04 lipca 2014

Centralne sterowanie oświatą, czyli jak w PRL - akcyjność goni akcyjność






Muszę przyznać, że współczuję dyrektorom przedszkoli i szkół w naszym kraju, bo gdyby minister mojego resortu - nauki i szkolnictwa wyższego postępowała tak samo, jak ministra edukacji narodowej, to miałaby przed rozpoczęciem roku akademickiego strajk nauczycieli akademickich. Nauczyciele szkolnictwa powszechnego strajkować nie będą, bo i powód może im się wydać mało istotny. Poza tym od reformy M. Handkego regularnie, każdy minister - na podstawie przepisów ustawy o systemie oświaty (art. 35 ust. 2 pkt 1) - ustala podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w danym roku szkolnym. ogłasza je przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, najczęściej w sierpniu. Obecna ministra edukacji postanowiła ogłosić Kierunki realizacji polityki oświatowej na rok szkolny 2014/2015 już na początku lipca.

W tym roku nadzór pedagogiczny skoncentruje swoją uwagę na szkolnictwie zawodowym, ale nie tylko. Oto bowiem w nadchodzącym roku szkolnym nadzór pedagogiczny skoncentruje się jeszcze na:

1. Wspieraniu rozwoju dziecka młodszego na 1-szym i kolejnych etapach edukacyjnych w związku z obniżeniem wieku realizacji obowiązku szkolnego;

2. Podniesieniu jakości kształcenia ponadgimnazjalnego w zakresie umiejętności określonych w podstawie programowej, ze szczególnym uwzględnieniem umiejętności w zakresie matematyki;

3. Profilaktyce agresji i przemocy w szkołach;

4. Edukacji włączającej uczniów niepełnosprawnych.


Kto pamięta, co było dominantą w poprzednim roku szkolnym? Zapytałem nauczycieli, a ci wymyślali różne kwestie, tylko nie byli świadomi tego, że rok szkolny 2013/2014 był Rokiem Szkoły w Ruchu. Nie chodziło tu o kioski "Ruchu", a zatem o co? Żaden z nich nie wiedział. Przecież byliśmy już po Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej, "orliki" są już wybudowane, z wychowania fizycznego dzieci i młodzieży znajdujemy się na szarym końcu wszelkich rankingów. Przodujemy jedynie w liczbie zwolnień lekarskich i wzrastającej otyłości wśród uczniów, ale i ich nauczycielek.

Na stronie MEN i ORE znajdziemy zestawienie danych, z których wynika, że do akcji "Ćwiczyć każdy może" przystąpiły w całym kraju zaledwie 4444 przedszkola i szkoły. Najmniej było ich w województwie podlaskim, bo tylko 88, a najwięcej w woj. wielkopolskim - 620 placówek. Po wypełnieniu przez dyrektorów tych placówek danych w odpowiednim formularzu sprawozdawczym tytuł Szkół lub Przedszkoli w Ruchu uzyskało w całym kraju tylko 2837, czyli 64% spośród wszystkich zgłoszonych do tej akcji. Zwycięskie placówki posiadają zgodę MEN na wykorzystanie odpowiedniego symbolu akcji oraz wizerunku osób występujących w filmach i na zdjęciach.

Jak chwalą się laureaci, w ramach akcji uświadomili uczniom, że:

* ruch to nie tylko obowiązkowe zajęcia wf, lecz każda aktywność fizyczna, podejmowana w ciągu dnia; konieczność zaplanowania w ciągu dnia czasu na naukę i czasu na aktywny wypoczynek, w celu zachowania zdrowego i higienicznego trybu życia;

* wzmocnili związek między aktywnością fizyczną i zdrowym odżywianiem, a zdrowiem, dobrą kondycją i dobrym samopoczuciem;

• uświadomili uczniom, że aktywny tryb życia jest drogą do osiągania życiowych sukcesów, pozwala zwiększyć wiarę w siebie i we własne możliwości;

• podkreślili rolę nauczycieli wychowania fizycznego jako ważnych animatorów życia szkolnego oraz ich rolę w procesie edukacji zdrowotnej i wychowania młodych ludzi.

