Antoni Dudek opublikował rozszerzone i zmienione studium rzekomej historii politycznej Polski w latach 1989-2023. Nie czytałem pierwotnej wersji, toteż byłem ciekaw, jak historyk i politolog analizuje dzieje kraju, których wielu z nas było ich świadkami czy może nawet w jakimś zakresie (współ-)sprawcami.
Sądziłem, że będę mógł polecić tę
książkę studentom, doktorantom czy kandydatom do akademickiej
samodzielności naukowej, którzy interesują się polityką oświatową. Jednak tego nie uczynię.
Rozczarowanie
lekturą tej publicystycznej pracy pod szyldem naukowym jest nazbyt duże. Gdyby moi studenci wykorzystywali do analiz historycznych polityki
oświatowej głównie "Gazetę Wyborczą", "Politykę" czy
"Tygodnik Powszechny" i na domiar wszystkiego, jeszcze nie podali pełnych danych o wykorzystywanych z prasy autorach i tytułach tekstów, to nie
dopuściłbym ich prac dyplomowych do egzaminu licencjackiego i magisterskiego.
Doktorant nie miałby żadnych szans na promocję.
Nie mam nic przeciwko włączaniu do analiz polityki codziennej czy cotygodniowej prasy, gdyż jest ona nośnikiem różnych zdarzeń w naszym kraju, także kryminalnych. Jednak nie pisze się historii kraju głównie na tej podstawie, bo daje się zły przykład młodym badaczom.
Dziwię się, że Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR dopuściło do druku książkę, której autor tak
przywołuje publicystyczne "źródła":
(A. Dudek, Historia polityczna Polski 1989-2023, Warszawa: 2023, s. 747-748)
Być może taka jest w XXI wieku "sztuka" pisania książek za 120 punktów. Ma rację Autor tej książki, kiedy przyznaje we wstępie, że: "[...] każdy, kto chciałby zrozumieć współczesną polską scenę polityczną bez uwzględnienia jej rozmaitych uwikłań i kontekstów sięgających wstecz kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt lat wstecz, wydaje się skazany na porażkę" (s. 10).
Istotnie, w tak skonstruowanej narracji jesteśmy skazani na porażkę, skoro dla A. Dudka polityka jest tylko i wyłącznie walką o władzę, a zatem niewiele więcej liczy się w naszym kraju od tego, kto, kogo, gdzie, w jakich okolicznościach, z jakim osobistym zyskiem czy stratą ją zdobył lub stracił.
Polska
przez pryzmat polityki nie powinna być głównie zbiorem anegdot, rejestru
nazwisk (psuedo-)polityków, potyczek, walk, stosowanych środków manipulacji
przez małe, średnie i nieco większe partie polityczne, ich koalicyjne umowy,
związki interesów, które z moją ojczyzną jako dobrem ogólnospołecznym niewiele
mają wspólnego. Jeśli tym jest historia polityczna Polski, to znaczy, że poziom
redukcji nie tylko źródeł wiedzy o niej, ale i przedmiotu badań jest na
wyjątkowo niezadowalającym poziomie.
Książkę
A. Dudka czytałem po rozprawie doktorskiej z historii politycznej oświaty
obejmującej znacznie większy okres, bo od 1944 do 1989 roku, toteż muszę
przyznać, że na szczęście doktorantka nie była jego uczennicą, bo musiałbym
przy takim jego warsztacie "naukowym" odmówić dopuszczenia jej do
obrony dysertacji doktorskiej. Bogactwo źródeł wiedzy
historyczno-politycznej i sposób interpretowania a nie jedynie sygnalizowania
pewnych procesów przekonało mnie, że jednak pedagodzy-historycy polityki
oświatowej spełniają najwyższe standardy nauk społecznych.
Wolałbym,
żeby A. Dudek nie pisał jedynie o tym, jakie sam ma poglądy polityczne, ale
dlaczego w taki sposób i na podstawie tak marnych źródeł postanowił przekonywać
czytelników o historii politycznej Polski lat 1989-2023. Nie odpowiedział na
pytanie, które zawarł we wstępie: "Dlaczego Polacy są tak bardzo
niezadowoleni ze sposobu, w jaki funkcjonuje demokracja w naszym kraju?"
(s.11), skoro o demokracji nie stanowi jedynie proces wyborów
politycznych, zresztą tu bardzo powierzchownie przedstawiany, gdyż obejmuje ona
znacznie więcej spraw publicznych niż tylko przedstawione przez Autora
książki.
W
naukach społecznych nie należy negatywnie formułować głównego problemu
badawczego, gdyż jednoznacznie ukierunkowuje on badacza na samosprawdzającą się
hipotezę, a zatem prowadzi do naukowo błędnych konstatacji: "Uważam
minione trzydziestolecie za jeden z najbardziej udanych okresów w dziejach
Polski (s.743). Subiektywnie dobre samopoczucie autora nie znajduje
potwierdzenia nawet dla powyższej tezy, którą otworzył "Zakończenie"
książki.
Nie wystarczy, a nawet nie należy projektować "drogi ku lepszej Polsce" na przeświadczeniu o "potęgującym się z każdą kolejną dekadą procesie negatywnej selekcji do zawodu polityka" (tamże), gdyż polską rzeczywistość kreują nie tylko wybrańcy lub nominaci do różnych organów władzy w państwie. To, że - jak pisze A. Dudek - "Niestety wyjście z błędnego koła wojny polsko-polskiej, w której najnowszym wydaniu tkwimy od ponad dwudziestu lat, będzie wymagać długiego czasu, bo jak wiadomo kulturę polityczną znacznie szybciej się psuje, niż naprawia (tamże)", tylko umacnia potoczny pogląd na tę sprawę. O wojnie polsko-(nie-)polskiej pisał Andrzej Paradysz, a nie jest ani doktorem, ani profesorem, jednak to uargumentował na podstawie analizowanych źródeł naukowych.
Skoro wiadomo, a wiadomo, to po co było wydawać książkę liczącą 783 strony? Nauka niewiele z niej skorzysta, bo wszystkie zawarte w niej dane zmian kadrowych są w Internecie, zaś osobiste komentarze autora znajdziemy na... Facebooku.
Byłoby lepiej, gdyby A. Dudek nie pisał niekompetentnie o reformie oświaty Mirosława Handke, ani o jej deformie Anny Zalewskiej, skoro nie zadał sobie trudu, by doczytać o istocie obu patologicznych rozwiązań w odpowiedniej literaturze naukowej. Ciekawe, że nawet nie podał nazwisk tych ministrów. Czyżby nie znalazł ich w prasie?
Tak należy rejestrować w rozprawie naukowej dane bibliograficzne w przypadku m.in. badań historyczno-politycznych, a więc także oświatowych (przykład z pracy doktorskiej napisanej pod kierunkiem prof. dr. hab. Romualda Grzybowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, 2024):