Profesor Tadeusz
Sławek dobitnie zwraca uwagę w swoich rozprawach na rolę
języka, symboli jako pozwalających dociec istoty m.in. uczenia (się) w życiu przez każdego człowieka. Nie podejmuje kwestii dydaktycznych, gdyż nie jest pedagogiem, teoretykiem czy
metodykiem kształcenia innych osób, ale jest wybitnym humanistą, myślicielem, którego rozprawy dotykają kluczowych spraw naszej cywilizacji. Jako nauczyciel akademicki (emerytowany) jest wybitnym "Na-U-czycielem" nauczycieli, który nie godzi się z powszechnym traktowaniem
nauczania jako rzekomo prowadzącego do uczenia się.
W debacie publicznej ustawicznie powraca dyskusja na temat tego, co jest rzeczywistym warunkiem (auto-)edukacji, a jeszcze bardziej, jak złożoną kwestią jest bycie Na - U - czycielem". Jakże ważna jest dla Tadeusza Sławka litera "U", skoro wyróżnił ją we wszystkich swoich esejach naukowych, które są w jego najnowszej książce. Edukacja wcale nie jest w niej dominantą, ale skoro poświęcony jej esej otwiera zbiór hermeneutycznych analiz, to znaczy, że rzeczywiście Na początku było słowo. Jak pisze języko- i literaturoznawca (podkreśl.-moje):
"Jest
więc -U - szczególną przygodą pedagogiczną. Z "przygody" nie
można w żaden sposób zrezygnować; bez "przygody" nie ma bowiem
pedagogiki; gdy wyeliminuje się "przygodę", zostaniemy z programami
nauczania, sylabusami, testami, egzaminami, których związek z uczeniem
(się) jest administracyjny.
Gdy
chcemy potraktować edukację poważnie, to znaczy jako spotkanie jednorazowo
obecnych w świecie indywiduów spełniających się w nieprzewidywalnych momentach,
kiedy świat unosi rzeka nieustannej przemiany, indywiduów spełniających się w
nieprzewidywalnych momentach, kiedy świat dotyka ich "bezpośrednio”, bez
udziału gotowych formuł i zwyczajów, administracja musi zejść na plan dalszy.
Jej zadaniem jest bowiem utrwalić, zapisać, zarchiwizować, tymczasem uczenie
(się) godne tego miana znajduje się poza zasięgiem jakiejkolwiek
archiwizacji." (s. 18).
Zwróćmy uwagę na istotny warunek efektywności "na - U - czania", jakim jest owa przygoda, do której "Na - U - czyciel" a nie gog - jak przed laty pisał o tej roli Dariusz Chętkowski - powinien zaprosić swoich uczniów do udziału w świecie wiedzy. Kto z nas nie lubi przygód? Myślę, że każdy. Jeśli spotkanie "Na-U-czyciela" nie jest przygodą, a nie należy tego utożsamiać jedynie z przygodnością, to właściwie czas wspólnej obecności w przestrzeni szkolnej staje się jedynie formalnie znaczącym. Ot, ktoś przyszedł i wyszedł. Nic nie pozostawił -U- bram swojej szkoły.