Czyżby w pozostałych, ponad dwudziestu pięciu tysiącach placówek przedszkolnych i szkolnych te cele nie były istotne? Były, ale z każdym rokiem uodparniamy się na pozoranctwo, na tworzenie pod centralne wzorce zadań, skoro potrafimy realizować własne, lepsze i bardziej atrakcyjne, a przy tym bez haseł i szyldów. Cóż z tego, że niektóre szkoły noszą szyld: "Szkoła bezpieczna", "Szkoła promująca zdrowie" czy "Szkoła w Ruchu", skoro nie szyldy stanowią o jakości procesów i zdarzeń, które mają w nich miejsce. MEN nadaje kolejnym latom szkolnym priorytetowe hasełko akcji, i tak rok szkolny 2008/2009 był "Rokiem przedszkolaka"; 2009/2010 - "Rokiem historii najnowszej"; 2010/2011 -"Rokiem odkrywania talentów"; 2011/2012 - "Rokiem szkoły z pasją", 2012/2013 - „Rokiem bezpiecznej szkoły", a wspomniany 2013/2014 - "Rokiem szkoły w ruchu".

W nowym roku szkolnym mamy kurs na ZAWODÓWKI czy zawodowstwo. Ciekawe, czy powstanie jakaś nowa, odpowiadająca wyzwaniom rynku nowoczesna szkoła zawodowa, czy dalej będzie kwitnąć pozór, by upełnomocniać zatrudnienie urzędników w niczym przecież niesprzyjającym zawodowej edukacji? Do kontroli i pouczania garnie się zawsze wielu, tylko jakoś pracować u podstaw nie ma komu.

Jak dla mnie, ogłoszone przez MEN intencje okazały się w praktyce, bo po roku akcji - wielką klapą.
Skoro bowiem jednym z priorytetowych zadań Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie dbałości o bezpieczeństwo i zdrowie uczniów miał stać się rozwój i upowszechnianie aktywności fizycznej wśród dzieci i młodzieży szkolnej, to czym tu się chwalić? Tym, że zaledwie 10% wszystkich placówek wzięło udział w tej akcji? Czyżby w pozostałych 90% przedszkoli i szkół dzieci były w bezruchu, źle odżywiane, nieustannie zagrożone? Czy może miały po prostu normalność?
No i jeszcze jedna uwaga. Po raz kolejny, MEN nie zdaje społeczeństwu sprawozdania z realizacji ogłaszanych przez ministra priorytetowych celów. Wszyscy wiedzą, że to pozostałość po socjalizmie, która służy jedynie dobremu samopoczuciu władzy i utrzymywaniu bezwartościowych dla jakości pracy szkół stanowisk pracy urzędniczej.









03 lipca 2014

Tradycyjne a multimedialne podręczniki szkolne




Sądzę, że warto jest przyjrzeć się procesom tzw. modernizacji środków dydaktycznych. Zwróciła się do mnie dziennikarka z pytaniem, czy to dobry pomysł aby tradycyjne podręczniki w jakimś stopniu zastępować multimedialnymi? Nie wiem, czy lub w jakim zakresie zostanie przez nią uwzględniona moja opinia. Jest to jednak wyzwanie dla środowiska pedagogiki szkolnej.

Moja postawa wobec powyższego dylematu jest ambiwalentna. Z jednej bowiem strony transmisja wiedzy w szkole za pośrednictwem klasycznych środków i metod staje się coraz mniej atrakcyjna dla dzieci, a szczególnie młodzieży, gdyż mamy do czynienia z tzw. e-pokoleniem, cyfrową generacją, która już w środowisku rodzinnym doświadcza pierwszych kontaktów z światem wirtualnym i jego zasobami. Tu szkoła przestaje być atrakcyjnym środowiskiem, gdyż żaden drukowany podręcznik nie będzie w stanie konkurować z filmowym i animowanym przekazem.

