że odejdzie na emeryturę, ze względów społecznych, ekonomicznych lub w wyniku praw naturalnych kierujący katedrą profesor, a jego "naukową szkołę" rozbija się, likwiduje lub przekazuje innemu, niekompetentnemu samodzielnemu pracownikowi naukowemu. Wielu jednostkami kierują osoby, których ani kwalifikacje naukowe, ani ich naukowo-badawczy dorobek, ani uznanie (chociażby w kraju) tego nie uzasadniają. W świetle "polityki kadrowej" w stylu BMW lub nepotycznym niszczy się potencjał młodych kadr wyhamowując czy ograniczając ich rozwój.
MNiSW oraz PKA są bezradne wobec skandalicznej sytuacji kształcenia w wielu wyższych szkołach prywatnych i państwowych bez uprawnień, bez wymaganej kadry czy zgodnego z przepisami programu studiów. W efekcie ich dyplomy są niewiele warte, ale krytykuje się publicznie niską wartość wykształcenia Polaków bez przyjrzenia się temu jak dotychczasowa polityka władzy sama i w różnych formach "generowała" tę patologię. Część z niej odsłoniła nowelizacja akademickich ustaw:
- wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów (cóż za troska o najzdolniejszych),
- obniżenie wymogów formalnych, kwalifikacyjnych dla tzw. minimum kadrowego (zamiast profesora - dwóch doktorów, zamiast doktora - dwóch magistrów, jeszcze gorzej jest w przypadku uprawnień dla jednostek w zakresie nadawania stopni naukowych),
- nieszczelność i częściowa fikcyjność danych w systemie POLON,
- pozbawienie naukowców możliwości odpisu podatkowego z tytułu praw autorskich,
- biurokratyczne procedury związane z procesem tzw. zarządzania jakością kształcenia ("Działanie uniwersytetu coraz bardziej przypomina "zespół szkół" zatopiony w piramidalnym kuratoryjno-ministerialnym systemie nadzoru. Rektorzy i dziekani zamienili się w urzędników nieustająco przygotowujących kolejne dokumenty dla przełożonych"),
- pozbawione oceny jakościowej, a zatem zawierające także "buble" wykazy czasopism punktowanych,
- zjawisko „pompowania” sobie punktów przez naukowców dzięki dopisywaniu się do rozpraw swoich podwładnych, co rzekomo wymusza system punktacji za artykuły w pracach zbiorowych, czasopismach i za monografię naukową,
- podtrzymywanie, a tym samym wzmocnienie "turystyki habilitacyjnej" Polaków na Słowację w wyniku braku skutecznej ze strony resortu szkolnictwa wyższego reakcji na krytykę środowisk naukowych,
- nadal bardzo niski budżet Narodowego Centrum Nauki i poszczególnych paneli na finansowanie rzeczywiście bardzo dobrych projektów badawczych,
- przepuszczanie przez PKA z oceną pozytywną czy warunkową jednostek, uczelni, które dawno powinny mieć zakaz kształcenia,
- nominowanie do organów centralnych osób, które nie spełniają kryteriów naukowych, a zdarza się, że i kwalifikacyjnych,
- "przymykanie oczu" przez organy kontrolne na jednostki, które przyjmują na studia osoby bez matury lub/i prowadzą kształcenie w wyjątkowo "skróconym" cyklu, realizują program kształcenia niezgodny z prawem,
- niekorzystny dla sektora szkolnictwa wyższego system dystrybucji pieniędzy z Europejskiego Funduszu Społecznego, itd.
Cóż nam pozostaje? Robić swoje, a w dniu uroczystej inauguracji zaśpiewamy lub wysłuchamy śpiewu akademickiego chóru:
Gaudeamus igitur
iuvenes dum sumus:|
post iucundam iuventutem,
post molestam senectutem,
nos habebit humus!
Ubi sunt qui ante nos
in mundo fuere?
vadite ad superos
transite ad inferos
ubi iam fuere
Vita nostra brevis est,
brevi finietur, :|
venit mors velociter,
rapit nos atrociter
nemini parcetur!
Vivat academia,
vivant professores!
vivat membrum quodlibet,
vivant membra quaelibet,
semper sint in flore!
Vivant omnes virgines
faciles, formosae,
vivant et mulieres,
tenerae, amabiles,
bonae, laboriosae
Vivat et res publica,
et qui illam regit!
vivat nostra civitas,
maecenatum caritas,
quae nos hic protegit!
Pereat tristitia
pereant osores
pereat diabolus
quivis antiburschius
atque irrisores
(źródła: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/820510,polskie-szkoly-wyzsze-ksztalca-bez-uprawnien-i-wymaganej-kadry.html; http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/824489,drugi-etat-dla-wykladowcy-nie-zawsze-jest-mozliwy.html; http://biznes.onet.pl/praca/duze-podwyzki-na-uczelniach,18493,5658843,5451429,468,1,news-detal;
http://www.rp.pl/artykul/10,1138280-Unijne-srodki-nie-dla-uczelni.html; http://wyborcza.pl/magazyn/1,140187,16475043,Powstan__uniwersytecie_.html)