Publikuję kolejny odcinek z maszynopisu Oskara Żawrockiego, nauczyciela Szkoły Rydzyńskiej, który nie jest znany, a dotyczy wspomnień o Aleksandrze Kamińskim. Tekst otrzymałem od mojej Doktorantki - dr Edyty Żebrowskiej, która miała dostęp do teczki z dokumentami nauczyciela Rydzyny. Pani Teresa Wrzołek - córka Oskara Żawrockiego udostępniła teczkę swojego ojca, w której znalazł się ów maszynopis oraz zdjęcie z Aleksandrem Kamińskim. Odkrycie tego wspomnienia pokazuje nie tylko młodzieńcze dojrzewanie Kamińskiego do pedagogiki, ale przede wszystkim fenomenalną rolę wspólnoty harcersko-instruktorskiej, która stała się kuźnią elit Armii Krajowej, a po II wojnie światowej - elitą polskiej nauki (pisownia oryginalna - moje podkreśl.):
"Olek
został członkiem K-dy Choragwi Mazowieckiej a ja w dalszym ciągu byłem hufcowym
w Pruszkowie. Nigdy w życiu nie czułem ani kompleksu niższości ani poczucia
wyższości nad Olkiem: byliśmy zbyt bliscy sobie i intelektualnie różni
uzupełniając się zarówno w reakcjach fizycznych jak w sposobach rozumowania i
wnioskowania. Jego poglądy były jakby szersze i bardziej podbudowane
autorytetami innych, moje - bardziej samodzielne i niezależne od prądów i szkół
panujących w danym okresie w pedagogice, socjologii czy nawet w
filozofii.
Kamiński
w okresie pruszkowskim był raczej sangwinikiem, gdy podpisany a jemu
najbliższy przyjaciel był bardziej zbliżony do typu flegmatyka.
Charakterystyczne, że i w okresie pruszkowskim i późniejszym nasze sympatie
kobiece były przeważnie odmienne: Olek wybierał brunetki, smukłe i
romantyczne, pisujące wiersze i zachwycające się Słowackim, mój młodzieńczy
wzrok wybierał blondynki, mocno zbudowane, pogodne i zaradne, raczej koleżanki
do tańca i do różańca. Nigdy w życiu nie mieliśmy zatargu o sympatię, zresztą
były one tymi sympatiami niezbyt długo: uporczywie szukaliśmy wielkiej miłości
i, wyraźnie, żony a nie zabawki.
Pruszków
- to utrwalanie się zasadniczych zrębów charakterystycznych i
przyniesionych z Humania: stała i niestrudzona praca nad sobą, kroczenie
ścieżką ideologii harcerskiej, wyrażonej w Prawie i Przyrzeczeniu, głodne
wsłuchiwanie się we wszystko, co działo się w życiu obok (wielki wpływ na
kształtowanie się osobowości Olka wywierał fakt, że od najwcześniejszej
młodości wychowywał innych, co zmuszało do czujności nad samym sobą: musiał być
zawsze żywym przykładem) i Pruszków to również pogłębianie wiedzy czerpanej
żarliwie zarówno w szkole średniej (nie pamiętam nazwiska lecz pamiętam
dyskusje, które wszczynał Olek z nami, gdy się dowiedział czegoś ciekawego w
szkole, np. jak żywo przedstawiał on teorię doboru naturalnego, pamiętam do
dziś).
Później
fascynował się wykładami prof. Tatarkiewicza, Antoniewicza a w późniejszych
latach zachwycał się Hessenem i Radlińską. Zawsze był głodny wiedzy i każdego
dnia umiał ją zdobywać, aby później móc służyć innym. Głód wiedzy był napewno
jedną z naczelnych cech okresu pruszkowskiego. Czasu miał na naukę niewiele,
gdyż funkcja wychowawcy a następnie kierownika schroniska RGO w Pruszkowie i
społeczne zaangażowanie się w pracy harcerskiej pochłaniała każdą godzinę nie
zajęta przez pracę na uczelni i dlatego Olek oddawna umiał układać sobie ściśle
przestrzegany rozkład dnia, tygodnia i miesięcy.
Nie
umiem powiedzieć, kto z nas dwóch był bardziej systematyczny w realizacji
ustanowionych planów pracy. Z własnych wspomnień pamiętam, iż przez kilka
miesięcy notowałem ilość godzin, którą przeznaczałem na sen - wypadło za ten
"eksperymentalny" 5 godzin 17 minut. Przypuszczam, że Olek
utrzymywał się w tej niewielkiej formie.
Czy
na obozach harcerskich, czy na kursach lub "Hufdrużu" - wstawaliśmy
natychmiast po obudzeniu, nigdy nie wylęgając się w łóżku, nawet jeśli była ku
temu okazja i dalej cały dzień prawie z zegarkiem w ręku. Pruszków był
doskonałą szkołą życia: trzeba było być przykładem dla innych,
posiadało się najwierniejszego przyjaciela, dobrą szkołę i zdolności
organizatorskie, wydarzenia polityczne interesowały nas bardzo (obaj byliśmy
piłsudczykami) często były tematami rozmów a nawet dyskusji, przecież chcieliśmy
ulepszać świat, obaj byliśmy sierotami nie mając nikogo z rodziny do opieki czy
pomocy - i właśnie ta konieczność samodzielności, odpowiadania przede
wszystkim przed sobą samym za każdy krok i niewypuszczanie ani na chwilę busoli
harcerskiej, jako wiernego wskazidrogę w różnych sytuacjach hartował nasze
przekonania, poglądy i wdrażał do codziennego czynu, zawsze zabarwionego
życzliwością dla innych, chęcią pomocy i wielkiej tolerancji".
cdn.