Wprowadzając pełną samorządność w ustroju oświatowym likwiduje się nadzór państwa nad szkołami. Znika nazwa nadzoru. Zmienia się charakter polityki państwa z partyjnego zarządzania szkolnictwem na jego uspołecznienie oraz na merytoryczną i wspierającą nauczycieli pomoc państwa, a więc doprowadzenie do tego, by przedszkola i szkoły były wreszcie publiczne.
W związku z reakcją na wcześniejsze wpisy, odpowiadam na pewne wątpliwości moich czytelników:
W wyniku powołania Samorządu Zawodowego Nauczycieli nie powstanie nowa biurokracja, gdyż budżet, struktury są publiczne, a Izby Nauczycielskie znajdą się w dotychczasowych budynkach likwidowanych kuratoriów. Będą miały zatem inne zadania: wspieranie nauczycieli, dyrektorów placówek, diagnozowanie, rozwój.
Izba Nauczycielska nie ma śledzić, nadzorować nauczycieli. Samorząd zawodowy nie jest od ich karania. Najpierw diagnozuje, wspiera, szkoli i pomaga. Dopiero poważne zaniedbania tych, którzy nie powinni być w tym zawodzie, trafią do organu rozstrzygającego, czy zostało złamane prawo.
Rodzice zyskają realny wpływ na szkołę, zyskują formalny, a nie symboliczny wpływ: będą współdecydować w radach szkół o procesie wychowania, zaś w terytorialnych radach oświatowych czy Krajowej Radzie Oświaty Publicznej ustosunkowywać się do polityki oświatowej.
Krajowa Rada Oświaty Publicznej nie będzie upolityczniona. Wręcz przeciwnie. Jej członkowie będą wybierani spośród istniejących i działających rad szkolnych czy terenowych rad oświatowych na kadencje, bez decyzji polityków.
To nie jest reforma jednej partii, gdyż zaprezentowany tu model jest ponadpartyjny. Taki działa w Finlandii, Estonii, Holandii, Irlandii. To standard europejski.
Związki zawodowe nie tracą swoich ustawowych kompetencji. Związki zachowują wszystko, co dotyczy ich ustrojowych zadań, troski o płace, warunki pracy, rozwiązywanie sporów zbiorowych. Samorząd nauczycieli zajmuje się profesjonalizmem zawodu.
Małe szkoły nie zostaną pominięte, bowiem o ich losie rozstrzygać będzie działająca regionalnie (w zależności od typu placówek) gminna, miejska czy powiatowa rada oświatowa, a nie władze centralne.
Izby Nauczycielskie nie są nowym nadzorem i nie wolno im oceniać nauczycieli politycznie. Diagnozy samorządów nauczycielskich dotyczyć będą jakości kształcenia, wychowania, opieki itp., a nie czyichkolwiek poglądów. Nie będzie zatem żadnych kryteriów ideologicznych.
Zmiana nie zwiększy zakresu biurokracji, ale go zmniejsza. Najważniejsze jest to, co dzieje się w przedszkolach, szkołach, a nie w segregatorach.
Nauczyciele zyskują wreszcie autonomię, bo polityczne polecenia przestają ich obowiązywać. Samorząd nauczycielski nie narzuca metod pracy pedagogicznej, dydaktycznej czy opiekuńczo-wychowawczej. To nauczyciele jako profesjonaliści decydują o tym, jak mają realizować zadania pedagogiczne.
Dyrektorzy nie będą mieć mniej do powiedzenia. Dyrektorzy zyskują wsparcie merytoryczne wsparcie. Wreszcie staną się suwerennymi gospodarzami (liderami) przedszkoli/szkół. Samorząd zawodowy nauczycieli ma im pomagać, a nie ich kontrolować.
MEN nie będzie sterować wszystkimi placówkami. Izby Nauczycielskie mają strukturę wojewódzką, opartą na lokalnych zespołach.
To nie jest rewolucja, tylko dostosowanie oświaty publicznej do europejskich standardów. Finlandia i Estonia zrobiły to dekady temu, a to działa.
Ta zmiana jest potrzebna, a nawet konieczna. Obecny nadzór ministerialno-kuratoryjny nie wpływa na jakość edukacji w Polsce. Nowy model wreszcie łączy: diagnozę, wsparcie, mentoring i rozwój.
Po Świętach Bożego Narodzenia będę kontynuował analizy polityki publicznej w sektorze oświaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam