Podstawa
programowa wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego czy zawodowego
muszą być PODSTAWĄ autonomicznych, profesjonalnych decyzji nauczycielek i
nauczycieli. To, co wyprawia MEN od kilkudziesięciu lat (z wyjątkiem lat
1989-1997), jest nie tylko bezmyślnością, arogancją, ale także niekompetencją,
która jest pochodną czasów peerelowskiego reżimu.
Nigdzie,
w żadnym z cywilizowanych państw demokratycznych władze oświatowe (o ile takowe
istnieją) nie określają i nie narzucają odgórnie czy nawet regionalnie metodyki
wychowania, kształcenia, sprawowania opieki czy organizacji zajęć. Trzecia
dekada XXI wieku nie ma już wiele wspólnego z XIX i XX wiekiem.
Rodzice
powierzają przedszkolom i szkołom dzieci, które doświadczyły socjalizacji
pierwotnej w odmiennych warunkach społecznych, ekonomicznych a także częściowo
kulturowych ze względu na wzrost, także w Polsce, dobrobytu oraz przenikanie
postaw z innych części świata. Polskie dzieci, młodzież nie żyją za Żelazną
Bramą, nie wiedzą, czym jest cenzura, przemoc organów władzy wobec obywateli, a
zatem także ich rodziców, nie muszą poszukiwać dostępu do zakupu
najpotrzebniejszych produktów żywnościowych na kartki itd.
O
tym, jak prowadzić zajęcia wychowawcze w przedszkolu muszą decydować wyłącznie
nauczycielki i - o ile w ogóle są - nauczyciele w porozumieniu z radą
przedszkolną, której częścią są rodzice. O organizacji i metodyce procesu
kształcenia powinni decydować tylko i włącznie nauczyciele, a nie MEN czy tym
bardziej nie związki zawodowe. Natomiast od socjalizacji i wychowania w
środowisku szkolnym muszą być rady szkół.
Nie będą wówczas potrzebni jacyś pseudopartyjni, kuratoryjni, a więc bezproduktywna klasa, która żeruje na edukacji i nauce.
Żyjemy w
dobie koniecznej samodzielności, autonomii i autoodpowiedzialności. Najwyższy
czas skończyć z syndromem homo sovieticus, pseudoedukacyjną nomenklaturą i
zacząć poważnie, oddolnie zmieniać i stosować modele kształcenia i wychowania,
adekwatnie do przemian oraz z pamięcią społeczną o minionych dziejach.
To
oznacza, że edukacja musi być - obok bezpieczeństwa
(wewnętrznego, zewnętrznego, zdrowotnego) - priorytetowym zobowiązaniem władz państwowych do wysunięcia kształcenia młodych pokoleń na pierwszy plan. To wymaga radykalnych zmian w finansowaniu także na najwyższym
poziomie oświaty, nauki i kultury.
(źródło foto: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Monachium- autor n/w)
"Żyjemy w dobie koniecznej samodzielności, autonomii i autoodpowiedzialności. Najwyższy czas skończyć z syndromem homo sovieticus, pseudoedukacyjną nomenklaturą i zacząć poważnie, oddolnie zmieniać i stosować modele kształcenia i wychowania, adekwatnie do przemian oraz z pamięcią społeczną o minionych dziejach."
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ale największy problem, jaki od lat dostrzegam i sam w tej pułapce jako 20 latek (11 lat temu) poniekąd byłem, to zakorzenienie w głowie młodych osób percepcji postrzegania świata (społeczeństwa, min. w zakresie mikro, jak i makro) na dwie strony, tzw. "lewą" i "prawą". Frustracja i uwydatnianie swoich racji populistyczną i powszechną argumentacją kosztem praktyki i rzetelności jako formy działania i wysiłku, ukrywając w ten sposób pozornictwo, a nie realne działanie. A, że polityka i ideologia są modne, poczucie przynależności uwydatnione, to władza będzie się w taki sposób zachowywać, a tłum będzie ze sobą walczyć - na przekrzykiwanki argumentacyjne.
Jak zatem żyć Panie profesorze? :-)
AM