Z drugiej strony, im bardziej nasz świat staje się zwirtualizowany, im więcej i szybciej informacji możemy uzyskać bez czekania na bezpośredni kontakt z ekspertem/nauczycielem, tym bardziej szkoła musi zmienić swoją funkcję z jednokierunkowego, wyłączonego przekazu, gdyż tu straciła już swój
prymat, na rzecz konstruowania "map" poruszania się w świecie bez granic, ale zarazem także śmietniku danych i ich interpretacji. Tu jest konieczna rola nauczyciela jako przewodnika, który potrafi uświadomić młodzieży, jak poruszać się w sieci, by nie wpaść w sidła możliwego ZŁA, manipulacji, osaczenia, degeneracji lub utrwalania patologii w życiu społecznym oraz
indywidualnym.

Pedagog musi uczyć dzieci i młodzież wartościowego posługiwania się nowymi mediami, włączać je do zajęć dydaktycznych w szkole, ale przede wszystkim im więcej będzie w naszym życiu wirtualnego świata, tym szkoła musi być bardziej osadzona w świecie realnym i uczyć dzieci kultury życia codziennego, strategii przeżycia i własnego rozwoju, konstruowania własnej tożsamości i sensu życia wśród ludzi. Nie wolno w żadnej mierze odejść od istoty szkoły jako środowiska kultury wysokiej, od troski o ponadczasowe wartości cywilizacji, własnego narodu. W tym przypadku konieczne jest zachowanie sztuki obcowania z ludźmi i dobrami kultury, a więc także z kulturą, historią, literaturą, religią, polityką, filozofią czy artystycznym rzemiosłem itp. E-podręczniki mogą uczynić dostęp do tych kanonów i jakość ich prezentacji bardziej atrakcyjnymi, ale i tak nauczyciel musi tu być komentatorem, moderatorem treści i obrazów.

Co w takim razie ze szkołami, których nie będzie stać na zakup odpowiednich sprzętów dla uczniów? Co z uczniami, którzy nie mają dostępu do tabletów i komputerów w domu?

Powinniśmy powrócić do modelu szkoły otwartej, szkoły środowiskowej, a więc w pełni umożliwiającej dostęp do sieci szczególnie tym dzieciom, które nie mają kontaktu w domu z Internetem. To dla nich powinny być otwarte, dostępne w szkole po zajęciach lekcyjnych pracownie czy punkty informatyczne, by mogły z nich swobodnie korzystać (przy zabezpieczeniach co do niepożądanych treści). Organ prowadzący szkołę powinien poszerzać dostęp do infrastruktury szkolnej właśnie dla tych środowisk, które są z różnych powodów wykluczane społecznie i informacyjnie. Na tym powinna polegać właściwa polityka wyrównywania szans edukacyjnych. Dzieci dojeżdżające do szkół powinny mieć prawo dostępu w siedzibach władz lokalnych (gminy, u wójta) do Internetu i możliwości drukowania koniecznych do odrabiania lekcji materiałów.

Szkoła musi być jak najbliżej każdego dziecka, bo takie jest jego konstytucyjne prawo do nieodpłatnej edukacji. Szkoła to nie tylko budynek, ale proces zorganizowanego i zabezpieczonego przez władze środowisko uczenia się. Zbliżają się wybory samorządowe i obywatele, mieszkańcy powinni upomnieć się o prawa ich dzieci do rozwoju. Oczywiście najkorzystniej było zakupić tablet z dostępem do bezprzewodowego Internetu dla dzieci z środowisk pozbawionych kapitału.

Warto poszukiwać wśród lokalnej społeczności sponsorów, którzy niejako edukacyjnie adaptowaliby dzieci" pokrywając im comiesięczny koszt abonamentu. Sam w taki sposób sponsoruję młodych ludzi. Powinniśmy dzielić się nie tylko chlebem, nie tylko okazjonalnie w okresach świątecznych z ubogimi, ale także dostępem do kultury i jej źródeł w Internecie. Nikt nie powinien zwalniać z tego procesu rządzących, ale wprost przeciwnie - skutecznie egzekwować od nich dostęp wszystkich dzieci do tego typu źródeł.

