05 listopada 2018

W życiu, w sieci, w dniu wyborczej ciszy




Z każdym dniem dowiadujemy się, jak ktoś kogoś oszukał, obszedł prawo, ukradł, zabrał, przywłaszczył, uniknął odpowiedzialności, płatności, sankcji karnej itp. wykorzystując jedno prawo (lub przedstawiciela prawa) do tego, by nie przestrzegać innego prawa. Chaos jest tak duży, że mało kto potrafi się w tym połapać. Codziennie mamy zabawę w policjantów i złodziei, na wszystkich szczeblach i chyba we wszystkich instytucjach. Ci pierwsi zarazili się nie tylko nad Odrą, więc są na zwolnieniach - a jakże, prawdziwych :) - a ci drudzy mają raj, bo wreszcie nikt im nie depcze po piętach.

Uczą nas tego rządzący, którzy jak chcą zlekceważyć prawo, to wiedzą, w jaki sposób je "obejść", żeby obywatele za dużo nie zobaczyli, nie usłyszeli czy nie mówili. Ryba bowiem psuje się od głowy. Co głowa, to kapusta. "Co, kapusta? Głowa pusta".

Jak partia władzy chce, żeby odbyło się referendum w jakiejś sprawie, to do niego doprowadzi, ale jak tego nie pragnie, to zastosuje odpowiedni trik polityczny, by obywatele nie mieli tu nic do powiedzenia. Jak się chce kogoś publicznie upokorzyć, potraktować go jak przedmiot, to rekomenduje się go dwukrotnie na stanowisko Rzecznika Praw Dziecka. Kiedy jednak pojawia się pokusa zrobienia na tym interesu politycznego (?), to nie ma mocnych. Zawsze kij się znajdzie, nawet wśród senatorów. Dzieci i ryby głosu nie mają. Prawie każdy to zrozumie i zaakceptuje.

Ponoć zaostrzono przepisy dotyczące sprzedaży psów z prywatnych hodowli, ale nie uwzględniono w prawie fundacji, stowarzyszeń, a więc podmiotów zbiorowych. Szajka cwaniaków zarejestrowała sobie fikcyjne de facto stowarzyszenia czy fundacje i dalej uprawia na dziko hodowlę psów, bez jakiegokolwiek nadzoru weterynaryjnego. Jak ktoś chce sprzedać psa, to ogłasza się, że sprzeda smycz, a psa odda za darmo. Prawo sobie, życie sobie.

Była cisza wyborcza. Nie po raz pierwszy w naszym kraju. Wszyscy wiemy, że jest to w dobie internetu ograniczenie trudne do wyegzekwowania. Wiele osób zamieszcza na zagranicznych serwerach informacje o popieranych przez siebie politykach czy samorządowcach albo w trakcie ciszy wyborczej posługuje się odpowiednim szyfrem. W kodowaniu, mówiąc enigmatycznie, jesteśmy chyba najlepsi na świecie.

Mieliśmy zatem na bieżąco przekazywane z komisji wyborczych w okresie I i II tury informacje typu:

"Na bazarku w Krakowie prawdziwki po 54 zeta. Kanie po 46. W gdańsku prawdziwki po 58 zeta, a Kanie po 42".

albo:

"Jeśli (!) przecieki z cen hurtowych z 18-tej się potwierdzą po zamknięciu giełdy, to można powiedzieć, że łączenie pomidorów i nowalijek w jedną sałatkę nie zainteresowało nabywców. Sporo (i to bardzo) więcej zwolenników mają solone pistacje. No i ceny koniczynek bliskie tym z '14."

albo:

"Podobno 46% mieszkańców Krakowa planuje zmianę opon na nowy sezon. W przypadku Gdańska ten odsetek wynosi 42%".

albo:

"W skali kraju pistacje powyżej 34 złotych, pomarańcze po 24 złote, a koniczyna oscyluje wokół 10 złotych za worek".

Kiedy o tym piszę, jest już po wyborach. Po I turze mamy już oficjalne wyniki, które mocno zaskoczyły obie strony podzielonej Polski na lepszy i gorszy sort. Natomiast po drugiej turze wyborów samorządowych właśnie ogłoszono dane sondażowe. Zapewne zostaną potwierdzone przez PKW. Wówczas dowiemy się, po ile były na targu pistacje, a po ile koniczynki czy prawdziwki. Ktoś może powiedzieć, że tego typu komunikaty w sieci nic nie znaczą, bo ważne jest to, by mieszkańcy w ogóle udali się do komisji wyborczych i oddali swój głos.

Nie ulega jednak wątpliwości, że zabawa jest przednia. Jak w PRL. Wówczas tak trzeba było napisać, żeby cenzura tego nie wychwyciła. Stara, ale jara szkoła wciąż się sprawdza, po obu stronach Wisły zawracanej kijem.