02 lipca 2014

Pedagogika serca w naukowym wymiarze










Końcówka roku akademickiego 2013/2014 jest imponująca w polskiej pedagogice. Wczoraj odbyło się jedno z wielu kolokwiów habilitacyjnych, tym razem na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie, którego bohaterką była dr Danuta Wosik-Kawala z Instytutu Pedagogiki tej Uczelni.

Cudze chwalicie, swego nie znacie... to porzekadło najlepiej odpowiada temu, z czym mamy do czynienia w naszych naukach społecznych. Nieustannie eksponuje się model inteligencji emocjonalnej Daniela Golemana, podczas gdy w Polsce od lat 70. XX w. potrzebę wychowania emocjonalnego niezwykle skrupulatnie i konsekwentnie rozwijała dr Maria Łopatkowa, która dawała w swoich rozprawach naukowych, publicystycznych, zaangażowaniu społecznym i politycznym oraz w literaturze dla dzieci i młodzieży odpowiedź na pytanie: "Jak postępować, aby człowiek stał się homo amans - istotą miłująca?

Wcześniej Donald Winnicot głosił w swoich pracach, że emocjonalna więź dziecka z matką utrwala się bardziej w obustronnym obcowaniu na zasadzie wzajemnego odczuwania siebie, aniżeli na wzajemnym rozumieniu. Ważny jest tu ścisły związek między sferą psychiczną i fizyczną dziecka a suwerennością jego osoby. Bez empatycznej i naturalnej więzi między dzieckiem a jego rodzicem nie jest możliwe ani jego aktualne i przyszłe zdrowie psychiczne, ani rozwój jego zdolności do kochania. Miłość nie rodzi się w próżni, toteż może być w swoim środowisku zablokowana czy wyparta.

Dlaczego przywołuję tu Marię Łopatkową? Powodem jest wspomniana na początku wpisu habilitacja lubelskiej pedagog pt. Rozwijanie kompetencji emocjonalnych uczniów szkół ponadgimnazjalnych (Lublin: Wydawnictwo UMCS 2013, ss. 368), która znakomicie wpisuje się w nurt pedagogiki serca i psychologii uczuć. Mamy oto interdyscyplinarną monografię naukową, która stanowi wynik badań podstawowych w naukach społecznych, docenionych tak przez psychologa prof. Zbigniewa Nęckiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, jak i profesorów pedagogiki - Aleksandra Nalaskowskiego z UMK w Toruniu, piszącego te słowa oraz prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego Inettę Nowosad.


Właśnie tego typu badania są niezmiernie potrzebne nauce, jak i praktyce pedagogicznej, w tym przypadku nauczycielom, bowiem autorka - świadoma normatywnym przesłań w teoriach wychowania humanistycznego - przeprowadziła jeszcze badania eksperymentalne i uzasadniła możliwość odwołania się do koncepcji inteligencji i kompetencji emocjonalnych czy teorii stresu, by wykazać możliwość optymalizowania procesu kształcenia młodzieży. Kiedy czynimy te kategorie kluczowymi do poznania, opisu i wyjaśnienia występowania określonych procesów i fenomenów edukacyjnych w szkołach ponadgimnazjalnych, to możemy za pomocą rzetelnych i wiarygodnych badań naukowych dociekać skutków następstw takich czy innych przemian w instytucji i u jej głównych aktorów.


Pani dr hab. Danuta Wosik-Kawala, na podstawie wielu doświadczeń pedagogicznych, z których wynikał brak przygotowania nauczycieli do realizacji zadań wychowawczych sprzyjających wzmacnianiu u uczniów m.in. poczucia własnej wartości, asertywności czy zdolności do pracy nad sobą, postanowiła przeprowadzić eksperyment pedagogiczny, poprzedzając go pomiarem ex ante i wieńcząc diagnozą ex post. Znając poziom inteligencji emocjonalnej i kompetencji emocjonalnych uczniów mogła wprowadzić zmienną niezależną, jaką były zajęcia warsztatowe o charakterze inter-i intrapersonalnym.

Znajdziemy w jej rozprawie wnikliwą i bardzo staranną w części metodologicznej pracy strukturę modelu teoretycznego zmiennych i prawidłowo określone między nimi relacje. Zakres terytorialny badań był trafny, a przy tym musiał uwzględniać także możliwości uruchomienia programu interwencyjnego (zmiennych niezależnych) w ramach przygotowanego eksperymentu. Za sposób jego przeprowadzenia, dokonanych pomiarów i prezentacji wyników należą się badaczce wyrazy uznania.

Sam uczestniczyłem w większym projekcie badawczym na terenie jedynie szkół zawodowych w Łodzi, w którym zastosowałem podobnego rodzaju schemat pedagogicznych diagnoz i warsztatów, chociaż diagnoza i eksperyment dotyczyły kompetencji społecznych młodzieży uczącej się, toteż mogę potwierdzić wysoką wartość tego typu przedsięwzięć. Ba, mogłem porównać uzyskane dane przez D. Wosik-Kawalę w odniesieniu do szkolnictwa zawodowego z moimi diagnozami, by nabrać przeświadczenia, że mamy w kraju do czynienia z bardzo poważnym problemem społecznym, jakim jest katastrofalny poziom zaburzeń psychospołecznych wśród uczniów szkół zawodowych.

Szkolnictwo ponadgimnazjalne nie dysponuje żadnymi programami, ani też materiałami programowo-metodycznymi, które służyłyby kształtowaniu kompetencji personalnych, w tym emocjonalnych i społecznych uczniów m.in. szkolnictwa zawodowego, by pomóc im w osiąganiu sukcesów na rynku pracy. Tak więc projekt D. Wosik-Kawali ma jeszcze dodatkową wartość, stricte pedagogiczną, bowiem pokazuje, w jaki sposób można uruchamiać i wzmacniać pewne procesy, które są kluczowe w procesie wychowania młodzieży.

Sfera emocjonalna jest szczególnie istotna nie tylko ze względu na dynamiczny przebieg procesu dojrzewania osób w tym wieku, ale także na kształtowanie się ich dojrzałości do życia w świecie, który powinien być przestrzenią humanum, homo amans, jak pisał Bogdan Suchodolski – upomnieniem się o wychowanie krzewiące nadzieję, iż za sprawą ludzi potrafimy na tym globie stworzyć życie godne i szczęśliwe dla wszystkich jego mieszkańców.

Uzyskane wyniki lubelskich badań są szokujące, skoro aż 64,3% ogółu młodzieży przejawia niski poziom empatii, a w szkole zawodowej nawet 70,6%, aż 43,1% młodzieży z zawodówek nie potrafi radzić sobie z własnymi emocjami, przejawia styl działania o wysokim poziomie unikania, ucieczki od problemu itp. Wszystko to świadczy o tym, że szkolnictwo zawodowe, szczególnie to zasadnicze, należy do klinicznych, toksycznych, a może i wypalonych wychowawczo, skoro nie podejmuje jakże koniecznego wspierania młodzieży uczącej się w jej rozwoju nie tylko profesjonalnym, instrumentalnym, ale także kierunkowym, wychowawczym.

Właśnie dlatego wspomniany tu dyskurs habilitacyjny ma istotne znaczenie w debacie polityków oświatowych i ekspertów na temat koniecznych reform szkolnictwa tego typu, które nie mogą skupiać się jedynie na tym, by było jak najtaniej i jak najbliżej oczekiwań pracodawców, gdyż szkoła musi być jeszcze środowiskiem (samo-)wychowawczym.